Na szczycie wieży

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Helios powoli wchodził po schodach na szczyt wieży. Nie chciał biec, nie chciał odbierać sobie satysfakcji. Chciał się delektować każdą sekundą bycia tu. Sam ten fakt mówił wiele o tym, jak daleko zaszedł.

Wchodząc na szczyt rozglądał się po mijanych piętrach. Na każdym pełno było dziwnych magicznych portali, półek pełnych nieznanych mikstur, a także regałów z zakurzonymi tomami. Wieża wyglądała nieco jakby należała do jakiegoś czarodzieja czy coś w tym stylu.

Gdy tak szedł, Helios po raz ostatni pomyślał o tym, co może zobaczyć. Nie wiedział jakie prawdy o nim odkryje wieża. Kim była ta dziewczyna z jego snu? Dlaczego Venus go nienawidzi? Czemu nie miał swoich mocy? Liczył, że pozna odpowiedzi na te wszystkie pytania.

Wreszcie udało mu się wspiąć na sam szczyt. Na samym środku pomieszczenia, w którym się znalazł, zobaczył lustro. Poza tym nie było w nim nic. Już miał podejść do lustra, kiedy zza niego ktoś się wyłonił.

- Jeśli chcesz mieć coś zrobione, to zrób to sama... - westchnęła Venus, wyłaniając się zza lustra. Bogini piękna dzierżyła w ręku swoją włócznie, gotowa do walki.

- Znowu się spotykamy, Venus. - odparł Helios. - Pewnie nie tak to sobie wyobrażałaś.

- Nonsens, to miejsce będzie idealne na twoją śmierć. Będziesz tak blisko, a jednak tak daleko całej prawdy... - uśmiechnęła się złowieszczo Venus.

- Zakładając, że umrę. - odparł Helios, przywołując swój miecz.

- Ho ho, podoba mi się ta wersja ciebie. Jesteś taki niepodobny do tego fajtłapy z Obserwatorium. Czuć na kilometr twoją wolę walki. - zaśmiała się Venus. - Ale kto chce walczyć, musi się liczyć z przegraną, Helios.

- Mógłbym powiedzieć ci to samo, Venus. - spokojnie odpowiedział Helios. - Będziesz tak dalej gadać, czy planujemy to skończyć?

- Spieszy ci się do grobu? No dobrze... A więc walczmy! - odpowiedziała mu Venus i skoczyła na niego z zawrotną prędkością.

Helios instynktownie przetoczył się w bok, unikając ataku. Nie czuł strachu, tak jak w niektórych poprzednich walkach. Tu czuł wyłącznie rytm walki. Nie myśląc, skoczył na Venus, celując mieczem w jej nogę. Przeciwniczka zablokowała atak i odepchnęła go nieco. Mimo to, Helios nie został wybity z rytmu. Znowu zaatakował, tym razem paroma szybkimi cięciami. Venus omal nie straciła równowagi pod ich wpływem, ale utrzymała się na nogach.

W odwecie uderzyła kilka razy włócznią. Ciężko było blokować włócznię mieczem, więc Helios po prostu odskoczył w tył, aby się usunąć z jej pola rażenia. Walka była do bólu równa. Nikt nie mógł zadać nikomu ciosu, oboje tylko blokowali i unikali. Wreszcie, Venus nie wytrzymała. Jej włócznia zabłysła fioletem.

- Dosyć gierek. Mam nadzieję, że jesteś gotów umrzeć. - powiedziała. - Potęga Królowej Piękna... Afrodyta!

Jej włócznia pofrunęła w kierunku Heliosa z zawrotną prędkością. Miał może sekundę, żeby coś wymyślić, albo to faktycznie był jego koniec.

- Heliocentryzm! - krzyknął, nie myśląc zupełnie. Nagle, Venus zawisła w powietrzu.

- Co jest?! - zdziwiła się. - Co to ma zna...

Nie zdążyła dokończyć, bo zaczęła wirować dookoła Heliosa, zawieszona metr nad ziemią. Pokręciła się tak parę sekund, po czym została rzucona o ścianę.

Gdy leżała tak, poturbowana po tym ataku, Helios podszedł do niej.

- Gotowa się poddać? - spytał.

- Wiesz, mogłeś po prostu mnie zapytać o to co się stało. - odparła znienacka Venus.

- Słucham? - zdziwił się Helios.

- Wiem, co się wydarzyło tego dnia, Helios. - mówiła dalej Venus. - Nie potrzebujesz żadnego lustra.

- A więc mów, co się działo. - rozkazał Helios.

- Wiesz, parę lat temu w kosmosie miała miejsce wielka wojna... - powiedziała Venus, powoli się podnosząc z podłogi.

- Wojna? Przecież w naszym kosmosie od tysięcy lat jest pokój. - zdziwił się Helios.

- Pamięć o tej wojnie została celowo wymazana. - odparła Venus. - W tej wojnie poległa moja poprzedniczka, wcześniejsza królowa Układu Słonecznego.

- Wcześniejsza królowa? Kto nią był? Nie ma nikogo w Układzie oprócz planet i mnie. - pytał Helios.

- Cóż, pamięć o niej też została wymazana. Inaczej nikt by nie zaakceptował nowej królowej. - wyjaśniła Venus.

- Czyli królowa Układu umarła... A w takim razie kto ją zabił? - spytał Helios.

- Bardzo złe pytanie, słonko. - zaśmiała się Venus. - To byłam JA!

Venus z zaskoczenia skoczyła na Heliosa, ale nagle coś zepchnęło ją z jej toru i wylądowała z powrotem na podłodze. Między nią a Heliosem stanął znajomy pomarańczowy człowieczek.

- Mercury? - zdziwił się Helios.

- Nie mogłem siedzieć bezczynnie, gdy wy walczyliście z Venus, więc oto jestem. - wyjaśnił bibliotekarz.

- Paskudny karzeł! Jak śmiesz mnie dotykać?! - krzyknęła Venus.

- Ani słowa. Dosyć już namieszałaś wszystkim w głowach. - odparł Mercury i wystrzelił promień ze swoich rękawic. Ten, nie chybiąc, trafił Venus prosto w twarz.

Wtedy wściekła Venus rzuciła się na Mercurego, ale coś zatrzymało ją w drodze. Nadziała się na miecz.

- Gniew to zły doradca, Venus. - powiedział jej Helios, wyciągając swój miecz z jej boku.

Venus zawyła z bólu.

- Jeszcze się spotkamy, Słońce. To nie koniec. - powiedziała, po czym zniknęła.

- Brudna sztuczka, takie oferowanie odpowiedzi. - stwierdził Mercury. - Dobrze, że pojawiłem się w porę.

- To niedopowiedzenie, gdybyś się nie pojawił, to byłby koniec. - odparł Helios. - Dzięki, Merc.

- Ah, drobiazg. Bycie przydatnym to dla mnie najważniejsze, nie potrzebuję podziękowań. - odparł Mercury, chociaż uśmiechnął się na podziękowanie od Heliosa.

- Dziewczyny są na dole wieży, więc poczekaj tam z nimi, jak tylko do was wrócę, będziemy iść dalej. - powiedział Helios.

- Ja nie będę, Helios. Chciałem się przydać, póki mogę, ale teraz wracam do mojej biblioteki. To nie moja podróż, Słońce. - odparł Mercury.

- Jesteś pewien? Ktoś z twoją wiedzą mógłby się nam przydać. - spytał Helios.

- Wenus to nie miejsce dla mnie, ale dzięki za ofertę. - odparł Mercury. - Do zobaczenia, Słońce.

- Na razie, Merc. - odpowiedział mu Helios.

Wtedy Mercury wyskoczył przez okno i poszybował w stronę swojej biblioteki.

Wtedy Helios spojrzał na lustro. Wreszcie był u celu. Cała jego podróż zmierzała do tego punktu od samego początku. Owszem, planował dotrzeć na Wenus i położyć kres jej rządom, ale koniec koszmarów był jego pierwszym celem, a teraz miał go na wyciągnięcie ręki. Podszedł niepewnie do lustra.

Po drugiej stronie zobaczył coś dziwnego: nie był tam on, ale dziewczyna z jego snów. Nie rozumiał nadal czemu była taka ważna. Nie rozumiał czemu była w jego snach, czemu teraz była jego odbiciem. Domyślał się, że to ona była tą królową, której Venus zabrała koronę, ale kim ona była? Helios spojrzał prosto w jej oczy i nagle poczuł, że rozumie. Nie myśląc wiele, dotknął powierzchni lustra dłonią. Jak się okazało, tafla lustra była w zasadzie jak tafla wody. Mógł włożyć swoją rękę do środka.

Zaskoczony, zabrał dłoń. Czy miał wejść do środka, żeby poznać prawdę? Westchnął i zacisnął zęby. Policzył do trzech w myślach, i na "trzy" wskoczył do środka lustra. I wtedy wszystko zobaczył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro