Pluton

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po incydencie na cmentarzu, Helios i drużyna szli dalej przez łąki pełne dziwnych, różnokolorowych kwiatów, o kształtach jakich jeszcze w życiu nie widzieli, nawet Gaja, która ziemskie kwiaty zna doskonale, jak zresztą wszystko co z Ziemią związane.
W końcu jednak, po kolejnej godzinie drogi, trafili na wzgórze, na którym stał czyiś dom. Nie był on wybitnie imponujący, ale nie była to też kompletna rudera. Miał dwa piętra, był cały z ciemnego drewna i miał ogromne okna, pozasłaniane czerwonymi zasłonami.

- Myślicie, że ktoś tu mieszka? - spytała Selene, gdy tylko ujrzała budynek.

- Dom nie wygląda na zaniedbany, przynajmniej w porównaniu do ziemskich zaniedbanych domów... Może ktoś tu żyje? - odpowiedziała jej Gaja.

Wtem, klamka u drzwi domu poszła w dół. Wszyscy przygotowali się, żeby zaatakować to, co wyjdzie ze środka. Drzwi otworzyły się lekko... Wszyscy już byli gotowi do skoku na wychodzącego... Wtedy drzwi otworzyły się na oścież i naraz wszyscy odetchnęli z ulgą.
W drzwiach stanęła niewielka dziewczyna, o sięgających do ramion brązowych włosach, złotych oczach i w kremowej sukience.

- Plutia! - zawołała Gaja na jej widok i szybko do niej podbiegła, po czym ścisnęła ją z całych sił.

- Hej, Gaja... Co wy tu robicie? - spytała Plutia, mocno przyciśnięta do Gaji.

- Idziemy do Venus. Zabrała nam sprzed nosa ważne książki i zdaje się, że chce mnie zabić. - wyjaśnił Helios.

- Huh. Podpadłeś jej czymś? - pytała dalej Plutia, teraz już próbując się wydostać z uścisku Gaji.

- Nawet jeśli to sobie nie przypominam czym. Wysłała już po mnie Marsa, Jupitera i Saturn, ale jak się okazuje, Saturn jest po naszej stronie. - Helios wskazał na stojącą tuż za nim Saturn.

- Hm... Nie wydawała się być po naszej stronie przy głosowaniu czy wywalić mnie z Układu... - Plutia spojrzała Saturn prosto w oczy, w końcu uwalniając się też z uścisku Gaji. - Chociaż, jeżeli miała robić za szpiega, to była całkiem przekonująca.

- Cóż, na pewno nie jest z Venus, inaczej już bym dawno nie żył. - stwierdził złotowłosy.

- Hej, mniejsza o nas, co ty tu robisz? - wtrąciła się Gaja.

- Ah, no wiesz... Długa historia. Generalnie przyjęły mnie pozostałe planety karłowate. Ten domek tutaj to nasza baza... Mamy polować na bestie z czarnych dziur i w ogóle... Tylko na razie Haumea, Eris i Makemake poszli szukać Ceres... Jeszcze nie wróciła ze swojego patrolu... - Helios i Selene popatrzyli na siebie nawzajem porozumiewawczo, ale nie powiedzieli ani słowa. - Cóż, w każdym razie, dopóki nie mam szkolenia, muszę siedzieć w tym domu dla swojego bezpieczeństwa... Czy coś takiego.

- Huh. No cóż, dobrze przynajmniej wiedzieć, że masz się gdzie podziać po tym, co zrobiła ci Venus. - stwierdziła Gaja.

- Może i mam, ale nie jestem do końca zadowolona. Mimo wszystko wypędziła mnie, dostała to, czego chciała... Wredna szuja. - Plutia była widocznie zła, gdy mówiła o Venus. Nienawidziła jej całym sercem, to było jasne. - Chętnie bym wam pomogła się do niej dobrać...

- Hej, każda pomoc się przyda. Jeśli tylko chcesz... - powiedział Helios.

- Zastanowię się... Nie chcę zostawiać reszty karłowatych, rozumiecie... Ale na razie mogę was zaprosić do ich bazy, może odpoczniecie sobie, na pewno jesteście zmęczeni... Wchodźcie. - zaprosiła ich do środka domu.

- Dzięki. - odpowiedzieli wszyscy naraz i weszli za Plutią do środka.

***

Gdy weszli i siedli wszyscy przy stole, drużyna Heliosa opowiedziała Plutii dokładniej wszystko co się wydarzyło, wyjąwszy pomoc od Ceres. Plutia wysłuchała z uwagą i też opowiedziała co nieco o swoim czasie na Drodze. W końcu jednak wszyscy zaczęli robić się senni i porozchodzili się do pokoi. Najpierw Selene, potem Gaja, Plutia, aż zostali tylko Saturn i Helios.

- Dziki dzień, co? - powiedziała Saturn, zaraz gdy Plutia weszła na piętro.

- Mhm, najdzikszy od lat... Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się taki... Żywy. - odpowiedział jej Helios.

- Skoro o pamiętaniu mowa, nie udało ci się nic przypomnieć dzięki posągowi? - spytała z nadzieją w głosie Saturn.

- Nie, raczej nie... Ledwo go musnąłem, zanim Mars...

- Rozumiem... - odparła Saturn, nieco rozczarowana.

- Hej, nie martw się o moją pamięć. Dzięki tobie jeszcze trochę pożyję i ją przywrócę. Uratowałaś mi dziś tyłek dwa razy, a nawet nigdy wcześniej się nie znaliśmy... Widzę, że jesteś dobrą osobą, więc na pewno damy radę... Razem.

- Uh, dzięki... To... Nic wielkiego, naprawdę... - odpowiedziała Saturn zmieszana, jej policzki płonęły pod wpływem nagłego komplementu.

- Dla ciebie może nie... Ale ja naprawdę to doceniam. - powiedział Helios i uśmiechnął się do Saturn szeroko. - No cóż, zaraz usnę, więc idę już spać... Dobranoc, Saturn.

- D-dobranoc, Hel... - odpowiedziała Saturn, cała czerwona, a zaraz potem Helios zniknął w jednym z pokoi domu. Saturn dotknęła swoich policzków. Były ciepłe, nawet bardzo... Dziewczyna nigdy wcześniej się tak nie czuła. Była jak w gorączce, ale takiej... pozytywnej? Nie rozumiała do końca co się z nią działo. Cały dzień była spokojna, nie pokazywała zbytnio emocji... A wystarczyło kilka jego słów, żeby wyglądała jak burak. Cóż, fakt, że nikt nigdy jej wcześniej tak nie docenił, ale to nie mogło być tylko to, a przynajmniej tak sądziła Saturn. Dziewczyna wstała z krzesła i poszła do swojego pokoju położyć się spać tak jak reszta... Jednak już obawiała się swoich snów... Wiedziała, że będzie dalej śnić o swojej podróży z Heliosem, o tym co będzie dalej... A jednak była też trochę podekscytowana. Spojrzała po raz któryś tego dnia na gwiazdy, tym razem przez okno. Uśmiechnęła się tylko do nich, położyła się, zamknęła oczy i odpłynęła...

***

Po raz milionowy ta sama ciemność. Jak Helios nienawidził tego snu. Nie mógł znieść, że tylko to może widzieć nocą... A jednak, tym razem było w tej ciemności coś... Nowego.
Pośrodku ciemności stała jakaś dziewczyna, wyglądająca jak duch jakiejś planety... To nie była Saturn, Gaja, Plutia ani Selene... Dziewczyna miała długie loki, ale cała jej postać była szara, jakby wyssano z niej kolor, więc Helios nie mógł stwierdzić jakiego tak naprawdę koloru mogły być jej włosy. Dziewczyna szła przez ciemność z przerażeniem na twarzy. Szukała czegoś... Wyjścia? Kogoś innego?
Szła powolnym krokiem przez mrok, patrząc a to dookoła siebie, a to pod nogi...
W końcu stanęła i spojrzała w górę, tak jakby patrzyła Heliosowi prosto w oczy.

- Słońce nie zgaśnie dopóki ja żyję w tobie, Helios. - powiedziała do niego, już bez strachu na twarzy.
Wtem, ciemność dookoła jakby ją pochłonęła.
Znowu pojawiły się te same krzyki co zawsze, błagające o odpowiedź "Dlaczego?"... Teraz Helios słyszał wyraźnie, że to były dziesiątki głosów... Kilka nawet chyba znajomych... Ktoś mówiący jak Gaja, ktoś nieco jak Selene, Plutia... Saturn nie słyszał, ale reszty był prawie pewien. I nagle, ich zbiorowe wycia ustały, zapanowała zupełna cisza.

- Niedługo wrócę do życia, moi mili... - rozległ się głos szarej dziewczyny, a pozostałe głosy krzyknęły, tym razem radośnie:
"Już pora, już pora!"

I wtedy właśnie Helios otworzył oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro