Miło, ale tylko przez chwilę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po chwili pukania do drzwi, u ich progu stał Elton w szlafroku.Widać po nim było, że niedawno wstał, bo był ledwo przytomny i miał podkrążone oczy.
E.:O Rose to Ty.Wchodź!
Nie wahają się weszłam do środka.

Przeszliśmy do kuchni, w której siedział Bernie.
B.:O h-hej.(On też przed chwilą wstał)
R.:Hejka, co wy tacy...bez życia, jest 10.Mam dla was niespodziankę, ale muszę najpierw to zrobić.😏
Chłopacy wiedzieli o co chodzi.Czekali grzecznie, aż przygotuję im śniadanie.

Po 15 minutach śniadanie było gotowe.Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.Zrobiłam jajka sadzone z bekonem i do tego kawę.
Wszyscy zaczęliśmy jeść, gdy nagle zadzwonił telefon.Wstałam od stołu i poszłam do przedpokoju.Odebrałam telefon.Usłyszałam w słuchawce głos Briana.
Bri.:Czy mam przyjemność z Rose William?
Ja:Tak, to ja.
Bri.:Chciałbym Cię przeprosić w moim i Rogera imieniu.
Ja:Nie ma za co.Ja sama w to nie wierzę, a jednak.Mieliście prawo tak zareagować.
Bri.:Mam nadzieję, że już wszystko między nami będzie w porządku?
Ja:Tak!
Bri.:A prawie bym zapomniał, czy dasz radę do nas podskoczyć o 7 wieczorem?Adres to ********.
Ja:Tak, jasne postaram się.Do zobaczenia.

Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam myśleć o adresie.Gdzie to wogóle jest?!Postanowiłam, że zapytam chłopaków.Oni oczywiście wiedzieli gdzie to jest, bo przecież lepiej znali okolicę ode mnie.
E.:Na pewno chcesz tam jechać sama?
Ja:Jasne, jak coś to będę dzwonić.
B.:To poczekasz na mnie, bo muszę coś załatwić i Cię zawiozę.Będziemy mieli pewność, że dotarłaś pod właściwy adres.

Było mi miło.Nie dość, że chłopaki się o mnie martwią, to jeszcze Bernie zaoferował mi swoją pomoc.Oczywiście się zgodziłam.

Spędziliśmy razem we trójkę miło dzień.Dochodziła 7, więc zaczęliśmy się zbierać.Ubrałam bordowy golf i czarne jeansy.Włożyłam również moje trampki i narzuciłam na siebie beżowy płaszcz.Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu.Jechaliśmy z 20 minut i dojechaliśmy na miejsce:
B.:Zadzwoń, to przyjadę po Ciebie.
Ja:Spokojnie, wrócę do domu autobusem.
B.:Ale nalegam.
Ja:Bernie proszę.
B.:Ok, tylko uważaj na siebie.
Pocałowałam to w policzek na pożegnanie i wyszłam z auta.

Stałam już przed drzwiami budynku.Strasznie się bałam, ale i tak zapukałam.Zero reakcji.Zapukałam drugi raz.ZNOWU TO SAMO!!Zadzwoniłam więc dzwonkiem.Zauważyłam otwierające się drzwi.NAREŚCIE!!

U progu drzwi zobaczyłam całkiem wysokiego bruneta.Był to Brian.
Bri.:O to Ty.Wejdź śmiało.
Weszłam do środka.Na sofie leżał Freddie a Roger jadł właśnie kolację w kuchni.
Bri.:Przepraszam za nich.Są trochę nie ogarnięci.
F.:Czy ktoś tu mówi, że jestem nieogarnięty?!
Bri.:Znaczy...
Ja:Spokojnie chłopacy.LUZ, BLUES I SPOKÓJ.
Brian raz strzelił w ryj Freddie'mu, aby ten się obudził.Roger chwilę się śmiał a potem dosiadł się do nas na sofę.
F.:Tak więc stwierdziliśmy, że chcemy Cię zatrudnić, chociaż będziemy również chcieli kogoś "wynająć", żeby zacząć wydawać nasze płyty.
Bri.:Zgadzasz się?
Ja:Tak, jak najbardziej.
R.:No to super to może jakieś piwo?
Ja:Wolałabym herbatę😉

Siedzieliśmy tak przez następne 3h.
Zauważyłam, że jest 22 i zaczęłam się zbierać.
Bri.:Może Cię odwieźć??
Ja:Nie, spokojnie wrócę autobusem.
Pożegnałam członków Queen i poszłam na autobus.Czekałam na przystanku z 5 minut, gdy nagle pojawił się pojazd.Wsiadłam do niego, kupiłam bilet i usiadłam na wolnym miejscu.

Zaczęłam myśleć o tym, co mogłabym zmienić, jeśli użyłabym mojej "mocy" podróży w czasie.Szybko z tych myśli wyrwał mnie głośny odgłos klaksonu z autobusu.Nagle poczułam jakiś ból.
Chyba wtedy zdałam sobie sprawę co się stało.Mieliśmy wypadek.Po chwili pociemniało mi w oczach.Czułam się strasznie.Czy to miał być koniec mojej przygody?...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro