Odpocznij

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy tylko dotarli do Samotnych Wysp wiedzieli że coś było nie tak. Wszędzie cisza, żadnych mieszkańców jakby wszyscy zniknęli lub się pochowali. Przeszukiwanie domów nic nie dało, została tylko wieża. Tam też nie znaleźli żywego ducha a widząc spis niewolników i opłaty na środku pomieszczenia czarowłosego przeszedł dreszcz po plecach - wpadli w pułapkę a to nie wróżyło nic dobrego .Edmund miał tylko  nadzieję że grupa której Kaspian nakazał pilnować nabrzeża ma więcej szczęścia. Najemnicy zaatakowali z zaskoczeniaa także  mieli przewagę liczebną i choć zarówno Łucja jak i Edmund wiedzieli że długo nie pociągną tak mieli cichą nadzieję że z pomocą Kaspiana jakoś im się uda wyjść cało.Słychać było tylko uderzające o siebie miecze i wzajemne oddechy i walka była zaciekła ,żadna ze stron nie chciała odpuścić. Edmund kątem oka zerknął na Kaspiana i nie mógł ukryć podziwu dla króla który odpierał ataki przeciwników z ogromną zręcznością czego po części się nie dziwił. Kaspian świetnie umiał posługiwać się mieczem i miał większe doświadczenie niż on. Gdy wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku usłyszeli krzyk Eustachego. To małe rozproszenie sprawiło że jeden z oprawców stojących obok Caspiana skorzystał z okazji i mieczem zrobił cięcie w jego prawym ramieniu sprawiając że starszy krzyknął z bólu upuszczając miecz.

 -Caspian!!!! - Edmund zerwał się by do niego podbiec ale w tym samym momencie ostrze znalazło się przy jego krtani. 

-Nie radzę tego robić chłopcze, zabrać ich do celi a dziewczyny na rynek - szef bandy uśmiechnął się.

Tak szybko jak zostali zakuci w kajdany i zamknięci w celi tak szybko z niej wyszli i wyzwolili miasto. Edmund widział ulgę i radość na twarzach ludzi, wszyscy wiwatowali gdy lord Bern podarował Kaspianowi miecz lecz nie widział tych emocji na twarzy króla jedynie lekki uśmiech który szybko zniknął a zastąpił go grymas bólu. 

-w porządku? - zapytał gdy dorównał mu kroku 

-nic mi nie jest - Caspian uśmiechnął się chociaż Edmund zauważył rozdartą tkaninę i strużkę kwi biegnącą od rany. 

-Jesteś pewien? Krwawisz-stwierdzając to nie mógł ukryć strachu i zaniepokojenia 

 -to draśnięcie, wracajmy na statek - mówiąc to wręczył mu miecz od lorda a serce młodszego zalała fala ciepła. Powrót na statek był spokojny, obrali kurs na Wyspę Czarodzieja i szykowali się do dalszej drogi. 

-Drinian przejmij ster - polecił 

-Tak wasza wysokość.Kaspian udał się do swojej kajuty lecz zachwiał się lekko schodząc po schodach nie umkło to uwadze Edmundowi który obserwował go gdy tylko wrócili. Kaspian wchodząc do kajuty oparł się o biurko i chrząknął z bólu gdy ramię wręcz promieniowało bólem. Świat na chwilę pociemniał i gdyby nie para ramion która go przytrzymała upadłby. 

-Dobrze się czujesz? - Edmund posadził go ostrożnie na koi i spojrzał z troską.

 -Nie najlepiej - słaba odpowiedź króla i ilość krwi przeciekająca przez materiał tylko umocniły w przekonaniu młodszego że to nie było tylko draśnięcie. 

-trzeba to zabandażować - Edmund po chwili poszukiwań znalazł bandaże i wodę i gdy Kaspian zdjął koszule zaczął czyścić ranę. 

-może trochę zaboleć - upomniał go i delikatnie przyłożył nasączony ręcznik do rany co niemal natychmiast spotkało się z sykiem bólu.Edmund najdelikatniej jak tylko mógł wyczyścił ranę i założył bandaż. Podał Kaspianowi świeżą koszule i widząc że starszy wręcz usypia pomógł mu się położyć na posłaniu. 

-Odpocznij trochę, Drinian pilnuje sterów i jak narazie nie zanosi się na żadne niespodziewane niebezpieczeństwa. - powiedział uśmiechając się co spotkało się z cichym śmiechem starszego. Gdy już miał odejść od niego ręka złapała go za nadgarstek 

-zostań.. proszę-szepnął starszy

 -nigdzie się nie wybieram...spij już musisz odpocząć - polecił cicho Edmund skupiając swój wzrok na zachodzącym słońcu i widoku horyzontu za oknem lecz gdy spojrzał na spokojną twarz swojego króla pogrążoną we śnie , nie mógł się oprzeć stwierdzeniu ,że w narnijskim słońcu wygląda ona po prostu pięknie .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#casmund