Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Arren tak jak obiecał swojej siostrze, rozpoczął śledztwo. Jak narazie miał listę osób, które zniknęły za linią Kresu. Żadnej z nich nigdy więcej nie widziano. Początkowo próbował znaleźć między nimi jakąś zależność, coś wspólnego, co wyjaśniłoby dlaczego akurat one. Jednak żadnego klucza nie znalazł. Zabrane anioły nie miały ze sobą nic wspólnego, jakby były wybierane kompletnie przypadkowo. Ani pokrewieństwo, nawet daleko sięgające wstecz, ani zawód, a tym bardziej hobby. Nawet wiek miały różny. Jedynym schematy, jaki zdołał odkryć był powtarzający się co pół roku proceder. Co pół roku Kres zabierał kolejną osobę, a działo się tak od ponad trzystu lat.

Elinor od czasu zniknięcia Lancella kompletnie się załamała. Nie chciała wychodzić z domu. Czasem nawet nie chciała jeść. A do tego przez całe dnie przepłakiwała w łóżku. Kilka razy nawet napomknęła coś o własnej śmierci, ale anioł szybko wybił jej to z głowy. Miała dziecko, powód, dla którego powinna żyć. Arren chorobliwie się o nią martwił i o dziecko również.

- Po co mam o nie dbać, jeśli nie ma przy mnie Lancella? To on o nim marzył, a ja chciałam mu tylko sprawić przyjemność. Chciałam je wychowywać razem z nim. Dziecko nie będzie szczęśliwe bez ojca, mając tylko wiecznie smutną i nieszczęśliwą matką- powiedziała, kiedy próbował ją przekonać do normalnego funkcjonowania dla dziecka, rzecz jasna.

Arren zauważył, że była bardziej skłonna do zrobienia czegokolwiek dla dziecka, nie dla siebie. Anioł nie wiedział już, co robić. Wszelkie pomysły na rozwiązanie tej sytuacji zniknęły albo zakończyły się porażką. Jego dni w ostatnim czasie wypełniały tylko trzy rzeczy: praca, opieka nad Elinor i śledztwo, o ile w ogóle można było to tak określić. Nie miał czasu na nic innego. Oscylował pomiędzy Zamkiem Taelis, domem jego siostry, pomniejszymi restauracjami, gdzie mógł zjeść szybki i gorący posiłek oraz niekiedy kręcił się po mieście w ramach zdobywania informacji. Raz nawet w akcie desperacji chodził po domach, próbując się czegoś dowiedzieć. Niestety nie usłyszał żadnych konkretów. Nikt nie wraca z Kresu. Na pewno ich tam torturują, bądź zabijają. Odpuść póki sam tam nie trafiłeś i zajmij się biedną Elinor. Tylko takie rzeczy słyszał od mieszkańców Tael Bren. Czasami też inne, dużo okrutniejsze teorie na temat tego, co się tam działo. Nic, co mogłoby go chociaż odrobinę zbliżyć do prawdy.

- Wyglądasz jak zombie- zauważyła Carrie, gdy siedzieli razem w knajpce.

- Muszę się tylko napić kawy.

- Nie będziesz pił dzisiaj już trzeciej kawy. Jest dopiero południe- zaoponowała Rose.- Potrzebujesz snu.

- Martwimy się o ciebie. Jak tam dalej pójdzie to się wykończysz- odezwała się już nieco łagodniej Carrie, z wyraźną nutą troski pobrzmiewającą w głosie.

- Nic mi nie jest. Po prostu mam dużo na głowie- Arren sięgnął ręką po świeżo zamówioną kawę, ale Drake był szybszy. Złapał za ucho kubka i przytknął go sobie do ust.

- Zarekwiruję ją. Kiedyś mi za to podziękujesz- mruknął Drake i upił łyk napoju.

- Rozumiemy, że musisz często odwiedzać Elinor i chodzić do pracy, ale... Nie gniewaj się. Zauważyliśmy, że chodzisz też w inne miejsca, a zamiast odpoczywać wracasz do domu w środku nocy.

- Śledzicie mnie?! A kiedyś myślałem o was jak o przyjaciołach.

- Bo nimi jesteśmy, tylko ty nic nam nie mówisz. Nawet o Lancellu dowiedzieliśmy się przypadkiem. Gdzie ty spędzasz cały swój wolny czas i wieczory?- zapytał Drake, patrząc na niego badawczo, jakby podejrzewał że przyjaciel zaraz spróbuje go okłamać.

- Nie wasz interes!- warknął Arren, starając się jak najszybciej skończyć posiłek i uciec od tych niewygodnych pytań. Niewielka ilość snu, brak kolejnej kawy oraz czasu, złość na brak postępów w śledztwie, bezsilność i ciągłe martwienie się o Elinor nie odstępowały go na krok od niespełna miesiąca. To wszystko sprawiło, że coraz bardziej odsuwał się od swoich przyjaciół, a kiedy już się z nimi widział, dawał upust kłębiącym się wewnątrz niego emocjom.

- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi do jasnej cholery!- warknął Drake.- Dlatego znosimy twoje humorki i nie narzekamy, a powinniśmy. Wyrzywasz się na nas zawsze, kiedy chcemy z tobą normalnie porozmawiać!

- Daj spokój Drake- poprosiła Carrie, wyczuwając unoszącą się w powietrzu kłótnię.

- Nikt was o to nie prosił. Zostawcie mnie w spokoju.

- Pomożemy ci we wszystkim, tylko powiedz, co się dzieje i co robisz wieczorami zamiast się wysypiać. Możemy pomóc ci przy Elinor...

- Nie chcę waszej pomocy. Nie rozumiecie? Mam wam to przeliterować czy co? Zostawcie mnie w spokoju- Arren skinął głową w kierunku drzwi. To był jasny i dosadny przekaz.

- Ta restauracja nie jest twoja. Nie możesz nas z niej wyrzucić- warknął Drake, zajmując sąsiedni stolik. Carrie zgromiła go wzrokiem.

- Proszę...- zaczęła mówić Rose, ale Arren położył pieniądze na stole i wyszedł z restauracji. Cieszył się, że nikt za nim nie poszedł. Anioł skierował się do domu Elinor. Po raz kolejny zastał siostrę w łóżku. Miał już serdecznie dość.

- Leżenie w łóżku nie sprawi, że Lancell wróci- mruknął Arren. Wiedział, że to, co powiedział nie było zbyt delikatne, ale delikatne słowa na nic się do tej pory zdały. Musiał zmienić taktykę.

- Nie wstanę dopóki Lancell nie wróci- odpowiedział mu głos spod kołdry.

- Zachowujesz się jak dziecko, a powinnaś zachowywać się jak matka. Powinnaś myśleć o dziecku, a nie je głodzić.

- Nie chcę tego dziecka. Nie poradzę sobie bez niego- odparła Elinor tonem jakby zaraz miała się rozpłakać.

- Masz mnie. Pomogę ci przy dziecku, tylko najpierw musisz je urodzić i zacząć normalnie funkcjonować. Obiecałem ci, że uratuję Lancella i zrobię wszystko, żeby go stamtąd wyciągnąć. Musisz dać mi tylko trochę czasu.

Arren skierował się do kuchni. Nadal leżały tam brudne naczynia, tak samo jak tydzień temu. Miał w końcu je umyć, ale zawsze brakowało mu do tego czasu. Po kilkunastu minutach skończył i wszystkie naczynia były czyste i suche w szafkach na odpowiednich miejscach. Wziął jeden z talerzy, a potem otworzył lodówkę. Gdyby nie to, że robił zakupy, byłaby całkowicie pusta. Zrobił kanapki i zaniósł je Elinor razem z wciąż gorącą herbatą. Położył je koło łóżka, a następnie wyszedł, zamykając drzwi na klucz. I tak nic więcej nie zdoła osiągnąć. Następnym punktem w jego niewidzialnym harmonogramie dnia była praca, czyli kilka dobrych godzin stania i rozmawiania z innymi strażnikami. Wspaniale, pomyślał sarkastycznie. Przynajmniej nie miał dzisiaj wachty z Drake'iem, Carrie albo Rose. Na miejscu przy wieży Elieli zastał Blaise'a.

- Co z tobą, całą noc spędziłeś na imprezie?- zapytał Blaise.- Wyglądasz okropnie.

Anioł cieszył się, że Blaise najwyraźniej nie widział się z Carrie, Rose i Drake'iem, ani nie udzielił się mu ich podejrzliwy nastrój. Przynajmniej on nie będzie mu truł.

- Trochę przesadziłem z alkoholem- przytaknął Arren, nie wyprowadzając go z błędu.- A ty gdzie zniknąłeś? Dwa albo trzy dni nie było cię w pracy.

- Nie uwierzysz. Miałem nikomu o tym nie mówić, ale... Nie wygadasz się, prawda?

- Wszystko co powiesz zostanie między nami- zapewnił Arren.

- Odwiedziłem Przeklętych, a podobno nikt stamtąd nie wychodzi- powiedział z dumą, a anioł spojrzał na niego jakby zwariował.

- Naćpałaś się czegoś?

- To się stało naprawdę. Nic nie piłem, ani nie ćpałem. Wysłała mnie tam sama Eliela.

- Po co?- Arren mu nie wierzył, ale z drugiej strony nie potrafił znaleźć powodu, dla którego miałby kłamać.

- Pokażę ci rozmowę z Elielą. Tylko otwórz umysł- poprosił, a Arren tak zrobił i zamknął oczy. Ujrzał komnatę Elieli na szczycie wieży, tam gdzie rozmawiała z Harronem, w co swoją drogą nadal nie mógł uwierzyć.

- Blaise chciałabym cię poprosić o dwie rzeczy- oznajmiła anielica.
- Pierwszą z nich jest dyskrecja. Czy mogę mieć pewność, że ta rozmowa zostanie między nami?

- Oczywiście- Blaise wpatrywał się w nią z nieukrywaną satysfakcją, a jego wzrok spoczywał głównie na jej dużych, kształtnych piersiach lub oczach, w których można było utonąć.
- Zrobię wszystko, o co tylko poprosisz.

- Nawet nie powiedziałam jeszcze o co chcę ciebie poprosić, a ty już się zgodziłeś. Cieszę się, że mam przy sobie tak lojalne osoby i równocześnie smucę się, że mam ich tak mało. Wiem, że to może się wydać nierealne i dziwne. Podkreślam, że nie staniesz się Przeklętym.

- Nie rozumiem. Mogłabyś mi to nieco jaśniej wyjaśnić?

- Przeteleportuję cię poniżej Piekła do Przeklętych, żebyś znalazł istotę, która była przy tworzeniu pierwszych magów krwi. Wiem, że...

- Zgoda- przerwał jej Blaise.- Zrobię to, tak jak wcześniej powiedziałem. Tylko co mam zrobić, jeśli znajdę taką istotę? Przecież od tego czasu minęły tysiące lat. Obawiam się, że może się to nie udać.

- Te istoty stworzyły nowy gatunek. Z pewnością któryś z nich jeszcze żyje. Chciałabym żebyś ją tu przyprowadził. Pokażę ci specjalne zaklęcie byś mógł stamtąd wrócić bez najmniejszych problemów. Nawet z Przeklętym.

Nagle wszystko zaczęło znikać, a Arren znowu stał przy wieży anielicy.

- I to w gruncie tyle, jeśli chodzi o prośbę Elieli. Potem tylko pokazała mi zaklęcia. Nie to że ci nie ufam, ale i tak za dużo już powiedziałem.

- Nawet nie wiem, co powiedzieć. Myślałem, że to zmyśliłeś. I co, udało się?

Blaise po krutce opisał mu Stolasa, ślepego starca, który jednak nie okazał się tak bezużyteczny jak początkowo myślał oraz jak go unieruchomił bez użycia zaklęć. Opowiedział Arrenowi również o denerwującej zmiennokształtnej i równie, może nawet bardziej denerwującym demonie, którzy zaprowadzili go do ruin. Anioł słuchał tego wszystkiego zdziwiony. Gdyby nie to, że Blaise pokazał mu wspomnienie, nie uwierzyłby mu.

- I co na to Eliela? Zgodzi się?- Blaise w odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Nie powiedziała mi tego. Tylko podziękowała i uprzejmie wyprosiła. Ale bardzo jej na tym zależało.

- Eliela cię wzywa- zwrócił się Drake do Arrena, mocno zaciskając pięści. Widać było, że ledwo się powstrzymywał, żeby nie dodać złośliwego komentarza. Arren poszedł do komnaty na szczycie wieży.

- Witaj Arrenie- przywitała go Eliela, a Arren odpowiedział tym samym. Tak jak zawsze wyglądała pięknie. Jej blond włosy opadały falami na ramiona, a suknia idealnie podkreślała oczy. Z pleców majestatycznie wystawały duże, śnieżnobiałe skrzydła.-Może chciałbyś się trochę napić?- zaproponowała, wskazując kieliszkiem, który trzymała w dłoni na butelkę z resztą trunku.

- Podziękuję. Strzerząc ciebie wolę pozostać trzeźwy.

- Właśnie, dlatego właśnie ciebie tu zaprosiłam. A jeśli chodzi o wino, po prostu chciałam się upewnić, iż dobrze wybrałam. Miałam rację- uśmiechnęła się anielica, odkładając kieliszek. Jednym, krótkim zaklęciem zmieniła swój wygląd. Tym razem jej włosy były związane w niechlujnego koka, a suknie nie była tak zdobiona jak poprzednia. Mimo wszystko, Arren musiał przyznać, że wyglądała równie pięknie jak przed chwilą. Natomiast skrzydła schowała.- Mam dla ciebie propozycję.

- Jesteś dla mnie niezwykle łaskawa- Arren chciał sformułować to trochę inaczej, ale zawsze kiedy nie mówił do niej "pani", poprawiała go.

- Słyszałam, że interesujesz się Kresem- odparła Eliela.- Podobno wypytujesz mieszkańców Tael Bren o osoby, które zniknęły za zasłoną z mgły. To prawda?

- Tak. Niedawno zabrano tam narzeczonego mojej siostry- co prawda Arren trochę wyolbrzymił fakty. Elinor nie była zaręczona z Lancellem.- A spodziewają się dziecka.

- Rozumiem. To skarb mieć takiego brata. Robisz wszystko, żeby uratować jej narzeczonego, ale nie znasz całej historii. Nie bez powodu zabrałam go do Kresu.

- Czy mogłabyś mi powiedzieć coś więcej?

- Gdybym nie zamierzała tego zrobić, nie zaczęłabym tematu. Chciałam oszczędzić twoją biedną siostrę. Jak pewnie wiesz, co pół roku zabieram tam jedną osobę. Ze względu na ciebie postanowiłam zabrać Lancella. Twoja siostra nie chciałaby poznać prawdy, a i ciebie by to dotknęło.

- Czasami lepiej znać prawdę. Nawet tą najokrutniejszą.

- To Lancell zamordował waszych rodziców- powiedziała Eliela, a Arren nie potrafił w to uwierzyć. Arren miał wtedy piętnaście lat. Może i nie był dzieckiem, ale nie był też przygotowany na to, co zastał. Kiedy wrócił do domu, zobaczył martwe ciała rodziców i płaczącą siostrę. Śledztwo w tej sprawie trwało kilka miesięcy. Jednak nie potrafili powiedzieć, kto to zrobił. Śledztwo umorzono. - Miał wtedy piętnaście lat. Był młodym, obiecującym aniołem. Miałam wobec niego plany, ale on chcąc uczcić swój sukces za dużo wypił. Po raz pierwszy skosztował alkohol i nie potrafił zapanować nad mocą, którą zdobył. To był przypadek.

Arren z trudem powstrzymywał emocje. Miał ochotę krzyknąć przypadek?! Pozbawił życia jego rodziców przez cholerny przypadek?! Był świadomy, że Eliela nie była niczemu winna, dlatego się powstrzymał.

- Dlaczego w takim razie nie został Przeklętym zaraz po morderstwie?

- W tamtym momencie tego nie wiedziałam. Dowiedziałam się tuż przed tym jak zabrałam go do Kresu- odpowiedziała smutno.- Uznałam, że Elinor będzie lepiej, jeśli nie pozna prawdy.

- Dziękuję. Miałaś rację. Ona nie może się tego wiedzieć.

- Zachowam to w sekrecie. Czas poruszyć inną kwestię, dla której cię wezwałam- uśmiechnęła się lekko anielica, a ciekawość Arrena wzrosła.
- Wiem, że zainteresowałeś się zasłoną z mgły tylko ze względu na Lancella. Ale czy to nie jest intrygujące? Czy nie chcesz dowiedzieć się, co skrywa? Nie chcesz poznać prawdy?

- Jaka jest cena?

- Nic nie jest za darmo- przyznała anielica.- Będzie cię to kosztować tyle, ile wszystkich innych. To podróż tylko w jedną stronę. Będziesz miał od nich dużo lepiej. Wyniosę cię ponad innych. Będziesz moją prawą ręką po tamtej stronie. Poznasz wszystkie moje plany. Nie chcesz tego?

- Miałbym zostawić całe swoje dotychczasowe życie i przejść mgłę?

- Cena jest wysoka, ale w twoim przypadku jest tego warta. Powinieneś wiedzieć, że nikomu nigdy czegoś takiego nie proponowałam, aż do tej pory.

- Będę ci służyć tak długo, jak będę żyć. Jestem gotowy zrobić dla ciebie wszystko- rzekł Arren.- Ale po tej stronie mgły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro