Rozdział 13 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Widziałeś gdzieś ostatnio Mariane?- zapytał Namiestnik Śmierci w mieście rodzinnym lidera.

- Po co szukasz tej starej pruchwy?- zdziwił się jego rozmówca, popijając piwo prosto z gwinta.

- Nie twój interes. Możesz przekazać kumplom, że dobrze zapłacę za jakiekolwiek pomocne informacje.

W kieszeni Łowcy Głów spoczywało kilka tysięcy od Alysanne. Dzięki czemu stać go było na pokaźne łapówki i nocleg w przyzwoitym miejscu. Nie tylko pieniądze ukrywał. Fel niespokojnie kręciła się mu w kieszeni w postaci srebrzystej myszy. Nie lubiła być zamykana. Żniwiarz również tego nie lubił, ale wiedział, iż tak było lepiej. Kiedy bywał w tym mieście, nie miał ogara mgielnego, ani blizny, ale maski zdejmować nie zamierzał.

Namiestnik obrócił się już tyłem i już zamierzał odejść, ale zatrzymał go głos rozmówcy.

- A za coś mało pomocnego, co oszczędzi ci trochę czasu?

- Zapłacę.

- W takim razie powinieneś wiedzieć, że Mariane wyjechała. Nie znajdziesz jej w mieście nawet, jeśli przeszukasz wszystkie burdele i zaułki. Tracisz tylko czas.

Tego Łowca Głów się nie spodziewał, chociaż powinien był. Najoczywistszą oczywistością był fakt, że w końcu ktoś zechce ujawnić nieciekawą przeszłość zmiennokształtnego. Pierwszym krokiem w tym kierunku było znalezienie świadka, kogoś, kto go znał. A kto znałby go lepiej niż rodzona matka, swego czasu ciesząca się złą sławą? Bowiem Mariane była kiedyś kurwą w burdelu znaną w całym miasteczku. Z racji jej profesji pewnie nawet ona sama nie znała ojca obecnego lidera.

- Wiesz, gdzie pojechała? Jak to się stało?

- Najpierw pieniądze- oznajmił dawny znajomy i wyciągnął dłoń w stronę czarnowłosego. Łowca Głów wręczył mu banknoty.- Uznam to za zaliczkę. Drugie tyle po informacji. Nie wiem, gdzie pojechała, ale okoliczności wyjazdu były nadzwyczaj dziwne. Dostała przesyłkę od posłańca, na pierwszy rzut oka zwykły list. Tego samego dnia odwołała wszystkich klientów, spakowała się i wyjechała. Bez żadnych pożegnań i odwiedzin. Tak po prostu.

Żniwiarz wręczył mu kolejne banknoty.

- Tyle?

- Więcej nie wiem. Jak będę wiedział, dam ci znać.

Ponury Żniwiarz skinął głową i pożegnał się. Skierował się do hotelu, ale po drodze wpadł na kolejną znajomą twarz. Ledwie powstrzymał się przed ostentacyjnym westchnięciem.

- Znamy się? Przypominasz mi...

- Nie waż się mówić mojego imienia. Od jakiegoś czasu jestem znany jako Namiestnik Śmierci, Łowca Głów albo Żniwiarz. Mów do mnie jak ci się podoba, tylko nie używaj mojego prawdziwego imienia.

- No dobra, nie wkurzaj się. Po co ci ta maska?

- Bo tak mi się podoba- uciął temat Namiestnik.

- Coś ty taki drażliwy?

- Mam za sobą długą podróż i chcę odpocząć. Po prostu pojawiłeś się w nieodpowiednim czasie. Możemy odłożyć rozmowę na później?

Najlepiej na świętego nigdy, dodał w myślach. Chciał jak najszybciej spławić tego pajaca, który znał go aż za dobrze.

- Skoro chcesz. Pozwól mi, chociaż cię odprowadzić. Gdzie się zatrzymałeś?

- W najdroższym hotelu. Chyba nie muszę ci mówić nazwy?

- Widzę, że ci się powodzi. A może spieszysz się tak do towarzystwa, które możesz tam kupić?

Ponury Żniwiarz westchnął. Prawie zapomniał, że w tym hotelu działa agencja towarzyska o nieskazitelnej wręcz opinii. Usługi są bardzo kosztowne, rzecz jasna, ale hotel również ma wygórowaną cenę.

- Nie interesują mnie takie rozrywki.

- Jesteś żonaty?

- Nie. A jak tam z tobą i Maryline?

- Nijak. Rzuciła mnie dawno temu, ale nie żałuję. Mam lepszą. Może spotkamy się wieczorem na piwie?

- Jasne- skłamał gładko Łowca Głów. Nie zamierzał więcej się z nim widzieć. Jeśli jeszcze raz na niego wpadnie, wymyśli jakąś wymówkę.- A właśnie, wiesz co się stało z Mariane?

- To stara pruchwa, która lata świetności ma już dawno za sobą. Chyba nie masz tak złego gustu, prawda? W tym hotelu znajdziesz dużo lepsze kurwy- młode, piękne i doświadczone.

- Absolutnie nie szukam jej z tego powodu. Wiesz coś?

- Niestety nie. Wyjechała i słuch po niej zaginął.

Namiestnik Śmierci poczuł w kieszeni wzmożony ruch i ledwie słyszalny szczęk zamka. Fel coraz bardziej się niecierpliwiła. Mimo tego szybko zasunął minimalnie rozsunięty zamek. Poczuł lekkie, bardziej przypominające muśnięcie uderzenie ogonem.

- Pójdę już. Zobaczymy się wieczorem.

Dawny znajomy uśmiechnął się, energicznie pomachał i poszedł w swoją stronę. Natomiast Żniwiarz poszedł do opłaconego na kilka dni apartamentu. Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Może zapyta się kogoś o podobnej profesji, co Mariane? Łowca Głów wrócił do recepcji.

- Chciałbym wykupić usługi specjalne.

- Jakieś preferencje? Karnacja? Kolor włosów?

- Młoda, ale nie za bardzo. A co do reszty jest mi wszystko jedno. Niech przyjdzie do mojego apartamentu.

- Płatność z góry. Ile czasu?

- Dwie godziny- odpowiedział od razu czarnowłosy. Jeśli niczego się nie dowie, spróbuje jeszcze raz. Nie zamierzał korzystać z tego typu usług. Chciał tylko zadać kilka pytań, ale też nie był zainteresowany podejrzeniami, które mogłyby się pojawić przy krótszym czasie. Namiestnik Śmierci zapłacił z góry i wrócił do pokoju. Po trzydziestu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Gdy je otworzył, ujrzał kobietę o ciemnobląd włosach do łopatek i piwnych oczach. Była szczupła, uśmiechała się olśniewająco i miała duże, kształtne piersi.

- To ty szukasz towarzystwa?

- Tak, wejdź do środka.

Kobieta minęła go, bujając biodrami i usiadła na jego łóżku, zakładając nogę na nogę.

- Masz jakieś szczególne fantazje? Życzenia? Zrobię wszystko, co zechcesz.

- Nie zamierzam korzystać z twoich usług. Chciałbym...

- Co? To dlaczego za mnie zapłaciłeś? Jeśli nie jestem w twoim typie, w co oczywiście trudno mi uwierzyć, trzeba było podać dokładniejsze preferencje- oburzyła się blondynka, zakładając ręce na piersiach. Wyglądała na zawiedzioną.

- Chciałbym zadać ci kilka pytań.

- Skoro jesteś jednym z tych, co najpierw chcą rozmawiać, trzeba było o tym wspomnieć na początku. Pytaj o co chcesz.

Łowca Głów musiał przyznać, że ta kurwa nie wykazywała się zbytnią inteligencją. Wyraźnie powiedział, że nie chce skorzystać z jej usług, ale najwidoczniej tego nie rozumiała. Najpierw zada jej pytania, a później wyjaśni jej to w bardziej dosadny sposób.

- Znasz Mariane? Już trochę starsza kobieta o dość charakterystycznych ostrych rysach, bardzo uprzejma i czarująca. Pracowała tak jak ty, kiedy ostatnio byłem w mieście.

Blondynka spojrzała na niego spod swoich długich rzęs jakby miał, co najmniej rogi wyrastające z głowy.

- Dziwne pytanie, ale chyba wiem, o kogo chodzi. Pracowała tutaj przez dłuższy czas, a później ją zwolniono. Była zbyt stara i klienci się nią nie interesowali, dziwię się, że ktokolwiek jeszcze ją chciał. Dlaczego pytasz?- zapytała dziewczyna, a na jej twarzy odmalowało się głębokie obrzydzenie.

- Mój znajomy jest jej synem, a ona wyjechała i nie powiedziała mu gdzie. Bardzo się o nią martwi.

- Och, jaka szkoda. Możesz polecić mnie temu swojemu znajomemu. Chętnie poprawię mu nastrój, jeśli nie jest starym i grubym nudziarzem. Niestety w inny sposób nie pomogę. Nie mam pojęcia, gdzie ta starucha pojechała.

- Nie mam więcej pytań.

- Nareszcie chcesz przejść do rzeczy?- spytała blondynka figlarnie i spróbowała usiąść mu na kolanach, ale złapał ją za nadgarstki.

- Trochę lżej. Nie będę się opierać, chyba że tego chcesz.

- Mówiłem, że nie chcę od ciebie niczego poza rozmową. Zapytałem, o co chciałem. Teraz możesz wziąć sobie długą kąpiel, iść spać czy co tam chcesz robić w tym apartamencie. Masz dwie godziny dla siebie.

Blondynka chciała protestować, kiedy ją puścił, ale w tym samym momencie z kieszeni Żniwiarza wyszła mysz. Blondynka odskoczyła z piskiem i weszła na łóżko, żeby być jak najdalej od myszy.

- Zabierz tę mysz!- zapiszczała histerycznie.- A najlepiej zabij!

- Ona nie jest groźna. Nie musisz się jej bać- zapewnił, chociaż zdziwiło go, że nie zwróciła uwagi na srebrzysty, nienaturalny kolor myszy.- Nie zamierzam jej zabijać, ani wyrzucać.

- W takim razie ja sobie idę. Nie zamierzam siedzieć tutaj z myszą gdzieś w koncie i facetem, który ma mnie gdzieś. Idź do diabła!

Blondynka niemal wybiegła z jego apartamentu kompletnie urażona, oburzona i zdenerwowana. Namiestnik Śmierci nie mógł powstrzymać śmiechu. Fel zmieniła się w kota i wskoczyła mu na kolana, zwijając się w kłębek. Uprzednio jeszcze na niego syknęła, ukazując srebrzyste ząbki. Łowca musiał przyznać, że zagranie Fel było zabawne, ale zdecydowanie za bardzo ją rozpieszczał. Ostatnio ciągle się domagała pieszczot. Machinalnie zrzucił ją za kolan. Kotka syknęła, a potem wskoczyła na parapet i wskazała pyszczkiem na okno.

- Nie możemy wyjść przez okno, Fel. To jest czwarte piętro- zauważył czarnowłosy.- Musisz znowu zmienić się w mysz i schować w mojej kieszeni aż nie opuścimy hotelu.

Fel miałknęła z urazą, a potem przybrała postać małego kolibra i wleciała mu do kieszeni. Namiestnik Śmierci westchnął. Opuścił hotel, a wtedy ogar mgielny przybrał postać srebrzystej muchy i wyleciał z jego kieszeni. Fel zawsze musiała postawić na swoim. Ponury Żniwiarz szedł za owadem aż do jednej z uliczek ukrytych w cieniu. Tam ktoś pociągnął go za ramię, tak on i rozmówca skryli się w cieniu, pozostając niewidoczni dla ludzi z ulicy. Namiestnik Śmierci wydobył z kieszeni sztylet i przystawił nieznajomemu do gardła jednym, szybkim i wyćwiczonym ruchem. Nieznajomy uniósł ręce do góry w geście poddania. Nie trzymał żadnej broni, przynajmniej na widoku.

- Poddaje się! Chciałem ci tylko coś powiedzieć, a właściwie ostrzec. Odłóż ten nóż- poprosił nieznajomy.

- Kim jesteś?

- Jak odłożysz ten nóż, to odpowiem na każde pytanie.

Łowca Głów schował sztylet do pochwy.

- Zrobione. Kim jesteś?

- Przyjezdnym, tak jak ty. Czy znajomość mojego imienia coś ci da?

- No dobrze, właściwie masz rację. Przed czym chcesz mnie ostrzec?

- Podobno szukasz Mariane. Mam rację?

- Tak, wiesz coś o jej aktualnym miejscu pobytu?- spytał Żniwiarz.

- To skomplikowane. Nie możesz drążyć tematu w taki sposób jak dotychczas, tak jawnie.

- Dlaczego?

- Syn Mariane maczał palce w jej wyjeździe. Dostała od niego sporą kwotę. A drugie tyle zapłacił istotom, którym nie chcesz podpaść, żeby niwelowały wszystkich, którzy wykazują nadmierne zainteresowanie nim samym i jego matką.

Łowca Głów prychnął. Mógł się tego spodziewać po takiej szumowinie, która dorobiła się stanowiska lidera na kłamstwach i rzekomym znamieniu, będącym tak naprawdę blizną. To całkowicie w jego stylu, zapłacić za ochronę własnej przeszłości i pozbywać się przy tym zagrożenia. Ale Namiestnik Śmierci nie bez powodu zdobył taki przypadek. Wiele się od tamtego czasu zmieniło. Miał przy sobie ogara mgielnego, który zrobi wszystko, żeby uratować mu życie.

- Nie boję się zbirów, których opłaca.

- A powinieneś- mruknął nieznajomy i spuścił wzrok.- Wybacz, naprawdę nie miałem wyboru.

Nagle z drugiej strony uliczki nadeszła wspomniana grupa zbirów, a właściwie czterech z nich. Czyli tylko na tyle go wycenili? Jego rozmówca wycofał się i z przepraszającym spojrzeniem przyglądał się zaistniałej sytuacji. Pewnie myślał, że tajemniczy nieznajomy w masce nie ma szans przeciwko czterem skrytobójcom. Tkwił w olbrzymim błędzie.

Otoczyli go. Każdy z nich miał w ręce sztylet albo zakrzywiony nóż. Mierzyli go wrogim i kpiącymi spojrzeniami. Namiestnik specjalnie udawał, że się boi i powoli cofał się do tyłu aż natrafił na ścianę. Wtedy jeden ze zbiorów skoczył do przodu ze sztyletem w prawej ręce. Unosił go wysoko. Za wysoko. Łowca zrobił wypad do przodu, robiąc mu dość głębokie cięcie w poprzek brzucha. Mężczyzna krzyknął oszołomiony, a jego uderzenie straciło cały impet. Żniwiarz z łatwością sparował uderzenie układając sztylet tak, że ostrze przeciwnika po prostu się po nim zsunęło. Do walki wtrącił się drugi zbir, który rzucił swoim zakrzywionym nożem. Trafiłby idealnie między oczy, gdyby czarnowłosy się nie ruszył. Zakrzywiony nóż wbił się się w świeżo otynkowaną ścianę za nim. Łowca Głów zaatakował najbliższego przeciwnika, który odskoczył do tyłu. Za wolno. Ostrze drasnęło mu ramię. Rozległ się kolejny krzyk. W końcu wszyscy czterej rzucili się na niego jednocześnie. Wtedy wtrąciła się do walki Fel, przybierając postać srebrzystej pantery. Wskoczyła na jednego z nich, tym samym przewracając też napastnika, który stał koło niego. Żniwiarz sparował uderzenie jednego zbira, a potem odskoczył na bok, żeby uniknąć drugiego. Ogar mgielny zatopił ostre zęby w szyi jednego napastnika. Ręka ze sztyletem bezwładnie opadła mu na ziemię. Fel zmieniła się w srebrzystego węża, skoczyła i owinęła się wokół szyi kolejnego nieszczęśnika. Facet zaczął charczeć i próbować rękami zdjąć węża. Bezskutecznie. Stawiał się tak długo, aż ostatnia cząsteczka tlenu opuściła jego płuca, a twarz zrobiła się fioletowa. W tym czasie Namiestnik Śmierci pozbawił głowy trzeciego płatnego zabójcę. Ostatni, ten, co został zraniony na samym początku, uciekł. Upuścił sztylet i pobiegł przed siebie aż się za nim kurzyło.

Tchórz, pomyślał z satysfakcją.

Tymczasem twarz mężczyzny, z którym wcześniej rozmawiał wyraźnie pobladła ze strachu. Mężczyzna z wyrazem niemego przerażenia wpatrywał się w zamaskowanego przybysza i srebrzystego ogara mgielnego nadal będącego w postaci węża. Fel leniwie sunęła w stronę ostatniego żywego przeciwnika.

- Proszę nie rób mi krzywdy. Ja naprawdę nie chciałem. Zmusili mnie. Grozili mojej rodzinie.

- Zastanowię się nad tym. Hmm... pomyślmy, robiłeś za przynętę dla ludzi, którzy chcieli mnie zabić. Nie wierzę w twoją żałosną wymówkę, ale być może zmienię zdanie, jeśli powiesz mi, gdzie jest Mariane.

- Oni mnie zabiją. Mnie i całą moją rodzinę. Ja naprawdę nie mogę. Jestem między młotem, a kowadłem- odparł zrozpaczony rozmówca, który ze strachem wodził wzrokiem między Żniwiarzem i zbliżającą się powoli Fel. Ogar mgielny uwielbiał przedłużać dramatyzm chwili.

- Mam wystarczająco dużo pieniędzy i kontaktów, żebyś bezpiecznie opuścił to miasto i wyjechał z rodziną dokąd tylko zechcesz. Musisz mi tylko powiedzieć, gdzie ona jest.

Łowca Głów miał po swojej stronie Alysanne, a jej zależało na dowodach. Nie wątpił, że jak będzie trzeba to zapłaci temu mężczyźnie i znajdzie kilka demonów do obrony na jakiś czas. W końcu była prawą ręką Pana Piekła.

- Naprawdę? Na taki układ mogę pójść. Mariane jest w mieście o nazwie Hallberry. Słyszałem, że otwarła tam bar pod nowym imieniem i nazwiskiem. Powinieneś znaleźć ją bez przeszkód, jeśli wiesz jak wygląda.

- Znałem ją. To twoja zaliczka.

Namiestnik Śmierci rzucił mu plik banknotów. Oczy mężczyzny niemal rozbłysły na ten widok.

- Resztę dostaniesz dzisiaj wieczorem pod najlepszym hotelem w mieście. Przyjdź o ósmej.

- Dobrze i dziękuję. Wiszę ci dużą przysługę. Do zobaczenia.

Żniwiarz skinął głową i poczekał aż mężczyzna sobie pójdzie. Dopiero wtedy wrócił do swojego apartamentu. W środku czekał na niego niespodziewany gość. Złotowłosa piękność o fioletowych oczach uśmiechnęła się do niego.

- Miło cię widzieć, Alysanne. Akurat potrzebuję twoich funduszy i znajomości. Udało mi się namierzyć matkę lidera.

- To świetnie. Najpierw się z tym uporamy, a później zabiorę cię do Piekła na spotkanie z Lucyferem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro