Rozdział 19 cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Namiestnik Śmierci westchnął przeciągle. Od czasu, kiedy przebył do Piekła, był odsyłany z miejsca na miejsce.

- Alysanne- powiedział z wyraźną ulgą. Demonica odrzuciła na bok niesforny lok swoich złotych włosów i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Wybacz, miałam bardzo ważne spotkanie. W Piekle ostatnio zapanował kompletny zamęt. Demony nie rozumiały, o co chodziło z odcięciem się od świata, a brak możliwości wyjścia niezwykle je zdenerwował.

- Nie musisz się tłumaczyć. Jestem tylko gościem. Co z tym spotkaniem z Lucyferem?

- Pan Piekła ma dużo na głowie...

- Może wrócę do Wiecznego Miasta- zaproponował czarnowłosy.- Tylko tutaj przeszkadzam. Gdy Lucyfer znajdzie chwilę, to znowu mnie sprowadzisz do Piekła. Zgoda?

- Wcale nie przeszkadzasz. Masz rację, sprowadziłam cię tutaj, ale nic z tego nie wynikło. Powinnam wcześniej zadbać o spotkanie z Lucyferem. W końcu to bardzo pilna sprawa. Chodź za mną, Namiestniku Śmierci.

Alysanne wypowiedziała zaklęcie w pradawnym języku. Jej słowa brzmiały jak coś pomiędzy szmerem, a cichym nuceniem. Łowca Głów nigdy czegoś takiego nie słyszał. Wywoływało to w Żniwiarzu embiwalentne odczucia. Z jednej strony poczuł swego rodzaju strach, a z drugiej było w tym dziwnym języku coś pociągającego. Zupełnie jak sama Alysanne. Piękna, ale jednocześnie tajemnicza i po raz kolejny przeszło my przez myśl, że wie i potrafi znacznie więcej niż mogłoby się zdawać. W końcu to prawa ręka Lucyfera.

Nagle Namiestnik Śmierci ujrzał tunel. Wyglądał bardzo prymitywnie. Niewielki, wyrąbany w litej skale tunel. Jedyną niecodzienną rzeczą była mgła, skrywająca koniec.

- Czy to aby na pewno bezpieczne?

- Gdybyś sam poszedł, w żadnym razie, ale ze mną nic ci nie grozi. Tylko ja korzystam z tych tuneli.

Intrygujące, pomyślał, a potem poszedł za złotowłosą demonicą. Co dziwne, nie wyczuł żadnej magii, a tunel musiał być stworzony przy jej pomocy. Fel, obecnie pod postacią węża, pełza za nim. Ogar nie miał najmniejszych obaw przed wejściem w tajemniczy tunel, a wydawało się to kompletnie irracjonalne. Po raz kolejny Ponury Żniwiarz postanowił zaufać Fel. Miał nadzieję, że po raz kolejny okaże się niezawodną pomocą.

- Gdzie tak właściwie idziemy?

- Do Lucyfera, tyle że mniej znaną ścieżką.

- Czyli w tym leży twój sekret, Alysanne.

- Mianowicie?- prawa ręka Lucyfera przystanęła i skierowała na niego swoje fioletowe tęczówki. Miały piękną barwę, stwierdził mimowolnie w myślach.

- Kontrolujesz wszystko wokół. Pewnie masz więcej takich tuneli i podsłuchujesz. Gdy odkryjesz coś podejrzanego, idziesz z tym do Lucyfera. Czy tak właśnie jest, Alysanne?

- Mniej więcej, ale tunele to nie jedyny as jaki mam w zanadrzu, Namiestniku Śmierci. Jeszcze z wielu rzeczy nie zdajesz sobie sprawy.

Czarnowłosy nie skomentował tego w żaden sposób. Przez dłuższą chwilę szli w ciszy. Raz szli pod górę. Raz z górki. Czasami też przeciskali się pomiędzy skałami na leżąco. Często mijali różne odnogi i rozwidlenia. Alysanne zawsze szła do przodu z niezachwianą pewnością. Musiała bardzo dobrze znać te tunele. On sam stracił orientację dość szybko. Gdyby ktoś go zapytał o drogę, którą przeszedł, nie byłby w stanie odpowiedzieć. Sieć tuneli była ogromna.

- Daj mi chwilę- poprosiła Alysanne i znowu wypowiedziała zaklęcie w dziwnym języku. Po jej oczach rozlała się biel. Piękne, fioletowe tęczówki zasnuła mgła, której przybywało coraz więcej, by po chwili utworzyć biel. Demonica patrzyła w ścianę jaskini nieobecnym wzrokiem. Po krótkiej chwili odwróciła się do niego z uśmiechem, a jej oczy miały normalną barwę.- Wybacz.

- Co zrobiłaś?

- Podsłuchiwałam, jak sam się wcześniej domyśliłeś. Informacje nie biorą się z powietrza. Tymi tunelami można dojść w każde miejsce znajdujące się w Piekle, ale jest to bardzo zaawansowana magia i większość demonów zwyczajnie nie dałaby rady. Poza tym łatwo można się tutaj zgubić.

- Zauważyłem. Czyli to dlatego udało ci się opuścić Piekło i mnie tutaj sprawdzić, pomimo całkowitego odcięcia dziewiątego kręgu od reszty Piekła.

- Owszem. Każdy ma swoje sekrety. Ty poznałaś moje częściowo, bardziej niż niemal wszystkie istoty, które znam. Tylko Lucyfer wie o tych tunelach i również jest w stanie ich używać.

- Dlaczego mi to mówisz?

- Bo chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć. Zauważyłam, że nigdy nie zdejmujesz maski. No chyba że tylko do jedzenia, ale robisz to dopiero wtedy, kiedy masz zupełną pewność, że nikt cię nie zobaczy.

- Próbowałaś to zrobić, prawda?

Żniwiarz nie potrzebował odpowiedzi. Wiedział już po samej minie rozmówczyni, że miał rację. Przypomniał sobie jak Fel syknęła, gdy byli w domu demonicy i chciał zjeść posiłek. Ogar mgielny jednak zawsze miał rację. Obecnie zachowywał się niezwykle spokojnie. Fel przybrała postać gronostaja, a potem podeszła do Alysanne.

- Tak, ale zawsze byłeś bardzo czujny. Skąd wiedziałeś, że używałam magii? Nie raz w moim domu rzuciłam zaklęcia śledzące, żeby zobaczyć jak wyglądasz, lecz to nic nie dało. Nie zdjąłeś przy nich maski.

- Każdy ma swoje sekrety. Ty się ze mną podzieliłaś jednym z nich, więc też podzielę się jednym.

Łowca Głów zdjął z twarzy maskę. Przeznaczenie i Fel to znacznie bardziej skomplikowana sprawa i najchętniej nie mówiłby o niej nikomu. Pokazywanie blizny, oznaki słabości również nie było łatwe. Właściwie to jedyną osobą, która ją jak do tej pory widziała był sprawca, czyli obecny lider zmiennokształtnej społeczności.

- Kłamałeś. Ta blizna wcale nie jest szpecąca. Powiedziałabym, że jest wręcz na odwrót- dodaje ci uroku. Dlaczego ją ukrywasz?

- Bo dla mnie jest oznaką słabości, przypomnieniem tego skurwysyna, który mi ją zrobił. Zabawne jest to, że ten skurwysyn jest teraz liderem i to dzięki mnie.

- Dzięki tobie? Mógłbyś to nieco wyjaśnić?

- Mówiłaś, że jego najlepszym i niepowtarzalnym dowodem było znamię. To ja mu zrobiłem tę ranę. To dzięki mnie ma tę bliznę.

- Blizna za bliznę, co?

- Tak, ale nie wszystkie rachunki są spłacone.

- Tylko nie zrób nic głupiego- poprosiła Alysanne.- Powinniśmy iść dalej, ale chciałabym ci jeszcze coś powiedzieć.

- Zdradzić kolejny sekret? Myślę, że jeden na dzień wystarczy. Nie odkrywa się wszystkich kart za jednym razem.

- Nie to miałam na myśli, ale zapamiętam. Po prostu nie ukrywaj swojej twarzy. Ta blizna tylko sprawia, że mam większą ochotę to zrobić.

Demonica przybliżyła się do niego i go pocałowała. Namiestnik Śmierci przyciągnął ją do siebie i pogłębił pocałunek. Alysanne oplotła go nogami w biodrach, a Łowca Głów złapał ją za pośladki.

- To nie jest odpowiednie miejsce- mruknęła demonica, kiedy się lekko odsunęła. Czarnowłosy się lekko zmieszał, puścił ją i założył maskę.

- To prawda.

- Co nie oznacza, że nie mam na to ochoty. Wrócimy do tego, ale po rozmowie z Lucyferem.

Namiestnik Śmierci przytaknął, chociaż rozmowa to ostatnie o czym teraz myślał. Alysanne od początku go pociągała.

Szli dalej plątaniną korytarzy. Demonica co jakiś czas przystawała i podsłuchiwała. Łowcę Głów korciło, żeby się zapytać czy też mógłby to usłyszeć. Jednak tego nie zrobił. Jak do tej pory. W końcu złotowłosa przystanęła.

- To tutaj. Dokładnie z tego miejsca można się dostać do prywatnych komnat Pana Piekła.

- Nie sądzisz, że powinniśmy go jakoś powiadomić o wizycie? Może poczekać na jakiś wolny termin...? - zaczął Namiestnik Śmierci, ale demonica przyłożyła palec do ust, nakazując mu, żeby był cicho.

Alysanne wymówiła zaklęcie, takie samo jak przy każdej innej podsłuchanej rozmowie. Pomimo że, słyszał to już kilka razy, nadal nie potrafiłby go powtórzyć. Oczy prawej ręki Lucyfera zasnuła mgła.

- Zachowasz wszystko, co usłyszysz w tajemnicy?- zapytała poważnie.

- Obiecuję.

Demonica złapała go za rękę i wyszeptała zaklęcie w dziwnym języku. Przez chwilę, która zdawała mu się przeraźliwie długa, kompletnie go zamroczyło. Nie widział niczego. Przed oczami majaczyły mu białe kłęby dymu, nie pozwalając dojrzeć niczego. Potem nagle mgła się rozstąpiła, a ściany tunelu zniknęły.

Ukazała mu się komnata w samym sercu Piekła, komnata Lucyfera. Głosy najpierw dochodziły do niego z oddali, ale z każdą chwilą stawały się wyraźniejsze. Po chwili brzmiały już całkowicie normalnie. Lucyfer rozmawiał z jakimś demonem.

- Dowiedziałem się pewnych informacji. Nie spodobają ci się, Lucyferze- uprzedził rozmówca Pana Piekła.

- Ostatnio żadne informacje mi się nie podobają. Powiedz, o co chodzi.

- Poszukałem, wykorzystałem swoje kontakty i znalazłem jej ślady.

- Scarlett? To wcale nie są złe wieści. Myślałem, że nie żyje. Cieszy mnie, że się myliłem. Ta dziewczyna ma niezwykłą moc i nigdy wcześniej nie słyszałem o takim przypadku.

- Ona żyje, ale miałem na myśli kogoś innego. Mówiłem o twojej córce, następczyni Piekła.

- Co takiego?- Lucyfer gwałtownie poderwał się z krzesła.- Ona umarła w Oxcross. Prawda czy może jednak się mylę?

- Chloe Marquell żyje.

Namiestnik Śmierci nie widział Lucyfera wcześniej, ale po zaskoczeniu na twarzy Alysanne wywnioskował, że ona również nie widziała go w takim stanie. Czy na twarzy Pana Piekła znajdował się wyraz ulgi i coś na kształt uśmiechu? Nie drwiącego, a przepełnionego ulgą.

- Co się z nią stało? Gdzie jest? Jak bardzo jest poparzona?

- Tu zaczyna się mniej przyjemna kwestia. Chloe nie ma żadnych blizn. Płomienie się nawet do niej nie zbliżyły, bo ona...

- Powiedz to wreszcie. Jasno i klarownie- rozkazał Lucyfer.

- Ona jest Dzieckiem Światła. Ale to nie wszystko.

Pan Piekła opadł na krzesło, a z jego oczu pałała czysta, niczym niezmącona nienawiść.

- Za który atak jest odpowiedzialna? Pozwoliłem jej żyć i dałem jej wszystko, czego potrzebowała. Miała władzę z automatu jako moja córka. Kiedyś miała przejąć władzę nad całym Piekłem. A ona tak po prostu to wykorzystała i pomogła Dzieciom Światła? Jesteś pewny?

- Tak, niestety. Przykro mi, Panie Piekła. Ona jest nie tyle odpowiedzialna za jeden atak. Ona wymyśliła całą serię ataków z... tamtej feralnej nocy.

- Chloe to zrobiła? To ona wpadła na pomysł, żeby spalić wszystkie szkoły nadnaturalne tamtej feralnej nocy, jak to określiłeś?

- Tak, ale doszły do mnie też inne informacje. Tamtej nocy mutanty nie zostały wypuszczone na świat przez... Pomysłodawczynię.

- Możesz używać jej imienia. Wiem, że to Eliela.

- Jak sobie życzysz. Eliela wcale nie miała tego w planach. Przynajmniej w najniższym czasie. Dzieci Światła zaatakowały Przeklętych, a w tym samym czasie młodsi członkowie sekty podpalili szkoły nadnaturalne.

- Atak na Przeklętych.

Pan Piekła zacisnął mocno szczęki, a w z jego dłoni wyleciał piorun, który ominął wielce przerażonego gościa i trafił w regał. Z mebla zostały jedynie drzazgi.

- Mogę kontynuować?- spytał strachliwie demon. Lucyfer przytaknął. - Poniżej Piekła u Przeklętych Eliela znalazła sojusznika, bez którego nie dałaby rady stworzyć mutantów.

- Kogo? Z chęcią poddam go ostrym torturom.

- Stolasa, jednego z twórców magów krwi.

- Od początku mówiłem, że wszystkich trzeba zabić, ale pozostali członkowie Rady byli na nie. Zesłanie do Przeklętych jest wystarczającą karą, z pewnością- prychnął powątpiewająco Lucyfer.

- Mutanty wyczuły obecność kilkuset istot i to w połączeniu z głodem poskutkowało niewyobrażalną rzezią.

- Ktoś przeżył?

- Wątpię. Już nie ma Przeklętych, ale po Wiecznym Mieście zaczęły krążyć plotki, że mutanty to tak naprawdę Przeklęci, którzy postradali zmysły.

- Niedorzeczne brednie. Coś jeszcze?

- Scarlett Blackwood znalazła się w jednej z wielu grup uczniów ze szkół nadnaturalych, których prowadzono do Gulltown, żeby stały się Dziećmi Światła.

- Nie mów mi, że też do nich dołączyła. Jest naszą ostatnią nadzieją.

- Chyba nie. Nie wiem, co się wydarzyło, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem sekty. Dzieci Światła omal nie zabiły Scarlett. Uratowała ją Meletos.

- Nareszcie jakieś dobre wieści. Gdzie ona jest? Przyprowadźcie ją do mnie natychmiast.

- Meletos ją zgubiła- wyznał z zakłopotaniem demon, a kolejna wiązka piorunów poleciała w inny niczemu winny mebel.- Ale jesteśmy na jej tropie. Znajdziemy ją.

- Liczę na to. Tyle?

- Tak, pójdę już.

Demon szybko się ulotnił, a Alysanne wypowiedziała kolejne zaklęcie w tym samym podobnym do szmeru języku. Nagle znaleźli się w komnacie Pana Piekła.

Spokojnie, mówienie zostaw mnie, chyba że będziesz o coś zapytany- przesłała myśl złotowłosa i posłała mu olśniewający uśmiech.

- Witaj, Lucyferze. Mam sprawę niecierpiącą zwłoki.

- W takim razie mów. Kolejna zła wiadomość w tą czy w tamtą już chyba nic nie zmieni.

- Z przykrością muszę cię powiadomić, Lucyferze, że w twoim otoczeniu jest jeszcze jeden zdrajca.

- Kto? I kim jest gość, którego przyprowadziłaś? Używałaś tuneli, więc sądzę, że to nie jest byle kim.

- Ten tutaj obecny jest znany pod pseudonimem Namiestnik Śmierci, Ponury Żniwiarz albo Łowca Głów. Okazało się, że lider zmiennokształtnych nie jest tym, za kogo się podaje.

- Trochę o tobie słyszałem- oznajmił Pan Piekła bezpośrednio do czarnowłosego.- Co wiesz o tej sprawie, Namiestniku Śmierci?

- Znałem tego waszego lidera. On nie ma za grosz szlachetnego pochodzenia. Wcisnął wam ściemę. Największą z nich jest rzekome znamię w kształcie półksiężyca.

- Skąd mam mieć pewność, że on mówi prawdę, Alysanne?- zapytał Lucyfer złotowłosą.- Otaczają mnie ostatnio sami zdrajcy.

Alysanne spojrzała na Lucyfera swoimi fioletowymi tęczówkami i zapewne przesłała myśl, której nie mógł usłyszeć Łowca Głów. Pan Piekła powoli przeniósł na niego kipiące nienawiścią spojrzenie. Patrzył na niego przenikliwie przez chwilę, która wydawała się Żniwiarzowi bardzo długa, ale równie dobrze mogła trwać tylko ułamek sekundy.

- Dobrze, wierzę mu. Opowiedz od samego początku, od momentu, gdy go poznałeś.

Łowca Głów zaczął opowiadać. Nie sprawiało mu przyjemności rozdrapywanie starych ran i opowiadanie o swojej dawnej nieporadności. Jednak myśl, że jego niedoszły morderca pożałuje, wszystko rekompensowała z nawiązką.

Lider zmiennokształtnych już się nie wywinie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro