Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Asshai obudziła się tak jak zwykle, kiedy przyniesiono jej śniadanie. Wydawało się jej, że czeka ją kolejny zwykły, monotonny dzień spędzony w celi aż zobaczyła swoje śniadanie. Wprost nie mogła uwierzyć własnym oczom. Posiłek składał się z gorącej jajecznicy, niewielkiej porcji chleba, ale nie czerstwego i twardego tylko puszystego i miękkiego oraz kilku plastrów boczku apetycznie pachnącego. Dopiero wtedy kapłanka uświadomiła sobie, że nadszedł już ten dzień. Dzień w którym pożegna się z życiem jako morderczyni własnej matki i zarazem władczyni. Była świadoma, że tak to się skończy, ale do oczu napłynęły jej łzy. Szybko je starła i zaczęła jeść, próbując przestać myśleć o zbliżającym się procesie. Jedzenie było pyszne, ale przez nie oraz celę nie potrafiła się z tego cieszyć. Proces miał się odbyć dzisiaj, a egzekucja jutro. Próbowała porozmawiać ze służącą, która przyniosła jej jedzenie. Dziewczyna była niewiele od niej młodsza, ale gdy tylko usłyszała jej głos, spojrzała na nią z przerażeniem i uciekła niczym spłoszone zwierzę. Przywodziła ona na myśl Asshai łanię. Kapłanka była tylko rok albo dwa lata od niej starsza i jutro miała pożegnać się z życiem. Gdzie tu sprawiedliwość?

Kapłanka w dzieciństwie, była bardzo pobożna i wierzyła w bogów kapłanów cienia. Lecz bogowie byli głusi na jej prośby. Nigdy jej nie pomogli, chociaż tak gorliwie się modliła. Właśnie wtedy zrozumiała, że bogowie są okrutni i jeśli istnieją, spoglądają na los istot jak lalkarz na swoje dzieła. Niby są jego skarbami, ale gdy ma ich zbyt wiele i kilka się zepsuje, stworzy kolejne. A gdy się same tworzą, to jeszcze lepiej, nie wymagają jego ingerencji.

Jedynymi osobami, które ją odwiedziły w tej celi byli Dannel, Cross i Lyskian. Nikt inny. Z czego Cross przyszedł jej zademonstrować swój triumf, a Lyskian porozmawiać, chociaż nie wierzył, iż była niewinna. Nadal w jej głowie odbijało się jego ostatnie słowo zanim wyszedł. Nie. Tak po prostu ją zostawił. Jakby nigdy nic dla niego nie znaczyła i zapewne tak było. Tylko Dannel jej wierzył, ale to dlatego, że mu wcześniej wszystko wyjaśniła. Nie wiadomo jak by się zachował, gdyby wcześniej nie znał prawdy. Asshai uświadomiła sobie, że wszyscy inni, których uważała za znajomych, być może nawet przyjaciół tylko udawali. Nie była dla nich nikim ważnym. Nikt po niej nawet nie zapłacze. Będą tylko mówić o tym jak okrutnie zamordowała swoją matkę.

Kapłanka wzięła prysznic i ubrała jeden z prostych stroi, które dostała. Inni więźniowie nie mogli na coś takiego liczyć. Proces miał się odbyć w południe. Po położeniu słońca Asshai mogła wywnioskować, że zostały jej jeszcze dwie, może trzy godziny. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Asshai już wiedziała, kto to. Tylko jedna osoba pukała. Dannel.

- Jak się trzymasz?- zapytał kapłan, próbując przywołać na twarz uśmiech, ale wyglądał on sztucznie i bardziej przypominał grymas.

- A jak się trzyma osoba, która jutro zostanie zabita, a dzisiaj publicznie skazana? Ty pewnie czujesz to samo. Ciebie również czeka szubienica lub stal, ale raczej to drugie. Mnie może nawet zamkną w celi w podziemiach i będę tam powoli umierać. Głodna i spragniona, siedząc we własnych odchodach.

Kapłanka mimowolnie skrzywiła się na wspomnienie obskurnych lochów. Już wolałaby stal, szubienicę albo nawet płomienie. Każda z tych śmierci byłaby lepsza niż powolne męczarnie.

- Nie zrobią tego. Nadal jesteś córką władczyni. Zadadzą ci szybką śmierć stalą, jeśli się nie obronisz. Nadal jest nadzieja Asshai.

- Nadzieja?- spytała z wyraźnym powątpieniem.- Cross wygrał i dobrze o tym wiesz. Razem ze swoją panią w czerwieni. Chcieli zabrać księgę, w której było coś istotnego i mnie zabić, ale jedno im nie wyszło, więc zmienili taktykę. Teraz skażą mnie na śmierć i będą sobie to oglądać z radością.

- Jeszcze nie wygrał. Nie było procesu.

- Nie mamy nawet logicznej wersji wydarzeń- zauważyła Asshai.- Wykonała zły rytuał przez stary zapis, ponieważ ciężko było jej się rozczytać. Nie słyszysz jak beznadziejnie to brzmi? A to dopiero początek tej farsy.

- Musimy wydać Crossa.

- Z przyjemnością bym to zrobiła, ale wtedy spadnie na nas wina za zabójstwo Cassandry, a na winę Crossa nie mamy żadnych dowodów.
Jesteśmy w potrzasku. Równie dobrze możemy teraz popełnić samobójstwo.
Wyjdzie na to samo. Kto będzie mnie sądził?

- Trzech członków starszyzny. W innych okolicznościach zrobiłby to Cross, ale jest świadkiem, więc nie może tego zrobić.

- Przynajmniej tyle. Może zdołam jeszcze mu napluć w twarz, kiedy będę go mijać. Do ławy sędziów, by mi się to nie udało- odparła Asshai.- Wiesz może kim są ci sędziowie?

- Celline Berlock, Arys Mishigem i Larysa Petrack.

- Wybacz, ale te nazwiska nic mi nie mówią. Słyszę je pierwszy raz w życiu.
Ale jeśli są starzy, to zapewne skażą mnie bez względu na to, co powiem. Starcy bywają bardzo restrykcyjni, jeśli chodzi o zabójstwa krewnych i władców.

- Celline kiedyś prowadziła podobną sprawę. Tyle, że tam oskarżono władcę o morderstwo żony. Jednak udało mu się wybronić.

- Ale ja mam na rękach krew Cassandry. Chociaż zabił ją Aloys, zrobił to przeze mnie. To był warunek, dla którego go wypuszczę. Nie powinnam była tego robić. Trzeba było go zabić, kiedy miałam okazję. Wiele rzeczy mogłam zrobić inaczej, ale teraz już nic nie zmienię. Jest za późno.

- To wymyślmy inną wersję wydarzeń.

- Łatwo powiedzieć, ale nie wymyśliliśmy nic innego niż podczas twoich poprzednich wizyt w mojej celi.

- Podobno człowiek działa lepiej pod presją czasu.

- Ale my nie jesteśmy ludźmi.

- W takim razie zostaje ucieczka- zaproponował Dannel. Córka Neresis skwitowała to parsknięciem.

- Jak niby mam to zrobić? Ta cela tłumi wszelką moc i jest naprawdę dobrze zabezpieczona. W oknie są kraty. Kiedy wyjdę, będzie mi towarzyszyć przynajmniej dziesięciu kapłanów. Jak mam im uciec?

Kapłan zastanawiał się przed chwilę i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale potem szybko je zamknął. Z sytuacji Asshai nie było żadnego innego wyjścia niż śmierć, ale mogła zdecydować w jaki sposób.

- Wiem Dannelu, że poproszę cię o wiele, ale czy mógłbyś mi coś przynieść jutro przed egzekucją?

- Jeszcze nie było procesu...

- Tylko jeden mały ostry nóż. Proszę cię. I tak umrę. Pozwól mi, chociaż zrobić to po swojemu- poprosiła kapłanka.

- Jeśli zostaniesz skazana- zgodził się niechętnie kapłan. Córka Neresis posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.

- Dziękuję. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tak wiele. Najpierw mnie wysłuchałeś zamiast od razu oskarżyć o morderstwo. Potem uratowałeś mi życie i pomogłeś w próbie ożywienia Neresis, a teraz zeznajesz w mojej sprawie, wiedząc że i tak mnie skażą. Wiem, że to tylko puste słowa, ale dziękuję.

Asshai dostrzegła w oczach Dannela łzy.

- To była przyjemność, Asshai.

- Teraz za tę przyjemność zapłacisz życiem. Jeszcze raz ci dziękuję. Za wszystko.

Dannel pożegnał się z nią i wyszedł. Kapłanka niespokojnie chodziła po swojej celi. Czas dłużył się przeraźliwie. Wydawało się jej, że minął przynajmniej jeden dzień, od kiedy przyniesiono jej śniadanie. W końcu się zjawili. Dziesięciu kapłanów z bronią w ręku. Jeden z nich rzucił na nią serię zaklęć tłumiących magię, a inny brutalnie ją wyprowadził. Założyli jej również łańcuchy, chociaż zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli zaklęcia tłumiące magię pękną, na niewiele się zdadzą. Kapłani otoczyli ją ciasnym kręgiem i zaczęli prowadzić na proces.

Asshai starała się nie okazywać słabości, ale kiedy stanęła przed znajdującą się na podwyższeniu ławą, poczuła się mała. Sala, w której mieli ją skazać była bardzo duża. Po bokach znajdowały się masywne kolumny. Na środku znajdowała się ława sędziów. Naprzeciwko niej ciągnęły się rzędy krzeseł w tym momencie całkowicie zapełnione. Nawet niektórzy stali za krzesłami, żeby zobaczyć jak ją skazują. Sędziowie patrzyli na nią z chłodną rezerwą. Okazali się starsi niż myślała kapłanka.

- Zebraliśmy się tutaj, żeby poznać prawdę i uniewinnić lub oskarżyć Asshai, córkę Neresis. Nazywam się Celline Berlock. Po mojej prawej siedzi Arys Mishigem, a po lewej Larysa Petrack. Dzisiaj wyjątkowo pełnimy rolę sędziów. Zaczniemy od wysłuchania pierwszego światka Crossa, a później innych kapłanów, którzy opowiedzą co widzieli.

- Szanowna starszyzno- zaczął Cross, zatrzymując się przed ławą na podwyższeniu.- Mówię to wszystko z wielką przykrością. Przyznam, że do wejścia do komnaty Neresis skłoniły mnie bardzo niepokojące plotki.

- Jakie plotki i od kogo je usłyszałeś?- zapytał Arys.

- Było ich bardzo dużo. Niektóre mówiły o tym, że Neresis, stojąc na granicy życia i śmierci postradała zmysły oraz że rozmawia już tylko z duchami. Kolejne brzmiały jeszcze dziwniej. Między innymi mówiono, że wydrapała sobie oczy, zaczęła żywic się krwią dzieci i zabijała wszystkich, którzy tam wchodzili. Ale też pojawiły się takie, mówiące o tym, że nie żyje. Nie potrafię powiedzieć od kogo je usłyszałem. Niemal wszyscy o tym rozmawiali w ostatnim czasie.

- Opowiedz, co zobaczyłeś, kiedy tam wszedłeś- rozkazała Larysa.

- Ujrzałem Asshai siedzącą koło łóżka, w którym leżała martwa Neresis.

Odpowiedź Crossa była krótka, ale wystarczająca. Inni nie szczędzili makabrycznych szczegółów o Neresis pozszywanej niczym przerażającej lalce żywcem wyciągniętej z horroru. Asshai próbowała zszyć ją najlepiej jak umiała, żeby nici były jak najmniej widoczne, lecz nigdy nie radziła sobie dobrze z szyciem. Przynajmniej szwy jej matki nie były wykonane haftem krzyżykowym jak Aloysa. Potem przyszło jeszcze kilku kapłanów, opowiadających o jej dziwnym zachowaniu. Najlepsze było to, że przynajmniej kilku z nich nie znała i pewnie nawet z nimi nie rozmawiała. Później zdecydowali się wreszcie jej wysłuchać.

- Teraz proszę oskarżoną Asshai córkę Neresis. Czy przyznajesz się do winy? Czy nadal utrzymujesz wcześniejsze stanowisko?- zapytał Arys.

- Nie przyznaję się do winy, szanowni członkowie starszyzny. Nie jestem morderczynią Neresis.

- W takim razie opowiedz własną wersję wydarzeń- nakazała Celline, obdarzając ją surowym spojrzeniem. Jak Dannel mógł sądzić, że ona stanie po ich stronie?

- Wszystko zaczęło się od tego, że Neresis próbowała wykonać nieznany mi rytuał. Niestety jej się to nie udało. Zmagała się z gorączką i nie tylko.Była bardzo blada, a jej żyły zrobiły się nabrzmiałe i czarne. Myślałam, że umiera i mocno mnie to zaniepokoiło. Bardzo kochałam moją matkę- rzekła, a wśród widzów rozległy się szepty. Kiedy umilkły, kapłanka kontynuowała wypowiedź.- Nagle zjawił się pod bramą mag krwi, który twierdził, że potrafi ją uleczyć. Nie powinnam była go wpuszczać. Nie wiedziałam kim jest, ale szansa na uleczenie mojej matki mnie zaślepiła. Medycy z zamku powiedzieli, że nie mają najmniejszych szans jej uleczyć. Mag nawet się nie przedstawił. Twierdził, że każda sekunda się liczyła- to było pierwsze, ale stosunkowo niewielkie kłamstwo w porównaniu z tym, co miała jeszcze powiedzieć.- A ja mu naiwnie uwierzyłam. Kiedy wpuściłam go do komnaty Neresis, zaatakował ją sztyletem. Próbowałam go zabić i obronić Neresis, ale nie dałam rady. To on zadał te wszystkie rany mojej matce i pozbawił ją życia, a potem z pomocą jakiejś runy użył teleportacji.

- Czy możesz opisać tego maga?- spytała Larysa.

- Niestety nie pamiętam jego wyglądu. Wszystko działo się tak szybko, a ja tak strasznie martwiłam się o Neresis.

- Czy ktoś może potwierdzić jego obecność?

- Mój świadek.

- Dlaczego nie powiedziałaś o śmierci władczyni i niemal sprawowałaś za nią władzę?- zapytał Arys.

- Bo ja...- Asshai urwała na moment, żeby wziąć głębszy oddech dla dodania dramatyzmu.- Chciałam ją ożywić. Wiem, że nekromancja jest zakazana, ale i tak chciałam ją ożywić. Dlatego utrzymywałam, że powoli wracała do zdrowia. Tego dnia, kiedy mnie oskarżono, zamierzałam porozmawiać z arbitrem. Niestety nie zdążyłam. To wszystko, co chciałam powiedzieć.

- Prosimy świadka Dannela- oznajmiła Larysa. Córka Neresis oddaliła się od ławy sędziów, a jej miejsce zajął Dannel. Przez cały czas towarzyszyli jej dwaj kapłani, a przy jej miejscu siedzącym kolejni trzej. Przy wejściu również było ich kilku. W dodatku znaczna większość widowni już wydała na nią wyrok. Nawet gdyby spróbowała uciec, nie dałaby rady. Prędzej zostałaby zabita przez rozwścieczony tłum lub w bardzo sprzyjających okolicznościach mocno poraniona.- Czy możesz potwierdzić obecność maga krwi?

- Owszem. Co prawda, nie spotkałem go osobiście, ale słyszałem o nim od kapłanów, którzy nie chcieli zeznawać.

- Czy potrafisz go opisać albo podać jego tożsamość?- zadała pytanie Celline.

- Niestety nie. Jak już mówiłem tylko słyszałem o jego obecności.

Aloys był bardzo charakterystyczny. Asshai nie wątpiła w to, że gdyby go opisała, mogliby go bez większych problemów znaleźć. Ale kapłanka obiecała mu, że w zamian za zabójstwo Cassandry zapomni o tym, co zrobił. Białowłosy dotrzymał swojej części umowy.

- Co możesz nam jeszcze powiedzieć o tej sprawie?

- Asshai mnie we wszystko wtajemniczyła dzień po śmierci Neresis- odpowiedział Dannel, a kapłanka zacisnęła pięści, przeklinając w myślach. Teraz już nie będzie tylko świadkiem. Oskarżą go o współudział!- Od razu jej uwierzyłem. Naprawdę szczerze pragnęła ją ożywić i pomagałem jej w zdobywaniu składników do eliksiru. Tego dnia, kiedy zamknięto ją w celi, naprawdę zamierzała porozmawiać z arbitrem.

- Czyli przyznajesz się do współudziału?- upewniła się Celline, a Dannel przytaknął. Wśród widzów rozległy się szepty, a niektórzy nawet zaczęli buczeć. Sędziowie szybko ich uciszyli.- Czy to wszystko?

- Jeśli nie macie żadnych pytań, członkowie starszyzny.

- Ja mam jedno. Co cię łączy z oskarżoną?- odezwał się sędzia Arys.

- Byłem dobrym i wiernym przyjacielem Neresis, czyli jej matki.

- To tyle- zadeklarowała Celline, która wcześniej upewniła się, że Larysa nie ma żadnych pytań.- Teraz prosimy wszystkich o wyjście. Musimy się naradzić przed wydaniem wyroku lub uniewinnieniem Asshai, córki Neresis.

Wszyscy powoli zaczęli wychodzić z sali. Córka Neresis również wstała, a towarzyszący jej kapłani zaczęli mamrotać jakieś zaklęcia. Jeden z nich przyłożył jej sztylet do gardła i rozkazał, żeby się nie ruszała.

- Chciałam tylko wstać- warknęła kapłanka na swoją obronę. Łańcuchy strasznie ją uwierały i otarły jej nadgarstki aż do krwi. Każdy ruch dłońmi, nawet przy chodzeniu kosztował ją sporo bólu, ale nie narzekała głośno. Jak już ją skażą, Dannel przyniesie jej ostry mały sztylet i skończy ze sobą w celi na własnych warunkach. Nie była to przyjemna perspektywa, ale alternatywą była publiczna egzekucja. Asshai podeszła do Dannela, a wokół niej utworzył się krąg kapłanów.- Chcę tylko z nim porozmawiać.

Towarzyszący jej kapłani coraz bardziej ją denerwowali.Zastanawiała się czy do toalety też by za nią poszli i z irytacją stwierdziła w myślach, że odpowiedź jej się nie spodobała.

- Niepotrzebnie przyznałeś się do współudziału- zauważyła kapłanka.

- Powiedziałem prawdę- mruknął Dannel. Obiecałem coś twojej matce- przesłał myśl, ponieważ kapłani uważnie przysłuchiwali się ich rozmowie. Kiedy odwrócili wzrok, Dannel dyskretnie podał jej sztylet. Asshai schowała go do stanika tak, by się nie pociąć.

- Owszem- zgodziła się córka Neresis. Ale nie musiałeś przez to umierać. Już odwiedzając mnie w celi dotrzymałeś słowa. Mimo tego dziękuję. Za wszystko.

Czas do ogłoszenia wyroku dłużył się jeszcze bardziej niż czas oczekiwania na proces i samotne godziny w celi. W końcu po niespełna godzinie zaproszono wszystkich z powrotem do sali z masywnymi kolumnami i ławą na podwyższeniu.

- W imieniu wybranych przedstawicieli starszyzny ogłaszamy, iż Asshai córka Neresis jest winna morderstwa własnej matki i tym samym zdrady. Zostaje skazana na publiczną egzekucję w dniu jutrzejszym. Tak samo jak jej świadek Dannel.

Kapłanka nie spodziewała się niczego innego, ale w jej oczach stanęły łzy. Jakaś część jej jaźni nadal łudziła się, że ją uniewinnią. Starała się nie pokazać emocji. Wyszła z sali z kapłanami przy akompaniamencie krzyków obserwatorów. Takich jak morderczyni krewnych albo zdrajczyni, a były to te najmniej obraźliwe. Cross starał się zachować kamienny wyraz twarzy, ale jego oczy mówiły co innego. Raz uśmiechnął się do niej zwycięsko, kiedy go mijała. Chciała mu napluć w twarz, ale uprzedził ją Dannel. Tyle że on nie zamierzał napluć mu w twarz. Kapłan wyciągnął sztylet i rzucił się na Crossa.

- Nie!- krzyknęła Asshai, ale było już za późno. Cross odparł atak, a inny kapłan wbił nóż w plecy Dannela. Potem kolejny kapłan pojawił się przy nim i złapał za rękojeść noża wystającą mu z pleców, a potem przesunął w dół. Później wyciągnął z kieszeni drugie ostrze i wbił mu go w kark. Dannel upadł na ziemię. Z ran wypływała szkarłatna ciecz, tworząc na posadzce już dość pokaźną kałużę. Nikt nie próbował go ratować. Po policzkach córki Neresis spływały słone łzy. Oczy Dannela były szkliste i coraz mniej żywe. Jakby ulatywało z niego życie. Cross kucnął koło wykrwawiającego się kapłana, wziął sztylet i wbił go w czaszkę, uśmiechając się przy tym. Dannel przestał się poruszać. Kapłanka niemal kipiała ze złości i smutku. Łzy obficie spływały po jej policzkach. W tym momencie poprzysięgła zemstę na Crossie. Któregoś dnia go zabije i będzie się przy tym uśmiechać, tak jak on w tej chwili.

Kiedy wreszcie znalazła się w swojej  celi, nie mogła odgonić od siebie obrazu Dannela, wykrwawiającego się na posadzce. Wyciągnęła nóż, który jej dał i obróciła go w dłoni. Nie mogła się zabić. Musiała najpierw go pomścić. Nagle przypomniała sobie rozmowę z Lyskianem, a w jej głowie odbiło się jego ostatnie słowo nie. Złapała nóż i przejechała po swoich nadgarstkach, wbijając go dość głęboko. Popłynęło bardzo dużo krwi. Asshai pomimo rozmazanego obrazu przez łzy, narysowała pentagram z krwi. Od kogoś słyszała, że można dzięki niemu wysłać myśl na dużą odległość. Panie Ciemności, błagam, pozwól mi ci służyć. Proszę cię tylko o jedną małą zemstę.

- Jesteś pewna, że tego chcesz?- odezwał się cień, który ukazał się w kącie pomieszczenia. Jednak nie był to ludzki cień. Sylwetka była nienaturalnie zniekształcona. Ciało było przeraźliwie chude. Żebra albo coś co je przypominało wystawały z okaleczonego ciała w groteskowy sposób Wpatrywały się w nią oczy zrobione z czarnej mgły.

- Jak żadnej innej decyzji w moim życiu, panie ciemności.

- W takim razie musisz coś jeszcze zrobić. Wszyscy myślą, że oślepiam, ale za te bezużyteczne, podatne na pozory oczy dam ci coś więcej. Znacznie więcej.

Asshai podeszła do lustra i ostatni raz spojrzała na swoje odbicie. Na dużej zatrzymała wzrok na onyksowych tęczówkach, które zawsze lubiła. Wiedziała, że widzi je po raz ostatni.

Tej nocy po całym zamku rozniósł się echem krzyk, a wszyscy kapłani, którzy próbowali się zbliżyć do celi córki Neresis, udali się na najwyższą wieżę i z niej skoczyli. Dopiero po północy zapadła cisza, ale wtedy zauważono, że cela była pusta.

Asshai uciekła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro