Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lyskian jak zwykle zjawił się w siedzibie Rady przed czasem. Po raz kolejny był pierwszy i bynajmniej mu to nie przeszkadzało. Było wręcz przeciwnie. Wampir zaczął się też zastanawiać, co tym razem się wydarzyło. W ostatnim czasie odnosił wrażenie, że nic nie szło po jego myśli. Zaczynając od śmierci Lorda Bareala, nieudanym małżeństwie z kapłanką cienia, która była obecnie poszukiwana, pojawieniem się Cassandry, a kończąc na powrocie Dzieci Światła, ataku na Keranne i Tael Bren. Jednak ku jego zdziwieniu o obradach został poinformowany przez Łowcę, a nie Elielę. Co się mogło wydarzyć? To pytanie krążyło w głowie Lyskiana, od kiedy dostał wiadomość od zmiennokształtnego zwanego Łowcą. Chociaż na pierwszym miejscu w sprawach, które go naprawdę interesowały, była Asshai. Zastanawiał się, co tak naprawdę się wydarzyło i jak zdołała uciec z wieży skoro była zabezpieczona. Sam kiedyś miał okazję przetestować te zabezpieczenia i, jeśli miał być szczery, nie udało mu się ich złamać ani wpaść na pomysł jak mógłby to zrobić. Nie umniejszał potencjału magicznego swojej niedoszłej małżonki, ale nie mógł on być tak wielki.

- Witaj, Książę- powiedziała Eliela, która wyglądała znacznie mniej promiennie niż zwykle. Tym razem się nie wystroiła, tylko ubrała jedną ze swoich bardziej skromnych sukni. Długie platynowe włosy spływały falami po jej ramionach, a ślady na policzkach od łez były widoczne pomimo makijażu, który zapewne miał je ukryć. Wydawało się, że jej oczy straciły swój blask i zrobiły się bardziej mętne i szare.

- Witaj Elielo- odparł Lyskian.- Jak się czujesz?

- Tak jak widać- odpowiedziała anielica z czymś, co zapewne miało przypominać uśmiech, lecz był to najwyżej jego cień.- To wszystko moja wina. To przeze mnie zginęli- dodała, a wampir już miał zaoponować, ale anielica weszła mu w słowo.- Proszę cię, Lyskianie, nie wmawiaj mi, że jest inaczej. Już wystarczająco się na ten temat nasłuchałam.

- Skoro tak mówisz, lecz wiesz, co myślę na ten temat. Nie mogłaś wiedzieć o planowanym ataku.

Eliela otworzyła lekko usta jakby chciała coś powiedzieć, a później je zamknęła.

- Jeśli chcesz się o coś zapytać, to pytaj śmiało. Z przyjemnością odpowiem. 

- Jak ty poradziłeś sobie z faktem, że Dzieci Światła tak po prostu zabiły członków twojego gatunku? Wiem, że to idiotyczne pytanie. Jestem władczynią i powinnam wyznawca zasadę "dla wyższego dobra", a śmierć nie powinna mnie ruszać- mruknęła gorzko Eliela.- Wiem też, że to były dwie zupełnie różne sytuacje. Ty nie widziałeś tego na żywo.

Lyskian wiedział, że sytuacja w Keranne nie różniła się aż tak diametralnie. On też widział jak wampiry i inne istoty ginęły w płomieniach, krzycząc przeraźliwie. Był wtedy tak samo bezsilny jak Eliela, tyle że mu nawet nie przeszło przez myśl, żeby ratować kogoś innego poza sobą. Niektórzy nazwaliby go egoistą i być może było w tym trochę prawdy. Z drugiej strony pozbawienie wampirów władcy w takim momencie byłoby znacznie gorsze niż bohaterska śmierć, ratująca kilka istnień. Jednak naczelna anielica była zupełnie inna. Ona przejmowała się swoim gatunkiem, chciała mu zapewnić mu jak najlepszą przyszłość i o niego dbała. To nie tak, że Książę tego nie robił. Po prostu wampiry były specyficzne i długowieczne. Zbyt wiele zmian mogłoby spowodować bunt starszej arystokracji. W dodatku nigdy nie były uporządkowaną społecznością. Na ten gatunek składały się dwie grupy: drapieżniki i ofiary, więc w głównej mierze ci pierwsi. Ofiary nie przeżywały zbyt długo. Anioły były znacznie bardziej ludzkie.

- Widziałem niejedną śmierć i można by rzec, iż do tego przywykłem. Niestety zbyt się różnimy, żebym mógł ci w tej kwestii doradzać. Śmierć to śmierć nic nie można z nią zrobić. Można ją tylko zaakceptować.

Lyskian przypomniał sobie, jak ktoś kiedyś powiedział mu coś podobnego.

- Demonów i wampirów nie zrozumiesz póki się nimi nie staniesz. Można je jedynie zaakceptować.

Tak powiedziała mu Asshai, kiedy odwiedził ją w zamku Neresis. W tym samym miejscu, gdzie stara kapłanka straciła życie z rąk córki, Asshai została oskarżona o jej zabójstwo, skazana i stamtąd uciekła.

- Mądre słowa, Książę- zauważyła Eliela.- Masz rację. Sama muszę się z tym uporać. Właśnie w związku z tą sprawą zaprosiłam dzisiaj na obrady powołaną przez nas grupę.

- Z chęcią zobaczę czego się w tym czasie dowiedzieli- rzekł Łowca, który właśnie wszedł do siedziby Rady z workiem.- Nie wiem jak wy, ale ja nie dostałem od nich żadnych informacji. Miło mi was widzieć, Elielo i Lyskianie.

- Mi również, Łowco- odparła anielica.

- Z chęcią poznałbym okoliczności, dla których zostaliśmy tutaj zaproszeni- odezwał się wampir.

- Powiedziałbym, iż nie są to okoliczności, lecz istota, której głowę mam w tym worku. Jednak z prezentacją wolałbym zaczekać na wszystkich, jeśli nie jest to dla ciebie zbyt wielkim kłopotem, Książę.

- A skądże- rzekł Lyskian. Po chwili do siedziby wbiegł Harron w postaci wilka, ale tym razem przynajmniej w pysku trzymał ubrania. Jak zawsze w pierwszej kolejności przywitał się z Elielą. Lyskiana pominął, kiedy wampir obrzucił go chłodnym spojrzeniem.

- Wybaczcie za spóźnienie- oznajmił Lucyfer, wlatując do siedziby Rady.
- Ale w ostatnim momencie przypomniałem sobie o dokumentach z badań, które przeprowadziłem. Szukanie ich zajęło mi trochę więcej czasu niż zakładałem.

- Nic się nie stało, Lucyferze. Myślę, że nie tylko ja cieszę się z powodu tych dokumentów. Z niecierpliwością czekałam na wyniki.

- Rzeczywiście, Elielo. Poznanie skali zagrożenia może być niezwykle istotne- dodał wampir.

- Od czego zaczniemy?- zapytał Łowca.
- Jak widzę nie tylko istota, której głowę trzymam w worku będzie naszym dzisiejszym tematem rozmów.

- To ty nas tutaj zaprosiłeś- odezwał się Lucyfer.- Nieukrywam, iż jestem ciekawy tej głowy, którą trzymasz w worku.

- Chcecie się czegoś napić?- spytał Łowca, kładąc na stole butelkę wina.

- Po ostatniej prezentacji myślę, że nikt nie ma na to ochoty- odparł zjadliwie demon.

- Lepiej mieć trzeźwy umysł- zgodziła się z nim anielica.

- Przykro mi, jeśli w taki sposób odebrałeś prezentację moich kandydatów, Panie Piekła. To było czysto perswazyjne zagranie- powiedział zmiennokształtny i odstawił butelkę, a potem otworzył lniany worek i wyciągnął z niego głowę kobiety o długich kruczoczarnych włosach. Na pierwszy rzut oka wyglądała ludzko, ale gdy się jej przyjrzało z bliska można było zauważyć cienkie, ostre i podobne do igieł kły. Nie istniało nic bardziej charakterystycznego, niż tego rodzaju kły dla wampira, a zwłaszcza władcy.

- Feyra- stwierdził Lyskian ze zdziwieniem. Ten gatunek wampirów już dawno wyginął, a przynajmniej tak wszyscy do tej pory myśleli. Zdziwienie wśród zgromadzonych nie było większe wtedy, kiedy Lyskian powiedział o Dzieciach Światła. Po raz kolejny na twarz Harrona wstąpiła konsternacja.

Ten wilkołak nawet nie wie, kim są feyry- przesłał myśl Lucyfer z wyraźnym niesmakiem. Czy oni myślą, że tylko siła jest potrzebna do rządzenia?

Eliela obrzuciła Pana Piekła karcącym spojrzeniem.

Najprawdopodobniej- przytaknął mu Lyskian.

Czy mogę was prosić o trochę szacunku? Wybaczcie, ale czasem się zastanawiam czy coś takiego w ogóle istnieje w waszym słowniku. Chyba z pół setki razy mówiłam już, że nie możemy ingerować w sprawie wyborów kandydatów na władców innych gatunków.

Niestety- zgodził się demon.

- Feyry to są...- zaczęła Eliela, ale przerwał jej Lucyfer.

- Wybacz, Elielo, ale wszyscy w tym pomieszczeniu powinni wiedzieć, kim są feyry. Nie trzeba tego powtarzać.

Anielica posłała Lucyferowi lekki uśmiech, lecz nie sięgał on oczu, w których kryła się groźba. Demon to zignorował.

- A więc mówisz, Łowco, że feyry powróciły?- podjął temat Lyskian.

- Niestety. Jeśli chcesz to możesz, obejrzeć, a nawet wziąć sobie głowę jednej z nich, Książę.

- Nie widzę takiej potrzeby, Łowco.

- Nie powinniśmy mówić o tym oficjalnie- powiedziała Eliela.- Możemy tym wywołać niepotrzebną panikę, która właściwie już jest obecna. Po ataku na Tael Bren zapanował chaos i strach.

- Lepiej tego nie pogłębiać- zgodził się z nią zmiennokształtny.- Proponuję wyznaczyć wysoką nagrodę za głowę feyry na czarnym rynku. Problem z czasem sam się rozwiąże.

- Uważam, iż jest to bardzo dobry pomysł- odezwał się Lyskian.- Łowcy głów nie przepuszczą okazji na pokaźny zarobek, a feyry muszą coś jeść i są bardzo charakterystyczne. Będą łatwym celem.

Wszyscy się zgodzili, chociaż Lyskian zdawał sobie sprawę, iż Harron nadal nie wiedział, kim były feyry.

- Może przejdźmy teraz do istotnego i ostatnio dość częstego zagrożenia. Może zechcesz przedstawić nam wyniki przeprowadzonych przez ciebie badań, Lucyferze?

- Oczywiście, Elielo- odpowiedział demon, a potem szyderczy uśmiech zniknął z jego twarzy.- Obawiam się, że mamy spore kłopoty. Jest około setki Dzieci Światła w każdej szkole nadnaturalnej. Najmniej jest w Oxcross, ale nawet tam znajdzie się ich kilkadziesiąt. Z tego, co wyszło one jeszcze nie zdają sobie z niczego sprawy.

- Wykorzystują stare sztuczki- mruknął posępnie Łowca.- Uważam, że powinniśmy ich umieścić w jednym miejscu, a właściwie szkole.

- Być może mogłoby to niektórych ochronić, ale stworzenie skupiska Dzieci Światła jest zbyt wielkim zagrożeniem- zaoponowała Eliela.

- To może mieć bardzo kłopotliwe konsekwencje, ale pozostawienie ich w różnych miejscach również. Cokolwiek zdecydujemy skończy się to paskudnie. Możemy tylko spróbować​ wybrać mniejsze zło -odparł Lyskian.- Radziłbym zostawić sprawę, tak jak jest. Kto się ze mną zgadza?

Eliela i Harron zgadzali się z Lyskianem, a Łowca i Lucyfer nie.

- Czy już mówiłem, że tutejsza demokracja jest wspaniała?- spytał wampir.

- Jeśli nie macie nic przeciwko, zaproszę tu powołaną przez nas grupę- oznajmiła Eliela i rzuciła krótkie zaklęcie. Zaraz po tym drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszli wszyscy członkowie grupy oprócz Cleosa.- Witajcie.

- Dziękujemy za zaproszenie- rzekł Rodric czysto formalnie.

- Przejdźmy do rzeczy. Na uprzejmości będziemy mieli czas później- zaproponował Lucyfer.- Nie widzę Cleosa. Co tak ważnego się stało, iż nie mógł się zjawić?

- Nastąpiły pewne komplikacje- odezwał się Arren.

- Uważam, że powinniśmy zacząć od początku- zaczęła Erica.- Zaraz po ataku na Tael Bren ja i moje siostry przetransportowałyśmy dwójkę Dzieci Światła do najlepszego więzienia w Piekle.

Pan Piekła ledwie zauważalnie uśmiechnął się z satysfakcją.

- Przyjęcie wiwern do tej grupy było wspaniałym pomysłem, nieprawdaż Harronie?

Wilkołak tylko zacisnął pięści, powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś niestosownego. Tylko on był im przeciwny, kiedy wybierali skład grupy.

- Kim oni byli?- zainteresowała się Eliela.

- Pierwszy był mężczyzną, ale nie chciał nic powiedzieć, pomimo bolesnych przesłuchań. Nawet imienia i nazwiska- odparła Rebeca.- Jakiś nieuważny strażnik przyszedł do lochów z pochodnią. Dziecko Światła samo spłonęło w złocistych płomieniach.

- A kim była druga osoba?- zadał pytanie Lyskian.

- Znałeś ją, Książę. To była córka Cleosa, Lyenne Python.

Książę pamiętał blondwłosą nastolatkę z błękitnymi oczami. Wyglądała bardzo niewinnie. Kto by się spodziewał, że zajmie się "oczyszczaniem świata"? Z pewnością nie Lyskian, a nawet jej ojciec Cleos. Wampir miał już pewne podejrzenia, co do przyczyny nieobecności jej ojca.

- Nie żyje, prawda?

- Zginął, próbując uwolnić swoją córkę- wyjaśniła Jassmine. Lyskian się tym nie przejął, chociaż był jego dobrym znajomym. Wiedział, że śmierć zabierze kiedyś każdego.

- Jakie to bohaterskie- zironizował Lucyfer.- Jak rozumiem, nie udało mu się?

- Nie, Lyenne spoczywa obecnie w lochu po pierwszej części przesłuchania- odparł niemal z dumą Doner.- Niestety nic jak do tej pory nie zdradziła.

- Jak sądzę, to ty ją przesłuchiwałeś- bardziej stwierdził niż zapytał demon.

- I jego słynna kosa zrobiona z kości- dorzuciła Val.

- Czyli brakuje jednej osoby- podsumował Łowca.- Zajmiecie się tym sami?

- Naturalnie- przytaknął szybko Arren. Lyskian zastanawiał się jaki interes będzie miał w tym anioł.- Nie musicie się tym kłopotać, szanowni członkowie Rady.

- Może przedstawcie nam, czego się do tej pory dowiedzieliście o Dzieciach Światła?- zapytał Lucyfer.

- Informacje o Dzieciach Światła są mgliste i niejasne, a przede wszystkim dość stare. Księgi z tamtego okresu jest naprawdę trudno odczytać- zabrała głos Jassmine.

- Wiemy tyle, że czerpią moc z jakiegoś artefaktu- dodała Rebeca.

- Tylko tyle?- zaśmiał się bez cienia wesołości Pan Piekła.

- Lucyferze, zdajesz sobie sprawę, że zadanie, którego się podjęli jest trudne i może nawet niewykonalne?- wtrąciła Eliela.- Musisz dać im czas.

- Uważam, że właśnie tobie, Elielo, powinno zależeć na czasie. Słyszałem, że mocno przeżyłaś atak na Tael Bren, z którego ledwo uszłaś z życiem- odparł demon.

- Czy to dziwne, iż martwię się o swój lud? Czy to dla ciebie, Panie Piekła, jest aż tak dziwne?! Rozumiem, że w Piekle...

Lyskian  wiedział, że anielica jest na skraju wytrzymałości. Z jakiegoś powodu wzmianka o ataku wyprowadziła ją z równowagi, chociaż zazwyczaj nie było to możliwe.

- Zachowaj nerwy na następną informację, Elielo- powiedział Lucyfer i rzucił w jej kierunku kilka kartek spiętych w góry. Anielica wzięła je do ręki.- Przeczytaj proszę głośno nagłówki kilku artykułów.

- Jak sobie życzysz, Lucyferze- rzekła chłodno Eliela, ale jej pewność siebie zaczęła topnieć, przeglądając kartki.- Zaginiona uczennica. Niezgodności w dokumentach. Znaleziono zwłoki uczennicy. Rywalizacja międzygatunkowa. Co to jest?

- Koniec sprawowania przez ciebie władzy, Elielo- odpowiedział demon.- Pamiętasz naszą umowę, a to jest tylko kilka sytuacji, które spowodowała twoja decyzja o połączeniu szkół. Jeśli chcesz mogę ci pokazać wszystko, co zgromadziłem, lecz obawiam się, że nie starczą obrady na przejrzenie wszystkiego.

Anielica wyraźnie pobladła. Harron i Arren wyglądali jakby chcieli się rzucić na Lucyfera. Powstrzymywało ich tylko spojrzenie Elieli.

- Rozumiem, Lucyferze, że tak istotna decyzja miała negatywne konsekwencje, ale są też pozytywne. Nie możesz temu zaprzeczyć, a ja nie zamierzam zostawiać moich aniołów w chwili, kiedy jestem im najbardziej potrzebna- oznajmiła stanowczo anielica. W powietrzu czuć było gęstniejącą atmosferę. Demon wbił w anielicę spojrzenie swoich pozbawionych białek oczu koloru zakrzepłej krwi.

- Przyznaj, że wygodnie ci się siedzi za murami Taelis, Elielo. Twoja postawa nie ma nic wspólnego z twoim ludem. Jest to po prostu wygodna wymówka. Myślisz tylko i wyłącznie o swoim bezpieczeństwie.

- Jak śmiesz tak mówić, Lucyferze? Jeśli bym mogła oddać życie za mój lud, nawet bym się nie wahała. W przeciwieństwie do ciebie, Panie Piekła, który martwisz się tylko o siebie.

- Do tej pory cię szanowałem. Zawsze wywiązywałaś się z naszych umów, a teraz bez żadnych istotnych argumentów się mi sprzeciwiasz. Właśnie zrobiłaś sobie we mnie wroga. Mogę ci obiecać, że nie spocznę póki nie stracisz tronu lub życia.

- Grozisz mi, Lucyferze?

- Czegoś nie zrozumiałaś, Elielo? Chcesz bym ci to powtórzył? Zrobię wszystko, żebyś pożegnała się z władzą albo życiem- oznajmił demon, a potem opuścił siedzibę Rady, tym samym kończąc obrady.

Ostatnie obrady, ale nikt tego wtedy nie mógł przewidzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro