POEZJA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


ONE-SHOT DZIEJE SIĘ W UNIWERSUM "PARADOSKU", NAJPIERW ZALECAM GO SKOŃCZYĆ, A PÓŹNIEJ CZYTAĆ TO


     — David był moją pierwszą miłością — rzekł Constantin, obracając w ręku drobnego kwiatka. Usłyszał obok siebie dźwięk zderzającego się ze sobą szkła, podniósł wzrok.

    — Wreszcie mi opowiesz o swojej mroczniej przeszłości? — Domen usiadł obok niego, zaczesując włosy w tył.

    — W końcu Ci to obiecałem. — Schmid odebrał z jego dłoni butelkę alkoholu, wrzucając do niego słomkę – Wszystko zaczęło się tu, no dobra może nie dokładnie tu, ale wiesz o co mi chodzi.

 
    30. grudnia 2016 rok. Constantin po raz pierwszy wystartował tego dnia w Pucharze Świata, ale wszystko co działo się tego dnia było zdecydowanie zbyt szybkie. Miał szesnaście lat, a świat był dla niego zbyt duży. Chodził od rana zestresowany, zdarzało się nawet, że nie potrafił złapać oddechu.

      — Wszystko okey? — nigdy wcześniej nie słyszał tego głosu. Był szorstki, ale dało się w nim usłyszeć nutkę przejęcia stanem młodego chłopaka. Schmid odwrócił się, nie do końca wiedział z kim rozmawia. Lecz w jego oczy od razu rzuciły się mocno zarysowane brwi, na których widok o mały włos się nie roześmiał.

     — Tak, znaczy nie. Znaczy nie do końca – pogubił się w swoich słowach, nie do końca wiedząc co chce przekazać.

     — Twój pierwszy raz w Pucharze Świata? — spytał osobnik, którego nastolatek nadal nie rozpoznał. Constantin pokiwał twierdząco głową— Nie jest tak źle, poza tym że każdy z tych facetów udaje miłego, a tak naprawdę najchętniej by Cię pożarli.

      Schmid skrzywił się lekko, przecież nie to słyszał od starszych kolegów. Opowieści jakie były mu przedstawiane dotychczas to tylko te, że wszyscy w gronie czołowych zawodników zachowują się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Ta wersja bardziej mu się podobała, ponieważ zawsze na oczach miał różowe okulary.

    — Poza tym, jestem David Siegiel. — kolega z kadry podał mu rękę, a ten nieświadomy jakie będzie to mieć to konsekwencje, uścisnął ją.

     — Constantin Schmid.

     Tego dnia młody Niemiec, nie zaprezentował się ani wyśmienicie, ani chociaż dobrze. Nie pocieszał go fakt tego, że był to jego debiut i przecież nikt nie oczekiwał, że jego występ będzie zapierał dech w piersi. Oprócz samego Schmida, który miał do siebie zbyt wysokie oczekiwania. Schodząc że skoczni, głowę miał spuszczoną w dół, ukrywając gorzki żal na twarzy. Gdy zasuwał kadrową kurtkę, rozwalił zamek, który zaciął się w połowie jego torsu. Zwalił wszystko na frustracje i emocje, a jedyne czego chciał, to wrócić do domu i wypłakać się w poduszkę.

     — Nie było tak źle. — poczuł uścisk na ramieniu. Przestraszył się, co w rezultacie poskutkowało krótkim podskoczeniem Constantina. Ruch ten wyglądał, jak całkowicie wyjęty z jakiejś kreskówki. Odwrócił się, chcąc zobaczyć osobę, która go dotknęła.

     – No nie wiem, według mnie było okropnie. — mruknął Schmid, zarzucił torbę z butami na plecy i wzrokiem przeleciał całą sylwetkę stojącego przed nim Davida. Ten był lekko uśmiechnięty, a jego postura lekko przechylona w prawo. Przeanalizował jego wyraz twarzy, sprawdzając czy nie ma na niej ukrytej złośliwości.

      – Okropnie to za duże słowo. Pamiętaj że to twój pierwszy raz — Siegiel ściągnął kask, ukazując na światło dzienne rozczochraną górę włosów. Przez chwilę Constantin zastanowił się, jakim prawem włosy nowego kolegi, mieszczą się pod kaskiem.

       — To nie jest pocieszające. – mruknął w odpowiedzi szesnastolatek, który spoglądając na zegarek uznał, że w najbliższy poniedziałek, nie ma zamiaru pojawiać się w szkole.

      — Ale za to, na pocieszenie mogę wziąć Cię na piwo.

       — Mam szesnaście lat. — zaśmiał się cicho Constantin. David pokręcił tylko głową, z delikatnym uśmiechem.

     — W takim razie, gofry? — spytał Siegiel, zarzucając na siebie kurtkę. Plany Schmida o płakaniu w poduszkę runęły.

    — Czemu nie?

     I w ten oto sposób, godzinę później szesnastolatek stał pod hotelem, obsypywany świeżym śniegiem który ozdabiał przepiękne ulice Oberstdorfu. Spojrzał po raz kolejny w ciągu piętnastu minut na zegarek. Umówił się z Davidem już około dwadzieścia minut temu, a ten nie przychodził karząc mu czekać na grudniowym mrozie. W końcu usłyszał dźwięk otwieranych, masywnych hotelowych drzwi.

    – Wybacz mi, nie mogłem trafić do pokoju. — oddech Siegiela był przyspieszony, a spod szarej czapki wypłynęły dwie krople potu. Było to najpewniej spowodowane biegiem po hotelu w pełnym zabezpieczeniu przed zimnem.

   — Nic się nie stało, ale mogłeś napisać SMS'a. — westchnął Constantin, ruszyli chodnikiem w stronę zatłoczonego miasta.

    — Jak miałem to zrobić, przecież nie mam twojego numeru. — spojrzał na niego z uśmiechem, Schmid przyznał mu rację i podał mu swój telefon. David naciskał mocno w szybkę, lecz gdy urządzenie nie chciało współpracować, zdjął rękawiczkę za pomocą ust, wpisując sprawniej swój numer. Zadzwonił do siebie, zapisując od razu numer młodszego chłopaka w swoim smartfonie.

     — Teraz jak już mam, będę Cię informował o moich spóźnieniach. – zaśmiał się.

     Trafili na miejsce kilka minut później, usiedli w najmniej zatłoczonym koncie. Constantin rozglądał się po lokalu zafascynowany, był on w jego oczach naprawdę piękny. Była to kawiarnia, która służyła też jako biblioteka. Schmid może nie był wtedy jakiś fanem literatury, ale to miejsce było naprawdę urocze.

    – Fajnie, co? — w słowach szesnastolatek usłyszał uśmiech, było to może fizycznie niemożliwe, ale on naprawdę to słyszał.

    — Jest pięknie. Lubisz poezje? — Constantin przejechał dłonią po przyklejonym na ścianie obrazie. Podniósł kąciki ust, a uroczość tego miejsca sprawiła, że jego policzki przybrały malinowego koloru.

     — Nie za bardzo, po prostu lubię to miejsce. Musisz mi uwierzyć na słowo, że zazwyczaj jest tutaj pusto. – więc Schmid mu uwierzył. Przestudiowali razem menu, śmiejąc się z nazw niektórych napoi i narzekając na rosnąca inflację.

     — Cholera jasna, nie wziąłem pieniędzy. Myślisz że można płacić tu kartą? — Constantin przeszukał każdą kieszeń i jedyne co znalazł to telefon za którego obudową schowana była karta płatnicza.

     — Ja stawiam, nie przejmuj się tym. — uśmiechnął się Siegiel, Schmid usiadł na krześle. Pierwszy raz ktoś za niego płacił, poczuł się naprawdę miło. David zniknął na chwilę, by zamówić ich posiłek. Szesnastolatek w tym czasie rozglądał się po kawiarni, podziwiając każdy jej detal. Wtedy coś popchnęło go w stronę literatury, ukradkiem zerwał jeden wiersz ze ściany. Schował go głęboko w kieszeń i postanowił dokładnie przeanalizować gdy wróci do hotelu. Gdy zobaczył idącego w jego stronę kolegę, udawał, jakby nic się nie stało.

      – Wygląda przepysznie. — skomentował Constantin, gdy wylądował przed nim talerz z gofrem oblanym czekolada. Została mu również podsunięta pod nos gorąca czekolada, której zapach sprawiał, że z ust nastolatka prawie uciekła stróżka śliny.

     – Smacznego. — uśmiechnął się David, zajął swoje miejsce i wgryzł się leżący przed nim wypiek.

    — Smacznego! — Schmid też skosztował gofra i poczuł rozchodzącą się po ustach ekstazę. — Matko! Jakie dobre. — Nie minęło pięć minut, a naczynie po jedzeniu Constantina były puste, tak samo jak wysoka szklanka.

    – Masz tu coś. – David pokazał kącik ust na swojej twarzy, a szesnastolatek natychmiastowo chwycił chusteczkę wycierając to miejsce.

     Wyszli z kawiarni, a na dworze zastał ich padający śnieg. Uśmiechnęli się do siebie, w ciszy przemierzyli drogę do hotelu. Lecz zatrzymali się przed wejściem, zasiadając na ośnieżonej ławce.

     — Mam nadzieję że szybko znowu się spotykamy — rzekł Constantin, zgarniając śnieg a następnie uklepując go w kulkę. Rzucił ją przed siebie, piorąc przed tym rozmach. — I wtedy już zapunktuje, mówię Ci.

     — Cieszę się — David obserwował go uważnie, jakby analizował każdy detal jego ciała.

   — Hej, David? — spojrzał po chwili na niego, z delikatnym uśmiechem na ustach.

    — Tak? — Siegiel odwzajemnił gest.

     — Możemy być przyjaciółmi? — nie uznał tego za głupie pytanie. Miał małe doświadczenie w 'zdobywaniu' przyjaciół, a czuł, że starszy kolega może naprawdę zrozumieć jego zagubioną duszę. W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.

     — Oczywiście że możemy.

    Gdy rozeszli się do swoich pokoju, Constantin zaświecił lampkę przy łóżku i wygrzebał ze spodni zawinięty papierek. Przeczytał wiersz, który był urwany w połowie. Zakochał się.

Chodź mnie nie widzisz

To czujesz

Mając złudzenia

Trapisz się grzechem

Bo ja jestem wyrzutem twojego sumienia. (1)

    Przeczytał wiersz kilkanaście razy, nauczył się go na pamięć. Odtwarzał przed snem miliony razy, interpretując go na wiele sposobów. Aż w końcu zasnął, z zaciśniętą pięścią na skrawku papieru.

     Nie spotkali się kolejnego dnia, ani następnego. Zobaczyli się dopiero rok później, gdy forma Constantina poprawiła się. Choć większość czasu spędzał na czytaniu książek oraz pisaniu amatorskich wierszy. Czasem pisał z Davidem, o przyziemnych sprawach. Starszy chłopak opowiadał mu jak wygląda sytuacja w głównej kadrze, udzielał rad oraz pomagał w trudnych sytuacjach. Schmid z każdym dniem wyczekiwał momentu, gdy się spotkają.

    — Cześć Constantin. — usłyszał gdy wysiadł z samochodu swojego ojca, który całkowicie niezainteresowany zestresowanym synem, nie zamienił z nim ani słowa, przez ostatnie półtora godziny.

    Schmid stał ze swoim własnym sprzętem i bagażami, przed wielkim hotelem, a czekał na niego jedynie David, który przykładał do ust zapalonego papierosa.

    – Nie wiedziałem że palisz. – uśmiechnął się siedemnastolatek, ciągnąc za sobą walizkę. Tamten odpowiedział mu głuchym śmiechem.

    — Wolałem się nie przyznawać. Chcesz jednego? — podłożył mu paczkę papierosów pod nos. Schmid już miał odmówić, ale patrząc na odjeżdżający samochód z parkingu pokiwał twierdząco głową. Tak właśnie zapalił pierwszego papierosa. Zakończyło się to kaszlem, oraz śmiechem Davida, który poklepał go po plecach.

    – I co? W czym Ci to pomaga, bo smakuje okropnie. — mruknął Constantin, zabierając z jego dłoni papierosa, zagaszając go i wrzucając do śmietnika. Starszy pokręcił głową, zabrał od niego narty i poszli do hotelu.

     — Po pierwsze, to nie ma smakować. A po drugie, przynosi mi ulgę. — westchnął Siegiel. Odnieśli sprzęt do specjalnego pomieszczenia, przygotowanego tylko na rzeczy niemieckiej drużyny. Spotkali w drodze trenera, więc siedemnastolatek grzecznie się przywitał.

     Wylądowali razem w pokoju, nikt nie narzekał. Ba, Constantin ucieszył się bardzo na wieść, że będzie dzielił pomieszczenie wraz z przyjacielem. Po zachodzie słońca usiedli na balkonie, z ulicy słychać było głośne okrzyki.

    — Powiedz mi, Constantin — David podrzucił w górę jabłko, łapiąc je i od razu zatapiając w nim swoje zęby. — Czemu zgrywasz takiego idealnego dzieciaka? – spojrzał na niego, przeżuwając w ustach owoc.

     — Bo jestem chodzącą porażką, więc próbuje to ukryć.

    — Czemu tak myślisz? Według mnie, jesteś wyjątkowy, nie jesteś zniszczony przez świat. Wyścig szczurów nie jest dla ciebie najważniejszy. — mruknął Siegiel, biorąc kolejnego gryza. Constantin poczuł otaczające jego serce ciepło.

    — Nie potrafię niczego nie zepsuć. — mruknął — Rodzice mi powtarzają, że jestem niewystarczający. Dopóki nie wygrywam, mają mnie gdzieś. Chcę im pokazać nowy wiersz, to zbywają mnie. Mówią, że lepiej byłoby gdybym poświęcił ten czas na siłownię, a nie poezje.

     — Przecież to bez sensu, interesujesz się tym i tym. To i to Cię uszczęśliwia, więc po cholerę tak mówią?

     – Bo od zawsze mają za mnie wielkie ambicje. — westchnął, opierając podbródek na dłoni — Cieszę się, że ktoś wreszcie mnie rozumie.

     — A ja cieszę się, że wreszcie mam z kim pogadać. – zaśmiał się David, stając na nogi. Jego nagie stopy kroczyły po zimnej posadzce balkonu, w końcu usiadł na barierce. Trzymał się mocno, odchylając się w tył.

    — Myślałem że przyjaźnisz się z resztą drużyny. — Constantin stanął obok niego, spoglądając w dół.
 
     — Nie, nie ufam im. Mówiłem Ci, oni tylko udają twoich przyjaciół. — mruknął Siegiel. Schmid znów się skrzywił, słysząc ten tekst. Ale tego nie skomentował. Przyglądał się tylko Davidowi, który pełen swobody wyglądał na naprawdę szczęśliwego, a Constantin powoli się zakochiwał.

    Pisał coraz więcej wierszy, chowając je do  drewnianej skrzynki pod łóżkiem w mieszkaniu należącym do jego rodziców.

    — Pokażesz mi kiedyś jeden ze swoich wierszy? — spytał, któregoś dnia David, gdy siedzieli na werandzie stołówki. Było dość tłoczno, lecz znaleźli idealne miejsce dla ich dwojga oraz kanapek z dżemem Constantina. Siegiel często powtarzał mu, że to niezdrowe by ciągle jeść to samo, lecz Schmid to ignorował.

     — Trochę się wstydzę, wiesz one są bardzo osobiste. — westchnął chłopak, okrywając się białym kocem. Oparł się o ramie przyjaciela, a tamten uśmiechnął się wyciągając papierosa z ust. David wyglądał naprawdę ładnie, gdy palił. Lecz nadal bolało to Constantina, zwłaszcza gdy Siegiela łapały ostre ataki kaszlu.

    — Pamiętaj, że ja nigdy nie będę Cię oceniał. — starszy spojrzał na niego, a Schmid zaczerwienił się spuszczając głowę w dół. David był dla niego największym oparciem, ufał mu. Ufał tylko jemu.

   — Dziękuje.

    Mijały tygodnie, miesiące ich wspólnej znajomości. Constantin przekroczył próg pełnoletności, postanowili w huczny sposób obchodzić ten dzień. Osiemnastolatek wymknął się, nikogo nie informując o swojej nieobecności, chciał ten dzień jedynie spędzić z Davidem. Poza tym, chciał mu w końcu przeczytać jeden ze swoich wierszy. Chciał wreszcie powiedzieć mu, co do niego czuje. Nie potrafił zrobić tego wprost, więc zawarł wszystko na papierze.

    — I jak się czujesz? — zaśmiał się Siegiel, gdy Schmid skrzywił się po łyku wódki, którą pili tego wieczora.

    — Chyba nic się nie zmieniło? Prócz tego, że zdałem sobie sprawę, że alkohol smakuje okropnie. — mruknął Constantin, zaczął grzebać po kieszeniach. W końcu dogrzebał się kawałka pogniecionego papieru. — Tylko się nie śmiej.

    — Nie będę. — uśmiechnął się David i oparł o ścianę, siadając po turecku. Deszcz uderzał w okno, co wcale im nie przeszkadzało. W powietrzu unosił się zapach wódki, perfum i uczucia, do którego obydwoje się nie przyznawali.

posyłam Ci bezdomne moje serce

co chcesz z nim zrób.

na swoje zamień to bezdomne serce

lub zatrać, zgub.

wdzięczne Ci będzie to bezdomne serce.

nawet za grób.(2)

    Gdy Constantin skończył czytać, podniósł wzrok, uważnie badając twarz przyjaciela. Wyczytując każdą emocję na jego twarzy, czekając na jakąkolwiek relacje. Aż w końcu David zbliżył się do niego.

   I najprościej na świecie pocałował.

    Constantin czuł się jak we śnie, jego ręce jakby automatycznie powędrowały na włosy chłopaka, a nogi zamieniły się w watę. Zapomniał o Bożym świecie, zatracając się w każdym kolejnym pocałunku. Dopiero gdy usłyszeli głośny grzmot, a zaraz po nim trzask, opamiętali się. Patrzyli w sobie oczy, nie zwracając uwagi na drzewo, które spadło na ulice.

— Kocham Cię.

— Ja ciebie też.

    — Wszystko w czasie burzy jest romantyczniejsze. — stwierdził Domen, obracając się na bok by dosięgnąć do miski z malinami.

   — Myślałem wtedy, że jestem na szczycie świata, byłem tak szczęśliwy. — uśmiechnął się na wspomnienie Constantin, patrząc w przestrzeń przed sobą.

    — Jak długo było dobrze?

    Relacje między Constantinem a Davidem, rozkwitały z każdym dniem. Schmid pisał wiersze, i za każdym razem pokazywał je Siegielowi, za to starszy zabierał go w tak przepiękne miejsca, że czasem zastanawiali się czy są one prawdziwe. Młodszy mówił mu wszystko, co leżało mu na sercu, opowiadał każdą traumę. David wiedział o nim wszystko, za to Constantim zaskakująco mało o partnerze.

   — Co robisz? — Siegiel odłożył brudną koszulkę do walizki. Schmid leżał na łóżku i próbował naszkicować motyla. Podniósł wzrok znad notatnika.

    — Próbuje coś narysować, ale to za trudne. Wolę pisać. — mruknął Constantin, intensywnie wlepiając swój wzrok w kartkę oraz nieumyślnie gryząc ołówek.

    — Ważne żeby się nie poddawać. — uśmiechnął się Siegiel, sięgnął do kieszeni kurtki — Idę zapalić.

    — Okej, tylko nie napuść mi zimna do pokoju. — Schmid zamknął notatnik i schował go do plecaka, z którego wyciągnął swój drewniany zeszyt. David wyszedł z pokoju, a Constantin obserwował go przez okno balkonowe.

    Odpalił papierosa, oparł się o ścianę i zaciągnął się dymem. Lecz coś poszło nie tak, bo zaczął przeraźliwe kaszleć. Używka wypadła mu z dłoni, gasząc się na świeżo napadanym śniegu, który nazbierał się na kafelkach. Schmid jak poparzony wstał, wychodząc na balkon i owijając go kocem, obydwoje wtedy spojrzeli na jego palce. Te pokryte były krwią, którą wykaszlał.

   — Co do kurw...– nie skończył, bo Constantin przerwał mu spojrzeniem w jego oczy.

    — David, musisz to rzucić. — Ale David nie rzucił. Napady kaszlu przychodziły cyklicznie i za każdym razem sprawiały że płuca Siegiela, bolały go niemiłosiernie. Chłopak też nieco się zmienił, był bardziej zaborczy oraz kaszlał przy Constantinie, by wymusić u nim wyrzuty sumienia. A Schmid był naiwny, biegał za nim, w głowie miał tylko jego, nawet skoki zeszły na drugi plan.

    — David, idę się spotkać z...– nigdy nie kończył tego zdania. Bo wspomniany chłopak dostawał gwałtownego ataku kaszlu oraz wszystko wokół niego stawało się krwiście czerwone. Constantin czuł się jak w pułapce, lecz był ślepo zakochany, przez co Siegiel manipulował nim do woli.

twój smak utknął

mi w głowie sprawiając że

czuje na sobie spojrzenie

twych ust

na swoim ciele (3)

    — Jesteś tak kurwa nudny. – usłyszał gdy przeczytał kolejny tego wieczoru wiersz Davidowi, który wypalał już kolejnego papierosa. – Ciągle piszesz o tym samym.

    Na sercu Constantina pojawiła się pierwsza rysa, a oczy zaszły łzami. Wstał. Szarpały nim emocje, przecież tak się kochali, więc dlaczego David zranił jego uczucia?

     — Hej, zaczekaj, nie idź nigdzie. Po prostu chcę być z Tobą szczery, bo wszyscy inni — wskazał na drzwi — są okropni. Świat jest okropny. Będą kłamać Ci w żywe oczy, byś im zaufał. Nie zasługują na nas, zrobią wszystko by Cię wykorzystać.

   Więc Constantin został, do końca wieczoru słuchając wywodów Davida o rosnących cenach papierosów.

Idziemy nad morzem

trzymając mocno w rękach

dwa końce starożytnego dialogu

— kochasz mnie

— kocham (4)

     Wszystko było w porządku przez następne tygodnie, Schmid po prostu stwierdził, że chłopak miał zły dzień. Ale nadal, każdą chwile spędzali razem, chociaż teraz David nie okazywał niczego, gdy Constantin czytał mu swe wiersze. Czasem tylko się uśmiechnął. Ale wszystko zaczęło runąć w pięknej Japonii, gdy w Sapporo organizowany był Puchar Świata w skokach narciarskich. Siegiel już od swojego pierwszego skoku był agresywny, to kolejny jego występ, gdy nie dostał się do drugiej serii. Za to Schmid skakał tego weekendu świetnie, co Davida cholernie irytowało.

    — Ostatnio dawno nigdzie nie wyszliśmy więc...— Constantin sięgnął do walizki, gdzie schowane miał dwa bilety na koncert ulubionego zespołu Siegiela. — kupiłem nam bi... — nie skończył bo David obdarzył go spojrzeniem, które sprawiło, że nieco się przestraszył.

    — Nie mam ochoty rozmawiać. — mruknął odchodząc od niego. Lecz Schmid poszedł za nim.

     — Kochanie, co się stało? — Consti wyszedł za nim na balkon. David nie odpowiadał. — To przez te skoki? Przecież nie było tak źle, wygrasz następnym razem mówię Ci. Pokażesz im wszystkim, że król jest jeden.

     — Oh, już zamknij się. Doskonale wiem, że czujesz się lepszy, że budujesz swoje ego, że tak naprawdę nie chcesz, żebym wygrywał. — spojrzał na niego surowo, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.

     — David, przecież Cię kocham, chcę twojego szczęścia. — chłopak już mu nie odpowiedział. Odpalił papierosa i spojrzał pusto w dal. Pod oczami miał ogromne wory, znów nie spał. Siegiela dręczyła bezsenność, a Schmid ciągle mówił, by zapisał się do lekarza. Ale tamten zbywał go, mówiąc, że służba medyczna to zakłamana sekta.

Bywają dni gdy myślę zbyt wiele

Wiedząc że myślę zbyt wiele

Bywają dni gdy płacze zbyt wiele

Wiedząc że przecież płacze zbyt wiele

Bywają też dni gdy nie śpię

Leżąc i marząc zbyt wiele

Są dni gdy gubię się w tym wszystkim

Nie mając już sił. (5)

     Constantin nie czytał już wierszy Davidowi. Pisał je teraz tylko wtedy, gdy czuł się zraniony. Siegiel zgarniał go całego dla siebie, jednocześnie nie pozwalając mu samowolnie myśleć. Siedzieli oglądając film, młody Niemiec leżał w nogach chłopaka, tamten rozczesywał jego włosy. Tak jakby byli idealna parą, nagle Schmid zatrzymał film i usiadł przed nim.

    — Matko, przecież to wszystko jest popieprzone, wszyscy o nim zapomnieli, stracił dosłownie wszystkich. — oczy chłopaka zaszły łzami, a tamten skrzywił się trochę.

   — Przecież to tylko film.

    — No ale...— nie skończył.

  — Co jest z Tobą? Płaczesz na filmie dla dzieci.

    — Ja...ja chciałem tylko okazać to, jak się czuję...— szepnął cicho Constantin.

    — Jesteś dziecinny, dorośnij. — Schmid zacisnął usta w kreskę. Jego serce zabolało go niemiłosiernie, sprawiając że Niemcowi chciało się płakać, już nie tylko ze względu na film. Znów go skrzywdził.


    — I nie wyczułeś tego? Że coś jest nie tak, że Tobą manipuluje? — spytał Domen, przez ten cały czas bacznie obserwując Constiego, by w każdym momencie móc go przytulić.

    — Chodzi o to, że ja już od dawna wiedziałem. Tylko ciągle byłem zakochanym nastolatkiem, który nie chciał stracić jedynej osoby, z którą rozmawia. — westchnął Constanin, sięgnął do pudełka które przyniósł ze sobą. — To wiersz który napisałem tamtego wieczoru.

Wyciągnął kartkę, którą w dwóch miejscach była poszarpana, a na całej jej powierzchni znajdowały się ślady które oznaczały, zmoknięcie kartki w tym miejscu. Domen wziął list do ręki, czytając uważnie.

byłem w bólu

będąc przy Tobie

i czułem że tonę

przez brak powietrza w płucach

kiedy ból palił moje serce (6)

    19 stycznia 2019 roku był dniem, który doszczętnie zniszczył psychikę Constantina. I nie było to spowodowane kłótnią, tylko oglądanie jego ukochanego, który znoszony był na noszach z płyty skoczni. Deszcz zaczął padać gwałtownie, gdy wybiegł za karetką. Nie chcieli go wpuścić do pojazdu, a on nie miał siły w nogach by biec. Więc wolnym krokiem, zaczął iść drogą, po której jechał duży samochód. Gdzieś z oddali słyszał muzykę, czuł się jak w filmie. A jego serce krwawiło, bo choć nie był to aż tak groźny wypadek, to coś złamało się w Constantinie. Jakby wyrwano mu kawałek serca i rzucono nim o mokrą ulice. Poczuł uścisk na ramieniu.

    — Constantin...— usłyszał zdyszane szeptanie jego imienia, odwrócił się.

    — Karl? Puść mnie, idę do szpitala. — mruknął i wyrwał swoje ramie z jego silnego uścisku. Zmarszczył brwi.

   — Zapomniałeś kurtki, jest zimno. Nie chcesz chyba się rozchorować. — Geiger wepchnął mu ubranie do rąk — Daj znać co z nim. — I odbiegł. Drużyna Niemiecka i tak wygrała ten konkurs, więc musiał pojawić się na dekoracji.

     Constantin stał na chodniku przez dobre kilka minut, myśląc nad tym co się stało. Dostał pewnego rodzaju szoku. Był dziecinny i naiwny, więc bardzo zdziwił go fakt, że ktoś prócz Davida, może być dla niego miły. Brzmi to, jak wyrwane z rzeczywistości, ale Schmid zaczął zastanawiać się nad sensem każdego zdania, które kiedykolwiek wyrzekł jego chłopak.

    — Kochanie, kochanie, kochanie.. — powtarzał Schmid, trzymając za rękę Davida. Ten patrzył na niego martwym wzrokiem, nie odzywając się. Dzień wypadku obydwoje mieli wyrwany z życia. Kolejne dni pomiędzy nimi przebiegały w ciszy. Wrócili do Baiersbronn. Siegiel całymi dniami wypalał papierosy, popijając winem i kaszlał. Kaszlał krwią, która brudziła ich wspólne mieszkanie.

     — Czasem chce umrzeć — rzekł pewnego dnia Siegiel, gdy przechadzali się uliczkami jego rodzinnego miasta. Chłopak podtrzymywał się na kulach.

     — David...— szepnął cicho Constantin, a wspomniany chłopak puścił jego rękę. Stanął przed nim patrząc mu w oczy.

     — Jesteś taki naiwny kochanie, będzie dla Ciebie lepiej jeśli odejdziesz. — serce Constantina roztrzaskało się na bilion kawałków, które kłuć zaczęły go w klatce piersiowej. Nie mógł oddychać, a łzy stanęły w jego oczach. Lecz nie walczył, poddał się słowom chłopaka.

Najciężej jest nam

odjeść od tego

co najbardziej

nas rani(7)

     Constantin zabrał swoje wszystkie rzeczy z mieszkania Davida. A każdy list, jakikolwiek napisał, schował do kartonu. Najpierw chciał go spalić, ale nie potrafił. Miało to dla niego za dużą wartość sentymentalną. Więc spalił wszystko inne, bluzy, zdjęcia czy nawet biżuterię. Chciał się uwolnić.

    Lecz nie potrafił. Jego serce ciągle pragnęło wrócić do pierwszej miłości, za to umysł odradzał myślenia o niej. Constantin Schmid stał się zbiorem skomplikowanych emocji oraz uczuć, o których nie miał komu powiedzieć, więc znów wszystko przelewał na papier.

     — Masakrycznie tego dużo, to wszystko o nim? — Domen sięgnął i wyciągnął jeden z wierszy. Później kolejny i następny. Poukładał je wszystkie przed sobą, ich liczba wynosiła ponad pięćdziesiąt. Prevca zatkało.

   — O uczuciach, nie o nim. — westchnął Constantin, i z zadumą spojrzał na listy leżące na trawie.

     — Odzywaliście się do siebie? Po tym wszystkim?

    — Raz. Gdy wygrałem pierwszy raz konkurs.

   — Czyli wtedy co...

    — Tak, wtedy.


   Constantin wrócił po sobotnich zawodach w Engelbergu do pokoju hotelowego. Usiadł na łóżku, przyglądał się długo swojego medalowi. Po chwili zobaczył wyświetlacz telefonu, napisał do niego. Po tylu latach, David Siegiel napisał do niego jakby nigdy nic. Jakby ich skompilowana relacja nie miała miejsca. Jakby wszystko co się działo przed czterema laty, nie miało miejsca

David Siegiel

Gratulacje.

Odczytał, nie odpisał. Pozostał aktywny na chacie. Doskonale wiedział, że drugi chłopak, również nie wyłączył telefonu. Po chwili doszła do niego druga wiadomość.

David Siegiel

Jest mi przykro, przez to wszystko

Czyli przepraszasz?

David Siegiel

Tak, przepraszam.

Okey, nie wybaczam Ci.


David Siegiel

Constantin, przeprosiłem.

Okey, a ja powiedziałem że Ci nie wybaczam.


    Constantin postawił na pierwszym miejscu siebie. Wybrał zdrowie psychiczne, a nie uczucie, które od zawsze go niszczyło. Chociaż bez niego, nigdy nie będzie szczęśliwy. Kilka łez znalazło się na wyświetlaczu, lecz musiał po chwili wytrzeć twarz. Bo w jego pokoju znalazł się Domen, a telefon powędrował na drugi koniec pokoju.

    — Wiedziałem, że coś wtedy było nie tak. — Prevc wstał, przytulił mocno siedzącego na krześle chłopaka, który martwy wzrok wbijał w lecącego motyla. – Consti, nie zasłużyłeś na to wszystko. Tak mi przykro...

    Constantin nie odpowiedział, schował tylko ból w sercu oraz mocniej upchał ostatni wiersz w kieszeni. Ostatni związany z Davidem, bo w końcu musiał żyć na nowo.

i byłeś tą pierwszą miłością

która kompletnie zawróciła mi w głowie

przy której wszystko wyglądało na nowe

i chyba było

i wciąż jesteś tą pierwszą miłością

do której wzdycham (8)

💔

1 – „Wyrzut" Avizis

2 – „Ofiarowując serce" Julian Tuwim

3 – „Smak" Aleksandra Wądołowska

4 – „Epizod" Zbigniew Herbert

5 – „Ponad wszystko" Aleksandra Wądołowska

6 –„Ból" Aleksandra Wądołowska

7 – „Najciężej" Aleksandra Wądołowska

8 – „Wzdycham" Aleksandra Wądołowska

Witam.

Na kolejne moje prace trochę poczekacie, ale jeśli się uda, to następna będzie naprawdę dobra.

   I ofc Wika dzięki za sprawdzenie <333  Jesteś super kochana

  Powodzenia w wszytskim w życiu,

~Patiś
5.04.2022r.

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro