❀ [ 1;1 ] and you were my only spring.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ich znajomość rozwijała się podczas okresu świątecznego, zimą. Gdy cała natura umierała i zapadała w sen, gdy świat wyglądał tak, jakby nigdy nie miałby już zostać dotknięty przez żadne promienie słoneczne, gdy wszyscy popadali w stres i depresję, wtedy oni żyli najbardziej i powstawali z własnych popiołów, wtedy otaczali się swoim wzajemnym ciepłem i ogrzewali się, wcale nie czując tego, że panowała najcięższa pora roku, ani tego, że dookoła nich życie powoli umierało.

Gdy byli razem, w ich głowach zawsze panowała wiosna, a kwiaty wiśni kwitły w pełni.

~

Była zima i okres świąteczny, gdy spotkali się po raz pierwszy.

Min Yoongi pamiętał to jako beznadziejne zakończenie jednego z najbardziej beznadziejnych lat całego swojego życia, więc może dlatego tamtego Sylwestra wypił ciut za dużo. W pustej przestrzeni swojego chłodnego, chorobliwie białego mieszkania wydawało mu się, że nagie, smutne ściany doskonale opisywały to, jaki czuł się w środku. Zawsze mówiono mu, że alkohol był dobrym sposobem na to, aby zapomnieć, ale nikt nie wspomniał mu, że trunki spożywane w samotności mogą mieć efekt wręcz odwrotny, przywołując do pamięci wszystkie demony, cały ból i wyrzuty sumienia, całą obrzydliwą nienawiść odczuwaną do tego faceta w lustrze.

Nie miał jednak nikomu tego za złe, bo dzięki temu wszystkiemu poznał wtedy jego. Gdy wszystkie puszki i butelki, które trzymał w swoim mieszkaniu, stały puste na stole w kuchni lub na podłodze w salonie, wyszedł, zapominając ubrać się wystarczająco ciepło, i chwiejnym krokiem udał się do małego sklepiku, który mieścił się dokładnie po drugiej stronie ulicy. Miał na niego idealny widok ze swojego okna, ale do tej pory nie zwracał na niego żadnej uwagi. Tak samo jak nie zwracał w tamtym momencie uwagi na to, że wychodzenie na taki mróz w krótkim rękawku i lekkiej bluzie nie było najlepszym pomysłem.

Nie spodziewał się, że ilość alkoholu w jego krwi sprawiłaby, że zachciałby otworzyć jedną z puszek piwa, za które właśnie miał zapłacić, jeszcze przed dojściem do kasy, przeklinając przy tym soczyście, niebezpiecznie kiwając się na boki i żałośnie śmiejąc się pod nosem z samego siebie, bo może i cały świat był w chuj beznadziejny, ale on był jego najbardziej popierdolonym i niepoprawnym ogniwem. Ani nie spodziewał się tego, że drobny, wysoki i uroczy kasjer widząc go sączącego piwo i mówiącego w ten sposób, spojrzałby na niego z czystym szokiem w oczach... Ale nie skarciłby go w żaden sposób, tylko zarumieniłby się lekko, spuścił nieśmiało wzrok, zeskanował jego zakupy, zalecił cieplej się ubrać na taki mróz i ostrzegł mężczyznę, aby nie wylał swojego piwa.

Szkoda tylko, że poczucie równowagi było trudne do utrzymania w takim stanie, a już chwilę później żółtawa plama pojawiła się na białym swetrze pracującego.

Uroczy kasjer nie zdenerwował się, nie zaczął krzyczeć, chociaż pisnął cicho z zaskoczenia. Po prostu speszony odwrócił wzrok, podczas gdy rumieniec palił jego twarz, a on desperacko próbował zaradzić jakoś plamie, szybciutko powtarzając swojemu klientowi, że nic się nie stało i że nie było żadnego problemu.

Yoongi po raz pierwszy pomyślał, że był on cholernie słodki i w rekompensatę za zniszczony sweter, dał brunetowi swoją bluzę, marznąc później na zewnątrz w wichurze śniegu.

~

Była zima i okres świąteczny, gdy zaczęli poznawać się bliżej.

Min Yoongi mieszkał wtedy z dwójką swoich przyjaciół, którzy co roku namawiali go na dekorowanie ich wspólnego mieszkania na Święta. Jimin i Hoseok pisali mu listę tego, co niezbędne na taką uroczystość, a później razem szli na świąteczne zakupy, może żeby pozwolić najstarszemu poczuć tą rodzinną atmosferę, której brakowało w jego życiu od ponad roku. Byli naprawdę kochani i bardzo troszczyli się o niego pod tym względem, zastępując mu prawdziwą rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miał, mimo tego, że Hoseok był wkurwiający, gdy nie mógł się zamknąć i w kółko śpiewał te idiotyczne piosenki świąteczne, a Jimin uszkadzał jego słuch, drąc się na cały głos jak dziecko ilekroć widział jakieś ozdoby reniferów na czyichś balkonach, czy jakiegoś gościa przebranego za Mikołaja. Yoongi uśmiechał się przy nich nieco bardziej, ale nie tak bardzo, jak gdy widział swojego ulubionego kasjera.

Tego dnia w sklepie był dość duży tłum, a on przeciskając się pomiędzy ludźmi razem z uroczo, lecz denerwująco nucącym "All I Want For Christmas" Hoseokiem, w pewnym momencie usłyszał nagły huk, a później uniesiony męski głos. Odwrócił się błyskawicznie w stronę źródła tego dźwięku, widząc to, jak jakiś klient wyładowywał swoją złość na jego ulubionym kasjerze, a na podłodze leżały szczątki Świętego Mikołaja z porcelany. Jego uśmiechnięta buźka nie była już taka uśmiechnięta. Teraz tylko w kawałkach.

Yoongi zmierzył nieznajomego lodowatym spojrzeniem i podszedł do chłopaka bliżej, gdy ten klęczał na podłodze i schylał się tak nisko, że końcówki jego włosów dotykały brudnej podłogi, podczas gdy wsuwał ramię pod jeden z regałów, aby coś spod niego wyciągnąć. Jego urocze policzki były wściekło różowe, gdy chłopak podniósł na niego swój zagubiony wzrok, a jego duże, szczenięce oczka zdały się zaświecić nagle, gdy tylko rozpoznały w swoim wybawcy tego samego pijaka sprzed roku, który często przychodził do sklepu i za każdym razem sprawiał wrażenie niesamowicie smutnego - tak bardzo, że serduszko chłopaka zaciskało się boleśnie w jego piersi.

Yoongi pomógł mu pozbierać porozrzucane po podłodze rolki papieru dekoracyjnego, pod zaskoczonym spojrzeniem drugiego. Min nie był typem osoby, która często się uśmiechała, więc jego poważny wyraz twarzy mógł trochę zgubić kasjera, który przyglądał mu się w ciszy, podczas gdy ten mu pomagał.

Nagle mężczyzna kątem oka zauważył, że coś było nie tak. Chwycił delikatnie chłopaka za nadgarstek i uniósł jego dłoń, widząc, że była ona skaleczona, a w małe rozcięcie był wbity kawałek porcelany. Kasjer nieśmiało powiedział mu, że na zapleczu miał jakieś plasterki z motywem bałwanków, elfów i reniferów, bo tylko takie zostały mu w domu, a on zawsze starał się je nosić ze sobą, bo był przeraźliwą fajtłapą i nie raz jakimiś głupimi wypadkami szkodził własnemu zdrowiu. Brzmiało to zdecydowanie jak zaproszenie.

Tego dnia Yoongi zyskał nie tylko imię ślicznego kasjera, ale trochę jego zaufania i, przede wszystkim, więcej jego uroczych rumieńców i nieśmiałych, słodkich uśmiechów.

~

Była zima i okres świąteczny, gdy ich znajomość przeszła na nowy poziom.

Min Yoongi siedział sam w kuchni przed kubkiem gorącej herbaty, wsłuchując się w głosy dwóch młodszych chłopców pochodzących z pokoju Jimina i pusto wpatrując się w białe światełka, które leżały na blacie jako dekoracja. Jego śliczny kasjer prędko stał się przyjacielem Jimina, pracującego u chorych dzieci podczas okresu świątecznego jako elf Mikołaja, co może trochę zirytowało czarnowłosego, bo to nie on był w centrum uwagi bruneta, ale było to też mu na rękę, bo często widywał go w swoim mieszkaniu i za każdym razem wypowiadał mentalnie jego słodkie, urocze imię. Jego uśmiechy i rumieńce najczęściej były kierowane ku komuś innemu, ale to nie było wielkim problemem, dopóki on mógł być chociażby ich świadkiem.

Po Hoseoku nie było już ani śladu. Yoongi kupował teraz tylko jeden prezent, tylko dla Jimina, i także otrzymywał tylko jeden, a mimo tego, że nie przepadał nigdy za tą pustą, materialistyczną tradycją, wydawało mu się to przykre i trudno mu było uwierzyć w to, że pozwolił Jungowi tak po prostu przemknąć pomiędzy swoimi palcami. Wiele by zrobił, aby tylko ponownie móc zastanawiać się nad tym, czy Hobi wolałby jako prezent jakąś głupią wyciskarkę do soków, czy jednak nową parę porozrywanych jeansów, bo na więcej Yoongiego nie było stać. Wiedział przecież, że Hoseok ucieszyłby się z każdej głupoty i że w każdym wypadku uśmiechnąłby się do niego szeroko, najszerzej, a następnie uściskałby go mocno i ciepło. A Yoongi udawałby, że nienawidził tego gestu, uśmiechając się lekko pod nosem i chowając twarz w zgięciu jego szyi, napawając się jego ciepłem.

Ale oprócz pewnej melancholii i pustki w sercu Mina spowodowanej niezbyt przyjaznym rozstaniem, została po Hoseoku także tradycja radosnego dekorowania mieszkania na Święta. Na drzwiach wisiał już kolorowy wieniec, w salonie stała skromna, pasująca do ich budżetu choinka, migające światełka były porozwieszane przy niektórych drzwiach i nad telewizorem. Pusty i smutny pozostał tylko balkon, najświętsza część dekoracji, którą zazwyczaj zajmował się Hoseok. Yoongi pomyślał, że pierw stracił rodzinę, a później także jego, który tą rodzinę mu przez jakiś czas zastąpił. Następnie pomyślał, że Jimin prawdopodobnie nie chciałby być sam na sam z nim w mieszkaniu jeszcze na długo, - pewnie dlatego ciągle zapraszał do siebie przyjaciół - więc także i te Święta spędziłby samotnie. Jak za dawnych czasów. Yoongi czuł, że wraz z nimi powracała do niego depresja.

Z pokoju pomarańczowowłosego zaczęły docierać do niego radosne piosenki świąteczne, a Yoongi zdał sobie sprawę z tego, jak z każdym upływającym rokiem stawał się coraz bardziej zgorzkniały, bo nie znosił tych wszystkich wesołych, mdłych melodii, powtarzających się co rok, mówiących o nierealnej, idealizowanej, świątecznej miłości, o ciszy i spokoju ducha, o cieple rodzinnym, o zadowoleniu zmysłów i radością wywoływaną przez drobne gesty - o rzeczach, których on sam nie doświadczył chyba nigdy. Nie powiedział jednak nic, nie chcąc niszczyć pozostałej dwójce humoru. Nie był przecież aż takim potworem, a Jimin wciąż był jego przyjacielem. Dopóki nie rozmyślałby się nagle, jak zrobił to Hoseok.

Chłopcy poprosili go o pomoc przy dekorowaniu balkonu, co chyba było tylko oznaką litości wobec niego, siedzącego samotnie, w ciszy, przed swoim chłodnym już napojem, a Yoongi po raz kolejny zobaczył rozkoszne rumieńce kasjera, które tym razem zdawały się być dedykowane tylko jemu, podczas gdy chłopak uciekał ciągle od niego wzrokiem. Podczas wspólnej dekoracji, mężczyzna parę razy zupełnie niechcący zahaczył swoją dłonią o tą jego, a raz zdarzyło mu się zapatrzyć w te duże, szczenięce, słodkie oczy tak długo, że odniósł wrażenie, że miałby do nich wpaść. Ich głębia i tak byłaby dla niego lepszą rzeczywistością, niż ta aktualna.

Gdy po raz pierwszy kasjer odwzajemnił jego spojrzenie, uśmiechnął się lekko i zapytał się, czy Yoongi mógłby nauczyć go grać jakieś piosenki świąteczne na keyboardzie. Wspomniał, że pamiętał ten dzień, w którym czarnowłosy zobaczył na jednej z półek w sklepie ten właśnie instrument i pokierowany pewnym głębokim instynktem, zaczął grać na nim spokojną melodię, przykuwając tym samym nie tylko uwagę jakiegoś słodkiego dzieciaka, który akurat tamtędy przechodził i od razu się przy nim zatrzymał, ale też samego kasjera. Ten wyznał mu, że naprawdę się w niego w tamtym momencie wpatrzył, bo Yoongi zdawał się być kompletnie pochłonięty pasją, z której przez długi czas musiał zrezygnować, a wyglądał przy tym zwyczajnie pięknie. Tak spokojnie, przyjemnie, jakby wreszcie był w swoim żywiole i na właściwym dla siebie miejscu.

Yoongi zgodził się, chcąc móc dotykać tych dłoni więcej, wpatrywać się w te oczy dłużej i dalej rozwijać swoją nową pasję, którą był ten śliczny kasjer.

~

Była zima i okres świąteczny, gdy ich relacje niezapowiedzianie się polepszyły.

Min Yoongi był już na wielu beznadziejnych imprezach sylwestrowych, ale ta była bez dwóch zdań jedną z najgorszych, na których miał nieprzyjemność uczestniczyć. Zdecydowanie zbyt często wpadał w tą małą pułapkę: nie mając już absolutnie żadnego skrawka rodziny, do której się zwrócić, gdyż jego prawdziwa już dawno go od siebie odrzuciła, spędzał wszystkie dni Świąt sam jak palec. Jimin przecież wyjeżdżał wtedy do rodziców, a gdy jeszcze mieszkał z nimi Hoseok, ten robił dokładnie to samo, więc czarnowłosy powinien był już przyzwyczaić się do tej samotności. Niemniej, każdego roku zaczynał czuć nią takie zmęczenie, że na Sylwestra akceptował wszelkie propozycje imprezy - nieważne, jakie nudne mogły one być. Może byłoby trochę lepiej, gdyby czarnowłosy miał jakiekolwiek towarzystwo, ale wiedział doskonale, że dla nikogo nie liczył się wystarczająco, aby ten ktoś właśnie z nim chciał spędzić ostatnie sekundy starszego roku i pierwsze tego nowego. Kiedyś, gdyby Hoseok usłyszał coś podobnego, poklepałby go ciepło po ramieniu i upewniłby go, że było całkowicie inaczej, ale te czasy zdecydowanie minęły.

Zbliżała się północ, a oni wszyscy stali w miejscu, patrząc się na ogromny ekran, na którym widniało coraz bardziej intensywne odliczanie. Muzyka została na ten moment zatrzymana po nieco wzruszającym, ale energicznym występie śpiewu i gry na fortepianie, ale wszyscy wiedzieli, że już za parę sekund miała ponownie popłynąć z głośników. Yoongi, trzymając drobny kieliszek w dłoni, popijał co chwilę swojego drinka, rozkoszując się gorzkim smakiem alkoholu, który mocno palił go w gardło i bez jakiegokolwiek entuzjazmu rozmyślał nad tym, czy ten nowy rok także byłby tak samo do dupy, jak każdy poprzedni rok jego życia. Przez to miał ochotę ukraść jakąś butelkę mocnych procentów z baru i upić się na śmierć, dokładnie w Sylwestra. Czy to nie byłaby spektakularna śmierć?

Los dał mu odpowiedź jeszcze wcześniej, niż się tego spodziewał, bo gdy wybiła północ, dookoła niego rozległ się wielki krzyk ekscytacji, a on rozejrzał się dookoła, wszędzie widząc tą samą scenę. Mocno, wręcz obleśnie całujący się ludzie, przytulające się pary, uśmiechające się do siebie, trzymające za ręce, skaczące z ekscytacji, krzyczące, otwierające szampan mimo tego, że wypiły już wystarczająco, wszędzie, nieważne, gdzie spojrzał; a nieszczęśliwy traf chciał, aby Yoongi całkowicie przypadkiem zobaczył gdzieś w tłumie Hoseoka, namiętnie całującego się z jakimś wyższym od niego facetem, a następnie szeroko uśmiechający się do niego z tym ciepłem, które kiedyś należało do Mina. Czarnowłosy przez następny rok pamiętałby ten moment jako ten, w którym zdał sobie sprawę z tego, jak pozbawiona jakiegokolwiek sensu była jego egzystencja, bo zdawała się być ciągłą utratą tych, na których najbardziej mu zależało, przez własną głupotę, powtarzaniem się beznadziejnych sytuacji bez wyjścia oraz momentami, które tylko przypominały mu o tym, jaki nic nie znaczący był.

Pierwszą sekundę nowego, cholernie beznadziejnego roku swojego życia przeżył z jakąś formą wewnętrznego bólu oraz odruchem wymiotnym, myśląc, że to był naprawdę w chuj dobry start. Wybiegł na zewnątrz, przeciskając się poprzez rozszalały przez hormony tłum, aż wreszcie lodowate powietrze uderzyło go w twarz, a płatki śniegu zaczęły zdobić jego hebanowe włosy, odznaczając się bardzo ewidentnie na tak ciemnym tle - nie tak jak na jego skórze, która miała praktycznie ten sam kolor, co one. Nie wiedząc nawet gdzie szedł, zaczął błądzić po okolicy, czując w gardle gorycz, a w klatce piersiowej gorąc nienawistnego ognia palącego się w jego wnętrzu. Nie miał nawet ochoty krzyczeć, wyrywać sobie włosów z głowy czy wydrapywać sobie oczu, po prostu chciał zniknąć, móc roztopić się tak samo jak ten śnieg, który kładł się na środku jego dłoni i po chwili już nie istniał. Jak miło byłoby zakończyć swoje istnienie z tak wrodzoną łatwością...

Nie wiedział w jakim momencie, ani jakim cudem ktoś zjawił się u jego boku, kładąc jedną dłoń na jego ramieniu i sprawiając, że z impetem i przypływem irytacji odwrócił się w stronę nowo przybyłego. Jego wyraz twarzy jednak od razu zrobił się łagodniejszy, gdy ujrzał przed sobą swojego słodkiego kasjera. Posłuchał tego, jak ten mówił, że o północy, podczas gdy wszyscy inni się całowali, on szukał go w tłumie, panikował i czuł się smutny nie mogąc go znaleźć, ale wtedy zobaczył go wybiegającego na zewnątrz. Yoongi nie mógł nawet skupić się na jego słowach, bo był zbyt zajęty podziwianiem tego, jak uroczo chłopak wyglądał z płatkami śniegu powoli topniejącymi na jego ślicznej twarzyczce i jakie słodkie były jego szczenięce oczka, gdy świeciły się lekko pod wpływem alkoholu, ekscytacji chwilą oraz wysiłkiem fizycznym spowodowanym krótkim biegiem, któremu musiał się podjąć. Kasjer chwycił za jego lodowatą dłoń i podziękował mu za wszystkie lekcje fortepianu, dzięki którym tego wieczoru udało mu się bezbłędnie zagrać i zaśpiewać przed całą publicznością. Tą samą cholerną, świąteczną piosenkę, której Yoongi tak nienawidził, ale przy której mimo tego z wielkim oddaniem mu pomógł, aby tylko go uszczęśliwić i zadowolić. I aby ujrzeć ten cudowny uśmiech.

A następnie chłopak zupełnie niespodziewanie nachylił się nad czarnowłosym, niepewnie dotykając dłonią jego szyi i nieśmiało składając na jego ustach drobny, lecz bardzo ciepły pocałunek, który rozbrzmiał w całym ciele Mina i rozświetlił całą jego duszę tak, jakby to on był pierwszą gwiazdką, na którą wszyscy czekali podczas Wigilii.

A Yoongi oczywiście odwzajemnił ten gest najlepiej, jak tylko potrafił, przyjmując ciepło tych nowych dla niego, absolutnie słodkich, smakujących świątecznym cynamonem warg, dzięki którym coś w jego wnętrzu zakwitło w samym środku srogiej zimy.

~

Była zima i okres świąteczny, gdy powoli zaczęli rozumieć, że potrzebują siebie nawzajem.

Min Yoongi siedział nieco spięty przed uroczym kasjerem, wpatrując się w to, jak rozkosznie ten popijał swoją gorącą czekoladę z dodatkiem cynamonu i opowiadał o sobie miękko, łagodnie, powoli, jakby starannie dobierając każde, najmniejsze słowo. Co jakiś czas zacinał się, nie wiedział jak kontynuować, nie potrafił znaleźć odpowiedniego określenia i wtedy słodko się jąkał, a starszy uśmiechał się nieco śmielej i kiwał głową na znak, że zrozumiał co ten chciał powiedzieć poprzez jego gesty. Czarnowłosy zazwyczaj nie lubił słuchać o ludziach, nudziło go to i nie wzbudzało żadnego zainteresowania, ale tym razem było inaczej. Był skupiony tylko na tym chłopaku, który zdawał się być w tym momencie centrum całego jego uniwersum i wszechświata. Jego jedyną gwiazdą, którą uwielbiał i za którą mógłby oddać wszystko, planetą jego znaku zodiaku, która miała wpływ na wszystko, co tyczyło się jego życia.

Padło pytanie o plany na Święta, a Yoongi z lekkim westchnięciem wspomniał o tym, że Jimin niedawno przeprowadził się do mieszkania swojej dziewczyny, w związku z czym Min nie miał pojęcia, co mógłby robić. Brak jego jedynego przyjaciela oznaczał teraz całkowite osamotnienie, ale o tym nie wspomniał, nie chcąc wyjść na opuszczonego przez wszystkich dziwaka, którym przecież był. Brak Jimina oznaczał brak wychodzenia na dwór z mrozem tylko po to, aby ulepić jakiegoś głupiego bałwana; oznaczał brak asystowania go w swojej pracy jako elf Mikołaja, gdy chłopak wstydził się iść do dzieci sam; oznaczał brak jakichkolwiek prezentów, jakiejkolwiek choinki, jakichkolwiek dekoracji, jakichkolwiek Świat, bo porzucony, opuszczony Yoongi zwyczajnie nie miał sił na coś, co przypominałoby mu tylko, jak bardzo porzucony i opuszczony był. Wigilię spędziłby jedząc zimną pizzę, pierwszy dzień Świąt zasypiając przed telewizorem, a drugi wychodząc do sklepu po alkohol, jakby już przygotowywał się na Sylwestra, tak naprawdę po prostu nie mogąc wytrzymać bez niego jeden dzień. Westchnął ciężko, ale uśmiechnął się lekko, tylko dla swojego kasjera. Ten wcześniej powiedział mu, że lubił jego uśmiech, o czym Yoongi starał się nie zapomnieć.

Kolejne pytanie chciało dowiedzieć się, dlaczego Yoongi spędzał każde święta samotnie, na co mężczyzna zamrugał kilkakrotnie w zagubieniu. W końcu, nie potrafiąc uniknąć swojego zażenowania, opowiedział o utracie rodziny, o tym, jak nie akceptowała ona ani jego orientacji, ani marzeń oraz aspiracji, przez co został wyrzucony za próg w dniu swoich osiemnastych urodzin, z kopnięciem w tyłek, które miało być tylko początkiem jego nieprzyjemnej przygody w dorosłym świecie. Yoongi westchnął ponownie, a chłopak dotknął jego dłoni i powiedział, że mu przykro. Od niego nie brzmiało to wcale sztucznie, co czarnowłosy potrafił docenić.

A gdy później chłopak zaczął mówić, Min nie mógł wyjść z zachwytu.

Powiedział mu więcej, niż do tej pory zdradził komukolwiek. Wyznał, że także nie posiadał rodziny, że całe swoje dzieciństwo spędził w sierocińcu, że po wyjściu z tamtego budynku znał tylko środowisko sklepu, w którym został zatrudniony, że tylko dzięki niemu udało mu się zaprzyjaźnić z Jiminem, swoim jedynym, a także najlepszym przyjacielem, że on także wszystkie Święta spędzał sam jak palec, nie wiedząc gdzie się podziać, ale doskonale krył swój smutek i ból pod ślicznym uśmiechem i że co roku z tego powodu gdy zbliżał się okres świąteczny, patrzył na Yoongiego nieco bardziej intensywnie, jakby chcąc się upewnić, że ten jeszcze w miarę się trzymał, bo sam wiedział, jak ciężko czasami bywało. Powiedział, że był dokładnie taki sam, jak on. Powiedział, że rozumiał go bardziej, niż ktokolwiek inny.

A do tej pory Yoongi był przekonany, że podobne słowa były tylko cholernie głupim paplaniem na pocieszenie, ale gdy płynęły z tych ust, z tych słodkich, miękkich, rozkosznych ust, których zasmakował po raz pierwszy rok temu, zamieniały się one w prawdę, której nie potrafił zaprzeczyć i której absolutnie nie chciał zaprzeczyć. Prawdę, której przez cały ten czas potrzebował, chociaż zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz, gdy wreszcie ją otrzymał, gdy uniosła ona z jego duszy jakiś niewidzialny ciężar spoczywający na niej już od wielu, wielu lat. Gdy dała ona mu tą ulgę, która była obecna tylko przy tym chłopaku.

Patrząc na kasjera z podziwem w oczach, czarnowłosy uśmiechnął się lekko i pogładził go czule po dłoni. Następnie zaprosił go do siebie na te Święta, wiedząc już, że znalazł swoją bratnią duszę, jedyną, która mogła go rozumieć i jedyną, którą on chciał spróbować zrozumieć. Jedyną, z którą powinien spędzić ten wyjątkowy czas, wiedząc już, że powinni trzymać się razem w swoim nieszczęściu, wspierać się nawzajem.

~

Yoongi otworzył drzwi, szeroko uśmiechając się do nowo przybyłego gościa podczas gdy w głowie rozbrzmiewały mu jego słowa co do tego, że miał piękny uśmiech. Zanim młodszy zdążył cokolwiek zrobić, podszedł prędko do niego i zasłonił mu obiema dłońmi oczy, przysuwając swoje ciało blisko niego i czując jego przyjemne ciepło tuż przy sobie. Chłopak zaśmiał się radośnie, kładąc swoje dłonie na jego pasie i dopytując się z rozbawieniem, o co chodziło.

- To niespodzianka.

Nakazał mu nie otwierać oczu, dopóki on sam by na to nie pozwolił. Pomógł mu zdjąć z siebie płaszcz, ściągnąć buty oraz ładnie ułożyć je w przedpokoju, po czym chwycił go za obie dłonie i zaprowadził powoli do swojego salonu. Chłopak oddawał się mu kompletnie, ufnie stawiając kroki jeden po drugim dokładnie tak, jak czarnowłosy mu mówił, nie potrafiąc się przy tym pozbyć z twarzy ogromnego uśmiechu; usiadł na kanapie, a Yoongi odsunął się o parę kroków do tyłu, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy stwierdził, że wszystko było na swoim miejscu, powiedział brunetowi, że mógł spojrzeć.

Zachwyt, który wymalował się na tej uroczej, wręcz dziecięcej buźce, był wart całego wysiłku, do jakiego czarnowłosy się zmusił, aby przygotować to wszystko. W salonie panował przyjemny, kojący zmysły półmrok, przerywany jedynie przez błyszczące się, srebrne dekoracje świąteczne i przyjemne, kolorowe światełka dodające temu wszystkiemu trochę wesołej atmosfery. W kącie stała drobna choinka, Święty Mikołaj patrzył na nich, przyczepiony do jednego z okien, a renifery wesoło gnały po ścianach. Oprócz tego, w każdym możliwym kącie stały zapalone świeczki, które dodawały temu wszystkiemu jeszcze więcej uroku, akcentując także obecność płatków róż na kanapie, na której właśnie siedział młodszy. Otoczenie było romantyczne, komfortowe i dokładnie takie, jakie kasjer sobie wymarzył, o czym zresztą powiedział czarnowłosemu jakiś czas temu. Min Yoongi nienawidził dekoracji i w przeszłości wykonywał je tylko ze względu na mieszkających z nim przyjaciół, ale w tym roku poświęcił się bardziej, niż kiedykolwiek. Bardziej, niż w zeszłym roku, gdy przyjął bruneta do smutnego, pustego i białego mieszkania, które doskonale opisywało to, jaki wtedy był jego właściciel. Ale przez rok wiele zdołało się zmienić, właśnie przez tą jedną, wyjątkową osobę.

Szeroki uśmiech kasjera nie znikał, podczas gdy jego pełen zachwytu wzrok błądził po pomieszczeniu, a wreszcie padał na telewizor, na którym Yoongi przygotował już maraton wszystkich ulubionych filmów świątecznych młodszego. Min nie znosił także ich, ale dla tego chłopaka mógł zrobić wszystko, naprawdę, a teraz pragnął podarować mu to ciepło świąteczne, którego żadne z nich nigdy nie doświadczyło. To nie było jednak ważne, bo mieli to ciepło, które tworzyło się pomiędzy nimi i nad którym oni osobiście pracowali już od jakiegoś roku, wiedząc, że to, co budowali, było jak najbardziej długotrwałe.

- To jest cudowne - jęknął chłopak, nie mogąc wyjść z zachwytu. Usiadł wygodniej na kanapie, która ozdobiona była białymi światełkami świątecznymi, tworzącymi bardzo romantyczną, intymną atmosferę. Yoongi był zadowolony z efektu, bo doskonale odpowiadał on wymaganiom bruneta. - Yoongi... Och, zrobiłeś to wszystko specjalnie dla mnie? Ale... naprawdę? Nie wierzę, włożyłeś w to tyle wysiłku...

Czarnowłosy przytaknął ruchem głowy, siadając obok niego, po czym chwycił delikatnie bruneta za podbródek i wskazał palcem do góry. Szybko nacisnął jakiś przycisk na pilocie, dzięki czemu w pokoju zaczęła płynąć spokojna, przyjemna muzyka świąteczna, podczas gdy brunet spoglądał na sufit, zauważając wreszcie przywieszoną do niego jemiołę. Jak zawsze, mocno się zarumienił, wiedząc, co to oznaczało; nieśmiało spojrzał na Yoongiego, nie mogąc ukryć swojego ogromnego, dziecięcego i słodkiego uśmiechu.

- Wspominałeś, że bardzo chciałbyś kochać się po raz pierwszy w Święta, prawda?

Jednak nie bardziej słodkiego od pocałunku, którym Yoongi chwilę później go obdarzył. Przytrzymując go czule za brodę, zbliżył swoje usta do tych jego, przechylając lekko głowę na bok, po czym pocałował go czule, spokojnie. Otarł swoje wargi o te jego, pieszcząc je delikatnie, a gdy uchyliły się one przed nim z miękkim, przyjemnym dla ucha westchnięciem, wtargnął pomiędzy nie nieśpiesznie i znacznie pogłębił pocałunek, napierając minimalnie na to drobne ciałko, które teraz trzymało się go całymi swoimi siłami, zaciskając piąstki na materiale jego eleganckiej koszuli. Ciepło pomiędzy nimi zaczęło stopniowo rosnąć, aż wreszcie im obu wydawało się, że panowała dookoła nich wiosna, a nie chłodna zima, bo Yoongiemu wydawało się, że zawsze tak było, ilekroć byli razem. Ich usta pasowały do siebie doskonale, podczas gdy wymieniali się czułymi pieszczotami, mrucząc przy tym cicho do siebie, rozkoszując się przyjemnymi dreszczami, obejmując się ciasno ramionami i szukając schronienia oraz czułości przy swoich złączonych ciałach. Napierając na drugie ciało, starszy sprawił, że to opadło wreszcie całkowicie na kanapę, a on mógł nad nim zawisnąć, głaszcząc policzek bruneta i nie mając dość ciepłego dotyku jego ust ani tego, jak ten zarzucił jedną nogę na jego biodro, sprawiając tak, że znaleźli się jeszcze bliżej siebie. Yoongi nie mógłby określić, czym dokładnie była ta magia Świąt, której nigdy do tej pory nie doświadczył i którą widział tylko pod postacią reklam Coca-Coli w telewizji, ale podejrzewał, że była ona czymś podobnym do tego, co czuł teraz. Do tego, co czuł tylko przy tym chłopaku.

Odsunął się na moment, aby spojrzeć w te duże, rozkoszne oczy. Brunet odwzajemnił to spojrzenie, podczas gdy jego włosy były rozsypane dookoła jego głowy na kanapie, a jego półotwarte usta wydobywały z siebie niespokojne oddychanie. Jak zawsze, jego policzki były słodko, chłopięco wręcz zaróżowione, a Yoongi uśmiechnął się z całą szczerością, na jaką go było stać, na ten widok. Uwielbiał go.

- Nie wiesz o tym, ale byłeś moim największym świątecznym prezentem przez te ostatnie pięć lat. Sprawiałeś, że każde moje cholernie beznadziejne i samotne Święta były troszkę lepsze po prostu tym, że gdzieś tam cały czas byłeś - powiedział cicho. - Teraz to ja chcę ci dać wszystko to, co najlepsze.

Złączył ich dłonie, splatając razem ich palce w czułym, pełnym uczucia geście. Uśmiechnął się do chłopaka tak, jak nie uśmiechał się do nikogo innego, a ten od razu to odwzajemnił, po raz kolejny rozgrzewając jego serce oraz duszę blaskiem tego gestu. Yoongiemu wydało się, że oczy młodszego były lekko zaszklone ze wzruszenia, przez co miał ochotę jeszcze raz mocno go pocałować, a następnie wykochać z niego wszelkie smutki. Pochylił się nad brunetem bardziej, gdy ten objął obiema nogami jego pas, przyciągając go bardziej, wręcz intymnie do swojego ciała. Młodszy spojrzał mu pierw w oczy, ale później leniwie przesunął wzrok na jego nos, a końcowo na usta, na których się zatrzymał z cichym westchnięciem ukontentowania.

- Ty jesteś dla mnie wszystkim tym, co najlepsze - szepnął z drobnym uśmiechem oraz łzami, które coraz bardziej napierały na jego powieki. - Boże, nie mógłbym wyobrazić sobie swojego pierwszego razu z lepszym facetem. Jestem takim szczęściarzem.

Min uśmiechnął się czule, krótko cmokając słodkie usta młodszego.

- Wesołych Świąt, Taehyungie - szepnął. - Kocham cię. Najbardziej na świecie.

*

od autorki: wesołych świąt także wam wszystkim! 🎁🎄🎆 i dziękuję za przeczytanie 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro