•Rozdział 3•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czyli...Mam nic nie robić i ci nie przeszkadzać. Dobrze zrozumiałam? - Spytała podejrzliwie.

- Dokładnie, nie wchodź mi w paradę. - Mruknął ciemnowłosy, wzdychając - Siedź w tym pokoju i nigdzie nie wychodź.

Spojrzała na drzwi, które jej wskazał. Nieoczekiwanie coś ją ruszyło w ten sposób, że nie chciała tam wejść. Poruszyła się niespokojnie i pokręciła głową.

- Wejdź tam. - Nakazał.

Zerknęła na niego, a potem znów na drzwi.
Zrobiła jeden krok w przód, ale nogi miała jak z waty. Zatrzymała się gwałtownie, a krok w przód nie miał już znaczenia, gdy zrobiła kilka w tył.

- Nie. - Rzekła cicho - Nie wejdę tam.

- Ha? Sprzeciwiasz mi się? Masz świadomość tego, że jestem królem? - Spytał szorstko.

Spuściła wzrok i zacisnęła dłonie w pięści.

- Nie chce znowu żyć w zamknięciu. - Powiedziała, zaciskając usta w wąską linie - Za dużo. Za dużo lat tak przeżyłam.

Chłopak zmarszczył brwi, przez chwilę na jego twarzy można było dostrzec cień współczucia, lecz zniknął szybciej, niż się spodziewała. Współczucie zasłoniła kpina.

- A co mnie to obchodzi? - Spytał, śmiejąc się złośliwe - Właź do środka i bez dyskusji. - Prychnął, łapiąc ją za nadgarstek.

Natychmiast go wyrwała i zrobiła to, co przez ostatnie chwilę. Postanowiła pobawić się z nim w berka, znowu. Pobiegła do wyjścia, a Akaashi jeszcze chwilę stał w miejscu. Podążał za nią wzrokiem i kręcąc głową, zerwał się do biegu za spłoszoną dziewczyną. Z góry można było określić, że Nana była na przegranej pozycji, w końcu to zamek Akaashiego, zna go jak nikt inny.

No...Nie do końca.

Dziewczyna była drobniejszej postury, była także dosyć niska, więc mogła wcisnąć się w takie zakamarki, o których Akaashi może tylko pomarzyć. Tak było i tym razem. Weszła do czegoś, co przypominało szyb wentylacyjny. Nie miała z tym najmniejszego problemu, a przynajmniej do chwili, kiedy Akaashi nie złapał jej za kostkę.

- Puść mnie! - Warknęła przerażonym głosem, szarpiąc nogą.

Kiedy ciągnął ją w swoją stronę, złapała się jednej z krat i mocno trzymała, próbując oswobodzić kostkę z uścisku psychopaty.
W końcu szarpnęła drugą nogą i kopnęła go centralnie w środek twarzy, co poskutkowało natychmiastowym puszczeniem jej. Zaczęła czołgać się przed siebie, nie patrząc do tyłu, wiedziała, że i tak nie wejdzie do tego szybu.

Wyszła w jakimś ogromnym holu, ruszyła do wyjścia na ogromny taras. Podbiegła do barierki i zatrzymała się przy niej, a niedługo potem na niej stanęła. Rozejrzała się za czymś, na co mogłaby zaskoczyć, ale wtedy na taras wpadł Akaashi.

- Oi, stój! - Krzyknął, pokazując na nią palcem.

Zachwiała się, co sprawiło, że chłopak przeszedł kolejne kroki w jej stronę, ale niedługo potem odzyskała równowagę.

- Jak tylko cię złapie, dostaniesz tysiąc batów! - Odrzucił siekierę gdzieś w bok.

- Dobrze powiedziane. - Widziała, że swoją odpowiedzią zaskoczyła go - Jeśli mnie złapiesz.

Rozłożyła ramiona i zerkając w dół, przechyliła się do tyłu. Usłyszała głośne klnięcie z ust ciemnowłosego, ale nim zdążył ją złapać, ona była już w połowie drogi na dół. Przekręciła się w locie, by być twarzą do ziemi. Zobaczyła zbliżające się, czarne grzybki. A zaraz potem odbiła się od nich, były miękkie i sprężyste. Poleciała na kilka metrów w górę i ponownie opadła, turlając się z jego kapelusza na miękką trawę.

Najdziwniejszym zjawiskiem chyba była czarna trawa, ogółem wszystko w świecie mar było w kolorach czerni i szarości, czasami tylko zdarzała się zgniła zieleń, lub ten granat, którego wiązki światła wyłaniały się z zamku Akaashiego.

Zaczęła gnać przed siebie w stronę góry, znalazła się na moście, gdzie znacznie łatwiej jej się biegło i nabierało szybkości. Przez most biegła kilka minut, a na jego końcu stanęła i zaczęła głęboko nabierać powietrza.

Spojrzała na górę, na którą musiała wbiec. To była góra, za którą znajdowała się kilkukilometrowa droga do Świata Bohaterów. Nie chciała zostawać w Świecie Mar ani chwili dłużej, nie po tym, jak Akaashi chciał ją zamknąć w pokoju. Nie mogła znów na to pozwolić, choć wcześniejszy przypadek był osobny, w końcu małe kilkumiesięczne dziecko mało ma do gadania w sprawie tego, gdzie będzie przebywało...O ile wtedy już potrafił mówić i ma jakąkolwiek świadomość tego wszystkiego, co się dzieje, co jest raczej mało prawdopodobne.

Wznowiła bieg, gdy zobaczyła niedaleko niemal kipiącego ze złości Akaashiego. Przebierała nogami jeszcze szybciej i czuła, że niebawem zgubi gdzieś płuca. Wbiegła do góry, od razu czując jak trudne to będzie. Kamienie zsuwały jej się razem ze stopami, a mocniejszy nacisk za sprawą biegu, niekoniecznie to ułatwiał.

Gdy w końcu wbiegła na górę, która okazała się nie być wcale taka duża, zatrzymała się. Miała zamiar zbiec, ale stanęła gwałtownie, widząc przed sobą coś w rodzaju małej przepaści. Ale przecież wcześniej jej tam nie było, prawda?

- No! Wreszcie cię złapałem! - Oparł dłonie o zgięte kolana i wziął parę wdechów, powoli się prostując - Teraz mi już nie uciekniesz. - Uśmiechnął się w ten dziwny sposób, idąc w jej stronę.

Cofnęła się, ale nie jakoś specjalnie daleko, gdyż poczuła, jak jej stopą zsuwa się na dół. Akaashi wyglądał jakby nagle stracił nad sobą panowanie, nie wyglądał już jak normalny człowiek, znów przybrał maskę szaleńca. Zamachnął się siekierą.

- Skoro nie chcesz być posłuszna, to się ciebie pozbędę. Własnoręcznie zetnę twoją głowę! - Zawołał i roześmiał się - Nie potrzebni mi do tego żadni świadkowie!

Kiedy siekiera uderzyła tuż przed jej stopami, nie mogła się nie cofnąć. Problemem było tylko podłoże, którego nie poczuła. Jej oczy się rozszerzyły, jakby zdała sobie sprawę z tego, co się stało. Odruchowo wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, ale nie minęła chwila, a czarnowłosa z niezwykłą szybkością zaczęła spadać.

Znowu.

Przeszło jej przez myśli. Kilka razy już spadała i skończyło się to dobrze, więc była pewna, że i tym razem tak będzie. Niestety, przeliczyła się. Zobaczyła na dole gałąź, grubą i mocną, która rozciągała się z jednej strony przepaści do drugiej, mocno utkwiona w obu jej ścianach.

Poczuła coś w rodzaju paraliżu, gdy upadła na gałąź brzuchem i zgięła się wpół, zatrzymując na niej. Przez chwilę nie czuła zupełnie nic, po prostu zwisała, patrząc w osłupienie na ciemną przepaść. Na dole nie było widać nic, prócz czerni i mgły unoszącej się nad nią.

Potem wszystkie bodźce dotarły do niej na raz. Rozchyliła usta i cicho jęknęła z bólu, zaciskając powieki z całej siły. Starała się coś wykrztusić, ale słyszała tylko własne charczenie. Potem metaliczny posmak w ustach, aż krew wypłynęła z jej warg i jej kropelki spadały daleko w dół, w przepaść.

Z ledwością spojrzała w bok, gdy czuła, że ktoś idzie po gałęzi. Akaashi stanął i patrzył na nią, wyglądała tak żałośnie i bezradnie, że miał ochotę zaśmiać się jej w twarz i sobie pójść. Przez chwilę był gotów to zrobić, ale kiedy na niego spojrzała, zadziałało to jak zimny kubeł wody na głowę. Widział w jej błękitnych tęczówkach niemą prośbę o pomoc i wyraźnie cierpienie. Co z tego, że cierpiała z powodu własnej głupoty, on na tamtą chwilę nie zwracał na to uwagi.

- Jesteś beznadziejna. - Rzekł beznamiętnie i złapał ją pod brzuchem, na co zaskomlała - Przymknij się. - Dodał nieco zbyt agresywnie.

Jakoś udało mu się wynieść ją z przepaści, wtedy położył ją na ziemi i zrobił krótką przerwę. Nie był przyzwyczajony do dźwigania, a już na pewnie nie ludzi.

Dziewczyna miała zamknięte oczy, nie ruszała się, ale oddychała, więc nie mógł się cieszyć z jej śmierci. To jeszcze nie był ten moment. Po prostu zemdlała, ale co się dziwić. Była w obcym świecie, który widocznie troszkę inaczej na nią działał, miała na pewno lepszą kondycje i siłę, ale na takie wypadki z pewnością odporna nie była. To dziwne, że wciąż żyła.

Chłopak złapał ją pod plecami i zgięciami kolan, wziął głęboki wdech i dźwignął ją do góry, wypuszczając z usta powietrze ze świstem. Nie była jakoś szczególnie ciężka, ale halo, niósł ją chłopak, który jedyne co tachał, to swoją ośmiokilogramową siekierę. Zbyt wiele nie można było od niego wymagać, no i oczekiwać.

Zaniósł ją z powrotem do swojego zamku, a położył wpierw w pokoju służącym do opatrywania rannych. Zawołał jedną ze swoich służących, która zajmowała się medycyną i dając jej dziesięć minut, wyszedł. W sumie, wystarczyło jej dwie minuty, oczywiście na opatrzenie ran wewnętrznych i poskładanie kości, które postanowiły sobie zrobić spacer po ciele Nany, gdy ta z impetem niemal nie przerwała się na pół po zderzeniu z gałęzią. Ran zewnętrznych nie pozwolił jej leczyć.

- Już. - Wyszła, otrzepując dłonie z niewidzialnego kurzu.

- Świetnie. - Mruknął, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.

Wciąż była nieprzytomna, ale na pewno nic poważniejszego jej nie groziło. Akaashi złapał za biało-czarne pudełko i usiadł na łóżku, na którym leżała czarnowłosa. Otworzył je, a w środku znalazł stosiki różnych plasterków, tych małych jak i tych większych. Wywrócił oczami i ówcześnie przemywając rozcięcie na jej policzku, przykleił w tamto miejsce plaster.

- I że niby ktoś taki, jak ty, został tutaj sprowadzony? - Spytał sam siebie - Wolne żarty. - Mruknął pod nosem, skupiając się na przyklejaniu plastrów - Ty sobie sama krzywdę robisz.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro