•Rozdział 6•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nic ci się nie stanie...Nic cię nie zabije...Przecież tu jest bezpiecznie... - Mamrotała pod nosem - Gówno prawda! - Krzyknęła, szarpiąc za zmiażdżoną dłoń.

Syknęła i odpuściła, patrząc na nią, a raczej na jej część, która wystawała zza skały. Powoli zaczęła robić się lekko fioletowa, a potem blada i tak na zmianę. Nerwowo stukała paznokciami wolnej dłoni o ścianę przepaści.

Tymczasem Akaashi biegał wszędzie i sprawdzał każdy zakamarek, poszukując dziewczyny. Nie pomyślał jednak, by ją zawołać, po prostu chodził w te i we wte. W końcu zatrzymał się na rozwidleniu i oparł dłonie ma biodrach, stając w lekkim rozkroku.

- Gdzie ta mała... - Ugryzł się w język przed wyzwaniem dziewczyny.

- Akaashi! - Obok chłopak wylądował cyborg.

- Oh, świetnie się składa, że cię widzę. Musisz znaleźć tą małą mazgaje, gdzieś się schowała.

- Mówisz o...? - Dopytał.

- Tej, która prawie wysadziła ciebie, siebie i część zamku w powietrze. - Sprostował.

- Ah! Chodzi ci o Nane! - Rzekł z uśmiechem ciemnowłosy.

- Ta...O nią. - Mruknął, krzywiąc się.

- Nie mogłeś tak od razu? - Cyborg skrzyżował ramiona na torsie.

- Nie.

- Po prostu przyznaj, że zapomniałeś, jak ma na imię. - Powiedział ze śmiechem pół robot.

- Nie, po prostu nie mówię do osób, których nie lubię, po imieniu. A ty rusz dupe i idź jej szukać, a nie, zawracasz mi gitarę. - Mruknął, zbywając chłopaka.

- Już idę, spokojnie. Złość piękności szkodzi, królu. - Skłonił się wpas i jak najszybciej uciekł.

Akaashi warknął coś pod nosem i usiadł na dużym kamieniu, opierając brodę na dłoni. Postanowił tylko poczekać, aż cyborg wróci z Naną.

~

*dwa dni później*

Czas dłużył jej się niemiłosiernie, a ręka zdawała się być już nie dość, że zdrętwiała, to prawdopodobnie obumarła. Była coraz bardziej zmęczona, musiała delikatnie stać na palcach, by nie zwisać na prawdopodobnie martwej kończynie i nie wyrządzić większych szkód.

Powoli zaczynała czuć nasilający się głód. Z wodą było o tyle dobrze, że osunięcie się skały spowodowało odkrycie źródełka. Jednak miało to też swoje minusy, takie, jak na przykład to, że woda zmoczyła ją do tego stopnia, albo że nie było na niej suchej nitki. Noce w jaskini też nie należały do najcieplejszych, ogółem było coraz gorzej.

Co pewien czas wydzierała się wniebogłosy, mając nadzieję, że jednak ktoś ją usłyszy. Jedynym sposobem było spróbowanie wyszarpinięcia dłoni, by się uwolnić, ale próbowała tego już kilkukrotnie. Zawsze z takim samym, marnym skutkiem.

Podniosła głowę i spojrzała na skałę, która wydawała się jej być jeszcze większa, niż poprzedniego dnia. Zamknęła oczy i położyła drugą dłoń na przedramieniu tej uwięzionej. Już wcześniej dostrzegła pojedyncze szczeliny, którymi byłaby w stanie się wspiąć i uwolnić z przepaści, ale...No właśnie, nawet jeśli by się uwolniła, to z obecnym stanem jej dłoni raczej za wiele nie zdziała. Ale na upartego mogło się udać.

Zerknęła w bok, gdy światło z góry odbiło się od kawałka jakiegoś tworzywa i zaczęło świecić jej po oczach. Dostrzegła duży kawałek grubego szkła. Patrzyła to na szkło, to na rękę, a w jej głowie pojawiła się tylko jedna myśl. Głupia, ale prawdopodobnie była na jedyną deską ratunku. Sięgnęła w bok, w kierunku szkła i spróbowała je dosięgnąć. To wcale nie było takie proste. W końcu postanowiła zdjąć but i sięgnąć po szkło stopą, była w stanie sięgnąć nią dalej, niż dłonią.

Próbowała, aż w końcu się udało. Przytrzymała szkło w ustach, założyła buta i zdjęła jeden rękaw bluzy. Drugi udało jej się pociąć poprzez napięcie materiału, przyciskając jedną jego szczęść kolanem do skały. Kiedy zdjęła bluzę, położyła ją na swoim ramieniu i powoli przyłożyła szkło do miejsca, tuż nad zgięciem łokcia.

~

- Niestety, nie znalazłem jej. - Powiedział cyborg, gdy tylko wszedł do zamku.

Akaashi stał do niego tyłem, opierając dłonie na barierce ogromnego balkonu, z którego miał widok na część swojego świata. Ciemnowłosy prychnął jedynie w odpowiedzi.

- Pewnie już nie żyje. Czego ja mogłem spodziewać się po człowieku. - Rzekł chłodnym tonem - Mówi się trudno, jak nie ta, to inna. - Wzruszył ramionami - I tak nie miałem względem niej jakichś szczególnie wielkich oczekiwań.

- Ale... - Zaczął cyborg, jednak natychmiast zamilkł, gdy spotkało do srogie spojrzenie Akaashiego.

- Po prostu o niej zapom... - Ucichł, gdy odwrócił się w stronę barierki - Nij...

Na moście, daleko od zamku, zobaczył postać. Szła bardzo powoli, utykając, niemal się wlekąc. Momentalnie w Akaashim odezwało się "coś". Po prostu przeskoczył barierkę i zeskoczył na sam dół, lądując na moście. Wyprostował się i ukazując, jak nieczuły jest, po prostu czekał, aż Nana się do niego doczłapie.

Podczas wspinaczki na górę, która była katorgą, Nana uszkodziła sobie kolano. Ale nie powstrzymało jej to przed wydostaniem się, była głodna i zmęczona. Tyle wystarczyło, żeby zaczęła walczyć. Chciała mieć już święty spokój i po prostu nie robić nic do końca życia. To ją przerosło, jakieś stwory i inne gówna, które czekały na każdym zakręcie.

Powoli podeszła do Akaashiego, zatrzymała się i spojrzała na jego twarz, a dokładniej w jego ciemne tęczówki. Za to jego wzrok utkwiony był w jej prawej ręce, która pokryta była białą bluzą, materiał zdążył już w większości nasiąknąć krwią.

- Więc? - Spytała wyzywająco - Wciąż jestem dla ciebie tylko mazgają i kretynką o małym móżdżku?

Otworzył szerzej oczy, zjeżdżając jeszcze niżej po jej dłoni. Całe jej przedramie zniknęło, a raczej zostało odcięte. Trzymała się na nogach jeszcze chwilę, aż zaczęło robić jej się słabo. Upadła na kolana, centralnie przed nim i wciąż patrząc mu uporczywie w oczy, zemdlała, podając na twardy beton.

- Jak nie ta, to inna...Czy to nie twoje słowa? - Spytał cyborg, stając obok niego - Jesteś pewny tych słów?

- Zamknij się i zajmij swoimi sprawami.

Odprawił ponownie młodszego chłopaka, a gdy upewnił się, że nikt nie patrzy, przewrócił Nane na plecy. Położył jedną dłoń pod zgięciem jej kolan, a drugą po jej plecami i podniósł ciało dziewczyny do góry. Znów miał z tym problemy, ale starał się tego nie pokazywać.

Powoli poszedł do środka i zaniósł ją do pokoju medycznego, gdzie sam zajął się opatrzeniem jej ran i oczyszczaniem zakażenia, które utworzyło się na końcu odciętej dłoni.

- Kretynka. - Mruknął pod nosem - Uciąć sobie rękę, żeby mi zaimponować? - Spytał sam siebie - Trzeba być naprawdę mocno pieprzniętym.

Szkoda tylko, że nie znał prawdy.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro