•Rozdział 7•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Obudzisz się wreszcie? - Mruknął zniecierpliwiony Akaashi, tykając palcem skrytym pod grubą rękawiczką, jej policzek - No dalej...Podnies się...Teraz.

Nieoczekiwanie, dłoń Nany złapała za jego nadgarstek, a długie palce czarnowłosej zacisnęły się na jego skórze. Akaashi z początku delikatnie się wzdrygnął, ale natychmiast odzyskał równowagę emocjonalną. Zrobił zirytowaną minę i starał się wyrwać z uścisku dziewczyny, ostatecznie bez efektu.

Jej palce zaczęły otaczać niebieskie, świecące i neonowe wzory, które następnie pięły się coraz wyżej, na jej przedramie, i jeszcze dalej, aż pokryły całą rękę i resztę ciała. Akaashi przyglądał się temu uważnie, choć w jego spojrzeniu można było dostrzec niedowierzanie. W końcu Nana rzekomo jest człowiekiem, a raczej takie "cuda", nie zdarzają się w świecie ludzi...Chyba.

Kiedy wzory oplotły całe jej ciało, włącznie z twarzą, nastolatka wygięła się delikatnie na łóżku, nabierając głośno powietrza. Jej oczy nagle szeroko się otworzyły, jakby w przerażeniu. Jednak kiedy tylko wzrok przeniosła na ciemnowłosego, mimika jej twarzy diametralnie się zmieniła. Stała się łagodna, spokojna i ponownie beztroska, jak u dziecka.

- Dzięki Bogu. - Szepnęła, zamykając powoli oczy.

Nieświadomie puściła jego nadgarstek i chwyciła dłoń, schowaną pod rękawiczką. Chłopak dostrzegł to dopiero, gdy poczuł ogromne ciepło w okolicach dłoni. Odskoczył od niej gwałtownie, wyrywając rękę. Wydawał się zachowywać, jakby nikt nigdy wcześniej go nie dotknął.

Za to Nana nie zareagowała. Leżała z delikatnym uśmiechem na ustach, dezorientując chłopaka. Patrzył na nią tępo, nie wiedząc, co ma zrobić.

- Wciąż myślisz, że odcięłam sobie rękę dla ciebie, prawda? - Spytała cichym, ochrypłym głosem - Prawda jest taka, że gdybym tego nie zrobiła, zginęłabym. - Uchyliła powieki, spoglądając na niego - Nie chciałam zginąć, wtedy mógłbyś pomyśleć, że jestem jeszcze słabsza...A to nieprawda.

Akaashi nie wiedząc, co ma powiedzieć, po prostu wyszedł.

~

- Nie martw się, z twoją ręką wszystko będzie dobrze. - Powiedział cyborg, przymierzając Nanie mechaniczną rękę - Nawet dodam ci do niej kilka bajerów, wiesz...Rakiety, noże i te sprawy. - Poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się.

Nie odpowiedziała. Patrzyła w ścianę i przypominała sobie tamto zdarzenie, widok krwi i ścięgien, które musiała przeciąć. Kości, które była zmuszona połamać. Gdyby nie fakt, że ręka była już praktycznie martwa i bezużyteczna, możliwe, że zanim by doczołgała się do zamku Akaashiego, skonałaby z bólu.

- Coś ci jest? - Spytał chłopak, patrząc na jej twarz uważnie.

- Mówiłeś coś? - Widać było, że jest zmieszana i lekko zaskoczona.

- Mówiłem, żebyś się tym tak nie zamartwiała. Damy radę. - Uśmiechnął się do niej miło - Jeszcze będziesz wygrywać na ręke z Akaashim. - Zażartował, szturchając ją zaczepnie w bok.

Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, słowa cyborga ją rozbawiły. A gdy wyobraziła sobie samego Króla, który przegrywa z nią na rękę, zaczęła się śmiać.

- Podoba mi się ten pomysł. - Przytaknęła, siedząc już spokojnie i przyglądając się, jak cyborg mocuje jej nową, robotyczną dłoń.

- Okej...Chyba wszystko jest w porządku. - Rzekł, gdy skończył swoją pracę - Możesz nią jakaś poruszyć?

Nana podniosła ją, co było nieco ciężkie. Zginała i prostowała palce, ale nieoczekiwanie ręka odpadła. Zrobiła przestraszoną minę, co sprawiło, że cyborg zaczął panikować.

- Spokojnie, spokojnie! Tak się czasami zdarza! Nie bój się! - Podniósł szybko jej rękę i znów ją przymocował - No...Teraz powinno być dobrze.

Wtedy ręka znów odpadła, co nie zrobiło już takiego wielkiego wrażenia na Nanie, jak za pierwszym razem.

- A jednak nie. - Mruknął do siebie, pocierając palcami brodę - Co zrobiłem nie tak?

- Nie wiem, ja się nie znam. - Wzruszyła ramionami, gdy drzwi się otworzyły.

Spojrzała tam, Akaashi powoli do nich podszedł. Nie miał zbyt fajnego wyrazu twarzy, wydawał się być wściekły i to bardzo. Złapał cyborga z szyję i popchnął go do tyłu. Nana z wrażenia aż wstała.

- Myślałeś, że się nie dowiem?! - Warknął czarnowłosy - Ty kłamliwy sukinsynie! Rozerwe cię na strzępy!

- Puszczaj... - Wywarczał, zaciskając palce na jego przedramieniu.

Nana tylko na to patrzyła, w końcu nie mogła za bardzo ingerować w ich sprawy, mogło się to skończyć niedobrze. Możliwe, że i nawet jej połamanymi kośćmi. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła pochopnych czynów. Jak zwykle.

Jedyną ręką, złapała za wolną dłoń Akaashiego. Poczuła, jak momentalnie się spiął. Przełknęła cicho ślinę i wzięła głęboki wdech, wiedząc, że to, co robi, jest cholernie ryzykowne.

- Królu... - Zaczęła cichym, niepewnym głosem - Proszę...Nie rób mu nic złego.

Akaashi zacisnął obydwie dłonie. Tą, w której trzymał dłoń Nany, nieco delikatniej, natomiast tą, którą trzymał szyję cyborga, zacisnął tak mocno, że ten zaczął się powoli dusić.

- Chyba nie wiesz, co mówisz. - Burknął, widocznie zirytowany - W tej ręce, którą chciał ci przyczepić, była trucizna, przez którą miałaś umrzeć.

Zmarszczyła brwi, zdziwiona jego słowami. Przecież cyborg chciał jej pomóc... Z początku nie uwierzyła w słowa Króla, ale z każdą kolejną chwilą, jej przekonanie gasło, a ostatecznie zastąpiło je uczucie złości.

- Co chciał zrobić? - Spytała nieobecnie, jakby nagle przestała kontaktować.

- Głucha jesteś? Mówiłem, że chciał cię za... - Odwrócił głowę w jej stronę - Dobrze się czujesz? - Spytał podejrzliwie.

Złapała w dłoń nadgarstek ciemnookiego, który pod wpływem nacisku, był zmuszony puścić cyborga. Kiedy to zrobił, ucięta dłoń dziewczyny nagle zaczęła się odnawiać, tworzyć od nowa, jednak nie była koloru skóry. Neonowo niebieska barwa przybrała kształt ręki, którą złapała twarz cyborga w palce.

- Król mówi prawdę? - Podniosła jedną brew, zaciskając palce.

- Nie... - Syknął, gdy poczuł mocne pieczenie - Nie chciałem cię zabić...Mówię prawdę...Naprawdę wierzysz jemu, a nie mi? Przecież to on chciał cię zabić!

Patrzyła w jego dwukolorowe oczy, i zobaczyła w nich kłamstwo. Czysty fałsz. To sprawiło, że zdenerwowała się jeszcze bardziej.

- Kłamiesz. - Warknęła i puściła jego policzki.

Powstały na nich czarne ślady, które parowały. Nana wypuściła z ust powietrze ze świstem, w jej głowie powstawały coraz to nowsze i bardziej drastyczne wizje śmierci chłopaka, co było wręcz nienormalne.

Akaashi uśmiechnął się pod nosem, a w jego oczach zagościł nieznany błysk, gdy położył dłonie na ramionach niższej dziewczyny. Schylił się do jej ucha i zmrużył powieki. Czekał na to tak długo.

- Zabij go...Zabij dla swojego Króla. - Zacisnął palce na jej ramionach.

Jej oczy rozbłysły niebieskim blaskiem, a na ciele pojawiły się tego samego koloru wzory. Przestała całkowicie myśleć, najważniejsze teraz było dla niej to, by zrobić, co Król nakazuje.

A kazał zabić.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro