•Rozdział 10•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Chyba na dzisiaj wystarczy. - Rzekł Akaashi, zaczynający się już nudzić podczas obserwowania nauki walki.

- Wystarczy? Przecież nie nauczyli się jeszcze porządnie trzymać miecza, ani sztyletów. - Nana spojrzała na niego zaskoczona.

- Nieważne. Na dzisiaj koniec. - Oznajmił i wstał, podchodząc do czarnowłosej - Mogą się rozejść.

Słysząc nieznoszący sprzeciwu ton Króla, Nana była zmuszona odesłać przyszłych żołnierzy do wskazanych przez Akaashiego wcześniej, specjalnych oddzielonych od zamku pałaców.

- Dobrze, skoro Król tak uważa. - Mruknęła cicho i odprawiła młodych mężczyzn - Co teraz mam robić?

- Pójdziesz ze mną. - Odwrócił się, zaczynając powoli iść - Muszę udać się w jedno miejsce, jednakże wolę być przygotowany na niespodziewany atak.

- Oczywiście.

~

Niespodziewanym zjawiskiem był fakt, że w świecie Mroku i Mar, było dosyć jasno. Nana była zdziwiona, ale na samym początku tego nie pokazywała. Po prostu szła u boku Akaashiego, rozglądając się co chwilę na boki.

- Jesteś strasznie spięta. - Zerknęła dyskretnie na Króla - Twoje zdenerwowanie zapewne czuć z kilometra. Uspokój się trochę.

Wzięła parę wdechów, chcąc przestać się stresować, ale nie potrafiła. Ciągle była pewna, że coś zaraz wyskoczy i nie zdąży ochronić Akaashiego. Tak...Jakby on w ogóle tego potrzebował.

- Burūkuīn. - Złapał ją za ramię, odwracając w swoją stronę.

Jej plecy w dosyć bolesny sposób zetknęły się z pniem drzewa. Zacisnęła powieki, nieco spuszczając głowę, zaskoczona nagłym czynem. Akaashi złapał jej twarz w palce i zmusił, by na niego spojrzała.

- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła. Czego w tym nie rozumiesz? - Spytał, jeszcze bardziej się do niej przybliżając.

Oparł kolano o drzewo, pomiędzy jej nogami, a drugą dłoń oparł tuż obok jej głowy. Czuła od niego ten ohydny zapach śmierci, który przyprawiał ją o mdłości.

- Pytałem o coś. - Zmrużył powieki, a jego tęczówki zaczęły świecić.

- Wszystko zrozumiałam. - Odpowiedziała niewyraźnie, nieco przytłoczona jego zachowaniem.

- Cudownie. - Uśmiechnął się.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się jej twarzy, miała minę, jakby miała go zaraz zasztyletować, a jednocześnie roześmiać to były bardzo skrajne emocje, coś pomiędzy radością, a nienawiścią.

Czy nienawidziła swojego Króla?

Na pewno.

Ale darzyła go ogromnym szacunkiem. Nie była w stanie się mu sprzeciwić, a przynajmniej tak myślała.

- Chodźmy dalej. - Odsunął się od niej i poszedł dalej.

Odsunęła się powoli od drzewa i dotknęła dłonią obolałej twarzy. Musiała przyznać, miał potężny chwyt. Kilkanaście sekund w zupełności wystarczyło, by szczęka zaczęła ją boleśnie piec.

Niczym zbity pies zaczęła podążać za Akaashim, co chwilę otwierając i zamykając usta. Chciała jakoś rozluźnić napięte mięśnie szczęki, żeby aż tak nie bolały. Choć wiedziała, że będą siniaki.

Akaashi widział to kątem oka i poczuł niemałą satysfakcję. Uśmiechnął się pod nosem.

~

- Mam dla ciebie nową pracę. - Odezwał się do Nany, gdy byli w drodze powrotnej do zamku.

- Jaką?

- Będziesz zajmować się skracaniem ludzi o głowę.

Nana gwałtownie się zatrzymała. Akaashi przystanął parę kroków dalej i spojrzał na nią przez ramię.

- Coś nie tak? - Podniósł pytająco brew.

Gdy była jeszcze w swoim świecie, dużo czytała o średniowieczu i katach. Nienawidzono ich, a świat Mar przypominał jej owe średniowiecze. Przełknęła cicho ślinę i pokręciła głową.

- Nie chce tego robić.

- Nie pytałam cię, czy chcesz to robić. - Odwrócił się do niej przodem - Masz to robić i bez gadania.

Dziewczyna nie była co do tego przekonana. Chronienia Króla to jedno, ale zabijanie osób, które w jakich sposób mu się naraziło...To nie było coś, co chciała robić. Przecież ci ludzie mogli mieć rodziny, nie chciała pozbawiać na dzieci ojca, czy rodziców dziecka.

- Pierwsza egzekucja jest za godzinę. Przygotuj się do tego porządnie.

Nie dał jej nawet chwili na odpowiedź, bo znów poszedł przed siebie. Zostawił niebieskooką z mieszanymi uczuciami i bolącą głową od natłoku myśli. Przetarła twarz dłońmi, wiedząc, że nie da rady.

~

Patrzyła osłupiała na małe dziecko, które przed nią stało. Jej źrenice były tak małe, że z daleka niemalże niewidoczne. Akaashi siedział na tronie z założoną nogą na nogę i obserwował poczynania Nany. Czekał na jej reakcję.

- Śmiało. Zaczynaj. - Wskazał otwartą dłonią na chłopca, a następnie podparł o nią brodę.

Czarnowłosa trzymała w dłoni potężny, ciężki miecz i właśnie toczyła ze sobą wewnętrzną walkę. Serce w jednej sekundzie zabiło jej kilkukrotnie szybciej, to było już ponad jej możliwości i nerwy.

Już nawet rozumiała zabijanie zwierząt, które były niebezpieczne i ich atakowały, czy okaleczanie bohaterów, którzy rozpoczęli z nimi walkę...Ale żeby zabić niewinne dziecko? Nie była aż takim potworem.

- Królu...Co to dziecko zrobiło? - Spytała niemrawo.

- Czy nie mówiłem, że masz zaczynać? Zaczynam się powoli nudzić. - Ziewnął na potwierdzenie swoich słów - No już, zabij go.

- Ale...

- Zabij go! - Podniósł głos, na co się wzdrygnęła.

Podniosła gwałtownie patrzę do góry i spojrzała na chłopca, który, widać było, w ogóle nie rozumiał, co się wokół niego działo. Najgorsze było jednak to, że niedaleko stała prawdopodobnie jego matka, która zalewała się łzami. Nana zacisnęła mocniej palce na rękojeści miecza i zgryzła policzek od środka. Zamknęła oczy i zamachnęła się.

- Ma pani śliczne oczy. Takie same, jak dawna królowa.

Ostrze miecza zatrzymało się tuż przy szyi chłopca. Niebieskooka spojrzała w jego malinowe tęczówki, w których zobaczyła tą dziecięcą niewinność, tą samą, którą jeszcze rok temu można było zobaczyć również u niej.

- Co? - Spytała cicho.

Momentalnie spojrzała na miecz, a potem na swoje dłonie. Przed oczami mignął jej obraz zakrwawionego ostrza. Akaashi zaobserwował u niej drastyczną zmianę emocjonalną. W jednej sekundzie stała się przerażona. Bała się siebie samej.

Patrzył, jak wypuszcza z rąk miecz i cofa się parę kroków. Król pokręcił głową i wstał, schodząc po schodkach.

- Żałosne. - Westchnął, podnosząc miecz - Skoro ty tego nie zrobisz, to znaczy, że osobiście muszę się tym zająć.

- Przecież to dziecko nic nie zrobiło! - Podniosła głos, ale Akaashi odepchnął ją na bok.

Przewróciła się na pośladki i ze strachem oraz obawą obserwowała, jak czarnowłosy idzie w stronę chłopca, ciągnąc za sobą po ziemi ostrze.

- Najpierw on, tobą zajmę się później. Sprzeciw wobec władcy jest niedopuszczalny. - Wywarczał, zamachując się na dziecko.

Nana wyleciała przed chłopca, rozkłądając ramiona na boki. Ostrze Mecza przejechało po jej policzku, a z rany natychmiastowo zaczęła sączyć się krew. Nie tylko Akaashi był zaskoczony reakcją Nany, ona również była w szoku. Nie planowała tego, zrobiła to jakby odruchowo, choć nie miała pojęcia skąd u niej taki odruch.

Akaashi spojrzał na ostrze miecza splamione krwią, a następnie na niebieskooką, na ciele której zaczęły tworzyć się błękitne wzory. Nastolatek westchnął i wywrócił oczami. Spojrzał na chłopca i kiwnął głową w stronę jego matki.

- Idź, bo jeszcze się rozmyślę.

Malec również zareagował zaskakująco. Przytulił się w podzięce do nogi Nany, a następnie odbiegł do matki. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, a gdy wraz z matką opuścili zamek, znów zwróciła uwagę na Króla.

Powoli do niej podszedł i palcami podniósł jej brodę do góry. Poczuła coś miękkiego, mokrego i ciepłego. Nawet nie przypuszczała, że Akaashi zlizał z jej policzka krew. Na ruszyła się nawet o milimetr, obawiała się nawet oddychać.

- Twoja krew smakuje jak płynny cukier. - Powiedział, nieco się odsuwając.

Patrzyła na jego usta, które ubrudzone były w krwistej cieczy i niezauważalnie się wzdrygnęła.

- Wiesz jaki to smak? - Spytał, a ona pokręciła głową. Nigdy nie jadła słodyczy - Pokaże ci.

Złapał ją jedną dłonią w talii, przyciągając do siebie. Wpił się w jej usta tak brutalnie, że ledwo powstrzymała się od jęknięcia z bólu. Nie odwzajemniła gestu, zacznijmy może od tego, że ona nie miała pojęcia co się w ogóle dzieje, ani co on robi.

Ale czego można się spodziewać po dziewczynie, która przez całe swoje życie była zamknięta w pałacu, a potem nagle uciekła i trafiła do zupełnie innego świata z innymi zasadami? No właśnie, niewiele.
Odsunął się od niej, a widząc jej poważny wyraz twarzy, zrobił zdumioną minę.

- Naprawdę cię to nie ruszyło? - Spytał dla pewności.

- A powinno? - Dopiero wtedy dostrzegł, że ona nie miała o niczym pojęcia.

- Nie, nie powinno. - Schował dłonie do kieszeni, ówcześnie oddając jej miecz - Wracaj do swojej komnaty i opatrz ranę.

Odwrócił się i odszedł.

Natomiast Nana dotknęła ust i zastanawiała się, co ten gest znaczył. Postanowiła zapytać medyczki, więc się do niej udała.

***********************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro