•Rozdział 2•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział niesprawdzony.

**************************

Czym prędzej wybiegła z pozostałości po magazynie, trzymając w dłoniach broń. Słyszała za sobą szybkie kroki ciemnowłosego, który wręcz wściekły, podjął się ponownej próby zabicia jej. Klnęła w myślach jak szewc, sama dziwiąc się, że zna tyle brzydkich słów. Wyzywała w myślach chłopaka, który ją zostawił na pastwę losu i kazał szukać tej cholernej broni.

Po kilku minutach szaleńczego biegu, który sprawił, że potrzebowała chwili oddechu, dostrzegła granicę. Tam stał nie kto inny, jak właśnie jej "bohater", zerkał co jakiś czas na zegarek, jakby na kogoś czekał. A czekał na nią. Niestety, nie był to jeszcze czas na przekroczenie granicy swojego świata, więc mógł tylko patrzeć.

W końcu dostrzegł dziewczynę, uciekającą przed psychopatą, który wymachiwał na wszystkie strony siekierą uwieszoną na łańcuchu. Oglądała się przez ramię, a wtedy nieoczekiwanie potknęła się o wystający z ziemi kamień. Poczuła, jak traci równowagę, a po chwili leżała już na ziemi, tworząc masę kurzu wokół siebie.

Odwróciła się na plecy i podparła na łokciach, chłopak zatrzymał się i patrzył na nią z tym samym błyskiem w oku, który mogła zaobserwować przy ich pierwszym spotkaniu. Przeturlała się na bok, gdy zauważyła, że chce przeciąć ją siekierą.

Szybko wstała i zaczęła uciekać, zostawiając broń i całkowicie o niej zapominając. Za to białowłosy patrzył na to wszystko ze zdezorientowaniem.

- Te ruchy... - Spojrzał na srebrnowłosą, niską dziewczynę.

- Przypominają mi kogoś. - Rzekła druga, niemalże identyczna dziewczyna po jego drugiej stronie.

Nana uchyliła się przed kolejnym zadanym ciosem, aż w końcu doszło do sytuacji, gdzie to doświadczenie wchodziło w grę. A co tu dużo mówić, ona akurat nie miała żadnego doświadczenia.

Jak na typową ofiarę przystało, zasłoniła twarz rękami, jakby miało jej to jakkolwiek pomóc. Lecz zamiast bólu, czuła narastający stres. Spojrzała na ciemnowłosego psychopatę, który trzymał siekierę, a jej ostrze było zaledwie kilka centymetrów od przedzielenia jej głowy na pół. Patrzyła na niego, nie mając pojęcia, co się działo.

- Co jest? - Warknął do siebie i znów się zamachnął, lecz z podobnym skutkiem.

Dziwna, aczkolwiek potężna siła hamowała go przed zabiciem czarnowłosej. Odsunęła się trochę do tyłu i podparła dłońmi, starać się unormować oddech, którego szybkość sprawiała, że ledwo była w stanie oddychać.

- Wiedziałem! - Ich kontakt wzrokowy przerwał krzyk białowłosego chłopaka - Jesteś nocną marą! - Wskazał na siedzącą dziewczynę.

- Co? - Spytała ona i ciemnowłosy w tym samym momencie, patrząc na złotookiego, jak na ostatniego debila.

- Mara nie może zabić innej mary, tak, jak bohater bohatera! - Powiedział głośno - Więc jesteś zła!

- Ja? - Spojrzała na swoje ciało - Zła? - Zacisnęła dłonie w pięści - Dlaczego? - Spojrzała na bohatera.

- Kiedy ktoś wchodzi do naszego świata, jego los jest z góry przesądzony. - Wzruszył ramionami - To nie nasza wina, musisz żyć po ciemnej stronie świata i tyle.

Powoli podniosła się do góry i rozejrzała.

- Ale! - Białowłosy widocznie nie zakończył swojej przemowy - Trzeba określić, marą jakiej rangi jesteś! - Uśmiechnął się lekko - Bo ten, który stoi obok ciebie, jest królem...Więc teoretycznie powinien być w stanie cię zabić. - Zaczął mamrotać.

- Król... - Zerknęła na psychopatę, a po jej plecach przeszły dreszcze - Mar... - Dokończyła, gwałtownie się cofając.

- Oi, bohaterze. - Chłopak podszedł do granicy - Macie dwie minuty na zabranie jej na swoją stronę, w przeciwnym razie ją zabije. Nikt nie może przebywać po stronie mojego świata, prócz mnie. - Wywarczał.

- Jak widzisz, teraz będziesz musiał się podzielić obowiązkami. - Uśmiechnęła się jedna z bliźniaczek.

- Tak, nasza królowa znalazła już swojego króla, więc to logiczne, że i na ciebie przyszedł czas.

- Ona nie może być królową! - Warknął groźnie - Może być co najwyżej nadwornym błaznem. - Prychnął, ściskając mocniej rączkę siekiery.

- Oi, to nie było miłe. - Odezwała się, ale widząc wzrok chłopaka, zamilkła.

- Musimy sprawdzić, kim ty jesteś.

~•••~

Nana stała pośrodku jakiegoś dziwnego, białego kręgu, który znajdował się w środku miasta po ciemnej stronie. Niedaleko stał białowłosy, który okazał się mieć jednak imię i podczas spaceru, przedstawił się czarnowłosej. Bokuto, bo tak miał na imię, ciągle tłumaczył jej wszystko, co muszą zrobić, by dowiedzieć się, na jakim stanowisku mar będzie urzędować.

- I? - Spytała, rozglądając się - Nic się nie dzieje.

- Poczekaj, stój prosto. - Poinstruował ją bohater, patrząc, jak biały proch zaczyna przybierać barwę.

Wyprostowała się, niczym żołnierz na komendę baczność, i nie poruszyła się, póki jej na to nie pozwolili. W końcu proch przybrał srebrny kolor, który bardzo mocno się błyszczał.

- Tak, jak myślałem. - Mruknął Bokuto, spoglądając na ciemnookiego - To twoja prawa ręka, Akaashi.

- Świetnie. - Warknął i podszedł do niej - Rusz się, teraz.

Przeszła parę kroków, wychodząc z kręgu. Srebro znikło, a proch znów stał się biały.

- Jeszcze raz tu stań. - Polecił.

Weszła do okręgu, ale wtedy zamiast srebrnego koloru, pojawił się czerwony, krwista czerwień.

- Okej... - Bohater podszedł do ich dwójki - Akaashi, stań też w kręgu.

Zakapturzony chłopak po chwili stanął obok Nany, jednak proch nie zmienił swojego koloru. Zawiał delikatny wiatr, który sprawił, że wciąż czerwony proch zaczął posuwać się w bok, tworząc bliżej niezidentyfikowane znaki, których z pozoru nikt nie umiał odczytać.

- Co to jest? - Akaashi zmarszczył brwi, opuszczając na ziemię siekierę.

- A bo ja wiem? Ao, potrafisz to rozczytać? - Bohater zwrócił się do jednej z bliźniaczek.

To podeszła i wystawiła przed siebie dłonie, które zaczęły pokrywać się zieloną poświatą. Zaraz jednak je opuściła i pokręciła głową.

- Nie jestem w stanie tego rozczytać. - Cofnęła się i stanęła obok swojej siostry.

- A ty, Nao?

- Skoro ona nie dała rady, to ja także. - Sprostowała, krzyżując ramiona pod biustem.

- Akaashi? - Zerknął ma chłopaka.

- Nie. - Pokręcił głową, podnosząc siekierę.

Nana jeszcze raz przeleciała wzrokiem po zdaniu i odwróciła się, krzyżując ramiona pod biustem. Nikt nic nie mówił, zastanawiali się nad znakami, ale widać było po ich twarzach, że nic a nic nie rozumieją.

- To...Co znaczy kolor tego prochu? - Spytała cicho, patrząc na swoje buty.

- Proch nie przybiera dwóch innych barw, gdy stoi w nim ta sama osoba nawet kilkukrotnie...Lub jeśli w kręgu stoi kila osób o różnych rangach. Czerwony kolor...Co znaczył czerwony? - Spojrzał przez ramię na bliźniaczki.

- Potęga królewska. - Odezwał się głos za nimi.

Odwrócili się, Nana spoglądała z zaciekawieniem na wysokiego chłopaka o srebrnych włosach. Miał około dwóch metrów, był szczupły i szedł wyprostowany. Roztrzepane kosmyki średniej długości włosów opadały mu delikatnie na czoło, a szare oczy błyszczały już z daleka. Jego uszy były wydłużone. Dzięki czytaniu multum książek z kategorii fantasy, rozpoznała, że jest to elf, a przynajmniej tak przypuszczała.

- Tylko ciebie tu brakowało. - Prychnął Akaashi, wywracając oczami - Może chociaż ty okażesz trochę rozumu i zabierzesz tego smarkacza stąd? - Wskazał siekierą na Nane.

- Skoro nie może przejść granicy, to chyba logiczne, że należy do ciebie. - Srebrnowłosy skrzyżował ramiona na torsie.

- Nie chce jej.

- Ale będziesz musiał. Od teraz zostaniesz zmuszony do pilnowania jej. Chyba wiesz, dlaczego?

Ciemnooki patrzył z nienawiścią na elfa, ale zaraz po tym tylko prychnął i łapiąc za nadgarstek Nane, ruszył przed siebie, wgłąb ciemnej strony świata.

- Gdzie idziemy? - Spytała spokojnie.

- Do pałacu. - Mocniej zacisnął palce na jej nadgarstku.

- Poczekaj. - Zatrzymała się, co zrobił i on - Moja broń.

- Twoja? - Podniósł brew, przyglądając jej się przez ramię.

Chciała jakoś się wytłumaczyć, ale puścił ją. Zabrała to, co sobie przywłaszczyła i wróciła do niego.

~

- O mój... - Ucięła, gdy stanęli na górce, niedaleko pałacu.

Wyglądał jak z bajki. Wysoki budynek, zakończony kilkudziesięcioma ostrymi, czarnymi kolcami, spod których biła granatowa poświata. Prowadziło do niego kilka długich kamiennych mostów, zaś pod nimi znajdowała się woda, której wzburzone fale uderzały w podstawy mostów.

Na tyłach zamku, ze strony z której nie dochodziła woda, było średniej wielkości miasto. Opuszczone z resztą. Miało ono kilka pięter, schodzących naprawdę bardzo nisko.

- Nie gap się tak, tylko idź. - Popchnął ją do przodu.

Szli mostem, a Nana rozglądała się na boki z zadowoleniem i zachwyceniem.

- Pięknie tutaj.

Akaashiego zdziwił słowa dziewczyny, w końcu byli na terenie mar. Tam wszystko było ciemne, mroczne i przerażające, słowo "pięknie", nie wchodziło w grę, a przynajmniej dla niego i bohaterów.

- Jak? - Dopytał - Chyba źle usłyszałem. Powtórz. - Zażądał.

- Mówię, że jest tu pięknie. - Powtórzyła, patrząc na niego - Podoba mi się.

Mówiła prawdę, choć jej słowa mogły poniekąd wziąć się z tego, że nigdy nie wychodziła na dwór. Nie widziała tych prawdziwych, pięknych widoków, jedynie w książkach po opisach mogła je sobie wyobrazić.

Akaashi otrząsnął się po chwili i z powagą rzekł.

- Nie ciesz się tak, długo tutaj nie zagrzejesz miejsca. - I ruszył dalej, a ona za nim.

**************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro