ostatnia noc - One Shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczór, 16 lipca 1918 roku, Jekaterynburg

Mikołaj Romanow nie mógł tej nocy zasnąć. Nieoczekiwana fala wspomnień zalała jego umysł i sprawiła, że wciąż rozmyślał o tym, co przeminęło. Najpierw ujrzał dzień, w którym pierwszy raz spotkał się ze swą ukochaną Alix – był jeszcze nastolatkiem, nic niewiedzącym o realiach świata, mającego porwać go w przyszłości w ramiona okrucieństwa oraz fałszu. Jednak chwilę potem, gdy przypomniał sobie piękne listy miłosne, pisywane do oblubienicy, której nie dane było mu poślubić, spokojna łza spłynęła po męskim policzku i schowała się w grubych, gęstych, nieco posiwiałych już wąsach. To było jedno z najwspanialszych wspomnień, jakie zdołał zatrzymać w swoim sercu. Śmierć papy, ślub z Alix, koronacja, narodziny wielkich księżnych oraz ukochanego syneczka, chorującego na hemofilię – to wszystko błysnęło przed nim w prędkim świetle wzruszenia. Mikołaj miał wrażenie, że nigdy nie był dobrym carem, lecz z pewnością uchodził za niezwykle rodzinnego człowieka. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej... Kto wie, czy sprowadziłby biedę na swych najbliższych i czy zmuszeni byliby teraz mieszkać w domu, tak bardzo oddalonym od ich pałacu?

— Pojedziemy do Liwadii, najdroższa. Zabiorę cię do miejsca, które ukochałem sobie za młodu, i w którym pragnę spędzić z tobą ostatnie lata swojego jestestwa. Może pozwolą nam odejść? — Był wtedy naiwnym człowiekiem. Naprawdę wierzył, że ci, którzy tak mocno nim gardzili, przystaną na jego propozycję?

— Będziemy znów tacy szczęśliwi jak kiedyś. — Oddała pocałunek na spierzchniętych wargach mężczyzny i wtuliła się w mężowską pierś. — Bóg jest z nami, Nicky. Choćby cały świat miał obrócić się przeciwko Romanowom, On jeden nigdy nie opuści swych dzieci.

— Nie opuści — powtórzył Mikołaj z pełnią ufności i przygarnął mocniej do siebie żonę. 

To wspomnienie rozgrzewało serce byłego cara. Napawało go jednocześnie radością, jak i smutkiem, spowodowanym szklistymi oczami ukochanej Alix. Nikt z nich nie znał przyszłości, a mimo to wciąż ufali, że wszystko dobrze się ułoży. Czy mieli do tego prawo?

*

Noc była niezwykle ciepła, a księżyc zaglądał zza okien do sypialni Romanowów. Wszyscy spali. Alix i Nicky wtuleni w siebie, Aleksy leżący całkiem niedaleko oraz cztery wielkie księżne, wcale nie śnili o krwi, która dopaść miała ich już za moment. Ich sny były piękne – sięgały do czasów, które należały do nich. Do czasów, dających im wolność i możliwość kochania jej, póki jeszcze istniała. Gdy dźwięki zza ścian przybierały na sile, nikt się nie przebudził, jednak Jakow Jurowski nie mógł pozwolić swym niewolnikom na dłuższe doznawanie błogości, w jakiej trwali. Zwłaszcza gdy plan był już dokładnie opracowany. Kiedy o pierwszej trzydzieści ciężarówka zatrzymała się przed domem specjalnego przeznaczenia, pognano prędko do pokoju doktora Botkina.

— Wstawaj! — Z początku mężczyzna nie reagował, krzyknięto więc w jego stronę raz jeszcze. — Wstawaj! — Dopiero teraz przetarł zmęczone oczy i spojrzał na kilka męskich sylwetek, które pochłaniała ciemność. — Obudź resztę. Wszystkich! — rozkazał Jakow, a zaspany lekarz nie do końca potrafił pojąć, w jakiej rzeczywistości się odnalazł. — W mieście wybuchły zamieszki i musimy przewieźć was w inne miejsce. Aha, przekaż im, że nie mają nic ze sobą zabierać.

— Dobrze. — Westchnął oraz zaczął odziewać się w dzienne szaty. — Dobrze.

Kręcił nerwowo głową, a następnie wyszedł z pomieszczenia i czym prędzej pognał w kierunku sypialni Mikołaja, Aleksandry i Aleksego. Kiedy znalazł się w progu, zastał przepiękny obraz wtulonych w siebie małżonków. Wtem ogarnęła go fala wzruszenia, zawsze bowiem podziwiał cara i carycę za ogromną, nieskończoną miłość, którą siebie darzyli. Nie mógł jednak tracić czasu. Zbliżył się do łoża Romanowów oraz delikatnie szturchnął ramię byłego władcy.

— Mikołaju Aleksandrowiczu.

Mężczyzna zaczął wiercić się w miejscu, lecz po chwili otworzył swe ślepia.

— Co się dzieje, Botkinie?

— Zmieniamy miejsce zamieszkania. Przewożą nas. W mieście wybuchły zamieszki. Musicie się ubrać — mówił tak szybko, jakby ktoś przykładał lufę do jego skroni i go ponaglał. Nawet jeśli w rzeczywistości nikt nie stał za jego plecami, doktor czuł ogromną presję czasu. Wiedział, że tych ludzi nie można ignorować.

— Idź obudzić dziewczynki — poprosił Nicky, a sam obrócił się w kierunku swej żony. — Alix, najdroższa. Wstajemy.

Musnął opuszkami palców jej policzki, a na czubku nosa złożył delikatny pocałunek.

— Nicky? Co się dzieje? — zapytała zaspanym jeszcze głosem.

— Zabierają nas w inne miejsce. Zbierajmy się.

Aleksandra nie zadawała żadnych pytań. Zaufała spokojnemu licowi męża, a gdy wolniutko odgarnął jej włosy za ucho, kolejny raz zrozumiała, że mogłaby skoczyć za nim nawet w ogień. Oboje w końcu opuścili łoże, a po chwili głowa rodziny podążyła w stronę Aleksego, który już zdążył się obudzić.

— Gdzie nas zabierają, papo?

W lepsze miejsce. — Uśmiechnął się czule do syna i pogłaskał jego piękne włosy. — Chodź, maluchu. Zmienimy ubrania.


Dziewczęta nerwowo nakładały na siebie gorsety wypełnione biżuterią. Ciężko było im się skupić na tej czynności, gdyż obawiały się, że zaraz któryś z wartowników wejdzie do pomieszczenia i zauważy, co robią. Tatiana pomagała Oldze i odwrotnie, natomiast Maria oraz Anastazja skupiły się na sobie. Nareszcie się udało. Ubrane w suknie, nie nałożyły na głowy żadnego nakrycia i gdy miały już wyjść z pomieszczenia, najmłodsza z wielkich księżnych cofnęła się do łóżka i chwyciła malutką poduszeczkę.

— Nasteczko, zakazano nam brać swoich rzeczy. — Maria spojrzała na siostrę z lekkim smutkiem.

— Przywiązałam się do niej — rzekła smutno, trzymając mocno jaśka w swych objęciach. Trzy siostry spojrzały na siebie jednoznacznie, po czym same postanowiły wziąć kilka drobiazgów.

— Daj, Maszo, pomogę ci. Z pieskiem na rękach nie udźwigniesz tego wszystkiego.

— Dziękuję, Tatiano.

Posłała starszej siostrze promienny uśmiech. Dziewczyny ostatni raz rozejrzały się po pomieszczeniu i choć nie wiedziały, co przynieść miała przyszłość, pragnęły wierzyć, że stanie się lepsza od teraźniejszości, która przynosiła im tak wiele cierpienia.

— Chodźmy. Wszyscy zapewne już na nas czekają— rzekła Tatiana, po czym cała czwórka opuściła pokój.

— Papo. — Olga spostrzegłszy ojca, trzymającego Aleksego na rękach oraz znajdującą się obok matulę, miała nadzieję, że może on będzie wiedział coś więcej. — Gdzie nas wywiozą? — spytała szeptem, by nikt inny jej nie usłyszał.

— Zobaczymy, córeczko. — Mikołaj nie chciał patrzeć na strach swoich bliskich. Tak bardzo pragnął dać im spokój oraz pewność. I mimo iż sam nie znał miejsca, do którego zostaną wysłani, pokładał ufność w Bogu, iż niedługo wszystko się skończy. Chwilę potem do Romanowów dołączyła służba, czyli pokojówka, doktor, kucharz oraz lokaj. Kiedy więźniowie byli w komplecie, ruszyli za Jurowskim oraz kilkoma innymi ludźmi, którzy mieli zaprowadzić ich w bezpieczniejsze miejsce. — Pójdziemy pierwsi — postanowił Nicky ze względu na swojego syna, po czym zaczęli zmierzać w kierunku, którego nie znali.

Nigdy wcześniej nie pozwalano im zaglądać do tych części domu, dlatego też, nie wiedząc czego dokładnie mogli się spodziewać, pozwolili się dalej prowadzić i nie zadawali przy tym żadnych pytań. Były one zbędne. Przecież wkrótce mieli wszystkiego się dowiedzieć.

— Tutaj zaczekacie — powiedział stanowczo Jakow, a wszystkie jedenaście osób zaczęło badać wzrokiem pomieszczenie, do którego zostali przyprowadzeni. Było ciasne oraz brakowało w nim dobrego światła, natomiast w tyle znajdowały się jedne drzwi, które sprawiały wrażenie zatrzaśniętych.

— Ale tu nie ma żadnego krzesła — zauważyła Aleksandra, po czym spojrzała smutno na swojego męża, wciąż trzymającego syna na rękach.

— Przynieście trzy krzesła — rozkazał Jurowski i kilku mężczyzn od razu zniknęło w tym celu za drewnianym wejściem — A ty Idź odpalić silnik ciężarówki — szepnął w kierunku Jermakowa, on zaś skinął w zrozumieniu głową i również opuścił pokój.

Kiedy meble pojawiły się w pomieszczeniu, Alix zajęła jeden z nich, siadając przy tylnej ścianie z oknem. Za nią stanęły Tatiana, Olga oraz Anastazja. Mikołaj posadził syna na drugim krześle, lecz bliżej centrum, po czym sam zajął ostatnie, naprzeciwko Aleksego. Botkin umieścił się za carewiczem, Maria z kolei obok pokojówki, a reszta służących ulokowała się z lewej strony pomieszczenia. Wszyscy sprawiali wrażanie, jakby pozowali właśnie do rodzinnego zdjęcia, wpatrując się w obiekt aparatu, którym była twarz Jakowa. W tym momencie doszedł ich dźwięk odpalonego silnika samochodu i nieco rozluźnili swe mięśnie, a nieprzyjemne myśli uleciały w nieznane. Mieli bowiem niedługo wyruszyć w drogę.

— Mikołaju Aleksandrowiczu. — Jakow zwrócił się do byłego cara Rosji. — Twoi wierni przyjaciele z kraju oraz zagranicy próbują cię uwolnić. Co ty na to? — Nicky jednak nie odpowiedział. Wkrótce pokój został wypełniony ludźmi Jurowskiego i właśnie wtedy mężczyzna postanowił przejść do rzeczy. — Mikołaju Aleksandrowiczu, Aleksandro Fiodorowna, Aleksy Mikołajewiczu, Olgo Mikołajewna, Tatiano Mikołajewna, Mario Mikołajewna, Anastazjo Mikołajewna. Rada Delegatów Robotniczych wydała rozkaz zgładzenia was.

Nicky obrócił się w stronę rodziny, a chwilę potem znów spojrzał na Jurowskiego. Alix uczyniła prędki znak krzyża. To z pewnością jakieś nieporozumienie!

— Co takiego? Co takiego? — Wstał. Pięćdziesięcioletni mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym uszom. Przecież... Przez zamieszki mieli wyjechać w bezpieczniejsze miejsce. Skąd więc ten nagły rozkaz? Mikołaj znów obrócił się w stronę rodziny. Pomieszczenie wypełniło się kilkusekundowymi krzykami. Jakow już wcześniej powiedział każdemu, do kogo ma strzelać. Teraz trzeba było przystąpić do działania.

— W serce!

Nie chciał rozlewu krwi. To miało potrwać szybko. Jednak nie trwało. Piski dziewcząt zaczęły stawać się coraz głośniejsze, a Jurowski osobiście postanowił zabić Mikołaja. Wycelował w niego broń i natychmiast nacisnął na spust. Były car nie zdążył nawet obrócić się w jego kierunku, aby usłyszeć odpowiedź na swoje zapytanie. To się stało tak szybko... Padł. Krew sączyła się z kilku miejsc jego klatki piersiowej, a wargi delikatnie się uchyliły, wypuszczając z siebie ostatnie słowo „Alix". Umarł od razu.

— Nicky!

Aleksandra patrzyła zrozpaczonym wzrokiem na martwego już męża.

— Papo!

Kobiety krzyczały przerażone na widok śmierci ukochanego mężczyzny. Wszystkich ogarnął szok, a bezwiednie leżące na ziemi ciało, wcale nie było obrazem fikcji, a najprawdziwszej rzeczywistości. W pomieszczeniu zaczął panować coraz większy chaos. Dym unosił się w powietrzu i ograniczał widoczność, mordercy więc strzelali na oślep. Jedna z kul, pochodząca z broni Jermakowa, trafiła w końcu w Alix oraz zatrzymała się w środku samego mózgu. Kobieta ostatni raz spojrzała na swego wspaniałego męża i ze łzami w oczach wyzionęła ducha. Powolutku czerwona ciecz kapała z jej ciała na ziemię, a dłoń tak bliska była do wyjścia na spotkanie z niebijącym już sercem najdroższego męża.

— Cholera jasna! — krzyknął Jakow, gdy pocisk przeleciał kilka centymetrów od jego twarzy. —

Uważaj gdzie strzelasz! — Piski, kurz, krew, chaos, niepokój... Ta scena z pewnością miała wyglądać inaczej i nikt nie podejrzewał, że jeden z wartowników zostanie ranny w ramię. To nie miało sensu. — Dość! Wstrzymać ogień! — rozkazał Jakow, po czym wszyscy opuścili broń.
Głosy jednak nie cichły. Wciąż było słychać dziewczęce piski, które wyłaniały się zza gęstwin szarego dymu. Gdy w pomieszczeniu zrobiło się nieco przejrzyściej, carobójcom ukazał się obraz skulonych sylwetek wielkich księżnych i dwóch służących.

— Oni żyją. — Jurowski nie mógł uwierzyć, że po takiej rzezi, nie udało się wszystkich zabić. — Dobić ich!

Mężczyźni strzelali do carskich dzieci, lecz bezskutecznie. Nie umierały. Rzucili się więc z bagnetami na wielkie księżne, Jakow natomiast postanowił zająć się carewiczem. Zanim jednak to zrobił, strzelił do Botkina, który oparł się ostatkiem sił o ścianę i zaczął powoli osuwać się na podłogę. Widok krwi nie był już taki intensywny, jak jeszcze przed momentem, gdyż przed oczami zaczęła dominować ciemność. Chwilę potem jego serce przestało bić.

— Olgo! — krzyknęła przeraźliwie Tatiana, gdy mężczyźni zaczęli zbliżać się w ich kierunku. Dziewczyny przytuliły się do siebie, lecz prędko zostały rozdzielone. Bagnet uderzył w pierś młodszej z nich, a ona zawyła z bólu. — Błagam! — W burzliwych myślach wciąż przywoływała imiona ukochanych rodziców. Tak bardzo bała się na nich spojrzeć.

Piski roznosiły pomieszczenie. Jermakow bił jak oszalały, to Tatianę, to jej starszą siostrę. Nikt nie zwracał uwagi na wrzaski ofiar. Mimo iż krew kapała z ich świeżych ran, mimo że były takie młode, niewinne i bezbronne, w imię ocalenia Rosji, zasługiwały na brutalną śmierć.
Tymczasem do Marii oraz Anastazji podeszło kilku innych mężczyzn, od których nie było ucieczki.

— Boże, chroń nas od złego — modliły się razem, trzymając się za ręce i patrząc przeraźliwie na martwe ciała swych rodziców. Nie żyli. Najważniejsi dla nich krewni naprawdę nie żyli. A pod stopami leżał skulony, trzęsący się pies.

— Nie da się! — krzyknął Jermakow, zauważając, że bagnety są już na tyle śliskie, że nie są w stanie zamordować wielkich księżnych. Dlaczego pomimo silnych ciosów, dzieci carskie wciąż oddychały?

Jurowski ostatni raz spojrzał na Aleksego, czołgającego się we krwi Mikołaja i Aleksandry, Mimo iż nie miał siły, próbował uciec, lecz nic przy tym nie mówił. Nawet nie krzyczał. Prosił tylko Boga, żeby cały ten koszmar się skończył, a on mógł nareszcie odetchnąć z ulgą. Kiedy okładany był bagnetami, patrzył przeraźliwie na ukochanych rodziców, nie umiejąc powstrzymać cichutko biegnących po jego twarzy łez. Oboje leżeli tak spokojnie i nie mieli już żadnych zmartwień. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych, biło bowiem od nich jakieś magiczne światło, które mówiło Aleksemu, że czas chwały jest bliski. Jakow zbliżył się.

— Idę do was — rzekł chłopiec resztkami sił i chwycił rękę taty. Padł strzał, a ciało carewicza się rozluźniło.

Wielkie księżne usłyszawszy dźwięk wystrzału, ponownie krzyknęły. Delikatne ciałko ich najukochańszego brata dołączyło do rodziców. W trójkę wyglądali tak, jakby byli w siebie niemalże wtuleni. Spotkali się już na tamtym pięknym, beztroskim świecie. One jednak wciąż walczyły z wrogiem – nie komunistami, którzy wyczekiwali ich rychłej śmierci, a bólem, tęsknotą, utratą oraz rzewnymi łzami.

Jakow Jurowski, pozbawiwszy carewicza życia, pobiegł w stronę reszty morderców. Dziewczynki oderwały wzrok od martwych członków rodziny i skuliły się, czekając na jakiś cud. Pierwszą osobą, która znalazła się na celowniku była Tatiana, szukająca dotyku bezpieczeństwa. Wkrótce jej krew oraz mózg obryzgały twarz Olgi, znajdującej się obok. Dziewczyna na chwilę straciła widoczność. Ostatnią rzeczą, którą dostrzegła było opadające na ziemię ciało jej ulubionej siostry. Potem przewrócono ją i strzelono w szczękę. Upadła bezwiednie na Tatianę, jakby pragnęła zaznaczyć, że jej ostatnim życzeniem jest umrzeć w objęciach ukochanej przyjaciółki.
Anastazja i Maria, które, zdawało się, jako jedyne zostały przy życiu, nie miały już siły na płacze i krzyki. Widząc tak wielką masakrę na własne oczy, chciały jak najszybciej umrzeć i na zawsze połączyć się ze swoimi najbliższymi. Tego było za wiele. Cierpienie, którego doświadczyły wypruło z nich wszelkie emocje. Najpierw rodzice, potem uwielbiany przez wszystkich braciszek, a na końcu starsze siostry, które zawsze przecież były obok. Dlaczego nagle odeszły? Gdzie podziały się te piękne uśmiechy, będące ich niezwykłymi atutami?

— Siostrzyczko.

To było ostatnie słowo, które w tym samym czasie padło z ich ust. Obie wiedziały, że za chwilę umrą i nikt ich nie oszczędzi. Jednak gotowe były na śmierć. Czy to dlatego, że już wcześniej stały się wrakiem człowieka?

Jermakow podszedł pewnym krokiem do Marii i przyjrzał się jej pięknej, lecz mokrej od łez twarzyczce. Po chwili, bez najmniejszego żalu oraz wątpliwości, dźgnął ją bagnetem w pierś, jednak gorset znów okazał się niezawodny. W końcu postanowił ją zastrzelić. Porzuciwszy martwe ciało, zabrał się za Anastazję, ostatnią osobę, którą trzeba było wykończyć. Przycisnął dziewczynkę do ściany, zaczął ranić ją ostrzem i skierował lufę w kierunku jej głowy. Ona z kolei spojrzała na leżące ciała swoich bliskich, ale prędko przymknęła oczy. Nie chciała oglądać ich w takim stanie, gdyż wiedziała, że za moment miała ujrzeć piękniejszy obraz ich sylwetek. Wszyscy mieszkali już bowiem w niebie. Wkrótce kula bolszewickiego wroga zakończyła jej męki.
To jednak nie wystarczyło. Jermakow podszedł do nieżyjących Aleksandry oraz Mikołaja i z parszywym uśmieszkiem na twarzy zaczął się nad nimi znęcać. Oni już nic nie czuli. Nie znali bólu, cierpienia, smutku i rozczarowania. Wrogowie mogliby dźgać ich w nieskończoność, a ofiary i tak nie doznałyby żadnego urazu. Bo znajdowały się już w lepszym miejscu.

Wtem służąca, która dotychczas leżała na ziemi, ocknęła się. Najwidoczniej została tylko ranna i straciła tylko przytomność, co mordercy odebrali jako zgon. Jej oczom ukazał się okropny obraz, jakiego nie umiała wytłumaczyć żadnym zmysłem. Jermakow zauważywszy jednak, że kobieta wstaje, zatem podbiegł do niej prędko oraz dźgnął bagnetem. Jęknęła cicho i ponownie upadła na ziemię. Tym razem umarła na pewno.

— Sprawdźcie, czy wszyscy nie żyją! — rozkazał Jurowski, po czym carobójcy podeszli do martwych ciał. Jeden z nich się poślizgnął – podłoga lepiła się od mieszanek krwi i mózgów, a kości nieboszczyków wbijały się w ziemię.

— Martwi — odrzekł Jermakow, który przed chwilą dobił bagnetem ostatnią żyjącą istotę – psa.

— Wszędzie pełno krwi... — Jakow podniósł podeszwę swego buta, która kleiła się do drewnianych desek. Nie było nawet miejsca, w jakie mógłby ją wytrzeć. — Przynieście koce i szmaty. Tyle, ile zdołacie znaleźć. — Zdał sobie sprawę, że gdyby wyszli od razu, zostawiliby po sobie mnóstwo śladów. — Michale Miedwiediewie, tobie powierzam zadanie usunięcia ciał.

— Tak jest — odpowiedział dawny czekista, a aktualny członek tajnej policji.

Wszystko się zakończyło. Nie było już bólu, zapachu krwi, dymu, czy kuli, wędrujących po marnej przestrzeni w domu specjalnego przeznaczenia. Były tylko żywe dusze – ulatniające się nad tym, co śmiertelne i podążające ku temu, co wiecznie żywe. Znowu razem – piękni, szczęśliwi i przede wszystkim wolni.

Ciała usadowiono na noszach i po kolei przeniesiono je wkrótce do ciężarówki, wypełnionej materiałami. Nie chciano, aby wybrudziła się od gęstej cieczy. Kiedy mężczyźni zauważyli drogocenności, zdobiące części ciała martwych, zaczęli okradać ich z zegarków, diamentów i innych kosztowności.

— Każdy kto nie zwróci tego co zabrał, zostanie rozstrzelany — syknął Jurowski i zaangażował innych ludzi do ładowania kolejnych ofiar.

Podszedł wkrótce do komendanta, który ciągle stał w jednym miejscu i przypatrywał się całej sytuacji. Zaplanowali zawieść zmarłych do opuszczonej kopalni, zatrzymać samochód w miejscu, do którego mogliby nim zajechać, a potem przenieść nieboszczyków na wozy, potrafiące trafić dalej niż wielka ciężarówka.

Jednak kilka wiorst za fabryką Wierchnie-Iseck mordercy natknęli się na pewne obozowisko, złożone z koni, pojazdów i dwudziestu pięciu osób.

— Dlaczego przywieźliście nam martwe ciała?

Jeden z ludzi krzyknął w ich stronę, ale nie dostał odpowiedzi.

— Przeładujcie ich na swoje wozy. — Jak rozkazał, tak uczynili. — Nie okradać!

Jurowski podszedł do wszystkich fabrykantów i zagroził im, że jeśli nie zwrócą zabranych rzeczy, zostaną rozstrzelani. Doglądając nieboszczyków zrozumiał, że wielkie księżne ubrane były w jakieś specjalne gorsety i zapewne dzięki nim tak ciężko było je zastrzelić i dobić bagnetami. Ale dlaczego?

— Nikt nie wie gdzie jest ta kopalnia.

Jermakow uprzednio wypytawszy ludzi o miejsce docelowe, nie uzyskał od nikogo żadnych konkretnych informacji.

— Cholera. Zaczyna już świtać. Musimy jak najszybciej ją znaleźć. — Wpatrywał się w zakrwawione sylwetki swoich ofiar. — Jedziemy! — rozkazał, po czym wozy ruszyły przed siebie.

*

— Tu jest jakaś kopalnia! — krzyknął Nikulin, po czym natychmiast zatrzymano pojazdy. — Zdaje się, że wydobywano w niej kiedyś złoto.

— Rozbierzcie ciała i przygotujcie ognisko. Trzeba wszystkie spalić!

Padł rozkaz komendanta w stronę jednej grupy. Druga natomiast miała zająć się rozstawieniem strażników konnych wokół miejsca w jakim przebywali, aby nie dopuścili do zjawienia się kogoś z zewnątrz. Gdy zabrano się za pozbywanie ubrań nieboszczyków, oczy wszystkich zajaśniały blaskiem.

— Co to?

— Diamenty...

Dotykali kosztowności, nie mogąc uwierzyć, że zdołały tak dobrze ukryć się w szatach carskich dzieci.

— Zostaje ze mną tylko kilku mężczyzn — powiedział stanowczo komendant i wybrał odpowiednie osoby, które miały kontynuować rozbieranie ofiar.

— Sami są winni swojej brutalnej śmierci. Gdyby nie wszyli w ubrania drogocennych rzeczy, ich koniec byłby znacznie szybszy i mniej bolesny — zaznaczył Jakow, obserwując proces rozbierania ciał.

Coraz więcej kosztowności ukazywało się ich oczom. Aleksandra Fiodorowna miała na sobie pas z pereł, a w płótnie znajdowało się kilka naszyjników. Z szyi wielkich księżnych natomiast zwisały woreczki, a w każdym z nich znaleziono portret Rasputina i jedną z jego modlitw. Były tam także diamenty.

— Spalcie Aleksego i Aleksandrę — krzyknął Jurowski i natychmiast zabrano się za wykonanie owego rozkazu.

Przez pomyłkę jednak wzięto sylwetkę służącej - to z nią carewicz został rzucony w objęcia płomieni. W drugiej części obszaru, zaczęto z kolei kopać wspólny grób dla pozostałych ofiar. Był on gotowy o siódmej rano.

— Wrzucać! — Pozostali zmarli znaleźli się w dole, a twarze ich i sylwetki zostały oblane kwasem siarkowym, by nie można było ich zidentyfikować. Chciano się pozbyć także odoru, który wkrótce zacząłby się wydobywać z niezbyt głębokiej dziury. — Zakopać!

Przysypano dół ziemią, a ją z kolei ściółką. Na sam koniec położono kilka podkładów kolejowych i przejechano przez nie powozem, aby być pewnym, że miejsce pochówku nie różniło się od zwykłej, leśnej gleby.

Nie różniło.

A Biali dojechali do Jekaterynburga dopiero tydzień po masakrze i nigdy nie odnaleźli grobu.

***

AKTUALIZACJA! 

Napisałam one shote'a od nowa. Jest on podobny do starego, ale dodatkowo znalazło się kilka opisów i scena na początku. Końcówka pozostaje bez zmian.Tak się tylko pochwalę, że moja "Ostatnia noc" wygrała konkurs literacki na pewnej grupie na facebooku i jestem z tego powodu bardzo zadowolona ;D

Bardzo ciężko było mi napisać tego One Shot'a. Nie jestem w stanie nawet w najmniejszym stopniu przedstawić tych brutalnych scen, które miały miejsce w domu specjalnego przeznaczenia. Nie mogę też odpowiednio odzwierciedlić tego, jak perfidnie potraktowano ciała martwych już po ich zamordowaniu.

Ta historia jest przerażająca. Koniec tej historii jest przerażający.

Mimo to, starałam się jak mogłam, i nawet jeśli nie wyszło tak, jak wyjść miało, najważniejsze, aby uczcić pamięć ludzi, którzy zginęli z rąk brutalnego systemu.

Ps. Chciałam, aby przede wszystkim obecne były tutaj fakty. Dlatego jest ich naprawdę sporo, ale jak wiadomo, fikcja literacka - dodałam też co nieco od siebie;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro