2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ze względu na spore obrażenia, Alisa spędziła w szpitalu cztery dni. I leżałaby dłużej, gdyby nie uporczywe zapewnienia, że czuje się już dobrze i może kontynuować podróż. Nie chciała siedzieć w tych okropnie śmierdzących lekami ścianach ani chwili dłużej. Jedna z pielęgniarek przyniosła jej prostą bluzkę, jako że jej stara koszulka była zniszczona, a spodenki zostały uprane od krwi. Gdy Alisa wyszła w końcu ze szpitala, przeciągnęła się szeroko i odetchnęła świeżym powietrzem. W jej ślady poszła Lily, która również przeciągnęła się jak kot. Popatrzyła na swoją trenerkę i zakołysała puszystym ogonem. Alisa uśmiechnęła się do niej.
- To co? Idziemy dalej? Musimy tylko zrobić jakieś zakupy. Potrzebujemy kilka rzeczy. Potem pomyślimy, co dalej.
Lily pisnęła rozpromieniona i natychmiast pognała przed siebie, potrząsając lisim ogonem. Alisa zachichotała pod nosem i prędko pobiegła za nią.
Ze spokojem przemierzały razem Vaniville, a po drodze Alisa wchodziła do różnych sklepów załatwiając sprawunki. Kupiła kilka podręcznych lekarstw dla pokemonów oraz paczki z karmą. Uzupełniła plecak o gotowe kanapki na drogę i przejrzała zapasową bieliznę. Na chwilę zatrzymały się przy przytulnie wyglądającej kawiarni i zamówiła kawę oraz ciastko, a dla Lily, specjalnego ptysia dla pokemonów. Alisa rozparła się wygodnie o dekorowane krzesło i uśmiechnęła się.
- Ale cudownie. Vaniville to piękne miasteczko. Ciekawa jestem, jaka tu jest sala Ligi.
Zamyśliła się na chwilę.
- Liga Pokemon... Mój braciszek pewnie by był mną rozczarowany, gdybym mu powiedziała, że wolę tylko sobie spacerować. Sama już nie wiem. A może Pokazy Pokemonów są jednak atrakcyjniejsze? Chociaż pajacowanie w kokardkach i falbankach to nie dla mnie.
Oparła dłoń o brodę obserwując jak Lily zajada się ptysiem. W tym momencie usłyszała rozmowę dwójki innych trenerów, którzy pokazywali sobie wzajemnie kasetki ze zdobytymi już odznakami.
- Masz już wszystkie odznaki? - Zapytał chłopiec o rudych, loczkowatych włosach.
- No co ty, dopiero mam pięć – Odparł jego towarzysz o pucołowatej twarzy – Lider sali w Lumiose dał mi w kość. Niby wygrałem, ale jakoś mi dziwnie głupio. Na koniec walki dał mi kilka rad.
- Tam liderem jest Clemont, co nie? Znam go, jest super – Odparł z entuzjazmem rudy chłopak.
- Taa, może i jest super, ale to była trudna przeprawa. A ponoć Virginia jest od niego jeszcze silniejsza. Właśnie do niej idę – Powiedział smętnie drugi chłopiec i schował kasetkę do plecaka – Coś mi się wydaje, że nie zdołam zdobyć szóstej odznaki. Nie ma szans.
Jego przyjaciel poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
- E tam, stary, nie łam się. Musisz dużo trenować, pamiętasz? Twoje pokemony są super, szczególnie frogadier wymiata. Ma przewagę wobec typów ziemnych, które ma Virginia. Dasz sobie radę.
- No, dzięki. Oby tak było.
I obaj oddalili się od kawiarenki, wciąż jeszcze rozmawiając. Alisa znów się zamyśliła. A więc w Vaniville jest sala typu ziemnego. To bardzo ciekawe. Ten typ pokemonów nie jest bardzo kłopotliwy, ale też niełatwy. A liderzy sal są świetnie wyszkoleni. Pokonać ich to niezłe wyzwanie. Popatrzyła znów na Lily.
- Lily? Chciałabyś stoczyć swoją pierwszą walkę w sali? - Zapytała ją.
Eevee przerwał czyszczenie swojego pyszczka z okruszek po ptysiu i spojrzał na nią. Od razu zawołał wesoło w odpowiedzi i pomachał ogonem. Alisa uśmiechnęła się szeroko.
- Tak też myślałam. W przeciwieństwie do mnie, ty raczej nie masz oporów przed walkami z innymi pokemonami. No dobrze, chyba trzeba by jednak spróbować. Głupio by było nie odwiedzić chociaż jednej sali Ligi. W takim razie potrzebujemy więcej pokemonów do naszej małej paczki. Chodźmy.
Lily pisnęła i zeskoczyła ze stolika.
Tak jak postanowiła, Alisa skierowała się wpierw do pobliskiego parku, który był na tyle duży, że zwykle również jest zamieszkany przez dzikie pokemony. Po drodze obmyślała już strategię walki i jakie stworki byłyby łatwe do złapania. Wciąż nie była pewna czy się sprawdzi jako tego typu trenerka, ale jak się nie uda, to trudno. Obmyśli coś innego. Trudno jej było nie przyznać, że chciałaby zobaczyć Lily podczas prawdziwej walki w sali.
Gdy przekroczyły teren parku, Alisa uważnie rozglądała się dookoła. Wszędzie było mnóstwo trenerów, jak i też zwykłych mieszkańców miasta, odpoczywających lub bawiącymi się na trawie. Gdzieniegdzie fruwały stada pidovów, a w krzakach pełzały niewielkie caterpie. Były też liczne butterfree i kakuny, zwisające z drzew. Lily biegała dookoła i węszyła po trawie z ciekawością. Czasem musiała tylko umykać przed pokemonami trenerów, które rozbiegły się po całym parku. Alisa pomyślała sobie, że w sumie taki latający pokemon nie byłby zły. Ataki fizyczne nie są dla niego groźne dopóki się nie zbliży. A zdecydowanie wybór w tym typie stworków był przeogromny.
Oddaliła się nieco od największego skupiska ludzi i wkroczyła na bardziej otwarte tereny parku. Wszędzie rosło mnóstwo kwiatów i Lily rozochociła się jeszcze bardziej, wtykając od razu nos w kolorowe roślinki. Nagle, w ferworze zabawy, spłoszyła kilka wspaniałych barwnych motyli, które zatrzepotały skrzydłami sypiąc drobniutkim pyłkiem. Alisa rozwarła nieco oczy z zachwytu i poznała, że były to vivillony. Każdy z nich miał inne ubarwienie skrzydeł, a wszystkie były piękne. Poza tym owe pokemony były sporawe i z tego co zapamiętała z podręcznika, posiadają kilka całkiem ciekawych ataków. Bywają niezwykle pożyteczne w starciu z przeciwnikami, którzy nie latają. Skinęła do siebie głową i postanowiła złapać jednego z nich.
- Lily! Szybki atak! Już!
Eevee zatrzymał się w miejscu i krótko obejrzał się na Alisę, po czym natychmiast wykonał polecenie. Błyskawicznie pobiegł na najbliższego vivillona i uderzył w niego bokiem ciała. Vivillon zafurkotał skrzydłami z zaskoczeniem i przekoziołkował w powietrzu. Popatrzył na Lily i zdecydowanie nie spodobało mu się te dziwne stworzenie. Alisa zawołała:
- A teraz prędkość!
Lily pisnęła i podskoczyła. Złote gwiazdki świsnęły w stronę vivillona, ale ten zgrabnie ich uniknął i poderwał się w górę. Zatrzepotał skrzydłami, a z nich zaczął się sypać żółty pyłek.
- Lily! Unik! Szybko, nim ten pyłek cię dosięgnie! - Krzyknęła Alisa, na co eevee znów podskoczył i czmychnął w bujną łąkę. Vivillon przerwał atak pyłkiem i poleciał za Lily chcąc przepędzić intruza.
- Jeszcze raz prędkość! A potem szybki atak!
Lily zatoczyła szeroki łuk i podskoczyła. Tym razem część gwiazdek trafiła w vivillona, ale to było jeszcze za mało. Znów sypnął pyłkiem, jednakże Lily, nie czekając już aż pokemon się zbliży, przyspieszyła i z wielką prędkością uderzyła głową w skrzydła motyla. Szybko odskoczyła nim nawdychała się pyłku. Vivillon upadł w trawę i energicznie zatrzepotał skrzydłami chcąc się poderwać w powietrze. Na to czekała Alisa i zaryzykowała nowym ruchem eevee.
- Kończymy to. Hipergłos!
Lily stanęła hardo i rozwarła pyszczek. Z jej gardła rozległ się głośny krzyk, który dla ludzi był nie groźny, ale dla innych pokemonów już tak. Vivillon natychmiast skulił się, odczuwając ogromne stężenie wysokich dźwięków i zapiszczał cicho upadając z powrotem na ziemię. Gdy Lily przerwała atak, vivillon przez chwilę leżał całkiem ogłuszony. Nie tracąc czasu, Alisa wyjęła pusty pokeball z plecaka i rzuciła go w motylowego pokemona. Biało-czerwona kulka odbiła się od skrzydeł vivillona i natychmiast otworzyła się, wciągając stworka do środka. Alisa zastygła w miejscu wstrzymując oddech i niecierpliwie czekała obserwując jak pokeball podryguje po złapaniu vivillona. I po kilku pełnych napięcia sekund, kulka znieruchomiała. Przez chwilę dziewczyna oniemiała w całkowitym zdumieniu, po czym zarumieniła się na policzkach z radości.
- Tak! Złapałam go! Mój pierwszy, dziki pokemon! Juhu!
Zaczęła krzyczeć z entuzjazmem, na co Lily zaczęła biegać dookoła piszcząc wesoło. Alisa podbiegła do pokeballa i z wielkim namaszczeniem chwyciła go w dłonie. Kulka zabłyszczała w słońcu i dziewczyna przytknęła ją do policzka cała szczęśliwa.
- Ale super, nie sądziłam, że łapanie pokemonów to taka frajda! Nie mogę uwierzyć, że się udało!
Lily podeszła do niej i pisnęła znowu, podzielając jej zachwyt.
- Mamy nowego przyjaciela, Lily. Cudownie, prawda? Przywitajmy się z nim!
Powiedziała Alisa i skierowała pokeballa przed siebie.
- Vivillon! Pokaż się!
Pokeball otworzył się i ze środka wyleciał z powrotem vivillon. Stworek zatrzepotał różowo-białymi skrzydłami i powiódł uważnym spojrzeniem po Lily i Alisie. Ta zbliżyła się do niego szeroko uśmiechnięta.
- Hej, wybacz za tamto. Bardzo chciałam byś do nas dołączył. Chcemy się zaprzyjaźnić. Zgodzisz się?
Vivillon chwilę wpatrywał się w nią, po czym od razu pisnął cicho i zatrzepotał wielkimi skrzydłami. Usiadł na jej ramieniu, na co Alisa rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Jesteś taki piękny!
Stworek pomachał skrzydłami z dumą. Z kolei Lily zbliżyła się i również przywitała się wesoło z vivillonem. Ten natychmiast zapomniał o wcześniejszej walce i pisnął do niej przyjacielsko w swoim języku.
Alisa jeszcze długo zachwycała się swoim nowym pokemonem, póki z powrotem go nie zamknęła w pokeballu. Fakt, iż po raz pierwszy samodzielnie złapała nowego stworka, sprawił, że wcześniejsza gorycz po dramatycznej walce z rhyhornem przeminęła jak palcem odjąć. Promieniała ze szczęścia i jeszcze bardziej poczuła motywację, by spróbować swoich sił w walce o odznakę sali Vaniville. Jej ukochana Lily i piękny vivillon to był dopiero początek, i gdy opuszczała park zarumieniona już z emocji po czubki włosów, myślała już tylko o tym, by jak najszybciej zacząć treningi, aby się przygotować do swojego debiutu. 

                                                                   ༺☆༻

Dwa dni później Alisa skierowała się na rozległe tereny, kawałek poza miasteczkiem. Stwierdziła, że tam będzie miała względny spokój i nikt nie będzie jej przeszkadzał w treningu. Lily dreptała obok niej z uniesioną wysoko głową, a różowa wstążeczka na jej szyi lekko falowała pod wpływem ruchu. Przez te dwa dni Alisa dużo odpoczywała, aby jeszcze do końca wyleczyć rany, a jednocześnie szkicowała sobie w notatniku przebieg treningu, w oparciu o ruchy, jakimi dysponowała Lily oraz vivillon. Choć jeszcze nie wiedziała, jakie on zna dokładnie ataki, więc posiłkowała się kieszonkowym podręcznikiem pokemonów. Nawet do późnej jeszcze nocy siedziała nad książką z długopisem w ręku i notowała wszystkie informacje na temat walk pokemonów, jakie uznała za użyteczne. Mimo, że była właściwie totalnym żółtodziobem w tym temacie, sporo dowiedziała się również za sprawą swojego brata, wielkiego fana Ligi Pokemon. Tak też przygotowana, szła z pełną determinacją i zaangażowaniem, wierząc, że wszystko pójdzie dobrze.
Gdy ona i Lily znalazły się na trawiastej przestrzeni, nieco dalej od ścieżki, Alisa stanęła w miejscu i podparła się rękami o biodra.
- No dobra, tu chyba będzie w porządku. Nikogo nie ma w pobliżu.
Lily pisnęła wesoło i usiadła naprzeciw niej, kołysząc ogonem w oczekiwaniu. Alisa odgarnęła z czoła niesforne, kasztanowe kosmyki włosów i wciągnęła głęboko oddech. Z jakiegoś powodu trochę złapała tremę. Nie chciała popełnić jakiegoś błędu, na skutek którego jej podopieczni mogliby zniechęcić się do treningów. Wiedziała, że odpowiednie podejście trenera jest kluczowe, by pokemony całkowicie mu ufały. Choć raczej nie musiała się tego obawiać w przypadku Lily, która również była bardzo przejęta treningiem. Cały czas cierpliwie patrzyła na nią wesołymi, brązowymi oczami i czekała na jej polecenia. Alisa odczepiła od paska pokeball, po czym skierowała go przed siebie. 
- Chodź do nas!
Kulka otworzyła się i z wnętrza wyfrunął vivillon. Zamachał delikatnymi skrzydłami i odwrócił się w stronę Alisy.
- Kochani, zaczynamy trening. Jeśli będziecie zmęczeni, zrobimy przerwę. Jesteście gotowi? - Zawołała dziarsko Alisa, na co vivillon i Lily jednocześnie pisnęli zgodnie. Po chwili oba pokemony oddaliły się na kilka kroków i ustawiły naprzeciw siebie. Lily przybrała pozę do ataku, patrząc wyczekująco na różowo-białego vivillona, a z kolei on, miarowo łomotał skrzydłami obserwując ze spokojem czworonożnego przeciwnika.
- No dobra, od czego powinnam zacząć... - Powiedziała do siebie Alisa i prędko rzuciła okiem na swój notatnik – Tak, najpierw jakaś rozgrzewka.
Spojrzała na pokemony i zawołała głośno:
- Lily, wykonaj proszę szybki atak na vivillona. Vivillon, zrób unik, a potem podmuch wiatru!
Pokemony przytaknęły w zrozumieniu. Lily pisnęła groźnie i zaczęła biec, stale zwiększając prędkość. Vivillon natomiast chwilę czekał, aż maluch się zbliży, po czym zgrabnie umknął przed liskiem wzbijając się w powietrze. Zaraz po tym zamachał skrzydłami i wzburzył potężny zryw wiatru, który uderzył z pełną siłą w Lily. Ta zatrzymała się w miejscu i mocno zaparła się łapkami o ziemię, aby się utrzymać. Zacisnęła mocno zęby, ale podmuch porwał ją w końcu i przeturlał po trawie. Alisa od razu ponownie krzyknęła:
- Lily! Prędkość!
Lily szybko się pozbierała i podskoczyła. Gdy w stronę vivillona świsnęły gwiazdki, ten znów umknął, trzepocząc skrzydłami.
- Vivillon, paraliżujący proszek!
Tym razem jednak vivillon spojrzał na nią i pisnął cicho kręcąc głową. Alisa rozwarła nieco oczy.
- Nie znasz jeszcze tego? Dobra, w takim razie...
Prędko przebiegła wzrokiem notatki i zawołała:
- Eee, to niech będzie znowu podmuch wiatru... albo nie, usypiający pyłek!
Vivillon, który już rozpoczął pierwszą komendę, machając energicznie skrzydłami, wstrzymał atak i poszybował na Lily zrzucając na nią żółty pył. Ta zorientowała się od razu z niebezpieczeństwa i próbowała umknąć przed pyłkiem, ale wiatr prędko go poderwał i sypnął pyłem prosto w oczy malucha. Lily parsknęła, a po chwili zaczęła chwiać się na nogach, czując ogarniający ją sen. Alisa cicho zaklęła pod nosem i znów kartkowała notatnik.
- Co teraz, co teraz... Lily! Ponów szybki atak!
Ale Lily była już mocno przytłumiona działaniem pyłku i choć zaczęła biec, szybko potknęła się i upadła w trawę. Alisa przygryzła z namysłem wargę i zawołała do vivillona:
- Vivillon! Podmuch wiatru! Pełna moc!
Ten wykonał komendę i znów zamachał mocno skrzydłami. Podmuchy nieco rozwiały pyłek, ale to nie pomogło otrzeźwić Lily, która stała na chwiejących się nogach i teraz próbowała odeprzeć ogromną siłę wiatru, pchającą ją w tył. W końcu nie dała rady i ponownie przekoziołkowała w powietrzu, by gruchnąć o ziemię. Zamroczona wciąż pyłkiem, już się nie podniosła. Vivillon przerwał atak i pisnął cicho z niepokojem, a Alisa prędko podbiegła do przyjaciółki. Pochyliła się i wzięła na ręce małe ciałko. Lily smacznie sobie spała i oddychała spokojnie.
- Chyba nie poszło to jednak najlepiej – Uśmiechnęła się Alisa – Wybaczcie, następnym razem postaram się lepiej dopracować komendy.
Vivillon pisnął wesoło.
Alisa wpatrywała się w śpiącą Lily i obiecała sobie naprawić te momenty zawahania. Niejasne polecenia mogą całkowicie roznieść w pył całą walkę. Koniecznie musi nad tym popracować. Położyła eevee na trawie, a sama usiadła i chwyciła swój notatnik, by zanotować sobie kolejne wskazówki.
Po kilku minutach przerwy, i gdy Lily ocknęła się już ze snu, Alisa wznowiła trening. Tym razem starała się jaśniej przekazywać komendy swoim pokemonom i uważnie obserwowała ich zmagania w różnych warunkach. Po godzinie ćwiczeń doszła do wniosku, że hipergłos Lily sprawdza się najlepiej jako atak ostateczny i świetnie paraliżuje przeciwnika, gdy ten jest już wyczerpany. Z kolei vivillon, również okazał się mieć ciekawego asa w rękawie, którym był psychiczny promień. Za pierwszym razem grzmotnął nim z taką siłą, że zarówno Lily musiała uchylić się prędko w gęstą trawę, jak i sama Alisa, której promień musnął jej włosy. Popatrzyła ze zdumieniem na wielkiego motyla.
- O cholera, nie wiedziałam, że znasz ten ruch, vivillon!
Różowo-biały stworek zatrzepotał z dumą skrzydłami.
- Musimy spróbować jakiejś kontry na to – Pomyślała na głos Alisa i przejrzała swój notatnik. W końcu ją olśniło.
- No jasne! Lily, pamiętasz jeszcze ochronę?
Lily mrugnęła brązowymi oczami i przytaknęła.
- Dobra, ostatnie ćwiczenie. Zobaczymy jak mocny jest ten promień. Vivillon, psychiczny promień na Lily, a Lily ochrona! Jak poczujesz, że obrona zaraz runie, zrób unik!
Pokemony przytaknęły zgodnie i wykonały polecenia. Vivillon poderwał się w górę i rozwarł maleńki pyszczek. Białe światełko błysnęło w jej wnętrzu, po czym vivillon wypuścił promień przed siebie. Atak powędrował w błyskawicznym tempie do Lily, która tym razem nie uchyliła się, tylko skupiła na swoim ruchu. Natychmiast wokół niej utworzyła się półprzeźroczysta bariera w kształcie kopuły i w następnej sekundzie psychiczny promień gruchnął w nią z pełną siłą. Przez chwilę oba pokemony mocowały się zawzięcie potężnymi ruchami, a Alisa czujnie obserwowała efekty starcia. Lily zacisnęła mocno powieki i jeszcze wzmocniła barierę, ale czuła, że siły już ją opuszczają. Psychiczny promień nadwyrężał ochronę coraz bardziej i na osłonie pojawiły się pęknięcia. W końcu Lily zorientowała się, że lada moment bariera rozleci się i przerwała atak, błyskawicznie robiąc unik w bok. Promień grzmotnął w ziemię, wzburzając piasek. Vivillon pisnął z podziwem w stronę Lily, a ona odpowiedziała mu zadziornie, dysząc ze zmęczenia.
- Świetnie! To było idealne, kochani! - Zawołała Alisa i podbiegła do swoich podopiecznych. Lily podskoczyła do niej i z wielką radością wskoczyła jej na ręce, a vivillon przycupnął na ramieniu dziewczyny. Alisa pogłaskała ich oboje cała szczęśliwa.
- Całkiem nieźle. Teraz trening wyszedł nam o wiele lepiej. Wiem już jakie macie mocne i słabe strony i jakie znacie ruchy, więc teraz musimy jeszcze więcej ćwiczyć. Mimo wszystko jeszcze nie jesteśmy gotowi do walki o odznakę, ale chyba nie jest źle.
Pokemony pisnęły wesoło i musnęły pieszczotliwie twarz Alisy, która roześmiała się zarumieniona. 

                                                                   ༺☆༻

Przez kolejne dni trenowali w pocie czoła przez kilka godzin, aby przygotować się najlepiej jak tylko umieli do walk w salach. Alisa po każdym takim treningu wszystko skrzętnie zapisywała w swoim notatniku i starała się zmieniać taktykę, by mieć pewność, iż Lily i vivillon opanowali każdy ruch na maksymalne możliwości. Lily zwiększyła jeszcze bardziej prędkość szybkiego ataku i nauczyła się swoim hipergłosem rozbijać nawet niewielkie kamienie. Z kolei barwny vivillon dopracował precyzję psychicznego promienia i udało mu się nauczyć ruchu paraliżującego proszku. Gdy nie trenowali, Alisa przechadzała się po Vaniville i zatrzymywała się w tutejszych kawiarenkach lub szukała trzeciego kompana małej drużyny. Jednakże znów ciężko jej było się zdecydować, jako że pokemonów żyjących w mieście były bardzo dużo. Koniec końców podczas jednego ze spacerów zawędrowała przypadkowo dokładnie pod salę liderki pokemonów ziemnych. Zorientowała się po tym, jak właśnie zza furtki wychodził kolejny trener uśmiechnięty od ucha do ucha i trzymający w dłoni błyszczącą odznakę. Alisa przystanęła zaciekawiona i popatrzyła na imponujący budynek. Był całkowicie zbudowany z czerwonej cegły oraz posiadał dwa piętra, wieńczone potężnym dachem w kształcie nieforemnego bloku. Dookoła fasadę podtrzymywały dodatkowo granitowe kolumny, a od frontu widoczne były ogromne, dębowe drzwi. Cały teren zaś był dość surowy. Nie było żadnej soczyście zielonej trawy ani kwiatów, a jedynie wielkie bloki granitu lub dekoracyjnie rzeźbione posążki pokemonów. Żwirowa ścieżka prowadziła gładko do schodów, a nad drzwiami Alisa rozpoznała symbol Ligi Pokemon. Mimo wszystko surowy budynek przyprawiał ją o ciarki i zdecydowanie nie miała ochoty jeszcze do niego wchodzić. Nawet Lily powęszyła tylko krótko, po czym schowała się za trenerką, patrząc podejrzliwie na salę. Z tego co Alisa pamiętała, tutejszą liderką była jakaś Virginia i sądząc po wyglądzie sali, już miała w głowie wyobrażenie tej kobiety. Jeśli chciała ją pokonać, naprawdę musi ostro przyłożyć się do treningów.
Zrobiła krok do przodu, odrywając spojrzenie od ponurej sali, ale nagle rozległ się donośny, kobiecy głos:
- Hej! Przyszłaś po moją odznakę?
Alisa stanęła i obejrzała się. Żwirową ścieżką nadeszła wysoka smukła dziewczyna, ubrana w kowbojskie spodnie na szelkach oraz kowbojski kapelusz, lekko przekrzywiony na głowie. Dziewczyna miała jasną, wesołą twarz, a w ręku trzymała dłuto i młotek. Pospiesznie podbiegła do zaskoczonej Alisy. Ta zakłopotała się jeszcze bardziej.
- Ja... właściwie to nie. Jeszcze nie. W sensie planuję tu zawitać, ale nie dziś.
Dziewczyna posmutniała i zrobiła zawiedzioną minę.
- Och, szkoda. A już zrobiłaś mi nadzieję. Wyglądasz mi na trenerkę. Od razu poznałam. A twój eevee jest przesłodki!
Pochyliła się patrząc na Lily, na co ta znowu się schowała za Alisą nieśmiało. Alisa spojrzała na nieznajomą z wahaniem.
- Em, ty jesteś Virginia? Liderka sali pokemon?
Dziewczyna rozpromieniła się i chwyciła rondo swojego kapelusza.
- Dokładnie tak! Właśnie pięć minut temu jeden trener przed tobą zdobył moją odznakę! Na pewno nie chcesz wejść? Lubię częstować moich gości kawą nim zaczną walkę. A może wolisz pooglądać moje najnowsze rzeźby?
Gorący entuzjazm Virgini sprawił, że Alisa musiała zamrugać aż oczami, doznawszy istnego wstrząsu. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie lidera takiej sali. Spodziewała się raczej jakieś surowej, starszej kobiety, która jest bardzo staroświecka i uwielbia grzebać w ziemi, a tymczasem stała przed nią dziewczyna niewiele starsza od niej, w seksownym stroju kowbojki. Jej długie, blond włosy były nieco rozwichrzone, a spodenki ubrudzone ziemią. Zdecydowanie nie wyglądała na liderkę.
- Nie, ja naprawdę nie jestem jeszcze gotowa. Dopiero co rozpoczęłam swoją podróż ku byciu trenerką i nie jestem pewna, czy moje pokemony są już wystarczająco silne... - Odparła pospiesznie Alisa.
- Och, rozumiem, ale to żaden problem! - Zawołała Virginia, unosząc w górę młotek – Ile masz pokemonów?
- Dopiero dwa, ale...
- To wystarczy! W każdej sali przeważnie możesz walczyć jedynie dwoma pokemonami, choć wyzywający ma prawo do wymiany pokemona – Objaśniła – W większości przypadków trenerzy wygrywają walki czterema pokemonami, wymieniając je w trakcie, jednakże nie widzę przeszkód, byś walczyła z tym co masz! Nie musisz się bać, uwielbiam poznawać nowych trenerów. Ja nie gryzę, serio!
Mrugnęła okiem, na co Alisa znów się zakłopotała. Spojrzała na Lily, która teraz wpatrywała się z ciekawością w Virginię, przekrzywiając zabawnie głowę na bok, i w końcu zaczęła:
- Cóż, ja...
Virginia podskoczyła wesoło.
- Świetnie! To widzimy się jutro rano, tak? Przygotuję kawę i miodowe ciasteczka! Nie mogę się już doczekać! Jestem pewna, że będziemy doskonale się razem bawić! Jak masz na imię?
Alisa znów zastygła w miejscu z rozdziawioną buzią, po czym podała jej swoje imię. Nim te całe zajście w pełni do niej dotarło, kowbojka już pobiegła z powrotem do ogrodu pełnego rzeźb, rozradowana jak małe dziecko. Alisa sapnęła oszołomiona i uśmiechnęła się z rozbawieniem.
- No dobra, nie tego się spodziewałam, ale Virginia sprawia sympatyczne wrażenie. Może wcale nie jest tak silna, jak mówią. Wygląda na to, że bardzo łatwo zdobyć u niej odznakę. Jak myślisz, Lily?
- Eevee! - Odparła Lily wesoło i pomachała puszystym ogonem.
Alisa westchnęła lekko.
- Chyba nie możemy się już wycofać. Trzeba się jutro wstawić. A przecież jeszcze nie złapałam trzeciego pokemona. No cóż, zobaczymy, czy to rzeczywiście wystarczy przeciwko dwójce pokemonów Virgini. A więc wracamy do treningu, Lily.
Ta pisnęła z entuzjazmem. Alisa postanowiła wrócić do pokoju w Centrum Pokemon i znów przejrzeć swoje zapiski. Teraz, gdy miały walczyć o odznakę już jutro, będzie musiała szybko się przygotować. Bez opracowanej strategii ani rusz. Okropnie się stresowała i kolejny raz ogarnęły ją dziesiątki wątpliwości, czy aby na pewno podjęła dobrą decyzję. Czy była już gotowa, czy Lily i vivillon sobie poradzą... Czy ona sobie poradzi w tak poważnej walce... Ale starała się być dobrej myśli. Skoro postanowiła spróbować, to już nie zmieni zdania. Jak przegra z Virginią, to tylko będzie oznaczało, że jeszcze nie przyszedł ten czas.
Po południu Alisa poszła w te same miejsce, w którym codziennie ćwiczyła ze swoimi podopiecznymi, i powtarzała wszystkie możliwe kombinacje ruchów, jakie tylko się dało. Do upadłego. I to dosłownie, bo po trzech godzinach zarówno ona, jak i Lily i vivillon padli na trawę dysząc jak po przebiegnięciu maratonu. Ale cała trójka była szczęśliwa i niecierpliwiła się już na starcie następnego dnia. Gdy Alisa wracała do Centrum, przekazała pokeballe z pokemonami siostrze Joy, aby ta sprawdziła ich kondycję i zdrowie, a wieczorem ostatni raz przysiadła się do notatek. Dopiero, gdy noc zasnuła już całe miasto, a wszędzie zapanowała gęsta cisza, Alisa odłożyła notatnik stwierdziwszy, że zrobiła już wszystko co mogła, po czym położyła się do łóżka. Ale ze stresu i tak długo nie mogła zasnąć. 

                                                                   ༺☆༻

Następnego ranka Alisa wstała już o ósmej i zaczęła szykować się do wyjścia. Upewniła się, że jej ubranie wygląda nienagannie (w butiku, jakiś czas temu, kupiła sobie nową bluzkę typu bezrękawnik w różowym kolorze) oraz dokładnie umyła i wyszczotkowała swoje włosy. Upewniła się, że przy pasie przyczepione są pokeballe i w końcu wyszła z pokoju, by jeszcze zjeść śniadanie w jadalni.
Nieco później wyszła z Centrum Pokemon i skierowała się do sali Virgini. Była tak zestresowana, że czuła jak jej serce bije jak oszalałe, ale wierzyła w swoje pokemony. Trenowała z nimi od tygodnia, a więc wszystko się okaże, czy ten wysiłek zostanie nagrodzony. Lily tym razem siedziała w pokeballu, aby była maksymalnie wypoczęta, podczas gdy Alisa w drodze do sali odświeżała sobie w pamięci wszystkie notatki, jakie sporządziła na temat walk.
W końcu stanęła przed potężnymi dębowymi drzwiami i wciągnęła oddech, próbując uspokoić nerwy. Nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Wewnątrz sala Ligi wyglądała znacznie przytulniej niż od zewnątrz. Również widoczne były surowe, ceglaste ściany, ale gdzieniegdzie wisiały obrazy przedstawiające krajobrazy Kalos. Było trochę wielkich donic, w których rosły okazałe kaktusy, a okna przysłonięte były aksamitnymi zasłonami. Na wprost, z kolei, Alisa dostrzegła kolejne ogromne, dębowe drzwi i domyśliła się, że to wejście na boisko, na którym zostanie rozegrany mecz. Już miała podejść do drzwi, gdy nagle usłyszała entuzjastyczny głos:
- Hej! Czekałam na ciebie!
Alisa odwróciła głowę i zobaczyła, że ku niej biegnie sama Virginia. I dziś miała na sobie kowbojski strój, ale tym razem bez plam po błocie. Poza tym kipiała dziecięcą energią i wesoło popatrzyła na młodszą trenerkę.
- Cieszę się, że przyszłaś. Wypijemy najpierw kawę?
Alisa uśmiechnęła się serdecznie.
- Właściwie, to wolałabym najpierw rozegrać mecz. Chciałabym mieć to już z głowy. Trochę... denerwuję się.
Virginia wsparła dłonie o biodra.
- Rozumiem cię. To będzie twoja pierwsza w życiu walka o odznakę, czyż tak? Ja też na początku się denerwowałam. Wiem, jak to jest.
Mrugnęła wesoło okiem.
- Dobrze więc, nie będę dłużej cię przytrzymywać. Wypijemy kawę po meczu. Zgoda?
Alisa skinęła głową ochoczo.
- Zapraszam na boisko w takim razie.
Powiedziała jeszcze Virginia i pchnęła mocno wielkie drzwi. Gdy Alisa przekroczyła próg, aż ją zatkało. Sala do rozgrywania walk pokemonów była olbrzymia. Właściwie wielkości normalnych boisk sportowych. Cały teren był piaszczysty i wyrysowano na ziemi białe linie oznaczające granice boiska. Po obu stronach pięły się trybuny dla widzów, a cała sala była oświetlona przez mnóstwo lamp, tkwiących w żelaznych koszach na ścianach. Nie było tu żadnych okien, a jedynie pachniało mocno ziemią. Alisa rozglądała się z zapartym tchem, a w tym czasie Virginia podążyła na drugi koniec sali.
- Zaraz przyjdzie mój sędzia – Oznajmiła jeszcze – Każdą walkę musi kontrolować sędzia, zatwierdzony przez Ligę Pokemon. To on oznajmia wygraną i przegraną, jak i też pilnuje, aby mecz rozgrywany był zgodnie z zasadami Ligi.
Alisa skinęła głową w zrozumieniu.
- Czy ciężko zostać liderem sali? - Zapytała.
Virginia wzdrygnęła ramionami.
- Zależy. Przeważnie należy mieć odpowiednią ilość zwycięskich walk pokemonów, rozgrywanych na oficjalnych stadionach. Również komplet odznak jest kluczowy przy podaniu na lidera sali. Potem przychodzi specjalny inspektor Ligi, który sprawdza czy wszystko jest zgodne z regułami Ligi. Czy sala ma odpowiednie warunki do rozgrywania meczy, a lider, właściwe kwalifikacje.
Alisa znów się uśmiechnęła.
- To sporo reguł trzeba spełnić. Chyba nie łatwo być liderem sali.
Virginia uniosła nieco swój kapelusz.
- Cóż, na pewno jest z tym związane sporo pracy, jako że codziennie przychodzi mnóstwo trenerów po odznaki, a też twoje pokemony muszą być naprawdę doskonale wytrenowane. Ale kocham tą pracę. Jak mówiłam, najwspanialsze jest to, że każdego dnia poznajesz nowych, młodych ludzi i wciąż coś cię zaskakuje.
Mrugnęła wesoło okiem. Alisa zarumieniła się nieco.
- Nie wiem, czy i ja będę w stanie czymś cię zaskoczyć, ale postaram się.
Virginia skinęła głową, a tymczasem w końcu drugie drzwi otworzyły się i wkroczył sędzia. A właściwie, sędzina. Również to była młoda kobieta, prawdopodobnie w wieku Virgini, i również była ubrana po kowbojsku. Liderka uśmiechnęła się do niej.
- Ricka! Mamy nowego pretendenta do odznaki! Prawda, że jest urocza?
Alisa zakłopotała się tymi słowami, a Ricka odwzajemniła tylko lekko uśmiech.
- Oczywiście, Virginio. Możemy zaczynać?
- Jak najbardziej! - Zawołała liderka.
Ricka odchrząknęła i zaczęła oficjalnym tonem:
- Dziś zostanie rozegrany mecz pomiędzy Alisą, trenerką z miasta Lumiose, a liderką sali Vaniville, Virginią! Każdy może użyć dwa pokemony, a jedynie wyzywający ma prawo do wymiany pokemona w trakcie walki. Mecz zakończy się, gdy pokemony jednej ze stron będą nie zdolne do walki lub jeśli jeden z trenerów postanowi poddać się. Czy trenerzy są gotowi?
Virginia skinęła głową, wciąż szeroko uśmiechając się, jak i to samo zrobiła Alisa, która wyprostowała się jak drut i tylko czuła jak ręce jej się trzęsą. Ricka uniosła rękę, po czym opuściła ją.
- A więc zaczynajcie!
Virginia wskazała dłonią na Alisę.
- Goście mają pierwszeństwo. Jakiego wybierasz pokemona?
Alisa odpięła od paska pokeball i wyciągnęła przed siebie rękę.
- Vivillon! Pokaż się!
Pokeball natychmiast się otworzył, po czym ze środka wynurzył się dostojnie różowo-biały vivillon. Pisnął wesoło i zakręcił się w powietrzu prezentując dumnie wielkie skrzydła. Virginia chwyciła za rondo kapelusza i uśmiechnęła się.
- A więc najpierw vivillon, tak? Doskonale.
I ona odpięła od pasa pokeball, po czym rzuciła go w górę.
- Ruszaj, torterra!
Na polu walki stanął ogromny pokemon przypominający żółwia o brunatno-zielonej skorupie, na której rosło miniaturowe drzewo. Kolce po obu stronach głowy oraz czerwone oczy sprawiały, że stworzenie wyglądało niezwykle groźnie. Zaryczało nisko i aż podłoga lekko się zatrzęsła, gdy pokemon stanął. Alisa rozwarła szeroko oczy.
- A więc torterra, tak? Niech pomyślę...
Prędko przebiegła myślami swój podręcznik pokemonów i wiedziała, że torterra to zarówno typ ziemny, jak i trawiasty, ale typy latające są doskonałą kontrą dla niego. Skoro Virginia zdecydowała się na takiego pokemona, to z pewnością musi być potężny. Wciągnęła raz jeszcze oddech i zbierając się w sobie, wydała pierwsze polecenie:
- Vivillon! Atak skrzydłami!
Vivillon pisnął lekko, po czym wykonał piruet w powietrzu i prędko zanurkował w stronę torterry. Choć jego skrzydła sprawiały wrażenie delikatnych, potrafiły świetnie sprawdzić się również jako broń, co odkryła Alisa podczas treningów. Vivillon trzaskał po głowie torterrę, na co ten ryczał oburzony i próbował chwycić stworka szczęką. Virginia uśmiechnęła się tylko i zawołała:
- Torterra! Ostry liść!
Potężny żółw ryknął donośnie i uniósł się na dwóch łapach. Nagle w powietrze świsnął wielki wir z liści, które błyskawicznie powędrowały na vivillona.
- Unik! - Zawołała Alisa, co natychmiast zrobił stworek.
Liście prawie otarły się o jego skrzydła, ale pokemon zgrabnie odleciał w górę, aż po sufit sali i poza zasięg ataku. Alisa, nie namyślając się długo, od razu wydała kolejne polecenie:
- Użyj usypiający pył!
Vivillon znów pisnął bojowo i zanurkował. Kilka metrów przed torterrą zamachał mocno skrzydłami i zaczął sypać żółtym pyłkiem.
- Nie ma tak dobrze, kochana – Uśmiechnęła się z błyskiem w oku Virginia i krzyknęła - Piaskowa burza!
Torterra znów ryknął i uderzył wielkimi łapami w ziemię. Z boiska poderwał się teraz wysoki słup piasku, który natychmiast zneutralizował drobniutki pyłek vivillona. W dodatku sam vivillon lekko oberwał piaskiem przez co musiał się prędko wycofać.
- Nie! - Zawołała Alisa i zacisnęła mocno zęby. W sumie spodziewała się, że Virginia oczywiście znajdzie doskonałą kontrę na pyłek vivillona. W takim razie od razu postanowiła postawić wszystko na jedną kartę.
- Vivillon! Psychiczny promień!
Pokemon wzbił się w górę, po czym rozwarł pyszczek i błysnęło małe światełko. W stronę torterry świsnął potężny promień i ugodził prosto w pokemona Virgini.
- Tak! - Uradowała się Alisa, ale zaraz zesztywniała zaskoczona, gdy piasek od uderzenia opadł, a torterra dalej stał twardo na nogach. Na jego skorupie nie było nawet najmniejszej ryski.
- Co?! To niemożliwe...
Virginia chwyciła za rondo kapelusza, a jej oczy błyszczały teraz zupełnie inaczej niż wcześniej.
- Skorupa torterry jest twarda niczym granit. Nic jej nie przebije. Pokemony ziemne dysponują doskonałą obroną, a jak do tego dodać trawiaste umiejętności, pokemony tego typu są zarówno doskonałą tarczą, jak i włócznią. Musisz bardziej się postarać.
Mrugnęła okiem. Alisa zacisnęła pięści i zaczęła gorączkowo myśleć. Pyłek nie zda się na nic, bo zaraz znowu Virginia użyje ataku piaskiem, a psychiczny promień musiała na razie odłożyć na bok, dopóki nie zmęczy bardziej torterry. Ale jak przebić się przez ten twardy pancerz...
- Torterra! Ostrze liścia! Celuj dopóki nie trafisz w vivillona! - Zawołała Virginia.
Potężny żółwi pokemon ryknął donośnie i wyrzucił w powietrze jeszcze więcej ostrych jak brzytwa liści. Vivillon natychmiast poderwał się i próbował przed nimi uciec, ale drobne listki śmigały teraz po całej sali i w końcu kilka z nich trafiło w piękne skrzydła vivillona. Ten pisnął zaskoczony.
- Vivillon, trzymaj się! Podmuch wiatru! - Krzyknęła Alisa.
Stworek zatrzymał się w powietrzu i zamachał prędko skrzydłami. W końcu udało mu się odeprzeć szmaragdowe liście i od razu Alisa rzuciła:
- Spróbuj się do niego zbliżyć i znów uderzyć skrzydłami!
Vivillon zanurkował, ale Virginia była na to przygotowana.
- Złap go!
Torterra ryknął wściekle i podskoczył lekko. Chwycił potężnymi szczękami za jedno skrzydło vivillona, po czym rzucił nim mocno o ziemię. Vivillon pisnął z bólu i przekoziołkował po polu walki.
- Vivillon!! - Krzyknęła z rozpaczą Alisa.
Motylowy stworek podniósł się ciężko z ziemi i popatrzył z gniewem na przeciwnika.
- Vivillon, dasz radę dalej walczyć? - Zapytała Alisa, zaniepokojona swoim przyjacielem, ale ku jej radości pokemon kiwnął głową i poderwał się na skrzydłach.
Virginia uśmiechnęła się szeroko.
- No, całkiem nieźle. Dobrze wytrenowałaś swojego vivillona.
Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Widzę. Ja też dopiero się rozgrzałam – Mrugnęła okiem liderka, po czym wykrzyknęła kolejną komendę.
- Torterra, burza piaskowa!
I znów torterra zaryczał wzburzając ogromny słup piasku. Vivillon umknął prędko przed atakiem, ale jego ruchy nieco spowolniły się i piasek otoczył go, od razu szamocząc nim na wszystkie strony.
- Vivillon!
Alisa patrzyła jak pokemon kręci się dookoła i nie może wydostać się z piaskowego wiru. Jednak myliła się myśląc, że miała przewagę. Mimo, że torterra nie mógł latać, jego dalekozasięgowe ataki były skuteczne. Virginia miała kontrę praktycznie na wszystko, co tylko użyła Alisa, a w dodatku doskonale znała mocne strony torterry i potrafiła wykorzystać w stu procentach jego potencjał. Dopiero teraz Alisa przekonała się, jak silni potrafią być liderzy sal. Sama Virginia całkowicie się zmieniła o sto osiemdziesiąt stopni i w tym momencie w jej oczach błyszczał jedynie bojowy błysk. „Myśl, myśl, jak pokonać tak wielkiego przeciwnika...", zastanawiała się gorączkowo Alisa. Patrzyła to na vivillona, walczącego wciąż z piaskiem, to na torterrę, skupionym całkowicie na kontrolowaniu wiru, który otaczał całe jego ciało... I nagle wpadła jej do głowy nowa myśl. Prędko krzyknęła:
- Vivillon! Użyj paraliżującego proszku!
Vivillon bez wahania wykonał jej komendę i zatrzepotał skrzydłami. Virginia uniosła wysoko brwi zdziwiona i uważnie obserwowała barwnego pokemona. Fioletowy pyłek wymieszał się natychmiast z piaskiem kręcącym się w wirze.
- A teraz wykonaj podmuch wiatru! Pełna moc!! - Ryknęła Alisa.
Vivillon pisnął donośnie i zatrzepotał skrzydłami ze wszystkich sił, jednocześnie wściekle opierając się wirującemu piaskowi. Wiatr, który zerwał się w sali, sprawił, że piasek zmienił nagle kierunek i powędrował błyskawicznie z powrotem na torterrę. A że pokemon przez cały czas podtrzymywał swój atak, piasek, wymieszany z fioletowym proszkiem, prędko okręcił się wokół niego i sypnął w oczy stworzenia. Ten ryknął zaskoczony.
- Co?! - Krzyknęła Virginia i patrzyła jak torterra chwieje się w miejscu i cofa kręcąc zawzięcie głową. Przerwał burzę piaskową i oszołomiony proszkiem, w końcu drgnął gwałtownie i padł na ziemię nieruchomiejąc. Virginia wybałuszyła oczy zdumiona, a tymczasem Alisa podskoczyła w miejscu rozradowana.
- Tak! Brawo, vivillon!
Vivillon pisnął równie uradowany i zakręcił młynka w powietrzu. Ricka uniosła rękę do góry i oznajmiła:
- Torterra jest niezdolny do walki. Pierwszą rundę wygrywa Alisa!
- Juhu! - Zawołała jeszcze Alisa, zarumieniona na policzkach. Vivillon podleciał do niej i musnął jej policzek pieszczotliwie.
Virginia w tym czasie uniosła pokeball i skierowała nim na swojego pokemona.
- Torterra, powrót.
Błysnął czerwony promień i torterra wrócił do biało-czerwonej kulki. Dziewczyna szepnęła jeszcze:
- Dziękuję ci za walkę. Świetnie się spisałeś.
Zmniejszyła przyciskiem pokeball i przyczepiła go sobie z powrotem do pasa. Następnie spojrzała z uśmiechem na Alisę.
- No proszę, muszę przyznać, że już dawno nikt mnie tak nie zaskoczył jak ty. Nigdy bym nie wpadła na to, że ktoś pokona mojego torterrę jego własną bronią. Sprytnie wykombinowałaś, by wymieszać z piaskiem pyłek vivillona. To było genialne. Wystarczyła odrobina, by nawet tak potężny pokemon jak torterra odczuł skutki proszku. Gratuluję!
Alisa wyszczerzyła się szeroko i otarła czoło czując pulsowanie aż adrenaliny w ciele. Nie sądziła, że te walki są tak emocjonujące. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro