Nambereen i Balgimber

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szliśmy dość długo i nagle zgłodnieliśmy. Nie mieliśmy żadnego prowiatnu przy sobie ( moje zapasy już dawno się skończyły). Aki jednak wpadł na genialny pomysł. Znaczy on tak powiedział, bo my nie bardzo wiedziałyśmy o co chodzi. On natomiast wyciągnął pokeball. Pokemon, który z niego wyleciał przypominał małpę. Dość grubą małpę.

- Nambereen! Wiem, że nie powinnaś się przemęczać, ale potrzebujemy pomocy.

Nambereen chyba zrozumiała o co mu chodzi i weszła na drzewo. Wcześniej nie zauważyłam, że rosną tam jakieś owoce. Były bardzo smaczne, aczkolwiek twarde.

- Aki. A dlaczego Nambereen nie powinna się przemęczać?- zapytałam

- Bereen jest w ciąży.

- Ohh!! - krzyknęłam i wyciągnąłam pokedex.

Nambereen. Druga forma Balgimbera. Typ normalny. Jest bardzo łagodnym pokemonem. Pechową dla trenera sytuacją jest zajście w ciążę przez Nambereen, gdyż poród najczęściej kończy się śmiercią. Ciąża trwa pięć miesięcy i rodzą się od dwóch do czterech Balgimbery. Jedynym warunkiem dla przeżycia pokemona jest urodzenie tylko jednego Balgimbera. Niestety zdarza się to rzadko.

- To smutne... Dlaczego umierają?- spytała Aril

- Ich organizmy są zbyt słabe, a ból zbyt wielki.

- Który miesiąc?- pytam zaciekawiona ile czasu zostało Nambereen.
- Piąty... - Aki zwiększa głowę. - Ale Bereen wie co ją czeka.
Postanowiłam nie dopytywać dalej i pogłaskałam pokemon po dłuższej, ciemniejsze, zakręconej sierści na jej głowie, przypominającej włosy.

- Chodźmy już. Trzeba znaleźć drogę do Emerald Town. - Powiedział Aki.
Ruszyliśmy więc ścieżką gdy nagle zobaczyliśmy... Lilianę! Popatrzyła na mnie wściekłym spojrzeniem i uśmiechnęła się złowieszczo.
- No Karan. Popatrz co my tu mamy. Walcz ze mną!
- Z przyjemnością! - powiedziałam i wyciągnęłam pokeball.
- Dobrze więc! Jeden na jeden! Eevee!
- OK! Firefire!
Eevee odskoczyła unikając pierwszego ataku. Ta walka jednak nie była długa. Szybko wygrałam. Obrażona Liliana odeszła razem z Karanem. Doszliśmy w końcu do Experimental Town. Jego nazwa wywodzi się od wielu pokoleń naukowców. Doszliśmy do poke center. Wszystko zapowiadało się dobrze, ale gdy siostra Joy wzięła pokeball Akiego zdawała się być przestraszona.
- Czy ten pokemon jest w ciąży? - zapytała
- Taaak...
- Trzeba go natychmiast przekierować na oddział położniczy!
- To już?! - zapytał zdenerwowany Aki.
Pielęgniarka nie odpowiedziała tylko zawołała Chanesy. Wypuściła skomlącą Nambereen na nosze i pobiegła razem ze swoimi pomocnicami.

Siedzieliśmy i czekaliśmy. To trwało już pięć godzin. Nareszcie siostra Joy w końcu wyszła z sali.
- I jak? - Aki był zdenerwowany. Pot lał się z niego strumieniami.
- To prawdziwy cud! Urodziła dwójkę, a i tak przeżyła!
- To.... Niemożliwe!!
- Ależ tak! Proszę spojrzeć!
Pielęgniarka wskazała na drzwi. Chanesy właśnie pchały wózek na którym siedziała Nambereen. Gdy tylko zobaczyła Akiego wskoczyła mu w ramiona. Dostrzegłam też dwa małe Balgimbery. Malutkie małpki o czarnej czuprynce i cieniutkich ogonkach z jakby nawlekanymi dwiema kuleczkami. W końcu wyruszyliśmy w dalszą drogę. A raczej chcieliśmy.
- Poczekajcie! - zawołał Aki - Nie mogę zatrzymać tych dwóch. Ale wiem co z nimi zrobię! - oznajmił zadowolony - Chciałbym je podarować. Ten mały będzie dla mojego brata, jeżeli zgodzi się go przyjąć, a ten drugi to nie wiem. Lira?
- Wiesz... Jest słodki, ale nie. Ja potrzebuję pokemonów do walki, poza tym nie mam cierpliwości do dzieci. Wierz mi. Kiedyś próbowałam dorabiać jako opiekunka.
- Aril?
- No pewnie!
Sprawa została rozwiązana. Aki wrócił się i zadzwonił do brata po czym przesłał mu pokeball z Balgimberem. Idąc dalej zauważyliśmy budynek na wzgórzu. Postanowiliśmy tam zajrzeć. Było to laboratorium owych wielu pokoleń naukowców. Obecny prof. David More przyjął nas serdecznie. Nikt z nas jednak nie zauważył, że Liran (skrót od Liliana i Karan) oraz Team R idą za nami.
Profesor pokazał nam swoje wynalazki.
- A to mój Eeveenator. Miał służyć do szybkiego ewoluowania Eevee, ale ciągle są jakieś usterki. Nie! Proszę tego nie dotykać!!!

Muszę przyznać, że od dziecka korciły mnie czerwone przyciski...

Rozbłysło jasne światło. Wszyscy upadliśmy na ziemię.

Głowa trochę mnie bolała. Spróbowałam stanąć na nogi, ale zachwiałam się. Spojrzałam na swoje ręce. Były czarne jak noc. Wystraszyłam się. Poczułam, że nie mam kończyn człowieka tylko... Łapy? Moja opaska wciąż była na miejscu. Nie mogłam jednak znaleźć plecaka. Ogonem wymacałam zgubę. Przytargałam go do siebie. Czekaj! Co?! Ja mam... Ogon? Ostatnią rzeczą jaką mogłam wyczuć były jakby smugi magii. Najbardziej na czole, łopatkach, udach i tym głupim ogonie. Chwila! Czy ja jestem...

                          CDN
___________________________

Hej! Wiem, że długo mnie nie było, ale jestem. Chyba nie będę robiła rozdziałów na czas. Mam nadzieje że się wam spodobało. I zapraszam do moich One shotów. Piszcie co robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro