Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

|dop. aut -> będą to wspomnienia głównego bohatera z różnych okresów życia. Zapraszam do czytania|

Pamiętam tamten dzień jakby to było wczoraj, a miało miejsce dokładnie 9 lat temu. Miałem wtedy pięć lat, gdy na wycieraczce pod drzwiami ciocia znalazła koszyk z malutkim pokemonem w środku. To był bardzo chłodny, zimowy poranek. Siedziałem na poduszce blisko kominka otulony kocykiem i kubeczkiem ciepłego kakao w dłoniach. Ciocia siedziała na fotelu i szyła. To było jej hobby, a zawodowo pracowała jako lekarz psychiatra w miejskim szpitalu. Piłem swoje kakao gdy rozległo się pukanie do drzwi. Ciocia momentalnie przerwała to co robiła i wypuściła z pokeball'a swojego pokemona - Mismagius. Pokemon typu duchowego. W pracy wypuszczała Mismagius gdy zachodziła taka potrzeba, na przykład pacjent był agresywny i w normalny sposób nie dało się go uspokoić. A w domu, to praktycznie codziennie by mnie pilnowała gdy ciocia wychodzi z domu, na przykład by kupić coś na kolację.

- Mismagius, zostań tu i chroń mojego siostrzeńca.- powiedziała do pokemona.

- Magius.- odparł pokemon, przytakując.

Z ciocią mieszkałem pół roku, od śmierci rodziców. Zginęli w katastrofie lotniczej. Bardzo za nimi tęsknię każdego dnia, ale mam jeszcze kochaną ciocię, która jak tylko się dowiedziała co się stało, od razu wzięła mnie do siebie. Dzięki niej będę miał normalne dzieciństwo. Jednakże, po kilku chwilach ciocia wróciła niosąc jakiś koszyk. Postawiłem kubek z kakao na stoliku za mną, a potem wstałem i podszedłem do cioci.

 - Ciociu, co jest w tym koszyczku?- spytałem.

- Malutki pokemon, słońce. Chcesz go zobaczyć?- odpowiedziała mi ciocia.

Uradowany potaknąłem i ciocia wzięła mnie na ręce. Trzymając się jej ubrania, zobaczyłem śpiącego w koszyku pokemona. Był malutki, niebiesko-czarny.

- Ciociu co to za pokemon?- spytałem ponownie.

- To jest Riolu, słońce.- odpowiedziała mi.

- Riolu?

- Tak.

- A czemu ten Riolu jest taki malutki?

Ciocia usadziła mnie na stole obok koszyczka. Dzięki temu mogłem przyjrzeć się z bliska małemu Riolu.

- Nie mam pojęcia, Callus. Zazwyczaj Riolu po wykluciu mierzy gdzieś około metra wzrostu. A po ewolucji w Lucario, ma około metr piętnaście, lub dwadzieścia. Innymi słowy, wzrostem dorównuje jedenastoletniemu dziecku, a jest niższy od dorosłego człowieka.- odpowiedziała ciocia, lekko pochylając się nad śpiącym.- Więc nie umiem wyjaśnić czemu ten Riolu jest mniejszy od swoich pobratymców.- dodała.

Wtedy Riolu się obudził, ukazując nam swoje duże, błyszczące, niebieskie oczy.

- O jeju, ciociu. Ten Riolu ma niebieskie oczy.- powiedziałem.

- Tak. Czasami w naturalnych warunkach zdarzają się przypadki, w których kolor oczu Riolu przy ewolucji w Lucario zmienia się z czerwonego na niebieski.- odparła ciocia.

Po chwili Riolu zaczął się wiercić w koszyczku jakby było mu niewygodnie. Wtedy ciocia coś zauważyła i wyciągnęła to z koszyczka. Owym czymś okazała się być koperta. Ciocia otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej kartkę.

- To jest list. Zaadresowany do mnie.- mruknęła.

- Co jest napisane w tym liście, ciociu?- spytałem ciekawy.

- "Droga Hacyntio, piszę do ciebie ten list aby cię poinformować, że Riolu którego znalazłaś pod swoimi drzwiami nie do końca wygląda jak wiele innych Riolu. Najbardziej wyróżniają go niebieskie oczy. Od razu poinformuję cię, że to co za chwilę przeczytasz, było wyższą koniecznością. Oraz kierowałem się uratowaniem tego malucha. To się wydarzyło w tą straszliwą noc, gdy zginęła twoja siostra i jej mąż. Samica Lucario, których jak pewnie wiesz jest tak niewiele, że praktycznie nigdzie ich nie spotkasz, została zastrzelona. Kula przeszyła jej serce na wylot co spowodowało natychmiastową śmierć. Natomiast jajo, które starała się chronić, zostało bestialsko strzaskane. Płód, który wtedy rozwijał się w jaju, został pozbawiony ciepłego, bezpiecznego schronienia. O mały włos, brakowało by stracił i życie, gdyby nie fakt, że jeden z morderców matki, powstrzymał drugiego i wszyscy sobie poszli. Tej nocy, przyszła do mnie ośmioletnia dziewczynka, trzymając tego tyciego i kruchego pokemona w rączkach, błagając mnie bym ratował to maleństwo. Bez wahania wpuściłem dziewczynkę do środka i pomogłem jej umieścić płód w inkubatorze. Hacyntio, możliwe, że mnie za to znienawidzisz, ale musiałem to zrobić. Podjąłem się trudnej i bardzo skomplikowanej procedury modyfikacji genetycznej tego pokemona, aby ratować mu życie. Wiem, że to co zrobiłem to działanie wbrew naturze, jednak musiałem. Inaczej ten maluch nie przeżyłby kolejnego dnia, nawet mając warunki do złudzenia przypominające jego jajo. Procedura na szczęście zakończyła się sukcesem i Riolu rozwinął się jak ludzkie niemowlę. Poprosiłem jednego chłopaka by zostawił tego malucha w koszyku pod twoimi drzwiami. Teraz proszę ciebie, Hacyntio, wychowaj go jakby był twoim rodzonym synem. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie za to nienawidzić i zaakceptujesz pobudki jakie mną kierowały. Daj temu maluchowi ciepły, pełen miłości i bezpieczeństwa dom. Twój dawny mentor, Charles. Post Scriptum: I pozdrów ode mnie Callusa."- przeczytała całą wiadomość.

Jako dziecko, niewiele rozumiałem. Nie wiedziałem co znaczą pojęcia, które ciocia przeczytała w liście. Chociaż Pana Charlesa już znałem. To był starszy profesor, który w latach młodości w pewnym stopniu nauczał moją ciocię, aż ona poszła na studia psychologiczne. Po przejściu na emeryturę, zaczął zgłębiać biologię pokemonów. W jakim celu? Nie miałem pojęcia.

- Ciociu to co zrobimy?- spytałem po dłuższej chwili ciszy.

- Proste, zaopiekujemy się nowym członkiem rodziny. Od teraz jesteś starszym bratem tego Riolu.- odpowiedziała.

- Wow, ale fajnie. Mam małego braciszka.- odparłem uradowany.

I tak właśnie, Riolu stał się częścią naszej rodziny. Jako starszy brat, zajmowałem się nim. Gdy ciocia powiedziała, że najlepszym początkiem w kwestii karmienia, będzie podawanie małemu Chimincho Jagód z mlekiem i miodem na ciepło. Chimincho Jagoda to połączenie Cheri Jagody z Pecha Jagodą, wychodowane w okolicznym sadzie. Riolu rósł jak na drożdżach i bardzo szybko się uczył. Pamiętam w jakim byłem szoku, gdy usłyszałem jak wypowiedział moje imię. Miałem wtedy sześć lat, a Riolu niecały roczek. Wtedy mi się przypomniało, że jest zmodyfikowany genetycznie i może wypowiadać się zupełnie jak człowiek. Jednak, nawet na chwilę nie straciłem z oka mojego małego brata.

/Time skip, kilka lat później/

Nawet nie zauważyłem kiedy te lata zleciały. Między mną i moim bratem-pokemonem wciąż było pięć lat różnicy, ale już nie było tego aż tak widać. To był dzień moich dziesiątych urodzin. Zażyczyłem sobie wtedy by ciocia już zawsze była uśmiechnięta, a mój brat urósł silny i pewnego dnia ewoluował w Lucario. To był wspaniały dzień, do pewnego momentu. Pojawił się mój stryj, były mąż cioci. Od jakiś trzech lat przychodzi i robi cioci wyrzuty o to, że dwie "przybłędy" wzięła pod swój dach i nie ma dla siebie samej szacunku. Jako starszy brat, próbowałem chować Riolu za sobą, jednak ten bardzo rwał się do walki. Gdy cioci udało się wyprosić niechcianego gościa, Riolu się uspokoił.

- Ciociu, dlaczego mój brat tak się rwie do walki, gdy stryj przychodzi?- spytałem, ciekawy odpowiedzi.

- Twój brat tak rwie się do walki, słońce, ponieważ jest typem walczącym.- odpowiedziała.

- Typem walczącym?- dopytałem, spoglądając na brata.

- Tak. Jednym z osiemnastu typów pokemonów. A gdy ewoluuje w Lucario, będzie również typem stalowym.- odpowiedziała ciocia.

- Wow! Ale super!- zachwyciłem się.

Ciocia uśmiechnęła się promiennie i przyjęcie trwało dalej.

/Drugi time skip, już po ewolucji Riolu w Lucario/

Chłodne jesienne południe. Ja i mój brat Lucario, przechadzaliśmy się poboczem wracając z miasta od kolejnych "klientów", którym pokemon się pochorował. Od jakiegoś roku, razem z bratem udzielamy pomocy medycznej pokemonom, z racji tego, że Centrum Pokemonów znajduje się jakieś dziesięć wysp dalej. Czułem się naprawdę szczęśliwy gdy mój brat ewoluował. Był o wiele bardziej dojrzały emocjonalnie niż przypuszczałem. Dzięki niemu i ja bardziej wydoroślałem, jak na swój bardzo młody wiek.

- Ehh, ci bogacze. Przez nadmiar pieniędzy nie mają do nikogo szacunku. Słyszałeś jak się o nas odnosili?- powiedziałem.

- Słyszałem bracie. Najbardziej bolesne jest to, że nie ważnie jakbyśmy się nie starali, oni nie zmienią swojego punktu widzenia.- odpowiedział mi Lucario.

- Też prawda.- odparłem.

Osoby, od których wtedy wracaliśmy to byli właśnie tacy typowi bogacze, którzy mieszkańców wioski mają za kompletne zera. Liczyłem na miły dzionek, a wizyta u bogaczy kompletnie zrujnowała mi humor. Nawet jeśli bardzo nie chciałem dać tego po sobie poznać, ich obelgi i obraźliwe komentarze trafiły mnie prosto w serce. Tylko dzięki temu, że Lucario był obok, jakoś wytrwałem. Oczy miałem przekrwione, a na polikach były zaschnięte ślady łez. Tak płakałem. Po wyjściu z bloku, poszliśmy do parku, gdzie po prostu pęknąłem i musiałem się wypłakać. Gdyby nie mój brat, nie wiem czy nadal bym tam nie siedział, kompletnie niezdolny do podniesienia się i pójścia do domu. Głowa też mnie bardzo bolała, ale musiałem wytrzymać.

W pewnym momencie usłyszałem jęknięcia bólu.

- Lucario ty też to słyszałeś?- spytałem brata.

- Tak i to całkiem wyraźnie.- odpowiedział.

Kiedy podeszliśmy do źródła dźwięku, okazało się, że w rowie siedziała młoda dziewczyna. Na oko w tym samym wieku co ja, natomiast obok był kompletnie zniszczony rower. Jak lepiej się jej przyjrzałem, to już sam jej ubiór wskazywał na to, że jest z miasta i ma bogatych rodziców. Już chciałem sobie pójść, gdy Lucario zdecydowanie chwycił mnie za rękę. Spojrzałem w jego mądre, niebieskie oczy i wyczytałem z nich, abym jej pomógł. Dzięki temu będę miał przyjaciółkę. Westchnąłem cicho i podszedłem wyciągając do niej rękę.

 - Hej, pomóc ci?- spytałem.

- Tak, dzięki.- odpowiedziała.

Dziewczyna pewnie chwyciła moją dłoń i wdrapała się na górę. Rów był całkiem głęboki, więc się nie dziwiłem, że była poobijana.

- Wszystko w porządku?- spytałem ponownie.

- Pomijając fakt, że mój rower nadaje się już do kasacji, za co ojciec pewnie mnie ochrzani i kilkoma siniakami to nic mi nie jest.- odpowiedziała.- Auła.- syknęła.

- Pokaż to.- odparłem.

Ostrożnie obejrzałem jej zasinioną i spuchniętą rękę. Nie wyglądała na złamaną, tylko porządnie stłuczoną. Porozumiewawczo spojrzałem na brata i obaj od razu zabraliśmy się do pracy.

- Jak doszło do tego wypadku?- spytał mój brat.

- T-ty mówisz?!- pisnęła zaskoczona dziewczyna.

- Tak, Lucario umie mówić. Normalnie jak człowiek, dzięki modyfikacjom genetycznym. Wierz mi, sam miałem identyczną minę, gdy po raz pierwszy przemówił gdy był jeszcze rocznym Riolu.- powiedziałem.

- Och. Chyba nawet gdzieś o tym czytałam. Ale wracając, jechałam rowerem od zielarki z pobliskiej wioski. W torbie miałam zioła na niestrawność dla ojca. On nie znosi zielarek, ale jednak, dość niechętnie, sam przyznaje, że kto jak kto, one znają się na swojej robocie. Jechałam spokojnie, gdy nagle zupełnie jak Diglett spod ziemi wyskoczyli okoliczni chuligani. Nie zdążyłam wyhamować, ani skręcić w innym kierunku, więc straciłam równowagę i zleciałam do rowu, porządnie się przy tym obijając. Nie wiem ile tam siedziałam, cała obolała, ale potem przyszliście wy.- opowiedziała.

- Miałaś spore szczęście. Ręka nie jest złamana, tylko mocno stłuczona. Jednak będzie lepiej jak obejrzy cię profesjonalny lekarz.- odparłem.

- Rozumiem. Ale zioła. Kiedy upadłam, rozsypały się w krzakach. Co ja powiem ojcu?

- Callus, ja pobiegnę do tej zielarki po nową porcję ziół, a ty zaprowadź dziewczynę do szpitala.

- Dobrze bracie.

Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Zabrałem dziewczynę do szpitala, a on pobiegł w stronę domu zielarki. W drodze poznałem imię dziewczyny.

- Jestem Marta.- powiedziała.

- A ja Callus.- odparłem.

- Miło mi.

- Mnie również.

I tak na rozmowie upłynęła nam przechadzka do szpitala. Mniej więcej w połowie drogi, Lucario nas dogonił. Nieźle zdyszany.

- Mam zioła, dla twojego ojca.- wysapał.

- Dziękuję, Lucario.- powiedziała Marta.

- Będziesz musiał popracować nad kondycją.- wtrąciłem.

Intuicyjnie poprawiłem swój szal, który służył Marcie za tymczasowy temblak. Gdy dotarliśmy na SOR, stojąca przy recepcji przełożona pielęgniarek pani Helena, od razu podeszła do naszej trójki.

- Martuś, co ci się stało?- spytała kobieta.

- Straciłam równowagę i spadłam z roweru do rowu. Ale Callus mnie wyciągnął i ze swoim bratem Lucario mnie opatrzyli.- odpowiedziała Marta.

 - Będzie lepiej jak obejrzy cię lekarz. Chodź, potem zawiadomimy twojego ojca.- odparła kobieta.

Gdy obie zniknęły za drzwiami sali przyjęć, razem z bratem wycofaliśmy się z budynku i ruszyliśmy w stronę powrotną do domu. Miałem ku temu swój powód. Wolałem usunąć się w cień niż skonfrontować z bogatym ojcem Marty i zostać raz jeszcze zmieszany z błotem.

/Ostatni time skip, rok później/

To było ciepłe, wiosenne popołudnie. Leżałem na kanapie, delikatnie głaszcząc Espeon - pokemona typu psychicznego. Espeon należy do mojej cioci. Kilka miesięcy wcześniej, złapałem dla niej Eevee w dniu jej urodzin. Ciocia mogła wypuszczać Mismagius z pokeball'a tylko w razie potrzeby. A Espeon mógł towarzyszyć jej przez cały czas i użyć charakterystycznego dla psychicznych pokemonów -> Psychicznego Ciosu, który unieruchamia przeciwnika. Albo innych skutecznych ruchów do obrony mojej cioci. Ciocia natomiast oddała mi swoją Mismagius. I szczerze tak było najlepiej, bo to ja najwięcej trenowałem z Mismagius gdy cioci nie było w domu. Treningi pomagały także mojemu bratu w pracy nad jego kondycją, dzięki czemu już tak szybko nie dostaje zadyszki.

W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi, więc podniosłem się do siadu, a Espeon wdrapał mi się na ramię. Nawet nie był taki ciężki. Poszedłem otworzyć drzwi i zobaczyłem Nancy z Bulbasaur'em na rękach.

- Nancy, a co cię tu sprowadza?- spytałem.

- Callus, pomóż mi proszę. Mój Bulbasaur od rana nie chce nic jeść. Bardzo się martwię.- odpowiedziała.

 - Rzeczywiście wygląda jakoś niewyraźnie. Dobrze, przebadam go. Wejdź.- odparłem i wpuściłem dziewczynę.

Po przejściu do salonu, z pomocą Espeon'a usłałem dla Bulbasaur'a wygodne posłanie i ułożyłem go. Umyłem i zdezynfekowałem dłonie, po czym nałożyłem lateksowe rękawiczki. Zacząłem badać Bulbasaur'a by odkryć co było przyczyną braku apetytu u niego.

- Espeon przynieś mi proszę miskę z łazienki.- zwróciłem się do pokemona.

Espeon tak jak mój brat, to mądry pokemon. Od razu zrozumiał co mam na myśli i po chwili wrócił z miską, którą położyłem tak by Bulbasaur mógł do niej swobodnie zwymiotować.

- Co zamierzasz zrobić?- spytała mnie przestraszona Nancy.

- Podejrzewam, że Bulbasaur ma lekkie zatrucie pokarmowe, dlatego nic nie je. Zrobię mu płukanie żołądka, a potem podam Oran Jagodę. Do wieczora powinno mu się poprawić.- odpowiedziałem.

 - Płukanie żołądka? Czy to bezpieczne przy takim małym pokemonie?

- Uwierz mi, już nie raz to robiłem. Płukanie żołądka może być nieprzyjemne, ale bardzo pomaga. Oczyszcza żołądek z toksyn i zapobiega ich dalszemu wchłanianiu się w organizm.

- Heh, kto jak kto, ale ty się na swojej robocie znasz.

- Mhm. Dobra Espeon, odkręcaj na maxa.

Po wykonanym zabiegu i podaniu leczniczej jagody, Bulbasaur zasnął. Ja w tym czasie przygotowywałem dla niego jego ulubioną karmę. Nancy siedziała przy stole z kubkiem ziołowej herbaty na uspokojenie nerwów.

- Powiedz mi, czy Bulbasaur zjadł może coś nieświeżego? Wczoraj pod wieczór, albo dzisiaj wczesnym rankiem?- zagadnąłem.

- Wczoraj nie. Wczoraj wszystko było w porządku. Ale dzisiaj, wczesnym rankiem, mój sąsiad dał Bulbasaurowi jakieś nasiona.- odpowiedziała.

- Pamiętasz może jak te nasiona wyglądały?

- Hmm, były nieduże i jasne. Trochę jak pestki dyni. I jakoś tak dziwnie pachniały.

- W jakim sensie, dziwnie? Możesz bardziej rozwinąć?

- No tak, nieprzyjemnie. Gryząco.

- Pestycydy. Tylko te środki chemiczne mają taki gryzący zapach. Najwyraźniej twój sąsiad popryskał pestycydami te nasiona by zaszkodzić twojemu pokemonowi. A potem winę zwalić na ciebie.

- Ale jaki miałby w tym cel? Przecież Bulbasaur to typ trawiasty.

- Który ewoluuje w Ivysaur'a a potem w Venusaur'a. I może nawet ma możliwość do mega-ewolucji.

- To .... to rzeczywiście ma sens. Myślisz, że chciał mi zabrać Bulbasaura by się nim opiekować, aż ten dwukrotnie ewoluuje i potem ruszą razem w świat by znaleźć kamień klucza i mega-kamień?

- Szczerze? Jestem o tym przekonany. Trzeba zawiadomić policję.

- Dobrze.

Pod wieczór podałem Bulbasaurowi jego karmę. Od razu się zbudził jak tylko poczuł jej zapach i zaczął zajadać ze smakiem. Nancy znacznie ulżyło widząc jak jej pokemon je ze smakiem, a jak Bulbasaur skończył posiłek, Nancy mi podziękowała za pomoc i razem z jej pokemonem udała się do domu. A ja pozmywałem, uprzątnąłem po przyjęciu pacjenta i wróciłem na kanapę. Zaś Espeon wskoczył mi na brzuch i położył się, więc ponownie delikatnie głaskałem go po grzbiecie.

I tak czas nam upłynął do powrotu cioci z Lucario i Mismagius.

C.D.N

A jako bonus z propozycją mojej przyjaciółki agakikama daję jeszcze zdjęcia pokemonów, które pojawiły się w tym rozdziale. Na początek Riolu i Mismagius

Z tą różnicą, że Riolu ma niebieskie oczy a nie czerwone.

Teraz wyższa forma ewolucyjna Riolu -> Lucario.

Tak samo różni się od swoich pobratymców tym, że ma niebieskie oczy nie czerwone. No i potrafi mówić. A teraz Eevee, jego forma ewolucyjna Espeon i Bulbasaur.


Tak przy okazji to, który pokemon z tych tutaj jest dla was najsłodszy? Dla mnie Eevee.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro