Rozdział 64 Król

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Madan no Ou to Vanadis OP / Opening  

— Nina —

— Przepraszam, wasza wysokość, ale ile...

— Mów mi ojcze — polecił, przerywając mi. — Jesteś członkiem mojej rodziny, Nino — oznajmił.

Zagryzłam wargę. Rodzina? Ja... Już tyle lat minęło, od kiedy ktoś nazwał mnie członkiem jakiejś rodziny. Uśmiechnęłam się. Less naprawdę ma ogromne szczęście.

— Dobrze — zgodziłam się. — Ojcze, powiedź, ile Less ma lat? — zapytałam z radością w głosie.

Wampir zmarszczył brwi. Przez chwilę nic nie mówił.

— Less w tym roku kończy dziewięćdziesiąt osiem tysięcy siedemset czterdzieści pięć lat — rzekł, po chwili namysłu.

Moje źrenice się rozszerzyły. Że co?! Jak to możliwe, że mimo tylu lat jest najmłodszym z wszystkich jego dzieci?! Do cholery jasnej, jak stary jest władca wampirów?! Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, lecz po chwili znowu je zamknęłam. Dalej nie mogłam uwierzyć, że Less chodzi po tym świecie już tak długo. Zagryzłam wargę. Na dodatek musiał czekać na mnie tak wiele lat, a kiedy mnie wreszcie odnalazł, po raz kolejny został skazany na samotność. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nigdy nie wybaczę Klausowi i jego ojcu tego, że skazali Lessa na tak wielkie cierpienie.

— Pomiędzy Ferisem i Lessem jest około dziewięciu milionów lat różnicy — oznajmił rozbawiony, widząc moją minę.

Zamrugałam jeszcze bardziej zaskoczona.

— Niech mi pa... ojciec wybaczy, ale ile ma ojciec lat? — zapytałam, myśląc, że już nic nie zdoła mnie zaskoczyć.

Wampir zamyślił się, a po upływie chwili wzruszył ramionami.

— Lepiej bym ci tego nie zdradzał — oznajmił z nutą rozbawienia. — Myślę, że jeśli byś poznała odpowiedź na to pytanie to zeszłabyś chyba na zawał.

Przełknęłam z trudem ślinę. Może wampir ma rację? Dowiedziałam się już tylu nieprawdopodobnych rzeczy... Cóż, przynajmniej upewniłam się, że w przypadków wampirów słowo „niemożliwe" nie istnieje.

— Zmieńmy może temat — zaproponował, poprawiając swoje włosy. Skinęłam głową, zgadzając się. — A więc, Nino. Co teraz planujesz? — spytał z zaciekawieniem.

Przeniosłam swoje spojrzenie na wciąż walczących braci i przegryzłam wargę. No właśnie. Co mam zamiar teraz zrobić? Westchnęłam, spoglądając na mężczyznę.

— Na obecną chwilę chcę rozłączyć się z Klausem, a później... — zawahałam się, nie wiedząc czy dobrze robię mówiąc mu o tym wszystkim. Postanowiłam zaryzykować. — Uruchomić tę broń i zabić wilkołaki — przynajmniej te, które nie zasługują na to by żyć.

Wampir podrapał się po brodzie, a jego spojrzenie stało się zamglone.

— Podobno broń ta zabije każdego przedstawiciela ich rasy, więc dlaczego powiedziałaś, że tylko te, które nie zasługują na to by żyć?

Nie wiem, dlaczego ale mam wrażenie, że mogę zaufać wampirowi. To tak jakby coś wewnątrz mnie nakazywało mi obarczyć go swoimi zaufaniem.

— Kiedy byłam w krainie umarłych, — przemówiłam po chwili — spotkałam Pierwszego Zmarłego. Opowiedział mi o powstaniu Véga. Powiedział także, że kiedy go aktywuje zginą tylko ci, którzy zatruwają wilczą rasę — wyjaśniłam pośpiesznie.

Wampir skinął głową.

— Rozumiem... — mruknął, unosząc wzrok ku górze. — Teraz wszystko nabiera sensu...

Niespodziewanie obok naszej dwójki pojawili się synowie wampira. Less spojrzał na mnie i zacisnął szczękę, stawiając krok w moim kierunku. Będąc już naprzeciw mnie, ukląkł przede mną i złapał moją dłoń. Popatrzyłam na niego jak na wariata i prychnęłam. Co on wyprawia?!

— Nic ci nie jest? — spytał z troską w głosie.

Westchnęłam. Dlaczego on się tak martwi? Przecież byłam z jego ojcem, — przypuszczam — a on w razie jakiegoś zagrożenia przecieżby mnie obronił.

— Tak, wszystko dobrze — oznajmiłam, wyrywając dłoń z jego uścisku. — Wstań — rozkazałam, a wampir niezwłocznie wykonał mój rozkaz. Na jego twarzy malowała się ulga.

Brat Lessa zaśmiał się. Zmarszczyłam brwi. Co go bawi?

— Ulegasz człowiekowi, dzieciaku? — spytał z rozbawieniem.

Młodszy z braci uniósł wyżej brwi.

— Mam ci przypomnieć, co zrobiłeś kilkaset tysięcy lat temu na balu dla obiektu twojego zauroczenia? — spytał z kpiną, a Feris zamilkł, przeszywając go na wylot. — Jak ona miała na imię? Felicja? — udał zamyślonego.

Feris zacisnął dłonie w pięści.

Zachichotałam. Ich kłótnie były przekomiczne. Mimo swojego wieku zachowują się jak dzieci. Kłócić się o coś takiego? Pff... Muszę jednak przyznać, że troska Lessa o mnie jest urocza.

Kątem oka dostrzegłam, że w oczach ich ojca widać rozbawienie. Go także bawiły ich sprzeczki.

Po kilku sekundach walki na spojrzenia, Less przeniósł swój wzrok na króla.

— Ojcze, czy mogę poznać powód, dla którego chciałeś widzieć mnie i moją przeznaczoną? — spytał z niecierpliwością w głosie.

Starszy spojrzał na Ferisa. Jego syn prychnął.

— Uważam, że mój brat nie jest jeszcze gotowy, ale to twoja decyzja ojcze... — wyznał z bólem. — Nie mam prawa ci się sprzeciwiać.

Król przewrócił oczami. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że ojciec Ferisa jest bardziej wyluzowany niż on.

— Może i masz rację, ale... — spojrzał na Lessa — nudzi mnie już ten świat. Żyję już tak długo i widziałem tak wiele, że każdy kolejny przeżyty przeze mnie dzień wydaje się taki sam — wyznał, poważniejąc.

— Hola, hola! — krzyknął Less. — O czym wy mówicie? Ojcze, masz zamiar umrzeć?

Uśmiechnęłam się. Less zadał mu pytanie, na które sama chcę chciałabym uzyskać odpowiedzi. A więc to oznacza bycie czyjąś Klirdisys. Różnimy się wieloma kwestiami, — wiekiem, wyglądem, charakterem i celami, jakie chcemy osiągnąć — lecz jesteśmy także do siebie bardzo podobni. Obydwoje cierpieliśmy, walczyliśmy z losem i staraliśmy się być szczęśliwi — teraz nasze pragnienie szczęścia mogą się spełnić. Mimo naszych różnic rozumiemy się i nie musimy nic mówić by druga osoba zrozumiała, co czujemy i czego pragniemy. Nie znamy się długo, lecz mamy wrażenie jakbyśmy spędzili z sobą całe życie. Teraz rozumiem, na czym polega ta więź. To nie samo pożądanie, troska i zazdrość. Nie. To coś o wiele ważniejszego. Więź sprawia, że jesteś gotowy na wszystko dla drugiej osoby. Nie ważne czy przyniesie ci to cierpienie czy radość. Liczy się tylko to by twoja przeznaczona/przeznaczony był szczęśliwy. Nic innego. Dotknęłam miejsca, w którym mam serce. Teraz rozumiem, na czym polega różnica fałszywej i prawdziwej więzi. To, co czuję do Lessa, to nie jest to samo, co czułam do Klausa.

— Tak, Less. Mam zamiar umrzeć, lecz nim to zrobię mam zamiar doczekać twojej koronacji, a także narodzin twojego pierwszego dziecka — oznajmił, a ja spojrzałam na niego jak na wariata. Jakiej koronacji i jakiego dziecka?! — Synu, zasiądziesz na tronie za miesiąc, a za sześć miesięcy na świat przyjdzie twoje dziecko. Po tym będę mógł z spokojem umrzeć i przekazać ci swoją moc.

Jak to za sześć miesięcy przyjedzie na świat jego dziecko?! Czyżby Less miał kogoś na boku?! Spojrzałam na swojego partnera, po czym gwałtownie wstałam.

— Czy mógłbyś mi wyjaśnić, o jakie dziecko chodzi twojemu ojcu?! — syknęłam, zaciskając szczękę.

CDN

Jak myślicie, o co chodzi? Kolejny już w piątek!

(Data opublikowania tego rozdziału: 24.05.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro