3. Ruszamy na przygodę/pewną śmierć!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca i dłuższą chwilę zajęło jej dotarcie do tego, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Sądząc po ciszy jaka panowała w norce, wszyscy jeszcze spali. Cóż, może chociaż przygotuje im śniadanie. Szybko jednak okazało się, że żeby zrealizować ten plan, musi pójść kupić jedzenie na targu, bo po kolacji zostało właściwie trochę sałaty i wino na dnie jednego z bukłaków. Wzięła do ręki trochę monet, które dostrzegła na półce i ruszyła do wyjścia.

Bilbo raczej się nie pogniewa. Zresztą, zrobi mu omlet.

Przy okazji dowiedziała się też jak bardzo Hobbici potrafią być wścibscy. Przypominali jej tą jedną starszą panią w sklepie, która denerwowała wszystkich swoim wścibstwem i plotkami.

- Nie kojarzę cię, panienko - mruknął jeden ze sprzedawców, gdy odbierał jej odpowiednią ilość marchewek.

- Przyjechałam do pana Bagginsa w odwiedziny, właściwie dzisiaj stąd wyjeżdżam.

- Oh, więc musicie się bardzo dobrze znać. To dziwne, nie wspominał o tobie - wtrąciła jedna z kobiet.

- Najwyraźniej nie znacie się na tyle dobrze, by opowiadał pani o wszystkim. Nie przypominam sobie, byśmy przeszły na ,,ty''. - Uśmiechnęła się sztucznie w jej stronę i zwróciła w stronę sprzedawcy - Proszę dołożyć jeszcze parę ziemniaków.

Hobbitka prychnęła, a kiedy Selaina oddalała się już z całym zapasem, usłyszała jak ta mówi do innych:

- Jak nic chce go wrobić w dzieciaka. Biedny Bilbo! Za kilka miesięcy będzie latał z pieluchami.

Pokręciła głową z niedowierzaniem, tylko pogratulować wyobraźni.

Wróciła do norki, biorąc się do pracy. W głowie jednak cały czas miała to wszystko, co wydarzyło się kilkanaście godzin wcześniej. Nie miała czasu myśleć o tym jak wróci do domu, na razie musiała się skupić na wyprawie. Swoją drogą, ciekawe co robiła Kathrin...

Godzinę później na stole były już kiełbaski, jajecznica, omlet, sałatki, kanapki, tosty, grzanki, dżem i smażone warzywa. Specjalnie zrobiła więcej bezmięsnych potraw, musi ich przekonać do takiego jedzenia, bo w drodze nie zawsze będą sobie mogli pozwolić na mięso. Po cichu weszła też do sypialni Bagginsa, stawiając na jego szafce talerz z omletem i rzucając na niego czar podgrzewający.

- Mmm, co tak ładnie pachnie? - usłyszała zachrypnięty, głęboki głos Thorina, gdy pochylała się nad ladą w kuchni.

Cóż, widać było, że dopiero wstał. Nie miał na sobie zbroi, a jedynie spodnie i koszulę, włosy były lekko naelektryzowane i nie miał na nich jeszcze zaplecionych wszystkich warkoczyków.

- Śniadanie podano. Reszta już wstała?

- Tak, zaraz powinni być. Pomóc ci?

- Właściwie już kończę. Weź tylko te kubki na stół, pijecie wodę i ewentualnie odrobinę wina na wzmocnienie, muszę się za was porządnie zabrać.

- Brakowało mi twojego rządzenia się - mruknął żartobliwie krasnolud i wykonując polecenie, usiadł przy stole.

- Na co czekacie, śniadanie czeka.- Uśmiechnęła się lekko na widok zdziwionej reszty krasnoludów, stojącej przy drzwiach.

Nie trzeba było powtarzać im dwa razy, już chwilę później musiała ich delikatnie uciszać, przypominając, że Bilbo jeszcze nie wstał.

- Sel, musisz z nami zamieszkać w Ereborze jak już go odzyskamy, gotujesz lepiej niż nie jeden kucharz! - powiedział Bombur już po pierwszym kęsie.

Cicho się zaśmiała na tą uwagę. Ona w Ereborze jako kucharka.

- Gdzie się nauczyłaś tak gotować? - zapytał Fili zajadając się sałatką, którą jako jeden z nielicznych odważył się spróbować.

- Oh, no wiesz od ponad trzech lat mieszkam sama i studiuję, w międzyczasie dorabiając jako kelnerka, więc jakoś sobie muszę radzić bo mamusia mi obiadków nie gotuje.

- Sugerujesz, że nam jedzenie gotuje mama? - zapytał jego brat.

- A nie mam racji? - odparła z uśmiechem na co rodzeństwo już się nie odezwało i w spokoju jadło śniadanie.

- Masz i to jeszcze jak - odpowiedział ze śmiechem Thorin.

Nie żeby jemu też nie gotowała Dis, ale białowłosa stwierdziła, że tego nie będzie mu już wypominać.

- Ale za to my umiemy walczyć i to bardzo dobrze, a podobno nie da się być mistrzem we wszystkim - powiedział po chwili blondyn.

- Skąd wiesz, że ja także nie potrafię walczyć?

- Jesteś dziewczyną, a baby przecież nie umieją posługiwać się bronią - odpowiedział Dwalin.

Zanim ktokolwiek zdążył mrugnąć tuż obok głowy krasnoluda w ścianę wbił się sztylet, cała kompania spojrzała na półelfkę jak by przed nimi stali właśnie Valarowie.

- Spróbuj to powtórzyć - warknęła - Nic o mnie nie wiecie, świetnie strzelam z łuku i uczę się posługiwać sztyletami, więc uważaj, żebyś przypadkiem nie stracił głowy.

- Masz świetną celność, nie wiem czy lekcje są ci potrzebne - zauważył Fili.

- Co ty gadasz, chybiłam - mruknęła, na co połowa przy stole przełknęła ślinę.

- Naprawdę muszę wam wymieniać wszystkie tytuły jakie otrzymała Sel? Na Durina, ona brała udział w Bitwie Ostatniego Sojuszu! Nawet jeśli zdolności zanikły, nie można usunąć talentu - odezwał się Thorin, na co dziewczyna posłała w jego stronę niemrawy uśmiech.

Na tym właśnie skończyło się śniadanie bo wszyscy zaczęli szykować się do drogi.

- A co z panem Bogginsem?- zapytał Kili wujka specjalnie przekręcając nazwisko włamywacza.

- Nie podpisał kontraktu, więc z nami nie jedzie i to jest Baggins, Kili.- odparł mu na to Dębowa Tarcza.

Selaina stała już przed norką w pełnym wyposażeniu, ubrana i z torbą w dłoni.

- Który kucyk jest mój? - zapytała blondwłosego krasnoluda.

- Wujek postawił na Tanisso, jest najłagodniejszy. - I wskazał ręką na kare zwierzę, które skubało trawę z ogrodu Hobbita.

- I jesteście pewni, że mnie nie zrzuci? - zapytała nieprzekonana.

- W razie czego będziemy cię łapać, jedziesz blisko nas - zaśmiał się Kili, podchodząc do swojego kucyka.

- Jakoś nie jest mi do śmiechu - mruknęła fioletowooka.

- Zaufaj, nie spadniesz. Wujek pourywałby nam głowy - dodał młodszy z braci, robiąc przerażoną minę.

- Obciąłbym włosy - poprawił go Thorin, podchodząc do trójki.

Krasnolud tęsknie pogłaskał się po głowie.

- Sel, za nic nie dam ci spaść.

Dziewczyna parsknęła pod nosem.

- No dobra, to jak mam wejść?

- Daj mi torbę - polecił starszy z braci i umieścił bagaż na zadzie zwierzęcia, podczas gdy syn Thraina dawał jej instrukcje.

- Klęknę na jedno kolano, a ty staniesz na nim, odepchniesz się mocno od ziemi i przerzucisz nogę na drugą stronę. Siedzisz w siodle, trzymasz się mocno, ale nie za sztywno, cały czas trzymając wodze przynajmniej jedną ręką. Żadna filozofia.

- I jesteście pewni, że mnie nie zrzuci? - powtórzyła się.

- W zupełności.

Białowłosa kiwnęła głową, ale mimo wszystko podeszła do łba zwierzęcia.

- Cześć, Tanisso. Jesteś dobrym kucykiem, prawda? Nie chcesz mnie zrzucić. Mam coś dla ciebie. - I wyciągnęła w stronę pyska kostkę cukru, którą zwinęła z kuchni.

Kucyk nawet się nie zastanawiał, od razu połknął słodycz, wstrząsając grzywą.

- Uznam to za tak.

- Czy ty właśnie ostentacyjnie przekupiłaś go cukrem? - zapytał z niedowierzaniem krasnoludzki książę.

- Tak.

Po kilku staraniach półelfka siedziała już w siodle, niepewnie trzymając wodze. Nachyliła się do ucha Tanisso i szepnęła:

- Mam tych kostek więcej.

Ostrożności nigdy za wiele.

- Wszyscy na koń! - zarządził czarnowłosy.

Wyruszyli, ale już po paru sekundach dało się słyszeć głos młodszego siostrzeńca Thorina:

- Ja stawiam dziesięć monet na to, że Bilbo jednak do nas dołączy!

- Piętnaście na to samo! - krzyknęła fioletowooka.

- Staję po waszej stronie, Sel chyba wie co robi - dołączył się blondyn.

- Żegnam panią! Niestety nie będzie dziecka! - krzyknęła Selaina, dostrzegając tą irytującą kobietę i dodała w stronę zdezorientowanych towarzyszy - Niektórzy Hobbici mają tu bardzo dużą wyobraźnię.

~

- Stójcie zaczekajcie!

Wszyscy stanęli, a ich oczom ukazał się Bilbo Baggins z wielkim plecakiem i zadyszką. Półelfka uśmiechnęła się szeroko, wszystko szło zgodnie z planem, a dodatkowo właśnie wygrała piętnaście monet.

Włamywacz dostał swojego własnego kucyka i po chwili podróż została wznowiona.

- Zabrałeś chusteczki? - zapytała Hobbita, gdy zrównali.

- Tak, dziękuję za omlet, był naprawdę pyszny.

- Kiedyś dam ci przepis. Choć ten mój nie umywa się nawet do omletu taty. Ale nie mogę konkurować z zawodowym kucharzem.

- Słyszałem, że moi sąsiedzi niezbyt cię polubili - przyznał po chwili.

- Oh, to nic. Po prostu pewna kobieta ma bardzo dużą wyobraźnię.

- Pewnie mówisz o Lobelii Tuk. Niestety jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Jest irytująca, a dodatkowo musiałem przekazać jej moją norkę pod opiekę. Mam nadzieję, że nie powynosi kufrów.

- Bardziej martwiłabym się o łyżeczki - mrugnęła mu okiem i podjechała do przodu, znajdując się między siostrzeńcami Thorina.

- Sel, przepraszam cię za ten poranek, że nie umiesz walczyć nie powinienem był tak pochopnie tego mówić tylko dlatego, że jesteś kobietą - powiedział blondyn, gdy tylko ją zauważył.

- W porządku, nie gniewam się tylko uważajcie bo mnie można naprawdę łatwo zdenerwować. Dwalin nawet nie wie ile miał szczęścia, że użyłam tylko sztyletu - odpowiedziała, odgarniając włosy z twarzy.

- Co masz na myśli? - zapytał brunet.

- Czasami kiedy jestem wkurzona mogę nie panować nad moimi mocami i mogę niechcący kogoś nimi potraktować.

- Dobrze, że nam o tym mówisz, teraz będziemy uważać żeby przeżyć - zażartował Fili.

Właśnie to w nim uwielbiała. Podobała jej się ta powaga, ale i uśmiech widoczny na twarzy, który powodował dołeczki w policzkach. Kiedyś będzie świetnym królem.

- A tak właściwie to może nam coś o sobie opowiesz, bo na razie wiemy tylko tyle co nam powiedział czarodziej - zaproponował młodszy krasnolud. - Wujek nie opowiadał o tobie dużo, właściwie wolał unikać tematu.

- W porządku, co chcecie wiedzieć?

- Może na początek ile masz lat w tamtym świecie?

- Kili, nieładnie jest pytać kobietę o wiek.- zganił go brat.

- Nie, w porządku nie uraziłeś mnie Kili, a co do twojego pytania to mam dwadzieścia trzy lata.

- Opowiesz nam coś o ludziach, z którymi żyłaś?

Wzruszyła ramionami. Przecież się nie rozpłacze, panowała nad tym od lat.

- Mój ojciec jest z zawodu kucharzem, z jedzeniem wyprawia cuda, ma własną restaurację, w której jest szefem, jako dziecko spędzałam tam sporo czasu. Mama pracuje jako animatorka do dzieci. Taka jakby opiekunka. Nienawidziłam tego, że nasz dom zawsze był pełen obcych dzieciaków, zamykałam się wtedy w pokoju, nie chciałam mieć kontaktu z rówieśnikami. Po co ja wam to w ogóle mówię? Mieliśmy psa, to berneński pies pasterski, w tym roku kończy piętnaście lat. Mam też najlepszą przyjaciółkę Kathrin, ale mówię na nią Kitty, no, chyba że mnie wkurzy. - Nie rozwodziła się nad rudowłosą, mimo, że były bratnimi duszami, przy niej nie byłaby w stanie ukrywać emocji. - No i jest jeszcze Nicolas.

- Twój chłopak, narzeczony? - zapytał Kili, kątem oka spoglądając na brata.

- Młodszy brat. Niky ma dopiero jedenaście lat i jest definicją uroku. Ma piękny głos, chodzi do szkoły muzycznej i gra na kilku instrumentach. Dzieciak jest energiczny i trudno za nim nadążyć, ale to nasz promyczek, który nieważne co zrobi, swoim urokiem owinie nas sobie wokół palca. Od zawsze marzył o pójściu do Akademii Muzycznej, najlepszej na świecie. Kiedyś nawet obiecałam mu, że sprzedam swoją nerkę, jeśli to pozwoli mu się tam dostać. - Parsknęła pod nosem przy ostatnim zdaniu.

- Młodszy brat, dla którego jest się w stanie zabić. - Fili skinął głową, a ona jedynie przytaknęła.

- Ulubione jedzenie?

- Szarlotka, uwielbiam ją. Jak kiedyś będziecie chcieli wyciągnąć mnie na imprezę to załatwcie szarlotkę, a moją obecność będziecie mieli jak w banku.

- No popatrz, akurat tak się składa, że nasza mama robi najlepszą szarlotkę pod słońcem - zaśmiał się Fili.

- Więc już ją lubię - odpowiedziała z uśmiechem.

I tak upłynęło większość czasu. Selaina opowiadała braciom o sobie a oni przedstawiali jej różne ciekawostki o reszcie kompanii.

Cały ranek zleciał im w doskonałych nastrojach, jednak w końcu zaczął padać deszcz i wszystkim pogorszyły się humory. No, z paroma wyjątkami.

- Panie Gandalfie, zrobi pan coś z tym deszczem? - zapytał w końcu jeden z krasnoludów.

- To tylko deszcz mój drogi, będzie padać dopóki się nie wypada. Jeżeli chcesz poszukaj innego czarodzieja - odparł spokojnie Gandalf.

- Są inni? - zapytał Bilbo.

- Jest nas pięciu największy to Saruman Biały, są też dwaj Błękitni, ale zapomniałem ich imion.

- Alatar i Pallando - podpowiedziała półelfka - No co? Mówiłam, że dużo wiem.

- Tak zgadza się Selaino, Alatar i Pallando.

- A piąty czarodziej? - odezwał się Hobbit.

- Radagast Bury.

- To potężny czarodziej czy raczej taki jak ty? - zapytał Kili.

Białowłosej nie udało się ukryć parsknięcia, na co Thorin spojrzał na nią rozbawiony.

- Jest bardzo potężny na swój sposób - odpowiedział Gandalf udając oburzenie - No i jest jeszcze oczywiście nasza Selaina. Choć w sumie nie powinienem jej zaliczać do czarodziei.

Tylko on i Baggins mówili do półelfki pełnym imieniem. Reszta kompanii stwierdziła, że jest za trudne i używali zdrobnienia.

- Sel, a ty zrobisz coś z tym deszczem? - zapytał z nadzieją Bofur.

- Przestańcie histeryzować, to tylko deszcz, odrobina wody wam nie zaszkodzi - mruknęła w odpowiedzi, poprawiając się na kucyku.

- Wiedziałem, że wymiękasz. - Zaśmiał się Dwalin.

- Pamiętaj, sam chciałeś. - Dziewczyna machnęła ręką.

Wszędzie wokół przestało padać tylko nad krasnoludem było jeszcze więcej deszczu niż przedtem. Kompania wybuchła śmiechem.

- Co to ma być?! Odczaruj to! - Darł się w niebogłosy łysy.

- Myślałam, że na śniadaniu zrozumiałeś. Ze mną się nie zadziera. Może zostawię to na cały dzień? - powiedziała z trudem ukrywając swoje rozbawienie.

- No dobra przepraszam! Wystarczy?!

- I proszę, o to chodziło. Mała lekcja kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziła. - Dmuchnęła przez usta, a natychmiast zawiał ciepły wiatr przeganiając deszcz i dodatkowo susząc wszystkich.

Selaina odrzuciła swoje białe włosy na plecy, mrugając do Dębowej Tarczy.

- Punkt dla ciebie. Chyba jeszcze nikt nie utarł tak nosa Dwalinowi - zaśmiał się blondwłosy książę.

- Fili, cicho bądź! - krzyknął wspomniany krasnolud na co reszta kompanii zaniosła się śmiechem.

Na twarzy półelfki już do końca dnia widniał delikatny uśmiech. Chciałaby spędzić tak całą podróż.



Nie wiem czy to z powodu pogody, ale złapała mnie jakaś chandra, jeszcze od godziny zrobiłam się jakaś melancholijna zarówno w stosunku do siebie jak i bohaterów i ich przeszłości, która nawet nie istniała. Ktoś coś poradzi?

Pytania, teorie-----

Ja jeszcze zrobię może jeden akapit do Freda i pewnie będę szła do pracy. Hura.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro