141.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwszy tydzień po narodzinach córki nie spałem prawie w ogóle. Nie mogłem. Bałem się na chwilę spuścić ją z oczu. Nie sądziłem, że ciężko będzie mi zasnąć z myślą, że ta mała istotka mogła mnie potrzebować w każdej chwili. Przez pierwsze dni wstawałem do Heather co chwilę, a gdy już się przyzwyczaiłem, że nic jej nie było i chciałem zasnąć, budziła nas płaczem. Pewnie wyczuła, że tatuś już nie wystawał przy niej. Oczywiście Rachel zgoniła winę na mnie. Nieważnie, że doskonale sobie zdawała sprawę, że niemowlaki często budziły się w nocy. Moja żona lubiła sobie robić ze mnie żarty. Nie wiedziałem, czemu. Cóż, powinna się cieszyć, że nie wymigiwałem się od opieki nad dziećmi. Nie musiała się już martwić, że musiała się nimi zajmować sama. Byłem pewien, że jeszcze nie raz to wykorzysta. Dobrze, że lubiłem spędzać czas z naszymi dziećmi.

– Wstaniesz wreszcie? - Usłyszałem za plecami głos Rachel.

Chciałbym jeszcze chwilę pospać, jeśli to możliwe. Musiałem odespać kilka godzin. Powinienem. Nie spałem dobrze, odkąd Rachel trafiła do szpitala. Czy już nigdy się nie wyśpię?

– Yhym. - Wyciągnąłem dłoń i położyłem jej na plecach. – Za chwilę.

Tak w ogóle to, czemu ona nie spała? Powinna korzystać. Czyżby chłopcy się już obudzili? Która w ogóle była godzina? Nie chciało mi się nawet spojrzeć na zegarek.

– Paul. - Zaśmiała się. – Maluchy śpią, a ja się nudzę. - Nachyliła się nade mną i pocałowała w czoło.

Naprawdę? Nie musiała mi tego powtarzać dwa razy. Chyba wiedziałem, jak byśmy mogli wykorzystać tę chwilę. Na przyjemności z żoną nigdy nie byłem zmęczony. Odpocznę później.

– Nudzisz się? - Spojrzałem na nią z uśmiechem.

Od razu zrozumiała, co miałem na myśli, bo lekko się odsunęła. Niech nie udaje, że nie chciała.

– O nie. Nie mówiłam o seksie.

– Właśnie, że tak. Teraz. - Przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem całować po szyi.

Była kobietą, która zawróciła mi w głowie i wywróciła moje życie do góry nogami. Jedyną, z którą chciałem założyć rodzinę. Moja piękna Rachel.

– Paul. - Jęknęła, gdy moje usta dotknęły jej piersi.

Nie była w stanie mi odmówić. Była podniecona, mimo że na razie tylko ją dotykałem. I miałem pewność, że wcale nie chciała przerywać tych pieszczot. Wiedziałem, że na razie nie mogliśmy jeszcze uprawiać seksu, ale to nie znaczyło, że nie mogłem obściskiwać się z żoną. Na razie musiało wystarczyć nam samo dotykanie się, chociaż Rachel postanowiła zaspokoić mnie. Byłem jej za to bardzo wdzięczny. Na pewno wynagrodzę jej, to gdy już będziemy mogli uprawiać seks. Nic się nie zmieniło. Nadal pragnąłem jej tak samo. Nie rozumiałem facetów, którzy nie chcieli uprawiać seksu ze swoją kobietą po urodzeniu dzieci. Przecież to przez nich jej ciało tak wyglądało i powinni je zaakceptować, i docenić swoje kobiety, które poświęciły się, żeby urodzić ich potomka.

– Kocham cię, Paul. - Pocałowała mnie.

– Też cię kocham. - Przytuliłem ją do siebie. – Baaardzo.

Musiałem mówić jej to częściej.

– Powinieneś wstać do Heather. - Uśmiechnęła się.

Powinienem, ale skoro nie płakała, nie musiałem. Poleżę jeszcze trochę z moją nagą żoną.

– Przestań się nabijać. - Ścisnąłem lekko jej pierś.

– Wiesz, że to bolało? - Spojrzała na mnie.

Nie wydawało mi się, ale jeśli tak to znałem sposób, żeby ten ból złagodzić. Mogłem się zabrać za to już teraz.

– Jak cię wcześniej dotykałem, to się nie skarżyłaś. - Uśmiechnąłem się łobuzersko.

– Wariat. - Ukryła twarz w moim ramieniu.

Po śniadaniu przyjechała do nas April. Zapomniałem wspomnieć, że siostra chciała zostać u nas, odkąd urodziła się Heather, ale wygoniłem ją po dwóch dniach. Chciała wyrywać mi małą z rąk. Nie zamierzałem się dzielić z nikim swoją córką. Gdy podrośnie, będą się razem bawić. Teraz chciałem się nacieszyć swoim maleństwem. Chociaż miałem nadzieję, że później Heather będzie chciała spędzać z tatusiem najwięcej czasu.

Rachel została w sypialni, żeby nakarmić córeczkę. Oczywiście mnie wygoniła. Ktoś musiał zająć się chłopcami. Najprostszym sposobem było włączyć im Xbox, dopóki mama nie zejdzie na dół. Później moglibyśmy pograć w piłkę przed domem albo pójdziemy na spacer po plaży. Małej dobrze zrobi świeże powietrze.

– Wyglądasz jak zombie. - Siostra się ze mnie śmiała.

Ciekawe jak ona by wyglądała po kilku godzinach snu. Chociaż pewnie ukryłaby to pod makijażem.

– Spróbuj tylko podejść do mojego dziecka. - Zagroziłem jej.

– Którego? - Wytknęła mi język.

Oczywiście April za każdym razem przypominała mi, że byłem ojcem również dla chłopców. Nie zapomniałem. Nieważne jak mówiłem o Heather, w żadnym stopniu nie zmieniło to tego, że Ant z Luciem też byli moimi dziećmi.

– Do żadnego.

– Zapomnij. - Wstała, kierując się do salonu, gdzie grali chłopcy.

Miałem ją z głowy na co najmniej godzinę. W tym czasie poszedłem na górę zajrzeć do moich dziewczyn. Rachel nosiła zapłakaną córeczkę na rękach. Zrobiło mi się smutno na widok łez maleństwa.

– Co się stało? - Zmarszczyłem brwi.

– Zabrałam jedzenie. - Zaśmiała się, całując Heather w główkę. – Paul, podjedziesz do sklepu po mleko? - Zerknęła na mnie. – Chyba brakło mi pokarmu.

Lorie mówiła, że tak może się zdarzyć. Powinienem wcześniej zrobić zapas jedzenia dla dziecka. Myślałem, że skoro przez tydzień nie było problemu z karmieniem, to tak już zostanie. Cóż, mój mały głodomorek będzie musiał chwilę wytrzymać.

Otarłem jej łezki z policzków córeczki i ją ucałowałem. Nie liczyłem, że to ją uspokoi.

– Oczywiście. - Pocałowałem Rachel w czoło. – Już jadę.

– Dziękuję. - Uśmiechnęła się.

Płacz małej trochę ustał, ale nadal była marudna. Też bym był, gdybym był głodny. Postaram się wrócić jak najszybciej.

Zbiegłem po schodach, informując siostrę, żeby zajęła się chłopcami, do czasu aż wrócę ze sklepu. Nie czekałem na żaden komentarz z jej strony.

Jeśli myślałem, że wybór mleka dla niemowlaka będzie łatwy, to się myliłem. Przecież mleko to mleko. Okazało się, że każde miało inne składniki. Może powinienem wziąć zwykłe butelkowe? Musiałem poprosić ekspedientkę, żeby coś doradziła. Gadała dobre dwadzieścia minut. Kobieto, miałem w domu głodne dziecko! W ostateczności i tak wziąłem kilka rodzajów, na wypadek, gdyby moja córka była wybredna.

– O nie – jęknęła April, gdy zobaczyła moje zakupy. – Wiesz, że wystarczyłoby jedno?

Niech nie będzie taka mądra.

– Które?

– Obojętnie, Paul. - Zaśmiała się.

Oh, jasne. Każdy powód dobry, żeby dogryźć Paulowi.

– Mam nadzieję, że Rachel wykaże większy entuzjazm.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro