3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chcąc odwdzięczyć się za świetny seks do trzeciej w nocy, postanowiłem pojechać po Antona do szpitala. W sumie to nie było coś złego, ale nie chciałem odpowiadać na głupie pytania, kim był dla mnie maluch.

Nie budząc Rachel, równo o szóstej ruszyłem do łazienki. Zajęło mi pół godziny, zanim byłem gotowy, żeby zejść na dół i zjeść śniadanie. W końcu miałem czas na poleżenie w wannie i nie musiałem zadowalać się szybkim prysznicem. Chociaż wspominając wczorajszą noc, warto było. Lubiłem czuć się świeżo, nawet jeżeli cały dzień miałbym siedzieć w domu i nic nie robić.

Podszedłem do kanapy zobaczyć, czy Luc jeszcze śpi i byłem zaskoczony, gdy znalazł się koło mojej nogi.

– Złapałem cię. - Zaśmiał się.

– Cześć, chłopaku. - Rozczochrałem mu włosy. – Co jedzą prawdziwi mężczyźni dzisiaj na śniadanie?

– Tosty! – krzyknął zadowolony.

– Chyba nie mamy czasu na tak męskie śniadanie. Muszę odebrać Antona ze szpitala, więc powinny wystarczyć nam płatki z mlekiem. - Wziąłem go na ręce.

– A mogę jechać z tobą? - Objął mnie za szyję.

– Wolałbym, żebyś zaopiekował się w tym czasie mamą. - Posadziłem go na krześle przy stole. – Potrzebuje, żeby został z nią jeden z jej silnych chłopaków. Chyba jesteś najsilniejszy. - Podszedłem do lodówki.

Kuchnia nie była moim ulubionym miejscem w domu i raczej wolałem, gdy ktoś przyrządzał dla mnie posiłki. Chciałem mieć pomoc domową, ale Rachel uparła się, że skoro i tak siedziała w domu, mogła gotować dla mnie. Długo się z nią o to spierałem, bo chciałem, żeby miała czas dla siebie. W ostateczności byłem gotowy zgodzić się, żeby zaczęła pracę u mnie albo gdziekolwiek, byleby tylko mieć służbę. Jednak Rachel potrafiła być bardziej przekonująca niż ja.

– A później się z nami pobawisz?

– Wybierz grę, cwaniaku. - Uśmiechnąłem się, podając mu miskę z płatkami. – A teraz jedz.

Śniadanie zjadłem, przeglądając pocztę, gdzie czekało już na mnie kilka wiadomości służbowych. Starałem się załatwiać wszystko w sobotę od rana, żeby nie musieć przejmować się tym przez cały weekend, gdy miałem ciekawsze zajęcia.

Gdy mały zjadł śniadanie, pobiegł obudzić Rachel. Poczekałem, aż zejdzie i postanowiłem jechać po Antona. Ciężko było mi oderwać wzrok od jej biustu, który był lekko odsłonięty. Byłem przekonany, że pod szlafrokiem nie miała nic. I miałem zostawić nagą kobietę, którą w tajemnicy przed małym chłopcem oglądającym bajki, mógłbym zaspokoić? Niestety, ta kobieta miała priorytety ważniejsze ode mnie. Dobrze, że ważniejsze były dla niej dzieci niż egoistyczny dupek. Dzieci powinny być zawsze na pierwszym miejscu.

– Dziękuję za noc. - Podszedłem do niej, żeby ją pocałować.

– Było przyjemnie. - Uśmiechnęła się nieśmiało.

– I mokro – wyszeptałem z szerokim uśmiechem.

Zdawało mi się, że właśnie ta nieśmiałość mnie w niej urzekła. Dotąd nie widziałem tego u żadnej innej, ale co się dziwić, skoro szukałem w nocnych klubach.

– Jadę po twojego chłopca. - Położyłem dłoń na jej pośladku.

Nie myliłem się. Oprócz szlafroka nie miała na sobie nic. Musiałem od niej odejść, żeby nie zdjąć go teraz z niej.

– Ja się tobą zajmę, mamo. - Luc się do niej przytulił.

– Zostawiam cię w dobrych rękach. - Uśmiechnąłem się.

Zwykły poranek, jaki spędzało większość ludzi mających rodzinę. Tyle że w większości tych rodzin facet nie zdradzał swojej kobiety. Chciałbym kiedyś umieć być wierny jednej kobiecie. Jednak jeszcze nie teraz. Mogłem ją wcześniej o tym uprzedzić, zanim się ze mną związała.

Była godzina ósma trzydzieści, a ja nie miałem zaparkować, gdzie swoim cholernym Range Roverem. Co o tej godzinie robiło tyle ludzi w szpitalu?

Gdy po piętnastu minutach krążenia znalazłem w końcu miejsce przed budynkiem, poszedłem po Antona. W recepcji musiałem użerać się z pieprzoną służbistką, dla której ważniejsza była papierografia niż to, że mały chłopiec leżał w sali sam. Nie przyszło jej do głowy, że dziecko mogło tęsknić za mamą, która nie mogła zostawić pięciolatka samego?

W końcu przyszedł lekarz, któremu pokazałem dokumenty i zgodę Rachel na zabranie malucha do domu. Zrozumiał od razu.

– Cześć, maluszku. - Pogłaskałem chłopca po głowie. – Wracamy do domu? Do mamy czy poleżymy tutaj?

– Chcę do mamy. - Wyciągnął do mnie rączki.

Miał szyty łuk brwiowi. Chyba skaleczył sobie też lewą rączkę, bo miał ją owiniętą od nadgarstka do łokcia. Wcale się nie dziwiłem, że Rachel płakała wczoraj do późna. Na pewno kiepskim widokiem było widzieć swojego małego synka zapłakanego i zakrwawionego.

Z tego małego niebieskookiego blondynka wyrośnie kiedyś niezły przystojniak. Oby nie nauczył się ode mnie jak zabawiać się z dziewczynami, ale z miłą chęcią nauczę go jak prowadzić firmę. Zasługiwał na to, żeby coś w życiu osiągnąć, a nie, żeby być debilem jak jego ojciec.

– Zaraz do niej pojedziemy. - Wziąłem go na ręce. – Mam coś dla ciebie. - Uśmiechnąłem się, podając mu muffinkę, którą uwielbiał.

– Dziękuję. - Przytulił się do mnie. – Ty mnie chyba lubisz.

Usiadł na łóżku, zajadając się muffinką. Miałem nadzieję, że się nią nie ubrudzi, ale patrząc na jego twarz w czekoladzie, zaczynałem w to wątpić. Wiedziałem, że to dziecko i że one się brudziły, ale o wiele mniej przeszkadzało mi, to gdy były w domu, a tak będę musiał iść z nim upaćkanym w czekoladzie przez ten cholerny szpital.

– Pewnie, że cię lubię. - Usiadłem obok niego.

– Tato nas chyba nie lubił, bo nie ma go z nami – posmutniał – ale ty jeśteś fajny i się z nami bawisz.

– Twój tato po prostu nie umie się opiekować takimi fajnymi chłopakami. Może, gdy wrócimy do domu, to pogramy w piłkę? - Spojrzałem na niego.

– Dobzie. - Uśmiechnął się. – Zjadłem. Chodźmy do mamy.

Nie chciałem, żeby maszerował na nóżkach, co zajęłoby nam dwa razy tyle czasu, więc wziąłem go na ręce, nie zwracając uwagi, że zostawił na mojej białej koszuli czekoladowy odcisk swojej dłoń. Dokładnie na klatce piersiowej. Nie gniewałem się, widocznie mi się należało, a on był jedną z trzech osób, której wolno mnie karać w każdy sposób.

Posadziłem malucha w foteliku i starannie przypiąłem pasami.

– Ubrudziłem cię. - Pokazał na moją koszulę.

– Nie szkodzi. - Pocałowałem go w czoło. – Myślisz, że mama zna sposób, żeby to wyprać?

– Mama zna sposób na wsystko. - Zaśmiał się.

– To cieszę się, że ją mam – powiedziałem, siadając za kierownicę.

Może chciałbym się zmienić, ale nie potrafiłem. Gdybym chciał, żeby Rachel mi w tym pomogła, musiałbym powiedzieć jej o wszystkich zdradach, co by ją zraniło. Wystarczająco dużo w życiu przeszła, żeby ją ranić. Jednak teraz pewnie raniłem ją o wiele bardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro