39.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od razu pojechałem do Rachel. Przez całą drogę zastanawiałem się, co mogło się stać. Miałem nadzieję, że nic złego, a rudowłosa po prostu wyolbrzymiała jakiś problem. Czasami jej się to zdarzało. Mimo okoliczności cieszyłem się, że mnie potrzebowała.

Stałem pod drzwiami naszego domu, zastanawiając się, czy powinienem po prostu wejść, czy jednak zapukać.

– Cześć. - Otworzyła, zanim miałem okazję podjąć jakąś decyzję.

Miała zapłakane oczy i trzęsły jej się ręce. Podeszła do mnie i się przytuliła. Musiałem przyznać, że zaskoczyłam mnie tym.

– Po prostu... Chyba nie daję sobie rady – wyszeptała.

I płakała z tego powodu? Na pewno nie.

– Rachel – uniosłem jej głowę tak, żeby na mnie spojrzała – co się dzieje? Coś z chłopcami?

– Nie. - Pokręciła głową i odsunęła się ode mnie. – Wejdź.

– Myślisz, że powinienem? - Spojrzałem na nią niepewnie. – Co chłopcy na to?

Gdy zapytałem ostatnio, czy mógłbym odwiedzić chłopców, była przeciwna, bo nie chciała im mieszać w głowach. Myślałem, że trochę się bała, że mógłbym powiedzieć im prawdę.

– Myślę, że będą zadowoleni.

Miała rację. Ant z Luciem, gdy tylko mnie zauważyli, od razu podbiegli się przywitać. Uśmiechnąłem się do nich i przytuliłem do siebie. Nie sądziłem, że tak bardzo się za nimi stęskniłem. Brakowało mi ich. Ich i Rachel. W końcu ktoś cieszył się z mojego powrotu. Zerknąłem na nią niepewnie.

– Posiedzicie razem? Ja się w tym czasie trochę ogarnę. - Uśmiechnęła się smutno.

Chciałem od razu dowiedzieć się, co sprawiło, że była w takim stanie, ale przy chłopcach i tak by mi nic nie powiedziała.

– Nie zostawiłeś nas? – spytał Luc.

– Pewnie, że nie. - Rozczochrałem mu włosy.

Przykro mi, że myśleli, że ich zostawiłem. Nie chciałem. Nie potrafiłem zastąpić im ojca i poświęcałem im mało czasu, a mimo wszystko nie mieli mi tego za złe. Nigdy jednak ich nie odtrącałem i nie mówiłem, że nie miałem dla nich czasu, gdy przychodzili się ze mną pobawić.

– To dlaczego z nami już nie mieszkasz? - Ant spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Myślałem, że mama wam powiedziała. - Patrzyłem na nich.

Cholera, miałem nadzieję, że nie będę musiał się przed nimi tłumaczyć. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Nie chciałbym, żeby wyszło, że Rachel ich okłamała.

– Mama mówiła, że masz dużo pracy i na razie nie możesz być z nami – odpowiedział starszy chłopiec.

Nie na tyle, żeby nie móc się z wami zobaczyć.

Usiedliśmy na kanapie. Anton po mojej prawej stronie, a jego brat po lewej. Przez chwilę poczułem, że wszystko było jak wcześniej.

– I że może za jakiś czas znowu będziesz spać w domu – dodał zadowolony Ant.

– Mama tak powiedziała? - Uśmiechnąłem się.

Czyli jednak Rachel mnie nie skreśliła. Chyba że powiedziała tak chłopcom, żeby nie wypytywali więcej, kiedy do nich wrócę. Wolałem jednak myśleć, że chciałaby, żebym wrócił.

– Wiecie co? Naprawdę chciałbym do was wrócić.

– To zostań z nami. - Młodszy przytulił się do mnie.

Myślałem, że to ja się z nim zżyłem, ale okazało się, że on też się do mnie bardzo przywiązał. Naprawdę chciałbym z nimi zostać. Jednak najpierw musiałem sobie na to zasłużyć, a jak na razie nie zrobiłem nic w tę stronę.

– To nie zależy tylko ode mnie, ale od waszej mamusi. - Pogłaskałem go po głowie. – Mama jest trochę na mnie zła.

– Bo się wyprowadziłeś. - Ant dźgnął mnie palcem w brzuch.

Gdyby to był jedyny powód, to nigdy bym tego nie zrobił. Jednak maluchy tego nie zrozumieją. Dla nich jeszcze wszystko było proste.

– Tak – przytaknąłem. – Zagramy w coś?

Chłopcy od razu się rozpromienili i przynieśli swoje nowe gry.

Minęły dwie godziny, zanim Rachel do nas zeszła i zakończyła zabawę. Mogłem się założyć, że wyczerpali dzisiejszy limit gier już wcześniej, a wyjątek zrobiła tylko z powodu mojej wizyty.

– Ale mamo – jęczał Ant. – Paula długo u nas nie było.

– Ale mamo. - Zaśmiałem się, przedrzeźniając go, jednak przestałem, gdy spiorunował mnie wzrokiem.

Udałem przestraszonego, żeby nie pomyślał, że się z niego nabijałem.

– To umówcie się na inny dzień i będziecie mogli znowu pograć. Dziś jest już późno.

Wyglądała trochę lepiej, ale cały czas widziałem smutek na jej twarzy. Co cię dręczyło, Rachel?

– Ale Paul ma dużo pracy – odezwał się Luc.

– Myślę, że znajdę dla was czas. To, co śmigacie spać? - Kucnąłem przed nimi.

– Kiedy teraz do nas przyjedziesz? - Anton rzucił mi się na szyję.

Najchętniej zostałbym z nimi, ale nie mogłem. Nie chciałem, żeby Rachel czuła się źle w mojej obecności. Wiedziałem, że jeszcze mi nie wybaczyła.

Gdy chłopcy poszli na górę, usiadłem obok niej na kanapie. Miałem ochotę ją przytulić i pocałować tak, jak robiłem to zawsze, gdy mieliśmy wolną chwilę.

– Co się dzieje? - Przyglądałem się jej dokładnie.

– On wyszedł z więzienia. - Spojrzała na mnie niepewnie.

– Co? Był tutaj?! – spytałem zdziwiony.

Chyba się przesłyszałem. Chciałem się przesłyszeć. Teraz już rozumiałem, czemu była taka przerażona. Miałem nadzieję, że się z nim nie spotykała, że nie widział się z chłopcami.

– Nie. - Pokręciła głową.

– Jak sobie radzisz? Potrzebujesz czegoś?

– Chcę przestać się bać, że ktoś zrobi krzywdę moim dzieciom. - Zaczęła płakać.

– Nie zrobi. - Przytuliłem ją. – Nie muszę z wami mieszkać, żeby was chronić. Musisz mi tylko mówić, co się dzieje.

– Masz swoje życie.

– Nie. - Pokręciłem głową. – Gdy zgodziłem się z tobą być, wziąłem za was odpowiedzialność.

– Ale nie jesteśmy już razem. - Odsunęła się ode mnie.

Wiedziałem, Rachel i to mnie najbardziej bolało. To, że jeszcze nie potrafiłem cię kochać, nie znaczyło, że chciałem twojej krzywdy. Nie zasłużyłaś na to.

– Ale jesteście moją rodziną, a rodziny się nie zostawia.

– Chciałabym, żebyś wrócił do domu – spojrzała na mnie – ale nie potrafię ci jeszcze wybaczyć.

– Rozumiem. - Pokiwałem głową.

– Potrzebuję więcej czasu.

– A ja potrzebuję czasu, żeby cię w końcu pokochać. - Patrzyłem w jej oczy. – Jesteś jedyną kobietą, którą chcę pokochać.

– Myślisz, że byś mógł? – spytała z nadzieją w głosie.

– Bardzo bym chciał. Nie chcę kochać nikogo innego. - Otarłem jej łzę spływającą po policzku.

– Mam nadzieję, że kiedyś ci się to uda. - Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie delikatnie w policzek.

– Jeśli będziesz tak robić, może uda się szybciej. - Uśmiechnąłem się szeroko.

Nie zostałem na noc, chociaż chciałem. Nie powinienem zostawić jej w takim stanie samej. Jednak zamierzałem uszanować decyzję Rachel. Umówiliśmy się, że przyjadę za dwa tygodnie, żeby spędzić z nią i chłopcami cały weekend. Może wtedy będę mógł zostać na noc.

Wróciłem do pustego pokoju w hotelu tyle, że już nie byłem zły na siebie. Chciałem naprawić, co zniszczyłem i właśnie dostałem szansę, żeby to zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro