50.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem w pracy, gdy dostałem telefon ze szpitala. Bałem się odebrać, bo nie chciałem usłyszeć, że stan Rachel się pogorszył. Jednak lekarz miał dla mnie dobre wieści. Rudowłosa wybudziła się godzinę temu, więc od razu postanowił do mnie zadzwonić. Musiałem tam jechać.

Niewiele myśląc, wyszedłem z gabinetu, a raczej z niego wybiegłem. Nie mogłem się doczekać, aż powiem Antowi, że jego mamusia się wybudziła. W końcu będzie szczęśliwy. Poza tym za kilka dni będę miał dobre wieści dla Rachel, bo z pomocą Brada znajdę Matta. Wprawdzie jeszcze się nie widzieliśmy, ale przyjaciel powiedział, że trafił na jakiś trop i jeżeli się potwierdzi, a był pewny, że tak, będę mógł wkroczyć.

– Mogę do niej wejść? – spytałem zdyszany, jakbym całą drogę do szpitala przebiegł.

Ledwo łapałem oddech. Lekarz nie wyglądał na zadowolonego. Czyżby coś się stało? Nie, chyba nie chciał mi powiedzieć, że z Rachel było źle.

– Proszę jej nie męczyć. Cały czas pyta o syna. - Spojrzał na mnie ze współczuciem.

– O Luca... – powiedziałem cicho, zbyt cicho, żeby mógł to usłyszeć.

Nie przemyślałem, że to będzie pierwsze, o co zapyta, ale przecież to oczywiste, że martwiła się o syna.

Gdy wszedłem do sali i spojrzałem na Rachel, serce zabiło mi mocniej. Powoli podszedłem do jej łóżka i usiadłem przy niej. Oczy miała zamknięte. Skąd miałem mieć pewność, że się wybudziła? Dotknąłem delikatnie jej policzka.

– Paul – powiedziała cicho i na mnie spojrzała.

Odetchnąłem z ulgą. W końcu się wybudziła. Przymknąłem na chwilę powieki, żeby powstrzymać łzy, ale może powinienem pozwolić im płynąć?

– Jestem tutaj – odpowiedziałem po chwili.

– Znalazłeś go? – spytała z nadzieją, na co zaprzeczyłem. – Cholera, Paul! Minęło tyle czasu! - Zaczęła panikować. – Dlaczego nic nie robisz?!

Zapewne, gdyby miała więcej siły, zaczęłaby mnie szarpać.

– Szukam go – powiedziałem smutno.

Naprawdę wolałbym powiedzieć, że już go znalazłem, ale nie mogłem jej okłamać.

– To dlaczego jeszcze go nie znalazłeś?! Co się dzieje z moim dzieckiem?! - Łzy płynęły po jej policzkach, co sprawiło, że czułem się jeszcze gorzej.

– Rachel... Mnie też jest ciężko. Uspokój się, proszę.

– Ktoś porwał mi syna, a ty każesz mi się uspokoić?! – zaczęła wrzeszczeć. – Znajdź go, cholera, zrób coś albo zniknij z mojego życia, rozumiesz?!

Zabolało. Po chwili do sali wbiegł lekarz, bo usłyszał krzyki. Podał rudowłosej leki na uspokojenie. Widziałem, jak na mnie patrzyła, jakby mnie nienawidziła. Nienawidziła mnie.

Lekarz wyprowadził mnie z sali. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Stałem przed nim, nie rozumiejąc, co do mnie mówił.

Nie wróciłem do domu. Poszedłem się upić. To było łatwiejsze niż powrót do domu i tłumaczenie siostrze, co się stało. Wolałem uciec od problemu, chociaż na chwilę.

Telefon dzwonił od kilku minut, więc wysłałem siostrze SMS-a, że wrócę późno. Miałem nadzieję, że uwierzyła, że miałem dużo pracy.

W barze akurat była Claire. Po kilku drinkach znowu było mi wszystko jedno.

– Powinieneś na dziś skończyć. - Usłyszałem za sobą.

Ta dziewczyna nie potrafiła się ode mnie odczepić.

– Dopiero zaczynam. Chcesz wrócić ze mną? - Zaśmiałem się kpiąco. – Śmiało. Jeszcze kilka drinków i jestem twój.

– Myślisz, że o to mi chodzi? - Zmarszczyła brwi.

Do tej pory nie raczyła mi powiedzieć, o co chodziło, więc skąd miałem wiedzieć? Powinienem przestać zwracać na nią uwagę, ale nie potrafiłem być wobec niej obojętny. Pewnie, dlatego starałem się ją do siebie zniechęcić.

– Mi tak – odburknąłem.

– Chodź. - Stanęła przede mną.

– Gdzie? - Wstałem, chwiejąc się lekko.

Nie miałem zamiaru wracać do domu. April znowu będzie miała do mnie pretensje i będzie miała rację. Byłem beznadziejny. Zamiast zająć się Antem, wybrałem rozrywkę, przez którą rozstałem się z Rachel.

– Umiesz prowadzić? - Spojrzałem na dziewczynę. – Albo nie, zamów taksówkę.

Nie zamierzałem dać obcej dziewczynie prowadzić mojego samochodu. Może i umiała kierować, ale nie zamierzałem przekonywać się, że lepiej prowadziłbym po pijaku.

Zamówiłem taksówkę i myślałem, że Claire zostawi mnie w spokoju. Mógłbym wtedy zmienić kurs i w ogóle nie wracać do domu.

– Może nie chcę, żebyś wiedziała, gdzie mieszkam – burknąłem, siadając do taksówki.

– Spoko, mam to gdzieś. - Zajęła miejsce obok mnie.

– Każda tak mówi, a później mnie odwiedza i mówi mojej kobiecie, że jest ze mną w ciąży.

Zastanawiałem się, kiedy popełniłem błąd i jakim cudem tamta kobieta znalazła mój adres.

– Trzeba było nie szlajać się po klubach.

Może miała rację, ale za kogo ona się miała, żeby wypominać mi to. Rozumiałem, gdy robiła to April albo Annie, ale ta dziewczyna była dla mnie nikim. O ile dobrze pamiętałem, sama pracowała w klubie, gdzie na pewno pojawiło się kilku facetów, którym nie odmówiła. Teraz w barze też pewnie się to zdarzało.

– I kto to mówi? - Spojrzałem na nią. – A ty przepraszam bardzo, co robisz w klubach?

Chciałem dodać coś jeszcze, ale jakimś cudem się powstrzymałem, a może to ona mi przerwała?

– Co? No dopowiedz jeszcze coś. - Spojrzała na mnie wściekła. – Skoro jesteś takim dupkiem na co dzień, dziwie się, że jakakolwiek kobieta z tobą chce być.

– Wysiądź – odwróciłem się do okna – albo ja to zrobię.

Po chwili ciszy kazała zatrzymać się taksówkarzowi i wyszła, trzaskając drzwiami. Patrzyłem, jak odchodzi i nie wiedziałem, co myśleć.

– Wysiada Pan? - Taksówkarz spojrzał na mnie.

– Chyba powinienem, bo znowu narobi sobie kłopotów – burknąłem pod nosem.

Pamiętałem, doskonale w jakich okolicznościach się poznaliśmy i nie chciałem mieć wyrzutów sumienia, że coś złego spotkało ją przeze mnie.

– Proszę poczekać. - Wysiadłem i poszedłem za Claire, która nie zdążyła oddalić się daleko. – Zaczekaj!

– Odpieprz się ode mnie! – krzyknęła, nawet się do mnie nie odwracając.

Przyśpieszyła, więc musiałem do niej podbiec.

– Nie uratuję cię kolejny raz. - Złapałem ją za ramię. – Wsiądź ze mną do tego pieprzonego samochodu, a się zamknę.

– Sam chciałeś, żebym wysiadła. - Odwróciła się do mnie.

Pamiętliwa istota. Do tej pory miała gdzieś moje zdanie i nie ruszało ją, gdy w jakiś sposób próbowałem ją urazić. Widać niewiele upokorzenia mogła znieść. W sumie ona nie była niczemu winna.

– Zmieniłem zdanie. Za bardzo lubisz pakować się w kłopoty. - Uśmiechnąłem się lekko.

Niechętnie wróciła ze mną do samochodu, ale do końca drogi nie odezwała się do mnie słowem. Przyglądałem się jej i widziałem, jak zaciskała zęby i wpatrywała się w okno byle tylko na mnie nie spojrzeć i się nie odezwać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro