69.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Pochwal się, jakim jesteś ojcem.

Miło patrzeć na radosną April. Miała na sobie sukienkę w kwiaty, a włosy rozpuszczone i co chwilę opadały jej na twarz. Już dawno nie widziałem, żeby wyglądała tak dobrze i była zadowolona.

Jak co tydzień, rozmawialiśmy na Skypie. Do tej pory skarżyła się na uczelnię, nauczycieli i pogodę. Nie udało mi się trzymać języka za zębami i nie darowałem sobie uwagi o profesorku. Rozłączyła się wtedy i jeden tydzień rozmowy mieliśmy z głowy. Więc zagroziłem, że przylecę pierwszym samolotem, jeśli nie odezwie się od razu. Zadziałało. Obiecałem, że tym razem będziemy rozmawiać częściej i Rachel pilnowała, żebym tej obietnicy dotrzymał.

Dzieciaki siedziały z rudowłosą na górze i odrabiały lekcje. Mieli sporo do nadrobienia jak moja siostra. Chłopcy wrócili do szkoły dopiero tydzień temu. Ciężko było nam wszystkim przyzwyczaić się na nowo do rannego wstawania.

Od powrotu Rachel starałem się pracować w domu, żeby nie zostawiać jej samej z dzieciakami. Wczoraj wróciłem do pracy, ale byłem tam tylko od rana, na umówione spotkania. Potem wracałem do domu.

Rachel musiała jeszcze odpoczywać i nie mogła się przemęczać. Dlatego zdecydowaliśmy, że o jej pracy porozmawiamy wkrótce. Chyba że się rozmyśli, chociaż na to się na zanosiło. Zamierzałem ją wspierać w jej decyzjach. Nie ukończyła studiów, więc miała okrojony wybór, ale wierzyłem, że jaki on nie będzie, będzie zadowolona. Pomogę jej zawsze, gdy będzie tego potrzebować.

– Doskonale. - Poprawiłem się, żeby siostra mogła mnie lepiej widzieć. – Stęskniłaś się, nie?

– Za dzieciakami, nie za tobą. - Zaśmiała się.

Była taka sama jak ja i nie potrafiła się przyznać, że stęskniła się za bratem. Tęskniłem się za nią, ale nie zamierzałem jej tego mówić, skoro ona mi tego nie przyzna pierwsza.

– April, u nas naprawdę dobrze. - Uśmiechnąłem się.

Niech przestanie się nami martwić, a zajmie sobą.

– Cieszę się. Rozmawiałam ostatnio z Rachel.

– Skarżyła się? - Zmarszczyłem brwi.

Miałem nadzieję, że nie. Ale nie wiedziałem, czy nie nabroiłem. Kto wie, jakich wykroczeń dopuściłem się według dziewczyn.

– Narzekałam na ciebie, a ona cię broniła! Bezczelna.

– Kto bezczelny? – odezwała się rozbawiona Rachel.

Odwróciłem się do tyłu, żeby ją zobaczyć.

– Ty! – wrzasnęła moja siostrzyczka.

– A co takiego zrobiłam? - Zmarszczyła brwi, co mnie rozbawiło.

– Broniłaś tego palanta.

– April! – skarciłem ją, przyciągając do siebie Rachel.

– Nie. - Uśmiechnęła się do mnie. – Po prostu nie powiedziałam na niego nic złego.

– Wystarczyło. Dobra, zmykam na zajęcia.

– Co tu jeszcze robisz? - Spojrzałem w ekran.

Nie to, żebym miał dość jej towarzystwa, ale teraz chciałbym spędzić trochę czasu z Rachel.

– Nie pozwalam wam się miziać. - Zaśmiała się. – Paa, do następnej soboty.

W następną sobotę polecimy do Paryża. Nie powiedziałem jeszcze o swoich planach Rachel i chyba powinienem to w końcu zrobić. April też nic nie wiedziała. Liczyłem na to, że ucieszy się z naszej wizyty tak bardzo, jak maluchy, które odwidzą w końcu Disneyland. Już nie mogłem doczekać się tych wrzasków zadowolenia. Czułem, że z tego wyjazdu nie tylko oni będą mieć radochę.

– Co powiesz na wycieczkę? - Posadziłem sobie Rachel na kolanach.

Uwielbiałem mieć ją blisko siebie. Jej blizny się goiły, a ona wydawała się wesoła. Miałem nadzieję, że chociaż trochę przyczyniłem się do jej szczęścia. Wiedziałem, że nie zapomni, jak bardzo ją skrzywdziłem. I żałowałem bardzo, ale mój żal niczego nie zmieni. Zaufała mi. Musiałem się wykazać, żeby żałowała swojej decyzji.

– Teraz? - Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Nie tak szybko. - Uśmiechnąłem się, głaszcząc ją po plecach. – W ten weekend zabiorę was do Disneylandu.

– Zwariowałeś. - Roześmiała się, kładąc mi dłonie na ramionach. – Dzieciaki mają szkołę. Nie było ich wystarczająco długo.

Nie chciałem robić maluchom problemów, dlatego mogliśmy spędzić w Paryżu tylko dwa dni. Tak, żebym mógł się upewnić, że u mojej siostry wszystko dobrze.

– Wiem, ale chcę odwiedzić April. Nie chcę was zostawiać. To tylko weekend. Zgódź się.

Rachel nie powinna zostawać sama na kilka dni. Wiedziałem, że radziła sobie z chłopcami, ale nie chciałem być tam bez niej. Jeżeli się nie zgodzi, zostaniemy w domu. Trudno.

– Ale ty im to powiesz. Nie zniosę tych wrzasków. - Ukryła twarz w mojej szyi.

Nie zniesie? Już nie mogłem się doczekać tej radości. Mogłem powiedzieć maluchom teraz, że za trzy dni polecą z nami do Disneylandu. Sam cieszyłem się na to, że ich w końcu tam zabiorę.

– Nie wierzę, że poszło tak łatwo. - Spojrzałem na nią podejrzliwie. – Popatrz na mnie.

Rachel często upierała się przy swoim, jeśli chodziło o jej dzieci.

– Nic nie kombinuję. - Odchyliła się lekko, żeby na mnie spojrzeć. – Nie chcę, żebyś przeze mnie nie zobaczył się z siostrą.

– Mam nadzieję, że to będzie wspaniały weekend. - Uśmiechnąłem się.

– Chcę, żeby taki był. - Położyła dłoń na moim ramieniu. – Wyjdziemy posiedzieć trochę w ogrodzie? Jest ładna pogoda. Mógłbyś pograć z maluchami.

– Oczywiście. - Pocałowałem ją i złapałem za rękę.

Grałem z chłopcami z dobrą godzinę, zerkając na zadowoloną Rachel, która leżała na leżaku i nas obserwowała. Co jakoś czas kibicowała chłopcom.

– Mamo, dlaczego nie dopingujesz taty? - Ant do niej podbiegł, gdy położyłem się na trawie metr od piłki, która leży przy bramce.

Byłem wykończony, a on miał jeszcze siłę. Było mi wstyd, że moja kondycja była gorsza od kondycji dzieciaków. Ale odpuściłem sobie siłownie i chyba czas zacząć znowu ćwiczyć.

– Bo on albo oszukuje, albo radzi sobie tak dobrze, że nie potrzebuje dopingu. - Zerknęła na mnie rozbawiona. – Prawda, Paul?

– Wcale nie oszukuję – burknąłem, ocierając twarz ramieniem.

– Tato! - Luc z wrzaskiem na mnie wskoczył, na co się skrzywiłem. – Oszukiwałeś?

Miałem nadzieję, że widząc moją wykrzywioną twarz, wstanie, ale rozsiadł się wygodnie na moim brzuchu i szturchał mnie w ramię.

– Złaź. - Zacząłem go łaskotać, na co zaczął mi się wyrywać.

Mogłem w końcu się podnieść. Oparłem głowę na leżaku obok ręki Rachel, którą zaczęła mnie głaskać po głowie.

– Oni mnie wykończą – powiedziałem ze śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro