80.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rzuciłem Annie na biurko pendrive z materiałami, które dostałem od Claire i artykułem, który zacząłem pisać. Nie wiedziałem, co o tym pomyśli, ale miałem to gdzieś. Nie zamierzałem się tym zajmować. To już nie należało do mnie. Udam, że nigdy tego nie widziałem.

– Jest twój. Nie mam kopii. Zrób z tym, co zechcesz. - Nawet na nią nie spojrzałem. – Zapominam, że to kiedykolwiek widziałem.

Nie czekając, aż coś powie, poszedłem do swojego gabinetu. Rozumiałem, że nie chciała opowiadać o swojej historii w mediach. Nie zamierzałem nalegać. Uszanowałem jej decyzję.

Zająłem się swoją robotą, żeby nie myśleć, że sprawiłem przykrość swojej sekretarce. Myślałem, żeby poszukać tej dziewczynki, o której mówiła Claire, ale obiecałem nie mieszać się w tę sprawę.

– Mogę? - Kobieta niepewnie weszła do gabinetu.

Świetnie, jeszcze jej mi tutaj brakowało. Czy Annie naprawdę wpuściła ją bez uprzedzenia? Rozumiałem, że była rozbita, ale skoro nie chciała ze mną o tym rozmawiać, niech wykonuje swoje obowiązki, jak należy albo wraca do domu. Nie będę tolerował zaniedbań w pracy. Zastanawiałem się, czemu pokazałem Annie, że wszystko jej wolno.

– Tak.

Ivy usiadła naprzeciwko mnie. Na jej twarzy nie było ani grama podkładu, zero makijażu, co chyba nie zdarzało jej się często. Włosy związane w kucyk jak nigdy. Ubrana w niebieską koszulę i obcisłe jeansy, które idealnie opinały jej tyłek. Zwróciłem na to uwagę, bo byłem tylko facetem. Nie poradzę nic na to, że lubiłem patrzeć na ładne kobiety. Jednak zmieniło się, że nie chciałem już z nimi uprawiać seksu. Wystarczyła mi Rachel. Ona była idealna.

– Co cię do mnie sprowadza? - Spojrzałem na nią.

– Nie możesz ze mną rozmawiać normalnie? Nie chcę ci zniszczyć związku.

Przecież rozmawialiśmy normalnie. Jeśli przyszła tylko na pogawędkę to musiałem ją wyprosić. Mogła zadzwonić i umówić się na Lunch. Nie miałem czasu w trakcie pracy spotykać się ze znajomymi. Blokowała terminy na spotkania z klientami.

– Ale chcesz mnie, Ivy.

– Co w tym złego? - Podniosła na mnie wzrok. – Przecież było nam razem dobrze. Kiedyś i ten jeden raz teraz.

Nic. Tyle że już jej nie chciałem. Fakt, kiedyś może i było mi z nią dobrze, ale chodziło tylko o seks. Jej podobno też, ale się zakochała i wszystko zniszczyła.

– Nie. To była moja chwila słabości.

I właśnie tego będę żałował najbardziej. Zamiast iść tamtego wieczoru do klubu, wolałem wykorzystać swoją przyjaciółkę. To tylko udowadniało, ile znaczyły dla mnie jej uczucia.

– Spora, skoro bzykałeś też inne panienki – powiedziała kpiąco.

Nie wiedziałem już, o co jej chodziło. Przyszła tu, żeby przekonać mnie do siebie, a teraz potępiała za moje zachowanie.

– Nie będę rozmawiać z tobą w taki sposób. - Wstałem i podszedłem do okna.

Myślałem, że była moją przyjaciółką, ale widać skrzywdziłem ją bardziej, niż mi się wydawało. Jednak nie mieliśmy już o czym rozmawiać. Ona chciała mnie, a problem polegał na tym, że ja nigdy nie chciałem jej. Nie zmieni tego. Dopóki nie nachodziła Rachel, nie była dla mnie zagrożeniem.

Oparłem czoło o zimną szybę. Sam się to wpakowałem.

– Wyjdź, Ivy – odezwałem się po chwili.

Chciałem zostać teraz sam. Miałem sporo pracy. Musiałem się czymś zająć.

– Zmieliłeś się, ale nie pozbędziesz się mnie.

Nie zamierzałem. W tej chwili ona wszystko komplikowała.

– O czym ty mówisz? - Odwróciłem się do niej.

– Nie boisz się, że Rachel się czegoś dowie? - Uśmiechnęła się do mnie zadziornie.

Co miała do tego Rachel? Ona jej nie skrzywdziła. Jeżeli miała żal do mnie, niech nie miesza do tego innych.

– W tym momencie udowodniłaś, że nasza przyjaźń nic dla ciebie nie znaczy. Chcesz mnie zniszczyć.

– Ty zrobiłeś to samo! – wrzasnęła. – Chciałam, tylko żebyś mnie pokochał, ale ty wolisz niańczyć cudze dzieci.

To było niepotrzebne. Co jej przeszkadzały dzieci Rachel? To moja sprawa. Zgodziłem się być ich ojcem. Nikt mnie do tego nie zmuszał. Poza tym to dzieci mojej kobiety. Ona nigdy tego nie zrozumie. Ostatnio odnosiłem wrażenie, że nie widziała nic poza czubkiem własnego nosa.

– Teraz to też moje dzieci. - Spojrzałem na nią. – Wyjedź gdzieś, przemyśl wszystko.

– Żeby tobie było łatwiej? - Zaśmiała się.

Nie, żeby jej było łatwiej odizolować się ode mnie. Nie miałem problemu, że sobie gdzieś żyła w tym samym mieście co ja. Jednak dla niej jak widać moje szczęście, było wielkim problemem.

– Chciałbym, żebyśmy nadal się przyjaźnili, ale nie w taki sposób. Wyjdź.

Stała kilka minut, patrząc na mnie. Nie było mi jej żal. Już nie. Sama komplikowała sobie życie jeszcze lepiej, niż robiłem to ja. Nie miałem pojęcia, czego ode mnie chciała, ale nie mogłem pozwolić jej skrzywdzić Rachel. A wiedziałem, że to właśnie na niej będzie chciała się odegrać, bo to jedyny sposób, żeby się zemścić na mnie.

Poprosiłem Annie, żeby z nikim mnie nie łączyła, a najlepiej powiedziała, że dziś mnie już nie było. Jednak, znając jej złośliwość, pewnie specjalnie kogoś tutaj wpuści.

Zająłem się pracą i gdy zdałem sobie sprawę z tego, że czas zbierać się do domu była już siódma.

Biegiem wyszedłem z wydawnictwa. Nie chciałem, żeby Rachel się martwiła, a co gorsze myślała, że znowu ją zdradzałem. Po drodze kupiłem bukiet róż. Tak robili faceci, jak coś przeskrobali. Nie chciałem, żeby źle to odebrała.

– Tata, nabroił! – krzyknął Ant, gdy zauważył mnie w salonie.

– I do tego będzie jadł zimny obiad! – krzyknęła z kuchni Rachel.

Przywitałem się z chłopcami i poszedłem do swojej kobiety. Spojrzała na mnie, marszcząc brwi.

– Spóźniłem się. - Podałem jej kwiaty.

– To wiem. - Zaśmiała się.

– Byłem cały dzień w wydawnictwie. - Podszedłem do niej i objąłem w talii. – Naprawdę.

– Wierzę ci, Paul. - Spojrzała na mnie. – Może nie powinnam.

– Zawiodłem cię.

– Uczymy się. - Uśmiechnęła się, całując mnie w usta.

– Kocham Cię. - Patrzyłem jej w oczy, bo chciałem, żeby wiedziała, że byłem szczery.

– I to sprawia, że w ciebie nie wątpię, mimo że mnie zawiodłeś.

Tym razem to ja ją pocałowałem. I na tym się nie skończyło. Zabrałem ją na górę. Zdziwiło mnie, że nie zaprotestowała, ani nie zwróciła uwagi na chłopców. Jednak okazało się, że mieliśmy godzinę dla siebie, bo dzieciaki miały tylko tyle czasu na obejrzenie bajki. Spokojnie, tyle mi wystarczyło, żeby ją zaspokoić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro