pola.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Konstanty kucał nad nieprzytomnym ciałem młodej, szczupłej kobiety, szarpiąc ją w panice za ramiona. Znał ją ledwie od kilku godzin, nie wiedział o niej nic, a wiedział jeszcze mniej. Poznali się w mało znanym barze w centrum Warszawy, miała na sobie zbyt drogą wieczorową suknię, wiszące srebrne kolczyki, wysokie szpilki i sączyła powoli ciemnego drinka ze szklanki. Mocne cienie pod oczami przebijały się za wszelką cenę spod nałożonego korektora w jasnym świetle. Mimo swojego wyglądu nie udawała eleganckiej i śmiała się na całe gardło z jego nieudolnych żartów, odsłaniając delikatnie krzywe, górne zęby.

Dookoła mężczyzny nie było nikogo, kto mógłby im pomóc, a mała strzykawka leżała przy kobiecie na kamiennej drodze w czasie, kiedy z jej żyły w zgięciu łokcia sączyła się malutka strużka ciemnoczerwonej krwi, oświetlana przez uliczne latarnie. Podobno była modelką, a raczej miała nią być. W taniej agencji, gdzie ktoś zaprosił ją do niej na ulicy. Piana zaczęła spływać jej z ust, a Konstanty zaczął panikować jeszcze bardziej.

— Pola błagam, obudź się — szarpał jej ramionami bezskutecznie. — Sen o potędze skończył się, w swej iluzji nie możesz trwać tak długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro