d w a

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głęboka dolina w rozpadlinie gór. Idealne schronienie, chociaż niepilnowane z sercem łatwo mogło zostać wielkim cmentarzem. Wiele osób zapewne pomyślało, że była stworzone dokładnie na tą sytuację, jakby Valarowie przewidzieli wszystko, co się stanie i ofiarowali swoją pomoc właśnie w taki sposób. Glorfindel szturchnął mnie kilka razy, kiedy bród pojawił się na horyzoncie, za co serdecznie podziękowałam. Ostoja ostoją, ale czekała na nas praca – Nieprzyjaciel wciąż głośno dyszał nad karkiem. I nie zapowiadało się, aby wkrótce postanowił przestać.

 W międzyczasie zostałam poinformowana o dołączeniu się kolejnych oddziałów, z Celebornem na czele. Ulżyło mi, przynajmniej część towarzyszów broni przeżyła i przedostała się przez góry. Stwierdziłam, że zaraz ktoś zacznie wydawać pierwsze rozkazy. Dlatego podskoczyłam do Elronda, aby ten zostawił (łącznie ze mną) ludzi, których energia jeszcze nie była wyczerpana, na straży. Wtedy ranni zostaliby przeniesieni w głąb doliny oraz zapewne stworzyłaby się mała narada. Przystał na moją propozycję, wybrał parę oddziałów i daliśmy susa w krzaki. Orkowie, w porównaniu do elfów, nie potrafili przebywać wśród piękna, nienawidzili go. Przyroda natomiast była jej wcieleniem. Dlatego powinniśmy też korzystać z tej przewagi garściami.

Stanie na tymczasowej straży, wbrew pozorom, było całkiem wymagającym zajęciem. Każdy musiał zważać na najmniejszy szelest, świst czy gwizd. Czasami wypadało dorobić sobie na szybko strzały, następnie porozmawiać w grupie o taktyce, po drodze sprawdzić jednego z niedobitków, a na końcu odstraszyć orków ulewą strzał. Męczące na dłuższy okres, ale determinacja przewyższała wszelkie oznaki słabości. Dzięki temu moje myśli zostawały zajęte – nie rozwodziłam się nad kolejną śmiercią w rodzinie, która nie rozstała popełniona z mojej ręki.

Znowu doświadczyłam tego, jak jeden cel może łączyć osoby. Przypadkowi elfowie znów osłaniali moje tyły, kiedy ja osłaniałam ich w razie potrzeby. I chociaż doświadczyłam przerażenia w czasie walki, to w cichych chwilach czułam akceptację do całego grona. Coś, czego nie zaznałam przez długi czas w Valinorze.

Celebrimbor mi niegdyś to wytłumaczył. Rzeczywiście. Jednostki – które chociaż trochę zdawały sobie sprawę z mojego istnienia – dziwiły się, że jedyna córka Fëanáro nie wybrała się ze swoim ojcem do Śródziemia. Prawdopodobnie powstawało parę przypuszczeń, dlaczego to się tak stało i zapewne nie brzmiały najlepiej. Bracia zdawali sobie sprawę z sytuacji i wśród nich takie rzeczy nie miały miejsca. Inna sprawa mogła być z dala od nich... W każdym razie, z czasem takie plotki przestały istnieć, kiedy to elfowie doświadczyli okrucieństwa Morgotha albo zatęsknili za Amanem.

Nie liczyłam czasu od rozpoczęcia roboty strażowania, ale najwyraźniej minęło wystarczająco dużo, że przybyli zwiadowcy z wyraźnymi rozkazami. Przekazali wszystko co tylko mogli, po czym ruszyli w dalszą drogę. Dowiedziałam się wtedy, że jestem potrzebna w powstającym obozowisku. Cóż, trudno. Pożegnałam się z nowymi znajomymi i skierowałam się do tego miejsca. W między czasie zastanawiałam się, do czego mogłam się przydać. Wpadłam na kilka tez. Jeden – aby przekazać parę informacji o pierścieniach, dwa – pomóc w planowaniu przestrzeni, trzy – chodziło o kowalstwo. W końcu imię zobowiązuje. Problem jednak w tym, że nie byłam uzdolniona w takich rzeczach tak, jak moi bracia, bez wspominania o ojcu.

 Udało mi się odnaleźć dowództwo – trochę niezręcznie i pewnie chodziłam jak kaczka obok paru namiotów, ale udało, a to najważniejsze. Poznałam parę znajomych twarzy, czyli Elronda, Glorfindela, paru mniej znanych oraz Celeborna. Widok tego ostatniego przypomniał mi, że Galadriela została sama w swoim lesie – czy to nie kolejny dowód na to, jak ta kobieta mogła być potężna? Pewnie bez połowy armii, z dala od sprzymierzeńców, nie poddawała się, a wręcz przeciwnie. Czysty ideał do naśladowania... Ah! Zbyt wielkie marzenia i rozkojarzenia.

— Nísfinwë, dobrze ciebie widzieć.
— Pierścienie? — zapytałam bezpośrednio. Czas nas gonił, więc nie chciałam go marnować na za długie pogadanki.
— Głównie tak.
I tak streściłam wszystko, co tylko wiedziałam. Pewnie nie było to więcej od tego, z czego sporą większość zgromadzonych zdawała sobie sprawę, jednak zawsze coś. Nawet najmniejsza informacja, którą usłyszałam od Celebrimbora, mogła okazać się pomocna. Po mojej długiej wypowiedzi nastała krótka cisza na przeanalizowanie sytuacji.

— W porządku. To prowadzi nas do następnej rzeczy — zabrał głos Elrond. — Rozdzielamy wszystkim poszczególne zadania i brakuje nam osób, które znają się na planowaniu oraz kreowaniu twierdz.
Chociaż spodziewałam się takiego pytania, to zrobiło mi się strasznie głupio.
— Przepraszam — odpowiedziałam. Potem sobie wyrzucałam okropnego doboru słowa, skoro to nie była moja wina. Lepiej brzmiałoby "przykro mi, nie", a tak zaczęłam wyglądać jak nieporadne dziecko. — Brak mi doświadczenia — rzuciłam skrawkiem prawdy. — Postaram się za to pracować podwójnie, jak nie potrójnie, w pierwszej linii.

Nikt tego już bardziej nie komentował. Zostałam odesłana z powrotem, na wartę. Przywódcy wrócili do omawiania swoich szczegółów, a ja wyszłam z namiotu. Glorfindel poszedł w moje kroki – powiedział, że musi porozmawiać z aktualnym dowódcą na czatach oraz wymienić parę osób, przenieść ich w inne miejsca. Cóż, przebywanie w towarzystwie tego osobnika sprawiało mi radość, więc nie narzekałam.

— Wiesz — zaczął po chwili ciszy elf. — W pewnych wypadkach doświadczenie nie jest takie ważne jak sama wiedza.
— Wiem.
— Miałem nadzieję na bardziej rozwiniętą wypowiedź... Nie mam zamiaru ciebie siłowo odciągać od pewnych rzeczy, ale powinnaś pomyśleć o tym, aby przestać wykonywać samobójcze ruchy.
Stanęłam w miejscu. Rzeczywiście. Dla osoby z boku, która widziała mój wybuch, mogło tak wyglądać.
— Uh, powiem prawdę. Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
— Nie mam pojęcia co się dzieje, ale to jeszcze bardziej pobudza moją ciekawość. Obiecuję.

Porozglądałam się dookoła parę razy, aby być pewna, że nikt nie nasłuchuje naszej rozmowy swoimi uszami. Pochyliłam się do ucha Laurefindela, po czym wyszeptałam najciszej jak tylko potrafiłam.
— W czasie zniszczenia drzew miałam o wiele mniej niż 50 lat. Za mało, aby ojciec spędzający dni w kuźni przywiązał do kształcenia mnie większą uwagę.
Cofnęłam się dwa kroki do tyłu. Starałam się ukrywać swój wiek nieznajomym, aby sprawiać wrażenie o wiele starszej oraz mądrzejszej, takiej godnej zaufania. Miałam na tym punkcie niezłego bzika.

Glorfindel uśmiechnął się. Pokiwał głową na znak zrozumienia. Mogłabym powiedzieć, że kamień z serca mi spadł, ponieważ się martwiła, czy nie będzie mi z tego powodu dokuczał. W żartach, ale zawsze.
— Rozumiem. Obiecuję.
— Dziękuję.
Resztę drogi spędziliśmy w przyjemnej ciszy, zanurzając się we własnych myślach.

*

Powtórzyłam to już któryś raz: wojna to koszmar. Jednego dnia przywiązałeś się do przyjaciela, z którym dzieliłeś się resztkami wody w manierce, a kilka dni później widziałeś go na ziemi. Z rozpłaszczoną głową. Całe dnie spędzałeś w strachu, a nawet nocy nie mogłeś spędzić w spokoju, ponieważ elfowie nie spali – myślenie o pięknych rzeczach, to ich odpoczynek. Ciężko jednak nawet zmusić się do tego, skoro ciągle przebywasz w przerażeniu o następne chwile. Kto tym razem umrze? Ty, przypadkowa osoba, wódz, a może ktoś, kto wiele dla ciebie znaczy.

Żeby jednak nie oszaleć całkowicie, trzeba było zwracać największą uwagę na każdą pozytywną emocję – tak, jak tonący trzyma się brzytwy. Uśmiechać się do wszystkich w nadziei, że odpowiedzą podobnie. Przypominać sobie o najbliższych, którzy potrzebują ochrony. Niektórzy zaczynali śpiewać pieśni o wielkich bohaterach z pierwszej ery, by przypomnieć, że każda noc nie trwa wiecznie.

A ja? Cóż. Ze wszystkich sił próbowałam się wyróżnić w przeróżnych akcjach na froncie, tak, żeby zwrócić na siebie uwagę Valarów. Czasami metody nie brzmiały najlepiej, ale zazwyczaj w takich momentach zjawiał się Glorfindel (który zaczął się w tym lubować) i trafnie uderzał w moją głowę różnymi rzeczami. Gałęziami, kubkami, książkami, zwojami, atramentami, ubraniami, pochodniami... Wszystkim. W dosłownym sensie. No dobra, ślimakami nie. I owe ciosy były w rzeczywistości bardzo lekkie. Ale! Dałabym sobie rękę uciąć, że potajemnie prowadził badania co najlepiej działa w danej sytuacji.

Oczywiście, po takich drażliwych sytuacjach czułam się wdzięczna w stosunku do elfa za wybijanie dzikich myśli z mojej głowy. W podzięce (oraz wolnych chwilach) pomagałam ze wszystkim co miał do zrobienia, udostępniałam parę pomysłów, informacji. Rzadko, ale to bardzo rzadko, dzieliłam się jakimiś owocami, które znalazłam w drodze. A jeszcze rzadziej dzieliłam się zwyczajną, ale za to dobrą potrawą, przygotowaną przeze mnie.

Raz zabrał mnie w ramach takich "wyrazach wdzięczności" z mojej strony do namiotu dowództwa. Fakt faktem – lubię rozważać drobne rzeczy, które mogłyby pomóc na polu walki, ale nie aż tak. Moje planowania zazwyczaj dotyczą tego, co się dzieje tu i teraz, tak, że wróg nie ma zbyt wielkiego czasu do namysłu, czy dany ruch mu się powiedzie. Nie lubuję się w rozstawianiu wszystkich na odpowiednich pozycjach, flanka do przodu, flanka do tyłu, co Nieprzyjaciel może mieć na myśli. To nie działka dla mnie. Wyszłam ze spotkania dość zdezorientowana, ale i szczęśliwa, bo próbowałam ze wszystkich sił dowiedzieć się czegoś nowego (może się udało, może nie).

I tak właśnie mijały nam dni. W ciągłym przerażeniu. W wierze, że nasza walka może chociaż trochę pomóc Najwyższemu Królowi Ñoldorów, który nie ma całej armii Saurona pod swoimi granicami. W tworzeniu ulotnych, miłych chwil, które zostały z nami na zawsze.

Oblężenie trwało. Wiele lat (dla ludzi) upłynęło, odkąd przeciwnik zaatakował. Sytuacja wyglądała jak zwęglone ciasto, Sauron przypiekał nas od dołu... krucho. Moje imię to nie Maglor. W tym gorącu jednak drzwiczki się otworzyły i dotarło do nas światło dnia dziennego, wybawienie. Potężny Númenór dołączył do wojny.

Zaczęliśmy wygrywać. Dzięki następnym sojusznikom, większej armii oraz nowych taktykach. Jeśli dotychczasowe, małe roszady przy twierdzy były dla mnie czymś wielkim, to teraz... Nieporównywalna skala. Skupiłam się głównie na otrzymywaniu i wypełnianiu rozkazów, bo sama to zgubiłabym się w tym chaosie. Galadriela, Elrond, Gil-galad. Właściwie to ktokolwiek. Brałam co tylko mogłam wykonać i się przydać.

To nie znaczy jednak, że kompletnie ogłuchłam na to, co się działo. To nie byłoby dobrym zagraniem, nawet dla tak mało ważnej postaci jak ja. Zawsze trzeba wiedzieć. Im bardziej orientujesz się we wszystkim, tym większe szanse na twoją wygraną. Czasami nudno, fakt. Ale trzeba przecierpieć.

Wtajemniczono mnie w powstanie Rady Mędrców, która później została wzorem dla Białej Rady. Imladris oficjalnie ogłoszono tam twierdzą w Eriadorze, Ostatnim Przyjaznym Domem na wschód od Morza. Tam też podjęto decyzję, co z robić z pierścieniami elfów. Galadriela już wcześniej dostała jeden, od Celebrimbora. Círdanowi przypadła Narya. Zachował się jeden – Elrond otrzymał Vilyę.

Tymczasem na froncie zjednoczonymi siłami odparliśmy armię Saurona. Został rozgromiony niedaleko brodu Sarn, jednak nie wystarczająco, ponieważ pozbierał resztki i wycofał się do Tharbad. A tam zwołał inne legiony. Owe miasto położone nad rzeką było umiejscowione niedaleko Ost-in-Edhil.

Bardzo strategiczne miejsce. Jednak Nieprzyjaciel prawdopodobnie przeoczył jeden istotny fakt, ponieważ taki port rzeczny to bardzo ważny punkt transportowy. Położony blisko stolicy Eregionu oraz stoków Gór Mglistych przyciągał uwagę wielu ludzi nastawionych na rozwój. A to z kolei oznaczało, że Númenor miał w pobliżu swoje własne przystanie. Admirał Ciryatur wysłał resztę floty w górę rzeki, a wróg został zaatakowany od tyłu i już całkowicie pokonany.

Sauron uciekł do Mordoru. Próbowałam go gonić, zobaczyć gdzie dokładnie zamierzał się skryć, chociaż wielu mi to odradzało (Glorfindel wtedy stał przy Królu albo Elrondzie, więc nie mógł wybijać takich pomysłów z mojej głowy). Niestety. Przeciwnik użył swoich umiejętności, przez co cały trop się urwał, tak, jakby nagle wyparował. A siła tak słabego elfa jak ja to nic w porównaniu do potężnego majara.

Nadszedł pokój. Zadawaliśmy sobie tylko jedno pytanie – jak długo on potrwa. A kiedy Śródziemie było zajęte odbudową po wojnie, ja, wierząc we własne przeczucie, przygotowywałam się do następnych wypraw. Zło nigdy nie śpi. A skoro również inne ludy zwróciły na siebie uwagę Nieprzyjaciela, to pewnie postanowił podejść do tematu od innej strony. 

***

Eh-eh, ponad 1,8k słów, strasznie mało. Przepraszam najmocniej!

kolejna przysięga spełniona, yay! miało być do końca wakacji, a jest 28.8~


To czas na kolejne wyjaśnianie ^^

Ogólnie wyszło, że trochę namieszałam; najpierw do Elronda przyłączył się Celeborn i dopiero wtedy! zostali zdominowani przez Saurona i musieli się wycofywać. Brzmi logicznie. Przepraszam za to niedopracowanie.

Dokopałam się również do ciekawej rzeczy. Podaje ona, że błękitni rozwalili pewną część armii Saurona, tak gdzieś podczas wykuwania pierścienia oraz ich przybycie razem z Glorem. Może ktoś pamięta Saurmana i dwójkę, przybyli w trzeciej, gdzieś wyruszyli, wrócił tylko jeden. Ciężka sprawa, bo okazało się, że pierwsza informacja została zapisana później niż druga. Pozostanę jednak przy tej początkowej. Jednak rzecz całkiem intrygująca, może kiedyś napiszę shota, bo w tej ostatniej wersji brzmią jak niezłe chaduwy.

I co do wieku; trochę naciągane, ponieważ aby brzmiało to logicznie powinna mieć ponad 50, może nie będzie bić tak w oczy, a przyda mi się później. Boli, bo w takim razie Feanaro powinien łatwiej dawać się manipulacji, ale cóż. Dla wyjaśnienia, elfowie dojrzewać zaczynali dopiero po owej 50.

Btw; zmieniłam kolażyki!! Które zrobiłam kilka miesięcy temu. Co prawda pewnie znowu z nimi pokombinuje, jak uda mi się ukraść włosy Glora z amazonu, ale!!

No i następna rzecz. Serial amazonu wbija do nas w następnym tygodniu, w piątek. Będę go oglądać, ale ten ficzek fabularnie wciąż będzie podążał tylko za wskazówkami książek, gateway, itp. W końcu mam tag #pisaliśmyoDEzanimtobyłomodne, czyż nie?

jak wattpad mi zamieni na minusy to go zjem :(

Dziękuję bardzo za cierpliwość i za czytanie!! Mam nadzieję, że się podobało <3

Następny rozdział? Hm... Postaram się do końca tego roku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro