Rozdział IV - Jabłoń, czy kasztanowiec? Bardzo ważna sprawa.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wreszcie dotarłam do domu. Weszłam na chodnik prowadzący do drzwi wejściowych, ale przystanęłam. Co jak co, ale tej osoby się nie spodziewałam...

Spojrzałam w górę i zaczęłam się śmiać jak głupia, widząc osobnika na moim drzewie. On, zauważywszy moją obecność i to w jakiej sytuacji go zastałam, również zaczął się śmiać.

Alfred nad głową, A-A-Alfred nad głową. Zaczęłam śpiewać.

Kręć jabłonią swoją, Kre-kre-kręć jabłonią swoją. On ogarniając co śpiewam, dołączył do mnie.

Alfred, pacanie, ale to kasztanowiec, nie jabłoń!

Co za różnica? Tu też rosną jabłka! Powiedział, myśląc, że uniknie przypału.

Kasztany! Z jabłkiem na łby się zamieniłeś? Krzyknęłam do niego, ledwo łapiąc oddech ze śmiechu.

Możliwe! Odkrzyknął i nagle zeskoczył z drzewa, robiąc piękne salto na dupę. Inaczej mówiąc spadł.

Alfred, Alfred, złote dziecię. Red Bull nie doda ci skrzydeł, zapamiętaj. Tak w ogóle, co ciebie tu sprowadza? A dokładniej na moją ,,jabłoń"?

Zeszytu z matematyki nie wzięłaś.

Wiesz... Praktycznie żadna strata, no ale potrzebuję jednak tego zeszytu, więc dziękuję. Tak poza tym, to skąd wiesz gdzie mieszkam? Nigdy ci nie mówiłam, a jedynymi osobami, które to wiedzą, to Elizabeta, Roderich i Feliks.

Bohaterowie wszystko wiedzą!

Tak, tak, a teraz tak na poważnie.

Francis mi powiedział.

...

[Imię]...?

Czyli mówisz mi, że ten stary zbok mnie śledził? Nie, albo wiesz co? Jednak nie chcę wiedzieć.

Jesteś zła? - Zapytał, robiąc minę podobną do jednego emotikona. ( ,, ;_; " dop.aut.)

Nie, nie Alfredi i Joneson. Może wejdziesz, kamracie? Mam konsolę.~

Aye, aye, Captain!

Poszliśmy do domu, mamy nie było, ale to nawet dobrze, bo zaraz by zaczęła mnie shippować z Alfredem. W sumie ona by mnie shippowała z każdym chłopakiem, którego bym przyprowadziła do domu. To samo było w poprzednim mieście. Przyprowadziłam kolegę, ponieważ musieliśmy projekt na fizykę zrobić, ale jej umysł już zaczął wytwarzać różne rzeczy. No i tak się jakoś żyło.

Zaprowadziłam go do swojego pokoju, ponieważ tam trzymam konsolę. Kiedyś stała w salonie, ale rodzice uznali, że by im nie przeszkadzać w oglądaniu ,,Trudnych Spraw", to kupią mi mój własny telewizor. Wyciągnęłam GTA i uruchomiłam, włączając tryb wieloosobowy.

Graliśmy już dosyć sporo czasu.Odłożyłam pada i rozejrzałam się po pokoju. Obok nas znajdował się talerz z kanapkami. Czekajcie... Talerz z kanapkami? Kiedy on tu się znalazł?

Hej, Alfred. - Powiedziałam by zwrócić na siebie uwagę chłopaka.

Yeah?

Czy ten talerz z kanapkami tutaj stał jak przyszliśmy?

Emmm... Yes...? Maybe...? No?

Skoro tutaj stoi ten talerz z kanapkami, to oznacza, że moja mama jest już w domu. Oraz oznacza, że jest już późna godzina. Trochę się boję spojrzeć na zegarek, heh... Powiedziałam nerwowo.

Oh no... Arthur mnie zabije. Powiedział patrząc na zegar w telefonie.

Ponad pięćdziesiąt nieodebranych połączeń i drugie tyle wiadomości od niego.

A godzina jaka? - Spytałam, a on pokazał mi jedynie telefon z napisaną godziną 23:22.

Och... A miała być tylko chwila grania...

Ja się zbieram do nadopiekuńczego braciszka. Pa, [Imię]!

Pożegnałam się z nim, odprowadzając do drzwi, a potem wróciłam do pokoju, by przyszykować rzeczy na jutro do szkoły.

Gdy zrobiłam wszystko co miałam zrobić, postanowiłam napisać do Alfreda, czy dotarł już do domu.Bo przecież można się martwić o kolegę, prawda?

Reader-Chan – Alfredo~ Doszedłeś już?

Alfred – Zależy w jaki sposób. ( ͡°͜ʖ ͡°)

Reader-Chan – No, do domu. Ta,,jabłoń" chyba naprawdę na mózg ci siadła.

Alfred – Jeszcze nie. Idę dopiero słabo oświetloną częścią mojego osiedla.

Wtedy zrodził się w mojej głowie szatański plan. Będę musiała potem podziękować Kiku za wyjawienie mi kilku faktów z życia Alfreda.

Reader-Chan – Alfred...?

Alfred – Tak?

Reader-Chan Who lives in your nightmares and feeds on your tears?

Alfred [Imię], staph. ;_;

Reader-Chan Spongebob Bloodypants!

Alfred – Dlaczego mi to robisz? ;_;

Reader-Chan – Bo mi kazał.

Alfred – Kto? ;_;

Reader-Chan – Na pewno nie mężczyzna z siekierą za twoimi plecami.

Czekałam trochę, a Alfred jak nie odpisywał, tak nie odpisał. Dopiero po dziesięciu minutach otrzymałam odpowiedź.

Alfred – Nikogo nie było za moimi plecami! Dlaczego Ty mi to robisz? ;_;

Reader-Chan – Mogę być szczera w stu procentach?

Alfred – Zezwalam.

Reader-Chan – Nie wiem.

Alfred – Za szczerą odpowiedź dostajesz kilogram niczego. Przez Ciebie przebiegłem resztę drogi,choć mi się nie chciało. ;_;

Reader-Chan – Przynajmniej dzienne ćwiczenia masz już zaliczone. Powinieneś być mi wdzięczny!

Alfred But I am! Idę już, bo Belzebub idzie. Do jutra~

Reader-Chan – O ile przeżyjesz... xD Dobranoc.~

Odłożyłam telefon na szafkę nocną,postanawiając już nie znęcać się nad biednym Alfredem. Poszłam się umyć, a potem zaniosłam talerz z kanapkami do kuchni,wkładając je do lodówki, ponieważ zawsze zostanie na rano.Gołębiom też można parę dać.

[Time Skip]

Wstałam i co? I nico. Zaspałam. 7:40.Trzeba się śpieszyć. Nie, przepraszam, źle to ujęłam. Trzeba zapieprzać. Eliz zapewne już dawno sobie poszła, ale może ją dogonię. Ubrałam się w krótkim czasie, który wyniósł minutę i biorąc torbę, wybiegłam z domu. Biegnąc tak w stronę szkoły,prawie dwa razy bym się wywaliła. Wreszcie ujrzałam dwie znane mi sylwetki, Eliz i Rodericha. Słodko trzymali się za rączki, a ja czując, że nagle moja strona artysty próbuje wyjść, to po upewnieniu się, że jeszcze nie ogarnęli, że biegnę, zaczęłam śpiewać.

Niech mówią, że klap klap (Onomatopeja. Dop.aut.) To nie jest miłość Nagle się odwrócili, a ja kontynuowałam Że tak się tylko zdaje nam.

[Imię], co Ci się stało? Wyglądasz jakbyś pod tramwaj wpadła! Powiedziała zmartwiona Eliz, mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem.

Ugch, zaspałam i się śpieszyłam. Wyciągnęłam telefon i wreszcie się sobie przyjrzałam, rozumiejąc, że naprawdę wyglądam tragicznie.

Chodź, jest 7:55, może jeszcze zdążymy Cię naprawić.

Ale jak, skoro jeszcze nie jesteśmy w szkole? Zapytałam, a ona jedynie wskazała na budynek obok nas.

O, szkoła.

Punkt za spostrzegawczość. A teraz chodź! Powiedziała i nie dając mi dojść do słowa, pociągnęła mnie za sobą, a ludzie, obok których przechodziliśmy, pewnie myśleli, że Eliz ciągnie moje zwłoki.

Nie, nie wyglądasz jakbyś wpadła pod tramwaj, tylko jak pod kosiarkę. Stwierdziła, kiedy wreszcie znalazłyśmy się w łazience.

Pomogła mi poprawić mundurek, a potem włosy. Co jak co, ale jeśli ma się koszulę od mundurka prawie niezapiętą, to logiczne, że jest to sprawa pierwszorzędna. Włosy najwyżej można ściąć. Wreszcie ogarnięta, wyszłam z łazienki,a za mną Eliz. Dosyć szybko się z tym uporała, ponieważ jak wychodziłyśmy, to zadzwonił dzwonek, a jako, że pierwszą lekcję mamy na parterze, to daleko iść nie musiałyśmy.

Pierwszą lekcją jest matematyka.Nigdy zbytnio jej nie rozumiałam, więc mam nadzieję, że tutejszy nauczyciel potrafi nauczać. Chwilę minęło nim przyszedł do klasy, ale wreszcie dotarł i zaczął sprawdzać obecność. Matematyka to jedyna lekcja, na której nie siedzę z Eliz razem w ławce. Siedzę zatem z Alfredem (Tak, to dlatego on przyniósł zeszyt. Dop.Aut.), a ona z Roderichem. Liczę, że ich miłość rozkwitnie! Chociaż pewnie dawno rozkwitła, ale nie wiem ile czasu są razem, a nie będę jak jakiś dziennikarz wypytywała ich o wszystko. Może kiedyś mi powiedzą. Z Alfredem siedzę tylko dlatego, że przed wczorajszą lekcją zagadałam się z nim o grach, że tak głupio było nam przerywać naszą cudowną dyskusję. Spoko ziomeczek.

Wreszcie lekcja się zaczęła, a pan [Nazwisko Nauczyciela] zaczął mówić o czym będzie dzisiejszy temat, a potem zaczął go tłumaczyć. Teraz zastanawiam się czy z nauczyciela nie jest jakiś czarodziej, ponieważ zrozumiałam większość co mówił, a to dla mnie cud.

[Time Skip]

Wreszcie koniec lekcji, a uczniowie mogli wyjść na patio. Uwielbiam to – świeże powietrze, nie trzeba się kisić w szkole, można porozmawiać z znajomymi. Podkreślając można. Ja nie mogę. Ja muszę spisywać zadania, których przez wczorajszy wieczór nie odrobiłam. Siedziałam w kółku na ziemi razem z obowiązkową Eliz, Arthurem, który postanowił być zbawicielem i dać mi zeszyty, Alfredi i Joneson przyszedł, który przy okazji też spisywał, Ludwig, który pilnował czy się nie ociągam, oraz obowiązkowo obok niego, Feliciano. Niedaleko nas siedzieli Feliks z Torisem, Raivisem i Eduardem, a potem jeszcze jakieś dziewczyny z innych klas. Moi towarzysze sobie spokojnie rozmawiali, a ja mogłam jedynie słuchać. Uruchomiłam swoje piękne, niczym poranna rosa o zachodzie słońca podczas nocy polarnej, pismo i pisałam.

Minęło trochę czasu, a ja dalej pisałam. O ile przy kłótni Arthura z Alfredem dałam radę się skupić, to przy tych dziewczynach z innej klasy już nie. Powiedzcie mi, kogo obchodzi, że kupiła sobie jedna taką ,,rushoffą"torebkę ze skóry mamuta za pięćdziesiąt eurogąbek w przecenie za talon na taką panią i balon? No na pewno nie mnie.

Jak się wydzierały, tak się wydzierają nadal. Nie minęła chwila, a już zaczęły obgadywać wszystkich możliwych ludzi dookoła.

Hej, a znacie tą nową? [Imię] bodajże. Widziałyście jak ona dzisiaj wyglądała? Jakby ją samolot przeleciał. - Powiedziała, a reszta jej koleżanek zaśmiała się. No okej, nie zareaguję po prostu. Z kretynkami się nie wygra. Mówiły potem o jakiejś blondynce z klasy wyżej i o jakimś czarnowłosym chłopaku, który chodził z nią do klasy.

Hej, a znacie tego, no, Feliksa z drugiej D? Zaczęła, a ja wytężyłam w tym momencie słuch, ignorując rozmowy w moim kręgu rozmówców.

Tego, co zawsze lata za Torisem, czy jak mu tam. Nie rozumiem jak chłopak może ubierać się w sukienki! Transwestyta, czy co? Śmiały się dalej, a moje podirytowanie wzrastało z każdą chwilą. Powtarzałam sobie w myślach ,,Spokojnie, to nie moja sprawa.".

Jeszcze chwila, a przejdzie operację zmiany płci! - Przegięły. Rzuciłam zeszytem w Arthura, by mi go potrzymał, a ja wstałam tak szybko, jak staje Francisowi gdy widzi jakąś dziewczynę i podeszłam do nich.

Przepraszam, ale czy możecie przestać obgadywać mojego ziomeczka? Bo tak jakby, to nie fajnie. - Powiedziałam z wesołym tonem głosu i się szeroko do nich uśmiechnęłam.

Hę? A Ty to kto?

Ach, ja? To już nie pamiętacie kogo obgadywałyście jakieś pięć minut temu? Ojej...  Powiedziałam z udawanym zdziwieniem.

Chociaż... Nie dziwię się. Jesteście tak tępe, że to chyba coś normalnego. Powiedziałam, zmieniając co słowo ton na bardziej lodowaty. Nagle poczułam pieczenie na policzku.

Ojej. Powiedziałam, patrząc na dziewczynę przede mną, która właśnie mnie uderzyła, a zaraz po tym oddałam jej, tylko, że ona poleciała na ziemię. (Jest moc! Dop.Aut.) Opłacało się chodzić na te ustawki w piaskownicy. Już drugi raz to doceniam.

Nie nasza wina, że jest największym debilem, którego spłodził ten świat! Powiedziała druga, stając przede mną. Chciałam jej również przywalić, ale powstrzymała mnie czyjaś ręka. Odwróciłam głowę i ujrzałam go.

[Imię], w porządku. Nic się nie stało. Powiedział Feliks i się uśmiechnął. Nagle moje serce dostało ataku padaczki emocjonalnej. Nie wiem czy to przez to, że ma uroczy uśmiech, czy może przez to, że wypowiedział do mnie te dwa zdania, tym razem się nie jąkając. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i opuściłam rękę, kiedy tylko mnie puścił. Powoli odwróciłam się i wróciłam do znajomych, bez słowa biorąc zeszyt, którym wcześniej rzuciłam w Arthura i kontynuowałam przepisywanie, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca, olewając fakt, że boli mnie mocno policzek oraz, że jest jeszcze czerwony. Oni jeszcze chwilę na mnie patrzeli, ale uznali, że nie chcę rozstrząsać tego tematu i wrócili do rozmowy. Och, jak jestem im za to bardzo wdzięczna.

[Time Skip]

Do końca dnia było już spokojnie. Mało się odzywałam, ponieważ myślałam tylko o sytuacji rano. Nie rozumiem dlaczego Feliks tak po prostu to olał. Przecież tu go po chamsku obgadują, a on spokojny. Mogłabym uwierzyć w fakt, że po prostu ma ogromny dystans do siebie, ale wczoraj słyszałam jak ostro kłócił się z Gilbertem. Nie rozumiem go.
Dotarłam wreszcie do domu, nie odpowiadając na przywitanie mamy i poszłam do pokoju. Położyłam się, albo bardziej rozwaliłam się na łóżku i tak po prostu leżałam. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a.

Feliks – Cześć, [Imię]~ I jak? Policzek dalej boli?

Feliks? Że co? Że on? Że jak? Ten świat nadal mnie zadziwia.

Reader-Chan – Cześć~ A już przeszło. Wiesz... Wiem, że to nie była moja sprawa, ale po prostu nie potrafię siedzieć obojętnie, kiedy tak po chamsku obrabiają dupę komuś, kogo znam.

Feliks – Spokojnie. Ale następnym razem po prostu nie reaguj, ponieważ szkoda, że osoba z tak śliczną buzią, musi chodzić z śladem po uderzeniu.~

Co. Czytam jeszcze kilka razy tą wiadomość, ale jak była tak jest. Czyli to jednak nie moje wyobrażenie. Nikt, oprócz rodziców, moich przyjaciół i mojego byłego, nie mówił mi, że jestem śliczna. Czuję, że moje serce jeszcze raz dostaje emocjonalnej padaczki i zaczęłam się szczerzyć do ekranu. Po chwili ogarnęłam, że jeszcze nie odpisałam, a nie chcę by pomyślał, że poczułam się nieswojo, czy go po prostu ignoruję.

Reader-Chan – Och, dziękuję.~ I zapamiętam na przyszłość. Do jutra.~

Pomijając ból, może jednak warto było reagować?

-------------------------------------------------------------------

2053 słów. Heh. Kiedy piszę kilka dni po poprzednim rozdziale, to piszę więcej słów. xDD

Za wszystkie błędy serdeczne przepraszam.

Przepraszam również, jeśli spodziewaliście się Feliksa, ale no... ;-;

Poza tym pisząc trzeci rozdział ogarnęłam, że za bardzo się oddalam od zamierzenia, które postanowiłam dać temu opowiadaniu. Mało jest scen Feliks x Reader, a jak już są, to Feliks się jąka i są krótkie.

W ogóle te opowiadanie miało być poważne, nie wiem co się stało, że nie jest. xD Za dużo Kumkwata się chyba naczytałam i opka ,,Blow a kiss, fire a gun", które swoją drogą polecam. xD Ale kontynuacja jest na quotevie. Ale mimo wszystko polecam! :3

Od teraz idę do zamierzeń zawartych w prologu.

Dziękuję za przeczytanie i do następnego! :3

Zapraszam również do książki informacyjnej pod nazwą ,,Dat Boi". Tam będę co jakiś czas dzieliła się z Wami swoimi przemyśleniami, ale także dawała informacje, żeby nie zaśmiecać tej książki i  książki z one-shotami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro