Rozdział V - No ale rzuć sobie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od wydarzeń z trzeciego września minął tydzień. Niewiele się wydarzyło. Aktualnie stoimy przed salą gimnastyczną i czekamy na nauczyciela wuefu. Jestem tu dopiero półtora tygodnia, a już zdążyłam zrozumieć, że na każdej lekcji mają siatkówkę, albo koszykówkę. No cóż... U mnie była tylko siatkówka, więc zawsze coś. Wf mamy z chłopakami, ponieważ nie opłacało się robić osobnej lekcji dla czterech dziewczyn, ale myślę, że będzie okej, zwłaszcza, że chłopacy w klasie też są okej, więc może być okej. I okej.

Wreszcie mogliśmy wejść normalnie na salę. Znaczy tylko my, dziewczyny, normalnie weszłyśmy. Większość chłopaków wbiła na nią jak jakieś bydlaki.

 Witajcie, uczniowie. Zaraz powiem wam czym się dzisiaj zajmiemy, ale najpierw obecność! Powiedział nauczyciel, a zaraz po tym ustawił nas w rzędzie. Nie trzeba było długo czekać, aż nauczyciel obwieści, że dzisiaj ręczna. Nie jest źle, koledzy, nie jest źle.

Zaraz po tym mieliśmy dobrać się w pary. Z Eliz raczej już nie, bo ona do Rodericha się dobrała, Alfred z Arthurem, Ivan z Yao. Skoro Ivan z Yao, to Natalia musiała już z Oleną. Gilbert z Antoniem. No i takie tam. Większość osób dobrała się już w pary i pozostały pojedyncze jednostki, takie jak ja. Po chwili zobaczyłam cień za mną i się odwróciłam.

Ma cher, a może pobawisz się moimi piłeczkami? - Powiedział Francis ze swoim typowym uśmieszkiem, trzymając w ręce dwie piłki i wykonując jakieś dziwne ruchy, że nie wiedziałam czy sugeruje mi po prostu ćwiczenie razem z nim, czy jakieś perwersyjne propozycje, zdesperowanego i mocno zfriendzonowanego nastolatka.

Czyli? Zapytałam, patrząc na niego podejrzliwie.

Czy zagrasz ze mną, ma cher?

Jeśli to kolejna propozycja zabawy w słoneczko, to podziękuję.

Nie, nie. Na poważnie. Zagrasz ze mną? Ten dzień muszę zapisać do kalendarza. Dostałam normalną propozycję od tego zboczeńca. Ale niestety, z obawy o moje bezpieczeństwo, nie zagram z nim.

Okej. Aha. Czyli tak się kończy u mnie próba odmawiania.

Ale spróbujesz mnie dotknąć...

Tak, tak, to wykastrujesz mnie najtępszym sekatorem, jaki znajdziesz.

A nie, zrobię ci po prostu dekapitację i będzie wszystko w porządku. Wzruszyłam ramionami i poszłam na sam środek sali. Przynajmniej więcej świadków, jeśli będzie chciał mnie molestować.

Wreszcie zaczęliśmy ćwiczyć. Bardzo kreatywne ćwiczenia, bo aż podawanie do siebie piłek. Ja tego osobiście nie kwestionuję, bo może to sobie tam poprawiać refleks w łapaniu. W sumie nie znam się, ale nawet fajnie jest sobie tak rzucać do ziomeczka przed sobą. Z całej siły. Prosto w twarz. A ten z uśmieszkiem na twarzy łapie wszystkie twoje piłki. Ale osobiście wolę rzucanie do bramek. Zawsze miałam świetny cel, dlatego mogłabym się jakoś wykazać, rzucając w twarz Francisowi na bramce. Ale szkoda by było, bo ma świetny refleks. Pewnie wyrobił sobie go unikając wszystkich plaskaczy od molestowanych przez niego dziewczyn.

Nudne te ćwiczenie. Idę na ławkę. Powiedziałam do Francisa, podając mu piłkę i nie czekając na odpowiedź, poszłam w stronę wcześniej wspomnianej ławki.

Dobrze, a teraz porzucacie do bramki! Zawołał nauczyciel, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę. Wreszcie! No ileż można czekać?

Podzielę was na dwie grupy. Jedna osoba z grupy musi iść na bramkę! Do pierwszej grupy należą: Alfred, Gilbert, Elizabeta, [Imię], Antonio, Lovino, Yao, Kiku, Ludwig, Feliciano i Matthew. Reszta idzie do drugiej grupy! Powiedział, a potem poszedł na ławkę, by obserwować całą lekcję.

No... To kto idzie na bramkę? Zapytałam, a reszta równo odpowiedziała, że ja.

Dziękuję, koledzy. Jesteście wspaniali. Zawsze marzyłam, by bronić piłki od silniejszych od siebie osób!

[Imię]-San, jeśli nie chcesz, może ktoś inny pójść.

Nie, spokojnie Kiku. Pójdę już pod tę bramkę.

Szłam do tej bramki, jak pod gilotynę, a to przecież Francisa czeka dekapitacja, ale wreszcie dotarłam do niej i stanęłam przed obliczem śmierci. A pomogą mi w tym piłki. Jeszcze przez chwilę się zastanawiałam, czy by nie uciec, ale uznałam, że skoro się zgodziłam, to już powinnam zostać.

Stałam tak sobie pod tą bramką i odbijałam sobie piłki. Chociaż trafnym określeniem byłoby próbowałam nie dostać w twarz. Muszę powiedzieć, że Matthew, chociaż nie wygląda, to ma sporo siły w rękach. Pewnie przez to, że jak go ciągle mylą z Alfredem, to musiał jakoś nauczyć się bronić. Jedyną osobą, która nie rzucała, był Feliciano. Nawet na piłkę nie spojrzał, tylko siedzi sobie z szkicownikiem i rysuje.

Feliciano!

Tak, [Imię]?

Chodź, rzucisz piłką w bramkę.

Vee~ Ale ja wolę rysować.

No chodź, rzucisz sobie.

Ale ja nie chcę. Vee~

Ależ jestem pewna, że chcesz.~

Nie chcę. Vee~

No ale przec... W tym momencie nie dokończyłam, ponieważ dostałam piłką w twarz, a uderzenie sprawiło, że poleciałam na ziemię kilka centymetrów dalej niż stałam. Przez chwilę nie rozumiałam co się właściwie stało, ale po chwili zaczęłam ogarniać. Na szczęście upadek zamortyzowało moje ramię. Nie wiem co jest lepsze – bolące ramię, czy nos, z którego właśnie leci wodospad krwi. Szkoda tylko, że widok mi się zamazuje.

[Imię]! Usłyszałam głos Eliz, a po chwili poczułam jak ktoś mnie dotyka. Mam nadzieję, że to nie Francis. Ta osoba postawiła mnie w pionie, podtrzymując mnie.

[Imię], ile widzisz palców? Powiedziała Eliz, wyciągając dłoń przede mną.

Jakie palce? Odpowiedziałam słabo, bo co jak co, ale przez te uderzenie głowa mnie mocno boli i ledwo mogłam się skupić na tym, co do mnie mówią.

[Imię], Are You okay? Wydarł mi się do ucha Alfred, sądząc po tym, to on mnie trzyma.

Matyldo droga, ciszej. Cudem bębenki mi nie pękły przy tylu decybelach.

Alfred, daj mi ją. Jesteś zbyt nieodpowiedzialny. Usłyszałam głos Gilberta.

— I am!

Nein!

— I am!

— Nein!

Jeszcze chwilę szarpali mną jak Reksio szynkę, aż wreszcie przez to poleciałam na ziemię,uderzając głową o podłogę.

Ja pie... Nim zdążyłam dokończyć ten piękny, polski wulgaryzm, zemdlałam.

[Time Skip]

Otworzyłam oczy, czując ból głowy i widząc rażącą biel. Nie, nie był to szpital, a jedynie pokój pielęgniarki szkolnej, a ściany wcale nie były aż tak białe, ale chciałam by wyszło dramatycznie.

Podniosłam się i usiadłam na krawędzi łóżka, starając się zignorować ból. Jeszcze nie wiem kto mi przywalił tą piłką, ale niech się modli, żebym się nie dowiedziała. Byłam nadal w stroju od wf-u, więc nie mam telefonu by sprawdzić która godzina, a zegara ani widu, ani słychu. Spojrzałam na stoliczek obok siebie i zobaczyłam karteczkę od pielęgniarki, która napisała, że musi coś załatwić i jak się obudzę, to żebym na nią zaczekała. Świetnie, tylko, że nie wiem kiedy mi to napisała. Westchnęłam cicho i powoli wstałam. Zobaczyłam, że przy nogach łóżka jest moja torba. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i po chwili zobaczyłam Eliz.

[Imię] Powiedziała i przytuliła mnie. Nic Ci nie jest?

Jeszcze nie. Ale głowa nadal mnie boli. Co się dokładnie stało?

Ivan źle rzucił i trafił piłką w słupek, sprawiając, że piłka mocno się odbiła.

Och... A co się stało, że chciał się wyżyć na tej biednej piłce?

Ach, nic. Po prostu kazali, a raczej kazał, Raivisowi iść na bramkę, a jako, że lubi się nad nim znęcać, to tym bardziej biedna piłka ucierpiała.

Znęca się nad Raivisem? Zapytałam, mrużąc oczy. - A ja mu pomogłam...

Spokojnie, [Imię]. I tak najgorzej dostaje się Torisowi.  Powiedziała, a ja zrobiłam minę do ,,Are you kidding me?".

Żadne mi tu spokojnie. Nie ma prawa na nikim się znęcać, więc nie rozumiem dlaczego każesz mi tu być spokojna.

Rzadko się nad nimi znęca, ponieważ starają się go omijać tak długo, jak tylko mogą, a on sam stara się unikać młodszej siostry.

Pogadam z nim...

Nie radziłabym, [Imię]. Jeszcze Tobie mogłoby coś się stać.

Już mi się stało. Chociaż przytomność straciłam akurat przez pewnych dwóch idiotów, którzy postanowili mną szarpać i przy okazji się wywrócić.

Już oberwało im się z patelni, więc nie musisz już nic działać w tej sprawie.

Chociaż tyle... A tak poza tym to kt... Nie dokończyłam, ponieważ do sali weszła już pielęgniarka.

Och, widzę, że już się obudziłaś. Chodź, wpiszę Ciebie w kartę, że byłaś. Na szczęście nie nabawiłaś się żadnego wstrząsu i możesz iść do domu. Ale dla pewności zadzwoń po rodziców, albo poproś kogoś by Cię odprowadził do domu.

Ja to zrobię, mieszkam niedaleko [Imię], więc bez problemu.

Pielęgniarka pokiwała zadowolona głową, a ja podeszłam do niej, podając podstawowe dane typu, w której klasie jestem i jak się nazywam. Bardzo miła, widać, że się przejmuje. W mojej poprzedniej szkole to na bóle menstruacyjne dawali mi tabletki na ból głowy. No cóż... Można i tak. Dlatego dobrze wiedzieć, że ktoś, oprócz rodziców i niektórych znajomych, również się martwi.

Kiedy pielęgniarka wypisała wszystkie potrzebne jej dane, mogłam wreszcie opuścić pokój. Na początku chciałam iść do toalety się przebrać, ale uznałam, że jestem zbyt leniwa na to i po prostu skierowałam swoje kroki w stronę wyjścia ze szkoły.

Szłyśmy w całkowitej ciszy, od czasu do czasu komentując przechodzących obok nas ludzi. Ból, nie ból, dusza wewnętrznej gaduły nie pozwoli o sobie zapomnieć.

Ach, właśnie. Co się stało z Alfredem i Gilbertem po uderzeniu ich patelnią? I skąd właściwie wzięłaś patelnię? Zapytałam w pewnym momencie.

Uciekli przerażeni. Co do patelni, to zawsze noszę przy sobie.

Przezorny zawsze ubezpieczony?

Dokładnie.

Ja bardziej wolę polegać na swojej własnej sile. Ale jeśli nie poradzę sobie, to improwizuję. Dlatego jeśli byś chciała, żebym ci jakąś sprawę załatwiła, to nie ma problemu. Dzwonię po ziomeczków z starego liceum i załatwiamy.

A czy z [Nazwa Poprzedniego Miasta] do [Nazwa Miasta] nie jest daleko?

Nie będzie ich to obchodzić. Bardzo mnie lubili. Niestety wcisnęłam wszystkich do friendzone'u dla mojego, aktualnie byłego, chłopaka.

Byłego?

Stare dzieje. Był bardzo w porządku, więc mocno szanuję jego osobę. Niestety przez jedną nieprzyjemną sytuację musieliśmy się rozstać.

Skoro był bardzo w porządku, to naprawdę sytuacja musiała być nieciekawa.

Mhm... Ale niezbyt chcę o tym rozmawiać. Powiedziałam do niej, próbując się uśmiechnąć, ale przez wspomnienia wyszła jakaś dziwna parabola. Ona na szczęście przytaknęła i nie drążyła tematu. Daję jej kolejne +10 punktów do przyjaźni. Jeszcze chwila, a ogłoszę ją moją najlepszą ,,psiapsiółą", jak to dziewczyny w dzisiejszych czasach zwać lubią.

Po jakimś czasie wreszcie dotarłyśmy do mojego domu. Pożegnałam się z nią i wreszcie weszłam do niego. Wykonałam rzut oszczepem, zwanym moją torbą, pod biurko,rozbierając się ze stroju do wf-u i położyłam się na łóżku.Podczas leżenia tak w samej bieliźnie, zaczęłam zastanawiać się jak to jest, że dziewczyny bardzo chętnie pokazują się w bikini,ale jak ktoś zobaczy je w bieliźnie, to od razu piszczą i wyzywają od zboczeńców. Na szczęście ja nie należę do takich dziewczyn,dlatego zawsze uważali mnie za bardzo bezwstydną osobę. Ale co ja mogę poradzić, że mam prawie wszystko gdzieś? Patrząc jeszcze na fakt, że między bielizną, a bikini nie ma aż tak wielkiej różnicy. I to, i to odsłania 90% ciała, a mężczyźni są tak mili, że patrzą tylko na te pozostałe 10%, więc tym lepiej. Kulturka musi być.

Po chwili wstałam i poszłam odrobić zadanie domowe. Ludwig zawsze pilnuje, pytając wieczorem czy odrobiłam. Każe wysyłać zdjęcia, więc nie jest tak łatwo. Tak dobrze dba o mnie i moją edukację, że na spokojnie mógłby zastąpić moją mamę. Chociaż nie... Mamy nie da się łatwo zastąpić.

Wzięłam torbę, cudem wyciągając ją spod biurka, ponieważ byłam za leniwa na schylenie się, i zaczęłam odrabiać.

Po chwili dostałam esemesa.

Nieznajomy – Ładnie Ci w tej [Kolor] bieliźnie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Co.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Cudem napisałam rozdział, ale jest. Nie chcę Wam się żalić, ale to zrobię, bo chciałabym, żebyście zrozumiały. Ciężko mi się ten rozdział na samym początku pisało, ponieważ nie wiem jakim cudem i dlaczego, ale dostałam nagłego ataku paniki. I to nie jednorazowo. Co jakiś czas tak mam, ale teraz może trochę mniej, więc jak przejdzie to będzie już super. Nikomu o tym nie mówiłam (no oprócz jednej, bliskiej mi osoby, ale nie pomogła mi... ._. ) więc nie wiem co dalej. Ale po prostu nigdy tak nie miałam, a tu nagle tak z dupy zaczynam się bać, Bóg wie czego, i bardzo się stresować. Nie miałam ostatnio żadnej sytuacji, która by to mogła spowodować. Ktoś wie może dlaczego tak jest? Nie chcę pisać rozdziałów podczas stresu, bo nie potrafię. Wena zanika. ;/ Ale nie chcę też byście długo czekały, bo wattpad stał się dla mnie bardzo ważnym miejscem.

Trochę też mnie mdli, kiedy myślę o tym, że muszę poprawić wszystkie opowiadania, bo zamiast myślnika, używałam dywizu. ;/ Tyle tego jest. ;__;

Koniec żalenia się. Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że następne rozdziały będą choć trochę lepsze od tego.

Macie piosenkę ode mnie na pocieszenie:

https://youtu.be/creEedNpvgI

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro