Rozdział VI - Jedno słowo - Kopać

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieznajomy – Ładnie Ci w tej [Kolor] bieliźnie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Co.

Reader-Chan – Francis, sio z mojego drzewa.

Nieznajomy – Skąd wiesz, że to ja?;_;

Reader-Chan – Bo cię widzę, pajacu. I kurde, nie baw się w Alfreda. Poza tym, skąd masz mój numer?

Nieznajomy – Ktoś Ci musiał przynieść torbę do pokoju pielęgniarek jak tak ładnie upadłaś.

Reader-Chan – I to był powód, żeby wyciągnąć mój telefon i zapisać sobie mój numer?

Nieznajomy – A nie, wcześniej ukradłem telefon Alfredowi.

Reader-Chan – To co ma do tego moja torba?

Nieznajomy – Nie wiem.

Ciężko westchnęłam, powstrzymując się przed wyjściem w samej bieliźnie na dwór i przywaleniem temu zboczeńcowi w ten pusty łeb.

Przebrałam się w [Kolor] podkoszulek i [Kolor] spodenki, by po chwili wyjść na dwór i zobaczyć, że Francis nadal stoi na tym cudownym drzewie.

Francis, może zejdziesz z tego drzewa? Dendrofilem jesteś, czy co?

Ależ dzięki Tobie jestem! Trudno się powstrzymywałam przed rzuceniem mu kilku... Nastu... Set polskich wulgaryzmów i zwaleniem go z drzewa. Na jego szczęście jeszcze potrafiłam się powstrzymać.

A gdybym nie była? Moja brew lekko zadrżała.

To nie szukałbym pracy jako stolarz. Kopnęłam w drzewo, które przez to zatrzęsło się niebezpiecznie.

— Ma Cher, co Ty robisz? Zapytał już lekko panikujący Francis, a na mojej twarzy pojawił się lekki, szatański uśmiech.

No co ja mogę robić? Pomagam ci z znalezieniem pracy!

Jak to ma mi pomóc?

Dopóki nie zrobisz mi tam na górze jakiegoś ładnego stołu, nie przestanę kopać w to drzewo. Przecież sam powiedziałeś, że dzięki mnie chciałbyś zostać stolarzem! Spojrzałam w jego stronę i posłałam mu najlepszy uśmiech stewardessy, jaki mogłam w życiu zrobić, po czym jeszcze raz kopnęłam drzewo. Biedne drzewo, ale już i tak zostało skażone jego osobą.

Ma Cher, ale mały biust nie jest zły! Próbował się obronić. No, próbował, niezbyt mu to idzie. Kopnęłam jeszcze raz.

— Désolé, Ma Cher!

Nie rozumiem co mówisz. Przeszłam pięciominutowy kurs francuskiego w internecie, więc wiedziałam co mówi. Ale niech się chłopaczyna pomęczy jeszcze trochę.

Przepraszam, Ma Cher! Och, widzę, że już naprawdę jest zdesperowany. Może mu odpuszczę...? Heh... O czym ja myślę? Niech się męczy.

[Imię], What are You doing?

Ojaa, Arthur~. Pomożesz mi? Posłałam mu zniewalający uśmiech, którego nie powstydziłby się sam Francis na drzewie.

W czym? Zapytał, a ja pokazałam mu palcem, by spojrzał na górę.

Co tam robi żabojad? Zapytał, próbując ukryć rozbawienie sytuacją.

A próbuje nie spaść. Wzruszyłam ramionami, udając, że to nic takiego.

Arthur, pooomóóóż miii.

Dlaczego miałbym ci pomóc? Już nie próbował ukryć rozbawienia i po prostu zaczął się śmiać.

Teraz na poważnie. [Imię], co on Ci zrobił?

A nic takiego. Tylko tak sobie mnie podglądał. Odpowiedziałam mu, a on strzelił sobie face palma.

W takim razie nie dziwię Ci się. Ale ten jełop jest do wszystkiego zdolny, więc nic dziwnego, jeśli się niczego nie nauczy.

Ach, to najwyżej zetnie się drzewo wraz z Francisem i po problemie. Chcesz wejść? To od razu pożyczę ci książkę, o której ostatnio rozmawialiśmy. A może nawet kilka od razu.

Of course! — Po tym ruszyliśmy w stronę mojego domu, zostawiając Francisa na pastwę losu. Wszedł, to sam zejdzie. Jego sprawa.

Zaprosiłam go do salonu, po czym pobiegłam do kuchni po kilka opakowań herbat. Wiedziałam, że Arthur woli herbatę od kawy, więc nawet się nie pytałam. Po chwili przyniosłam wszystkie, jakie mam w domu i postawiłam przednim.

Którą byś chciał?

Skąd wiesz, że chciałbym herbatę, a nie kawę? Powiedział, wybierając jedną.

[Pierwsze wyjście Reader-Chan w weekend w nowym mieście z nowymi znajomkami]

Daleko jeszcze? Marudziłam im już od połowy drogi do kawiarenki, która znajdowała się gdzieś w środku miasta.

Już nie. Daj spokój, [Zdrobnienie Imienia]. To wcale nie jest tak daleko. Dwadzieścia minut temu wyruszyliśmy.

I o dwadzieścia minut za długo szliśmy. Odpowiedziałam z wyrzutem, a Eliz jedynie westchnęła i pokręciła głową, ale uśmiechnęła się, wskazując budynek obok nas.

To już tutaj, [Imię]. Zadowolona? Spojrzałam w stronę budynku, po chwili weszłam powoli do środka, próbując ocenić wnętrze. Za mną weszła Eliz wraz z paroma przybłędami. Ściany kawiarni były brązowe z dodatkiem beżu. Panele podłogowe były koloru brzozowego, a stoliki były w podobnym odcieniu co panele. (Nie wiem jak dokładniej to opisać. Niestety nie znam się dokładnie na kolorach, ale myślę, że może ogarniecie o co mi chodzi. Dop.Aut.) Krzesła były całkowicie białe. Klimatu kawiarni dodawał kominek. Chciałabym zobaczyć jak wygląda to w zimę, ponieważ w lato raczej nie włączą kominka. Odwróciłam się do grupy z uśmiechem na ustach.

Ładnie tu. Odpowiedzieli mi jedynie uśmiechem.

Podeszliśmy do stolika i spojrzeliśmy w menu. Znaczy ja spojrzałam, ponieważ wywnioskowałam, że oni znają go na pamięć. Zmarszczyłam trochę brwi widząc tyle nazw.

Coś się stało, [Imię]? Odezwał się Arthur.

Nie, nic. Po prostu pierwszy raz w życiu jestem w kawiarni i pierwszy raz widzę tyle nazw. - Odpowiedziałam, a on pokiwał głową w zrozumieniu.

Dlatego zawsze wybieram herbatę. Poza tym herbata jest lepsza.

A piłeś kiedyś kawę?

Nie. Ale brytyjska herbata jest najlepsza. Pokręciłam głową nad jego logiką, ale no cóż... Jego wybór.

[Koniec wspomnień Reader-Chan]

Tak jakoś zgadywałam. Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

Rozmawialiśmy o paru tytułach książek. Niestety nie mam zbyt wielu w mojej kolekcji, ale na szczęście okazało się, że są to tytuły, których Arthur jeszcze nie czytał, więc jest plus dziesięć do wygrywu.

Nasza rozmowa trwała już trochę, aż w pewnym momencie mój tata wrócił z pracy. Wszedł do salonu i niewzruszony faktem, że znowu jakiegoś chłopaka przyprowadziłam do domu, powiedział.

Wiecie może co to za zwłoki pod drzewem?

Nie martw się, to Francis. Nic się nie stało.

No dobrze, ale wiesz... Nie chcę policji tutaj w tym domu. Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia, a Arthur poszedł za mną. Poszłam do garażu, po czym wzięłam dwie łopaty i jedną podałam Brytyjczykowi. Po chwili ruszyliśmy w stronę ,,zwłok".

I co dalej? Zapytał Arthur, a ja jedynie wbiłam łopatę w ziemię obok Francisa.

Kopałam trawnik ciężką łopatą, kiedy mój ojciec, zwany też tatą...

Czyli po prostu zakopujemy go?

Tak.

Jak myślisz, jak wielka powinna być dziura?

Hmmm... Chwilę się zastanowiłam, a po chwili przedstawiłam swój świetny plan.

Będziemy kopać pod nim! Zaoszczędzimy trochę czasu na poprawki! Uśmiechnęłam się szeroko.

Ale wiesz, [Imię]. Nie możemy go tak po prostu zakopać. Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.

Ach, masz rację! Najpierw zabierzmy mu cenne rzeczy! Gdy już mieliśmy się za to brać, ,,zwłoki" się poruszyły.

C-co?! Co chcecie zrobić? Zapytał przestraszony Francis.

Arthur, mamy ciężki przypadek. Zwłoki nam ożyły! Udałam oburzony głos, a Arthur udawał zaskoczonego.

A może dobijemy go? Zaproponował.

Świetny plan!

A-ale, Ma Cher! Tak nie można!

Cicho, zwłoki nie mówią.

Nim zdążyłam cokolwiek dodać,Francis uciekł jakbyśmy planowali go zamordować. Głupie to trochę... Skąd on wziął taki pomysł? Nie rozumiem go. Jeszcze chwilę tak razem z Arthurem staliśmy, aż wreszcie poszedł odłożyć łopatę obok garażu i wrócił.

Dziękuję za gościnę i za książki, [Imię], ale niestety muszę już wracać.

Nie ma sprawy. Tylko szkoda, że nie zdążyliśmy tego zboka zakopać. Zrobiłam smutną minę, ale po chwili ponownie się uśmiechnęłam.

W każdym bądź razie... Zapraszam cię zawsze chętnie! Nie mam zbyt wielu książek, o których możemy porozmawiać, ale myślę, że coś by się zawsze znalazło!

Będę pamiętał! I nie martw się! Jutro oddam Ci książki! Pomachał mi i poszedł. Ja jedynie stałam i analizowałam. Pożyczyłam mu jakieś piętnaście książek. Powiedział, że odda mi je jutro. On chyba nie zamierza tego wszystkiego dzisiaj przeczytać. Prawda? Prawda...?

[Time Skip]

Właśnie patrzę z wymalowanym szokiem na twarzy prosto w oczy Arthura. Jak mówił, że mi odda dzisiaj książki, to myślałam, że dopiero pod koniec dnia, a nie na sam początek.

Arthur... Ja ci już nigdy nie pożyczę książek... Powiedziałam powoli do niego.

To Ty masz jeszcze jakieś książki? Jak wspominałam, mam mało książek.

Ano... Z podstawówki Plastusiowy Pamiętnik i Kubusia Puchatka, jeśli chcesz.

Podziękuję. I jeszcze raz dziękuję za książki, [Imię]. Wręczył mi je i odszedł w stronę swojej szafki.

Świetnie, oddał mi książki, a ja teraz nie mam miejsca, by je włożyć do torby i do szafki... Powiedziałam do siebie. Może uda mi się do szafki Eliz je wcisnąć?

Ruszyłam przed siebie, próbując odszukać dziewczynę. Nigdzie jej jednak nie widziałam. Rano pomnie nie przyszła, a na smsy nie odpisuje. Chociaż jak ma mi odpisać, skoro jej żadnego nie wysłałam? Nie wiem, ale może jeszcze przyjdzie?

[Time Skip]

Minęła już druga lekcja, a Eliz jak nie było, tak nie ma. Nie wiem co ona z tym Roderichem robi... W sumie nic, bo Roderich jest tutaj. Zapytam go.

Roderich.~ Co z Eliz? Podeszłam do niego z miną jakbym chciała spalić mu dom.

Nie mam pojęcia.

To napisz do niej.

Sama sobie napisz. Nie ma pieniędzy na koncie. Odpowiedział mi takim tonem, jakbym odebrała mu chęci do życia. Nawet to możliwe, że to właśnie zrobiłam.

No dobziu, napiszę. Niech ci będzie.Powiedziałam i wyciągnęłam swój super swagfon.

Reader-Chan – Eliz, czemu cię niema? Biją mnie tu, a ty sobie siedzisz gdzieś tam i nie dajesz oznak życia. ;_;

Eliz <3 – Co Ci robią?!

Reader-Chan – Spokojnie, nic mi nie robią xD A teraz odpowiedz mi, dlaczego cię nie ma?

Eliz <3 – A tylko by spróbowali...Ciężka sprawa, to nie rozmowa przez wiadomości.

Reader-Chan – Przyjść do ciebie?

Eliz <3 – Nie wiem czy po szkole będę miała czas.

Reader-Chan – Ale mi chodzi o teraz.Przyjść?

Eliz <3 – No nie wiem. Jeszcze przeze mnie nie zdasz.

Reader-Chan – Ale jest dopiero 11września. Początek roku praktycznie. I tak przyjdę przynieśćcoś?

Eliz <3 – W sumie jest jedna rzecz...

Eliz <3 – Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiała.

Reader-Chan – Obiecuję. Masz moje pisemne słowo.

Eliz <3 – Przynieś podpaski, bo się skończyły.

Ledwo skończyłam czytać, a już wybuchnęłam śmiechem. Ludzie wokół patrzyli się na mnie jak na wariatkę, która dopiero co uciekła z psychiatryka, ale my się tym nie przejmujemy.

Reader-Chan – Dobrze, już idę.~

Napisałam ledwo klikając klawisze,ale jakoś mi się udało.

[Imię], wszystko w porządku? Usłyszałam głos Rodericha.

Tak, tak, w porządku. Odpowiedziałam mu, próbując się uspokoić i poszłam w stronę wyjścia.

Napisałam najpierw mamie, że idę pomagać Eliz w potrzebie, więc niech się nie zdziwi, że kilka godzin będzie nieusprawiedliwionych, a potem skierowałam się do sklepu. Przynajmniej klimatyzację mają, a nie to co szkoła. My mamy tylko swag na wiatraki. Zepsute wiatraki. Ale wracając. Weszłam do sklepu, próbując znaleźć odpowiedni dział, a po chwili chodzenia po tym cudownym, długim sklepie, wreszcie odnalazłam to czego szukam. Niestety mądra Elizka nie napisała jakich podpasek potrzebuje. A wezmę każdy rodzaj. Na bogato.

Wzięłam jeszcze parę rzeczy, żeby mnie nie zabiła jak do niej pójdę i udałam się do kasy. Po wyjściu ze sklepu napotkałam znaną twarz, która postanowiła sobie po wagarować.

Do szkoły, Gilbert. Powiedziałam do białowłosego, a ten po chwili zauważył moją obecność.

Ty również, [Imię].

Ja w słusznym celu wyszłam ze szkoły, a ty zapewne nie.

Ależ ja również w słusznym celu!

A jakim to?

W żadnym. Odpowiedział z głęboką powagą.

Ach. To ja całkiem poważnie zadzwonię po Ludwiga. Odpowiedziałam również z powagą. I nie, wcale się nie powtarzam.

No już, dobrze. Wrócę do tej szkoły. Tylko nie dzwoń po Ludwiga. Powiedział już mniej poważniej.

Och, a to dlaczego?

No bo nie.

To nie jest argument Wzięłam wdech, a po chwili wypuściłam powietrze i już całkiem poważniej odpowiedziałam Wróć do szkoły, Gilbert. Za godzinę naprawdę zadzwonię do niego i się dowiem czy wróciłeś do szkoły.

On i tak mnie zabije... Ale niech Ci będzie. Pomachał mi i poszedł w stronę szkoły. Może coś z niego będzie?

[Time Skip]

Wreszcie dotarłam do domu Eliz.Wcisnęłam przycisk dzwonka, a po chwili otworzyła mi Belzebuba w okresie. Wpuściła mnie do domu, a ja podałam jej całą reklamówkę z potrzebnymi itemami do przetrwania. Podczas gdy ona poszła załatwić swoją sprawę do toalety, ja wyciągnęłam z szafki dwa kubki i wyciągnęłam z torby gorącą czekoladę. Dobrym pomysłem było włożenie zakupioną czekoladę do torby, a nie do reklamówki. Nastawiłam wodę i zaczęłam szykować. Po chwili wróciła Eliz i pomogła mi z wszystkim. Kiedy wszystko było gotowe, usiadłyśmy wygodnie na kanapie i zaczęłyśmy rozmawiać.

Teraz to niezbyt opłaca się wracać do szkoły, prawda?Zaczęła.

Gilbertowi się opłacało.

Znowu sobie chciał powagarować?

Nie wiem ile razy wagarował, ale pogroziłam mu Ludwigiem. Właśnie, miałam do niego zadzwonić i się zapytać czy Gilbert wrócił do szkoły. Ale... Nie chce mi się.

[Imię], przez to lenistwo kiedyś nie będzie chciało Ci się umrzeć.

Może to dobrze, że nie będzie mi się chciało umrzeć?

Pomyśl. Wszyscy Twoi przyjaciele umrą. Cała Twoja rodzina umrze. Twoje dzieci umrą. Twój mąż umrze. A Ty taka jedyna żywa pozostaniesz.

Najpierw bym musiała mieć kogoś, by móc mówić o mężu.

No, ale popatrz. Pasowałabyś na przykład do takiego...

Eliz, stop. Zaraz zaczniesz mnie pairingować jak moi rodzice kiedy zapraszam do siebie Alfreda, by wspólnie spędzić czas przy graniu w GTA, albo Arthura by porozmawiać o książkach. Trochę się boję co będzie, jak Francis się wciśnie do domu...

Znowu coś zrobił?

Tak... Powiedziałam smutnym tonem.

Co dokładnie?Zapytała poważnie.

Skaził mi drzewo swoją osobą jak próbował mnie podglądać.

Czyli tym razem muszę użyć swojej specjalnej patelni. Powiedziała, a ja się przytuliłam do niej. W końcu mało kto zmarnował dla mnie tyle patelni.

Reszta dnia zleciała nam na wspólnym plotkowaniu i śmianiu się z idiotyzmu niektórych ludzi w szkole. Oczywiście w kulturalniejszy sposób, a nie w taki jak te dziewice, choć mam do tego pewne wątpliwości, z zeszłego tygodnia. Po pewnym czasie postanowiłam wrócić do domu, jako że już dawno minęła godzina trwania naszych lekcji. Pożegnałam się z przyjaciółką, bo wreszcie tak ją mogę nazwać, i poszłam do domu.

--------------------------------------------------------------------------------------

Nie ma to jak o północy dostać życzenia urodzinowe od Senpaia. <3

Macie, taki prezencik ode mnie. :3

Wena zawitała na trochę w moje progi i napisałam aż 2367 słów! :3

Dziękuję za przeczytanie i do następnego! :3

P.S. Macie w bonusie filmik, który sama zrobiłam. xD

https://youtu.be/zu2wrwCRipk

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro