Rozdział XI - Niechaj żyje nam~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wreszcie nadeszła sobota jedenastego listopada, a za tym dniem idą urodziny Felka i impreza suprajs dla niego. Z tego co napisała Felicja, to ma jakieś zadanie dla mnie, jednak nic nie wyjaśniała, więc nie wiem czy mam się bać, czy mam być spokojna. Zapewne jak zwykle to to pierwsze.

Spakowałam paluszki i poszłam namówić mamę, by zawiozła mnie ten długi kilometr do celu mojej podróży. Mogłam również sama iść, jednak kazano mi przyjść wcześniej, dlatego wolałabym się aż tak bardzo nie śpieszyć. Na szczęście się zgodziła, dlatego od razu wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do Felicji.

Kiedy wreszcie mnie odstawiła pod sam dom, cudem nie przywalając w drzwi od garażu, wyszłam z naszego super BMW o kolorze czarnym, zwanym też Maluchem o kolorze czerwonymi żegnając się z nią ruszyłam do drzwi. 

— Nie zapomnij mi napisać kiedy mam przyjechać po Ciebie! — krzyknęła.

— Dobrze, dobrze — odpowiedziałam.

— A, i nie zapomnij się zabezpieczyć!

— Dobrze, będziemy! — krzyknęła znajoma osoba. Nim zdążyłam przeanalizować to wszystko, mama zdążyła już odjechać, a grupa przybyłych osób zaczęła rechotać jak żaby w pełni.

— Francis, ja cię zabiję — stwierdziłam, po czym przywaliłam mu z liścia z półobrotu i poszłam w stronę drzwi.

— O nie, nie, [Imię], nie tak prędko. Najpierw zadanie! — Zatrzymała mnie Felicja.

— Ech, no co znowu? — wzdychnęłam.

— Sprawa wygląda tak, iż, aż, oż, ponieważ, gdyż, i takie tam — zaczęła.

— Można po ludzku?

— Musisz powstrzymać Felka, żeby nie wrócił do domu przed siedemnastą.

— Jest dopiero dwunasta... — zauważyłam. — Jak mam to zrobić?

— No Ty już coś wymyśl — odpowiedziała i odwróciła mnie w stronę przeciwną od drzwi.

— Jest teraz w domu Torisa. Jego adres znasz, więc nie będziesz miała problemu tam trafić. A teraz leć niczym ten gołąb! — Popchnęła mnie tak mocno, że prawie się wywaliłam, a niezbyt przyjemne jest wywalenie się na prostej drodze na równym chodniku.

Myślałam, że będę musiała iść kilka kilometrów do domu Torisa, zwłaszcza, że jednak ode mnie do domu Feliksa jest kawałek, a do Torisa mam w drugą stronę, co daje mi podwójną satysfakcję z przechadzki po pięknych drogach trójwymiarowych. Na moje szczęście, albo nawet nie, zauważyłam ich we własnej osobie na mojej trajektorii ruchu. Jako, iż nie przywykłam do szybkiego myślenia, wpadłam na nich.

[Imię], wszystko w porządku? — zapytał Toris kiedy zauważył, że tylko się na nich gapię siedząc na tyłku po upadku.

— Aha, już wiem! — Wreszcie powiedziałam i wstałam. — Feliks, idziesz ze mną. I nie pyskuj!

— Właściwie to nic jeszcze nie powiedziałem — zaśmiał się, wiedząc, że i tak nie ma wyboru jak dać mi się posłusznie ciągnąć. Pokazałam Torisowi szybko na migi co ma zrobić, choć bardziej możliwe jest to, że wyglądałam jak jakiś orangutan z chcicą.

— Tak generalnie to dokąd mnie ciągniesz? — zapytał.

— Do teatru. Pamiętasz jak żeś mi obiecał wyjście? Pomyślałam, że teraz będzie idealny moment na pójście do niego.

— Jedno zasadnicze pytanie. Chociaż nawet kilka — zaczął. — Wiesz co teraz wystawiają? Wiesz ile bilety kosztują? Zdajesz sobie sprawę z tego, że nasze ubrania nie są eleganckie? Totalnie tego nie zaplanowałaś, zgadza się?

— Może plan wyjścia do teatru nie był zaplanowany, ale... Po prostu chciałam gdzieś wyjść z przyjacielem, okej? — powiedziałam tak szybko, że nawet nie wiem czy mnie zrozumiał. - Ale może mają teraz w repertuarze "Jasia i Małgosię", albo takiego "Skrzypka na dachu"!

— Po prostu przeczytałaś na liście co wystawiają w najbliższym czasie. — Zauważył kiedy chwilę wcześniej doszliśmy do budynku. — Niech będzie "Skrzypek na dachu", bo zaraz i tak się zaczyna.

[Taimu Sukippu]

Minęły około trzy godziny i wreszcie mogliśmy wyjść z teatru. Trochę wyróżnialiśmy się z tłumu mając na sobie luźne ubrania. Na nasze szczęście ludzie to zignorowali i mogliśmy spokojnie obejrzeć spektakl. Choć można powiedzieć, że Feliks mógł. Ja przez ten cały czas myślałam jak przeciągnąć czas, żeby Feliks nie wrócił do domu przed siedemnastą, więc nie zwróciłam uwagi na to co się na scenie dzieje i ostatecznie nie wiem o czym cała historia była.

Pozostały tylko dwie godziny kiedy będę mogła wreszcie zabrać Felka do domu. O dwie godziny za dużo. Z braku lepszego pomysłu, postanowiłam po prostu wziąć go na miasto.

O dziwo Feliksowi nie przeszkadzało to jak wzięłam go do sklepów z obuwiem, których było całkiem sporo. Również był jakimś cudem wyjątkowo cicho. Byłam prawie całkiem pewna, że robię coś nie tak i tak naprawdę nie chce spędzać ze mną czasu, ale jest tutaj ze mną, żeby nie było mi przykro.

[Imię], stało się coś? — Tym pytaniem zbił mnie z tropu.

— Nie, a co? — zapytałam śmiejąc się lekko z poddenerwowania.

— Cały dzień mnie gdzieś zabierasz, nie pozwalając mi pójść do domu. Czyżby Felicja znowu coś robi, że każe Ci odciągać mnie od domu przed siedemnastą?

— Skąd wiesz, że przed siedemnastą?

— Co roku tak robi — zaśmiał się

— Och... Poczekaj chwilę, okej? — powiedziałam szybko, wyciągając telefon i dzwoniąc do blondynki.

[Imię], co się dzieje? — spytała odbierając mnie po kilku sygnałach.

— Karakan already know, wracamy, bez odbioru. — Rozłączyłam się i pociągnęłam Feliksa w stronę wyjścia ze sklepu, żeby móc pójść do domu.

Co prawda Felek mówił, żebym się nie przejmowała, że się domyślił, ponieważ co roku tak jest. Mimo wszystko i tak czuję, że zepsułam to wszystko jako przyjaciółka i człowiek.

— Co prawda nie jestem w tym dobra, ale wszystkiego najlepszego, ponieważ przez to wszystko nawet nie zdążyłam ci życzeń złożyć — powiedziałam do niego w pewnym momencie. Blondyn jedynie się zatrzymał, a ja obróciłam się w jego stronę i zadałam nieme pytanie. Jedyne co zrobił, to niespodziewanie rozłożył ramiona i mnie przytulił.

— Dziękuję, [Imię]~ — odpowiedział wesoło. — Przy okazji... Smutek nie pasuje do twarzy tak pięknym dziewczynom jak Ty, więc się uśmiechnij~ — dodał i poszedł dalej, a ja jedynie spaliłam totalnego buraka. Bądźmy szczerzy. Ile razy ma się okazję usłyszeć od kogoś, że jest się pięknym? Powiedziałam ciche i wesołe dziękuję, i ruszyłam dalej za nim.

Po jakimś czasie wreszcie wróciliśmy do jego domu. Jako, że przyprowadziłam go całego, został wciągnięty w głąb domu przez resztę gości, co wzbudziło moje podejrzenia o to czy na pewno wyjdzie z tego żywy. Lub przynajmniej w pół żywy, a po tych ukochanych szympansach wszystkiego mogę się spodziewać.

Postanowiłam wejść do środka, a nie stać przed drzwiami jak koty. Stanęłam przy framudze drzwi do salonu i obserwowałam jak wszyscy próbowali dostać się do Felka by móc złożyć mu życzenia oraz dać prezent, przez co mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Poszłam do Felicji, która podała mi maskotkę królika trzymającego w łapkach malutki koszyczek, w którym znajdowały się przygotowane przeze mnie paluszki. Spojrzałam na nią pytająco, a w odpowiedzi usłyszałam, żebym po prostu to dała jej bratu, a przy okazji jest to malutkie podziękowanie za całą akcję, do której mnie zmusiła, wiedząc, że zapewne i tak się nie uda.

Ruszyłam w stronę salonu, żeby wyciągnąć blondyna z tłumu i być z nim choć na chwilę sam na sam.

— Wiesz, Felek... — zaczęłam. — Nie wiedziałam co ci dać, ale mam nadzieję, że się spodoba — powiedziałam wręczając mu prezent.

— Jaki on słodki! — uznał z podekscytowaniem. — To naprawdę świetny prezent! Dziękuję! — uśmiechnął się szeroko i znów mnie mocno przytulił.

Reszta dnia minęła całkiem spokojnie i w wyjątkowo przyjemnej atmosferze. Może ekipa na co dzień jest jaka jest, ale kiedy trzeba się zmobilizować, to potrafią pokazać na co ich stać. Jestem z nich tak bardzo dumna jak może dumna być matka z swoich dzieci. W tym przypadku bardzo dużych dzieci. Ostatecznie przecież wszystko się udało.

---------------------------------------------------------------

Kiedy Bestyjka wreszcie ruszy dupę i napisze rozdział. Oraz kiedy znowu nie potrafi napisać zakończenia.

Gdzieś od sceny z teatrem zaczęłam wczoraj kontynuować po około pięciomiesięcznej przerwie. Nie mówię, że wena powróciła tak zupełnie, ale powiedzmy, że wczoraj dostałam jej takiego napadu, że byłam w stanie dokończyć rozdział.

Jeśli nie widać różnicy po takiej przerwie, to znaczy, że nie zrobiłam aż takiego regresu. No progresu nie miałam prawa zrobić skoro tak długo prawie niczego nie napisałam. xD

Pozdrawiam Kilmix3, której prawie o północy pisałam, że nie mogę spać, bo piszę rozdział. xD

Nie obiecuję, że rozdział pojawi się tym razem szybko, ale myślę, że tym razem to nie będzie okres pięciu miesięcy.

Poza tym, 4 dni temu ta książka miała rocznicę! Dopiero teraz zauważyłam. :D 

W planach mam również takie coś:
1. Całkowite usunięcie prologu

2. Totalne zmienienie go.

Przyczyną jest to, że teraz mam zupełnie inne plany na historię, więc prolog by jedynie kłamał  w tym czego można się po tej serii spodziewać. 

Zatem...

W razie błędów - krzyczeć!

Obrazek w mediach należy do mnie

Do następnego~

*Chowa się z powrotem pod łóżko*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro