Rozdział XII - Kółko wzajemnej adoracji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Razem z naszą małą grupką składającą się z Elki, Alfreda, Arthura, Feliksa, Gilberta i, o zgrozo, Francisa, siedzimy przy stołówkowej ławce i obmyślamy plan na nowy klub szkolny. Całą tę sytuację zainicjował nasz najukochańszy wychowawca, który podsunął nam plan założenia własnego kółka, do którego byśmy uczęszczali po lekcjach. O ile już ustaliliśmy, że nie będzie to kółko różańcowe, tak nie wiemy co byśmy mogli robić. Cicho wzdychnęłam stukając długopisem o kawałek kartki i się zastanawiałam.

— No więc... — zaczęłam, a wszystkie wzroki zostały skierowane na mnie z nadzieją, że coś mam. — Jakieś pomysły? — W odpowiedzi dostałam jedynie jęki rozczarowania.

— W porządku — zaśmiałam się po cichu. — Pamiętajmy, że to nie powinno być nudne zajęcie, ani takie, które spodobałoby się tylko jednej osobie. Więc nie, nie będzie żadnego kółka czczenia ciebie, Gilbert. — Spojrzałam w jego stronę.

— A czy ja coś mówię? — Uniósł ręce w geście obronnym. — Choć jeśli chciałabyś, to nie ma sprawy~

— Ta, odpada — dodałam szybko. — Może zacznijmy po kolei. Co proponujesz, Alfred?

— Kółko fanów komiksów! — wykrzyczał rozentuzjazmowany.

— Nikogo, oprócz ciebie, nie interesuje uniwersum Marvela — powiedział na spokojnie Arthur.

— Jak nie Marvel to DC Universe! — odpowiedział Alfred, nie tracąc całego swojego zapału.

— Zaproponowałbym kółko miłośników literatury, ale obawiam się, że co poniektórzy czytać potrafią tylko audiobooki albo wiadomości na portalach społecznościowych.

— Oj, Arthur, daj spokój. Umiejętność czytania raczej posiada, skoro potrafi czytać tekst w komiksowych dymkach — skomentowałam jego wypowiedź. — Poza tym zainteresowanie komiksami to dobry pomysł na szkolny klub, o ile większość uczniów się nimi interesuje. Przypominam, że to nie tylko my będziemy uczęszczać do niego, chyba, że nikt się nie zgłosi.

— A może by tak... — Zaczął Feliks.

— Nie, nie będzie żadnego klubu fanów kucyków. – Przerwał mu Gilbert na co Feliks się zirytował.

— Przestałbyś mi w końcu przerywać, szwabie!

— Przypominam, że nie mamy czasu, więc jak chcecie się kłócić, to powitajcie mojego przyjaciela. — Wtrąciła się Eliz wyciągając swoją patelnię.

— Skoro przy patelni jesteśmy, to może klub gotowania? — zapytałam.

— Zakładanie klubu kulinarnego jest zakazane odkąd Arthur otruł prawie wszystkich uczniów — rzekł spokojnie Francis.

— Och, przymknij się cholerny żabojadzie — odgryzł mu się Brytyjczyk przez co zaczęli swój codzienny rytuał kłócenia się o byle co.

— Okej! Załóżmy klub sportowy! — wykrzyknęłam uderzając w stół, zwracając na siebie ich uwagę. - Skoro tacy energiczni jesteście, to może ogarniecie się po ostrym treningu.

— Ty również jesteś energiczna~ — dodał Francuz. — Ładnie machasz tymi piłeczkami od ręcznej~

— Słucham? — zapytałam nie rozumiejąc.

— Moimi też byś mogła~ — dodał mając na twarzy typowego Lenny Face'a i zapadła cisza, która po chwili została przerwana przez dźwięk łamanego przeze mnie długopisu, którego resztkami rzuciłam w blondyna.

— Udam... — Przełknęłam ślinę by nią w niego nie splunąć. — Że tego nie słyszałam.

— Ale możemy też założyć kółko muzyczne i byś grała na flecie~ — dodał.

— Jakim flecie? — dopytałam czując, że znowu będę tego żałować.

— Moim flecie~

— Grać na flecie to mogę. Ale na twoim pogrzebie — powiedziałam groźnie w jego stronę. Co to, to nie. Żaden huncwot nie będzie mi tu zbereźnych rzeczy dopowiadał.

— Francis, jak jeszcze raz powiesz coś w tym stylu, nie ręczę za siebie. Mówię to całkowicie serio.

— Ale wiecie co? Pomysł wcale nie jest taki zły. Mógłbym grać na gitarze, Francis potrafi na perkusji, a jak Antonia grającego na basie w to wkręcimy, to możemy założyć nawet szkolny zespół!

— Świetny pomysł, Gil! Ty to masz łeb! Jeszcze Rodericha możemy w to wkręcić! — Ożywiła się Eliz.

— Ech... I co on na tym pianinku będzie robił? Dubstepy grał? — zaśmiał się białowłosy.

— Gilbert, ty się śmiej. Osobiście znam gościa, który na fortepianie potrafił zagrać dźwięki zbliżone do dźwięków z dubstepu — dodałam zupełnie poważnie. — A jak nie, to będziemy robić wersję midi z Pumped Up Kicks i po problemie.

Patrząc na to wszystko i co do tej pory osiągnęliśmy całą dyskusją, założenie kółka muzycznego nie jest takim złym pomysłem. Nawet ciekawym, jeśli mogę być szczera. Ostatecznie wszyscy się zgodzili i mogliśmy się rozejść, żeby na po dniach wolnych pokazać kto na czym potrafi grać. Co do Francisa, oprócz perkusji, to dodałabym nerwy. Z tym to on powinien w Eurowizji wystąpić, jestem całkiem pewna, że wygrałby to bez jakichkolwiek starań.

Wychodząc z szkoły, wstępnie umówiłam się z Elizabet na nockę u niej z okazji dni wolnych przed świętami. Pozostało jedynie zapytać się naszych rodzicielek o zgodę i plan z pewnością wypali.

Dosyć szybko wróciłam do domu. Jako iż złym pomysłem było robienie typowego z buta wjeżdżam, z prędkością światła i dźwięku zostałam za to opieprzona. Wiedząc, że drzwi sporo kosztują i jakbym je z zawiasów wywaliła to nie byłoby już tak śmiesznie, przeprosiłam mamę za to i poszłam na chwilę do swojego pokoju odstawić rzeczy.

— Mamo? — Stanęłam przy wejściu do salonu, robiąc najbardziej smutny ton głosu, na jaki było mnie stać.

— No już, wchodź. Skoro nie wyważyłaś tych drzwi, to jest dobrze – powiedziała odwracając głowę w moją stronę. Zauważyłam, że znowu ogląda typowe seriale, w których grają sami aktorzy-amatorzy. Jednak znając swoją obecną sytuację, tym razem tego nie skomentowałam.

— Bo jest taka sprawa~ — odpowiedziałam siadając obok niej na kanapie i kładąc głowę na jej kolanach.

— A, z takimi sprawami to do ojca — dodała.

— Mamo... — Wzdychnęłam.

— No już, słucham przecież — zaśmiała się.

— Mogłabym pójść dzisiaj na noc do...

— Ach, do swojego chłopaka na noc chcesz iść? Pewnie! — powiedziała wesoło nie dając mi dokończyć. — Zawsze wiedziałam, że Ty i ten blondyn z lekkim zarostem do siebie pasujecie!

— Że co słucham? Ale to nie mój chłopak! - powiedziałam szybko wstając. - Poza tym jak już ktoś miałby być moim chłopakiem, to prędzej byłby nim Alfred.

— Ach, Alfred to ten wysoki przystojny chłopak z amerykańskim akcentem? Wy też słodko razem wyglądacie! — Rozmarzyła się.

— Przykro mi mamo najdroższa, ale ani Francis, ani Alfred nie są moimi chłopakami. Jestem sama i jest mi z tym bardzo dobrze! — odpowiedziałam stanowczo na co usłyszałam kolejne parsknięcie.

— No już, już. To do kogo idziesz? — zapytała tym razem na serio.

— Do Eliz. Wiesz, ona przynajmniej mnie nie zgwałci na śmierć jak zrobiłby to Francis. Przy niej wiem, że jestem zupełnie bezpieczna.

— W porządku, ale masz być pod telefonem, rozumiemy się? — Uśmiechnęła się.

— Tak jest! — odpowiedziałam i wróciłam do swojego pokoju pisząc Węgierce, że moją sprawę mamy załatwioną.

Jej rodzice również nie mieli nic przeciwko temu, żebym u niej nocowała, dlatego od razu co zrobiłam to spakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Pomijając fakt, że najpotrzebniejsze rzeczy dla mnie to jeszcze kilkanaście paczek chipsów i żelków, to spakowałam naprawdę potrzebne rzeczy. Ostatecznie poszłam do niej w samej piżamie zwracając na siebie uwagę przechodniów.

Kiedy wreszcie dotarłam przed jej drzwi, otworzyła mi nim zdążyłam jeszcze zapukać. Od razu wciągnęła mnie do środka, biorąc torbę z naszymi skarbami na dzisiejszą noc.

— Więc, [Imię], co tam masz? — zapytała niosąc torbę do jej pokoju.

— A nic takiego. Chipsy, żelki, popcorn, paluszki, ciastka. — Zaczęłam wyliczać. — A, prawie bym zapomniała! Wzięłam jeszcze Colę Light skoro jesteś na diecie. — Uśmiechnęłam się szeroko, a ona tylko pokręciła głową chichocząc.

— Skoro mamy taki dobry asortyment, to nie musimy się niczym przejmować — dodała jedynie i wyciągnęła dwa materace z szafki, które zaczęłyśmy rozkładać. Szykuje się ciekawa noc...

[Time Skip]

Oglądałyśmy jakiś kolejny beznadziejny horror, przy którym przysypiałyśmy. Takie same schematy wszystkich obejrzanych do tej pory filmów sprawiły, że miałyśmy pewne podejrzenia czy nie mamy tak przypadkiem tych filmów od Alfreda.

— Eli? — odezwałam się do niej.

— Tak?

— Bo za jakieś dwa tygodnie jest sylwester, co nie? — zaczęłam, a ona przytaknęła.

— Tak więc sobie pomyślałam, czy byśmy nie zrobiły z ekipą jakiegoś wspólnego wyjścia, popuszczali fajerwerki, wszamali bigos i takie tam.

— A dlaczego bigos?

— Bigos bez sylwestra to nie bigos.

— Chyba troszkę na odwrót. Sylwester bez bigosu to nie sylwester, tak? Chyba te horrory serio Ciebie usypiają.

— Aj tam, jak zwał, tak zwał. Ważne, że rozumiesz o co chodzi — odpowiedziałam ziewając. — Więc sobie pomyślałam, tak jak mówiłam, że zbierzemy się gdzieś, na przykład w moim domu, i popuszczamy sobie jakąś muzyczkę, zjemy coś, o północy puścimy fajerwerki, wsadzimy Francisowi petardę w tyłek, zbierzemy resztki jego ciała i spalimy w piecu. Wiesz, taki typowy sylwester.

— Nie wiem jak wcześniej obchodziłaś sylwestra, ale podziwiam, że nadal jesteś na wolności — powiedziała. — Co do pomysłu, to odradzam zapraszać Gilberta.

— A co jest? — zapytałam zdziwiona.

— Po prostu co roku przynosi tonę alkoholu i zmusza innych do picia z nim. Żeby to było jeszcze z umiarem, ale jak się rozkręci, to jak nie masz domu rozwalonego, to zapewne obrzyganą łazienkę.

— Wiesz, mam brata — dodałam jedynie, na co tylko pokiwała głową z zrozumieniem. — Myślę, że nie musisz się martwić. Swój rozum mam. Poza tym mocna głowa robi swoje.

— Skąd wiesz, że masz mocną głowę? — zapytała podejrzliwie.

— Cóż... No... Patrz! Gołąb! — Wskazałam na okno za nią. Kiedy się obróciła szybko wcisnęłam się w materac i udałam, że poszłam spać.

— Nie ma żadnego goł... Ech, [Imię], co ja z Tobą mam? — Pokręciła głową i również się położyła.

Chcąc na chwilę zamknąć oczy, żeby Eliz pomyślała, że poszłam spać, naprawdę w końcu zasnęłam i mój podły plan robienia z nią różnych rzeczy kiedy ona śpi się nie powiódł. Natomiast jej podły plan robienia ze mną różnych rzeczy kiedy ja śpię jak na złość się powiódł. Zaraz po otworzeniu oczu poczułam jak moje ciało splata jakiś sznur. Zdążyłam jedynie wybełkotać "cholerny mocny sen" i brunetka zaczęła mną turlać jak jakieś taco, przypominając mi początek roku szkolnego kiedy to ja sama siebie w owe taco z kołdry się zawinęłam. Z tą różnicą, że wtedy była kołdra, a nie sznur z srebrną taśmą klejącą moje usta.

Po chwili doturlała mnie do kuchni i posadziła na krześle. Oderwała taśmę, zapewne razem z skórą i wargami, i powoli zaczynała mnie odwiązywać.

— Wspaniała pobudka — wymamrotałam. — Codziennie tak robisz czy tylko mi?

— Tylko Tobie.

— Aż tak jestem wyjątkowa? — zaśmiałam się.

— Ależ oczywiście — odpowiedziała i również się zaśmiała.

— Głodna jestem — stwierdziłam po chwili.

— A kiedy nie byłaś głodna?

— Kilka godzin temu jak jeszcze miałyśmy nasze ukochane jedzonko. Teraz nie ma i znów jestem.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę tak w sumie o niczym i postanowiłyśmy w końcu zrobić coś do jedzenia, przy okazji wracając do tematu sylwestra próbując ustalić plan wstępny.

  ------------------------------------------------- 

Wowow, Bestyjka wstawia nowy rozdział 3 dni po poprzednim. Co się tu odwala? ;o 

Mam jak na razie zarys 13 rozdziału. Chyba nie zdziwi Was fakt, że głównym motywem będzie sylwester. xD Głównie dlatego, że chcę historię popchać jakoś do przodu, żeby wreszcie móc naszą ukochaną Reader-chan zbliżać do Felka i małymi kroczkami wprowadzać główny wątek, o który przecież tak naprawdę w tej książce chodzi. Bo przecież chyba niejedna z Was już chciałaby jakiś wątek miłosny pomiędzy naszymi bohaterami. xD Ale niestety jeszcze trochu poczekacie, ale myślę, że mogę napisać, że są w relacji takich raczej dobrych przyjaciół. Ale za to mam nadzieję, że jak dojdzie do pożądanego wątku, uznacie, że było warto czekać. :3 <3

Poza tym - osoby, które chciały sprawić mi pogrzeb mogą to zrobić. Co jak co, ale stypy nie chcę odpuścić!

W razie błędów - krzyczeć!

Piosenka w mediach Panic! At The Disco - Don't threaten me with a good time

Dziękuję za przeczytanie i do następnego~

*Chowa się z powrotem pod łóżko*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro