Rozdział XIII - Prawdziwych przyjaciół poznaje się na kacu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli zmieniło czcionkę na jakąś dziwną, to przepraszam, nie wiem dlaczego. ;--; Mam nadzieję, że będzie normalna, taka jaka zazwyczaj na wattpadzie była. ;__;

Oraz możecie mnie kopnąć, bo od kilku dni tak się źle czuję, że nie potrafiłam normalnie poprawić błędów. :/

Miłego czytania i tak~

PS Jeśli pominęłam jakiś brak odstępu między wyrazami, które zrobił Wattpad, proszę po prostu to oznaczyć :3

--------------------------------------------------

Sylwester zbliżał się wielkimi krokami, dlatego wypadało ruszyć swoje szanowne cztery litery i pójść do sklepu. Nie chciałam skąpić i iść do biedronki za rogiem, dlatego postanowiłam pójść do najdalszego Carrefoura jaki istniał w mieście i tam sprawdzić co mają. Na początku miałam wyciągnąć Eliz, ale postanowiła nie wiedzieć o moich planach i nie przyjść, choć nawet do niej nie zadzwoniłam. Jestem skazana na prawie jednodniową samotność.

Nigdy nie lubiłam budynków, w których znajduje się jeszcze kilkanaście mniejszych sklepów. Promocjom w Rossmannie jednak nie mogłam nigdy odmówić. Choć teraz gdy weszłam do środka, próbowałam ominąć ten sklep szerokim łukiem. Kasy starczy mi jedynie na jakieś przekąski i picie, więc nie mogę sobie pozwolić na kolejną płynną pomadkę, która odcieniem i tak nie będzie mi pasować.

Weszłam w końcu do głównej części hipermarketu. Nigdy nie rozumiałam dlaczego akcesoria dla graczy oraz zabawki dla dzieci są na samym początku, a te potrzebniejsze rzeczy na końcu. Okej, akcesoria dla graczy jeszcze rozumiem, bo jak ktoś jest takim Alfredem, to wyda więcej kasy na przesyłkę za grę, która na necie jest pięć razy droższa niż w sklepie obok.

Wracając również do działu z zabawkami, zauważyłam pewną blondwłosą dziewczynkę, która wyglądała na lekko przestraszoną. Zapewne też była, bo rozglądała się na boki jakby kogoś szukając. Podeszłam do niej. 

- Hej! - zaczęłam lekko się uśmiechając, żeby jej za bardzo nie wystraszyć. - Jak masz na imię?

- Lili... - odpowiedziała nieśmiało.

- Ja jestem [Imię]. Miło mi cię poznać, Lili. Czy coś się stało? Zgubiłaś się? - zapytałam, a ona jedynie pokiwała głową.

- Brat kazał mi się trzymać blisko niego, jednak przez przypadek się zapatrzyłam tracąc go z oczu i postanowiłam wrócić na początek. Jednak od dłuższego czasu go nie widziałam i się martwię, że może szukać mnie po całym sklepie - wyjaśniła.

- W takim razie chodź. Pomogę ci i razem go znajdziemy. Jak się nazywa twój brat?

- Vash.

- Vash...? - na chwilę przystopowałam. - Vash Zwingli?

- Znacie się z braciszkiem? - zapytała i lekko się uśmiechnęła.

- Jasne. Jesteśmy nawet w tej samej klasie. - Odwzajemniłam jej uśmiech. - Niestety za często nie rozmawiamy, więc nie jesteśmy zbyt blisko - dopowiedziałam, a ona jedynie pokiwała głową w zrozumieniu.

- Ale ważne, że wiem jak wygląda. Czyli nie będzie tak źle w tych poszukiwaniach! - dodałam z zapałem na co Lili cicho się zaśmiała.

Zabrałam dziewczynkę z działu z zabawkami i poszłyśmy razem szukać. Dopiero potem zrozumiałam, że lepiej byłoby zostać w tamtym dziale, bo możemy się aktualnie ostro z nim mijać. Muszę jednak przyznać, że przyjemnie mi się rozmawiało z Lili. Zaproponowałam jej, żebyśmy równocześnie i szukały jej brata, i zbierały przekąski. Zgodziła się pomóc, ponieważ lepsze już to niż bezsensowne chodzenie w kółko. Po chwili zebrała się całkiem spora kupka chipsów, coli i innych rzeczy, dlatego Lili zapytała się czy tyle wystarczy. Chwilę przeanalizowałam moją nockę z Eliz i ilu ludzi przyjdzie, po czym z stuprocentową pewnością odpowiedziałam, że nie.

- Jesteś pewna, że dasz radę to donieść do domu? Nie lepiej, żebyś w razie czego ponownie tu wróciła po kolejne rzeczy?

- Oj Lili, Lili. Ty to mało o życiu wiesz. Na dwa razy jest dla słabych. Lepiej się przedźwignąć niż się wracać - odpowiedziałam z wielkim przekonaniem po czym wyjęłam telefon. - A teraz daj mi chwilkę.

Odwróciłam się i wyszukałam numer do Francisa. Jak już ktoś ma się przedźwignąć to on, a nie ja. Po chwili odebrał.

- [Imię], co tak wcześnie? - zapytał zaspanym głosem.

- To już czas. Czas na to, żebyś się wreszcie do czegoś przydał. Pomożesz mi nieść zakupy?

- Ech? Dlaczego ja?

- Skoro i tak mi się masz zamiar wcisnąć do domu, to chociaż mi pomóż.

- Och, a skąd ten pomysł, że wcisnę się nieproszony do Twojego domu?

- To słychać po twoim głosie - odpowiedziałam mu całkiem poważnie, a on się jedynie zaśmiał. - To co? Pomożesz mi?

- Oui~ Gdzie jesteś?

- W Carrefourze. Poszukaj mnie gdzieś przy dziale z jedzeniem.

- O, do francuskich sklepów się chodzi~?

- Francis, powiedz mi który sklep w tym kraju nie pochodzi z Francji.

- No Lidl jest niemiecki.

- Ale Auchan jest już francuskie. Mniejsza z tym. Czekam na ciebie. Do zobaczenia.

- Au revoir, [Imię]. - Usłyszałam jeszcze i się rozłączyłam.

- Och... Zadzwoniłaś do pana Francisa? - zapytała Lili trochę zmartwiona.

- Tak. Coś się stało?

- Braciszek każe mi się do niego nie zbliżać... - odpowiedziała trochę cicho jakby bała się mnie urazić. Jedynie wzdychnęłam cicho i się do niej uśmiechnęłam.

- No nie dziwię się - zaśmiałam się. - Ale obiecuję, że nie pozwolę mu cię dotknąć. Może do tego czasu znajdziemy Vasha? - Pokiwała głową i pomagała mi dalej.

- Och, właśnie. Wpadłam na pomysł. Pamiętasz numer do Vasha? Mogłabym do niego zadzwonić.

- Przepraszam [Imię], ale niestety nie wzięłam ze sobą telefonu, a nie znam jego numeru na pamięć... - Mogłam się tego spodziewać... Przecież by od razu do niego zadzwoniła. - Ale Roderich zapewne zna. Kiedyś przyjaźnił się z braciszkiem, a brat nie zmieniał numeru telefonu od dawna.

- Problem polega na tym, że kiedyś Roderich mi podawał, ale byłam za leniwa by go zapisać.

Chwilę jeszcze stałyśmy w miejscu i postanowiłyśmy wrócić jednak nadział z zabawkami. Lili raczej nie była typem osoby, która by chodziła po działach z jedzeniem jak ja, więc Vash zapewne jej tutaj nie szukał. Jednak patrząc na jej gust, zna się na dobrych smakach chipsów.

Kiedy zbliżałyśmy się do działu z zabawkami mogłyśmy zauważyć zmartwionego Vasha. Co jak co, ale taki widok jest raczej niecodzienny. Lili od razu do niego podbiegła, a on zaczął ją wypytywać gdzie była, a ona pokrótce wyjaśniła, że była zemną i szukałyśmy go razem. Spojrzał w moją stronę na co się uśmiechnęłam.

- Dziękuję, [Imię] – powiedział do mnie.

- Nie ma sprawy. Miło mi się z nią rozmawiało, więc niczego nie żałuję – odpowiedziałam szczerze. Vash jedynie wyciągnął kartkę i zaczął coś na niej pisać, a potem mi ją podał.

- Jeśli następnym razem Lili się zgubi, a Ty ją znajdziesz, mogłabyś wtedy do mnie zadzwonić? Tobie ufam bardziej niż innym, więc wiem, że Lili z Tobą będzie bardziej bezpieczna.

- Pewnie! - Wyciągnęłam telefon i od razu zaczęłam zapisywać jego numer. Z nim nie ma żartów, więc wolę jednak zapisać na jego oczach. - Przy okazji, dobrze, że teraz cię znaleźliśmy, bo właśnie widzę Francisa, którego musiałam niestety przywołać. Dlatego ja już pójdę i oszczędzę wam nerwów. - Pomachałam im i poszłam w stronę francuza.

Jako dobra przyjaciółeczka dałam mu do popchania wózek, bo przecież on tak bardzo lubi pchać. Poszliśmy do kasy i wyłożyliśmy, albo raczej wyłożył, produkty na taśmę. Ostatni raz się upewniając,że na sto procent wzięłam portfel, podeszłam do kasjerki i dałam całą potrzebną sumę.

Kiedy doszliśmy do mojego domu, już miałam mu łaskawie proponować, że jak chce zostać, to może wejść do mojego pokoju przez okno, bo rodzice w domu. Jednak cudem powiedział, że nie może. I tak wiedziałam, że będzie wcześniej już pił z Gilbertem i Antoniem,dlatego po prostu mu pomachałam i weszłam do domu.

[Time Skip]

Życie z moją mamą jest takie, że musi być coś za coś. Bardziej jeśli chodzi o pomoc w sprzątaniu czy przygotowywaniu czegoś. Dlatego nie zdziwiłam się, że po zapytaniu się jej czy by mi pomogła przygotować miski z jedzeniem dla zaproszonych, oraz nie, sępów,ona poprosiła mnie bym pomogła ubrać jej się na imprezę. Razem z tatą skorzystała z okazji, że tym razem z kimś będę, więc postanowili gdzieś iść. Co prawda, tata trochę niechętnie, bo jednak wolałby mieć na mnie oko, ale ostatecznie się zgodził.Jestem prawie pewna, że mama mu trochę w tej decyzji pomogła.

Zanim jeszcze rodzice wyszli, tata wziął mnie jeszcze na chwilę na bok i wręczył coś co wyglądało jak szminka oraz powiedział, żebym użyła tego kiedy będę naprawdę tego potrzebowała. Niestety się nie przyglądałam, tylko po prostu schowałam do kieszeni. Nie wiem do czego szminka by mi się przydała skoro zapewne nie będę jej potrzebować, dlatego tylko wzruszyłam ramionami i podziękowałam tacie odprowadzając go razem z mamą do drzwi. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do salonu.

Niedługo po ich wyjściu przyszła Eliz. Jako iż przyjaciół nie zostawia się w potrzebie, to postanowiła dotrzymać mi towarzystwa. Wkrótce zaczęli przychodzić ludzie. Tak jak się spodziewałam, przyszli Gilbert, Antonio i Francis już upici. Nie zdziwiło mnie również to, że od razu jak przyszli, to zaczęli pić. Znowu. Już miałam do nich iść i ochrzaniać za ten alkoholizm, jednak moje plany zrujnował dzwonek do drzwi. Eliz jedynie powiedziała, żebym poszła otworzyć, ponieważ to zapewne reszta ekipy, a ona się zajmie ochrzanianiem.

- O, Feliks, jednak przysz... Eee, dzień dobry? - zaczęłam kiedy zrozumiałam, że osobą, która przyszła to nie Felek, a jakiś inny chłopak z sterczącymi blond włosami.

- Dobry, jestem Matthias. Dostałem cynk od Gilberta, że coś się tu będzie działo, więc postanowiłem wpaść~ - Nie czekając na moją odpowiedź, po prostu wbił mi się do środka. Już miałam iść go wyciągać, ale nagle wpadła reszta jego ekipy. Wkurzona podeszłam do Gilberta, który nadal był ochrzaniany przez Eliz.

- Walnij go jeszcze raz, ale tym razem mocniej. A jutro na kaca zrób takiego hałasu, żeby się nie pozbierał. Obiecujesz? - zapytałam brunetki, a ona widząc mój stan wkurzenia, pokiwała głową. - Rozumiem wszystko, ale jeśli banda idiotów zniszczy mi dom, to obiecuję, że nie tylko Francis zostanie kastratem.

Odeszłam od nich i udałam się na kanapę, która jeszcze nie była zajęta.Po chwili jednak jakiś chłopak się dosiadł. Doceniam, że chociaż on zachował dystans pomiędzy nami. Już chciałam się odezwać,ale mnie wyprzedził.

- Spokojnie, pilnuję go. Nie rozwali Ci domu – powiedział neutralnym tonem głosu.

- Huh?

- Matthias. Próbowałem wybić mu z głowy plan przyjścia tutaj, ale widzisz jak to się skończyło. Jedyne co mogę dla Ciebie zrobić, to po prostu go pilnować.

- Och... Dziękuję... Uchm... Jak się nazywasz?

- Lukas.

- Dziękuję Lukasie. Wydajesz się najnormalniejszy z całej tej ekipy, więc chyba po prostu ci zaufam. Przy okazji, jestem [Imię]. Miło mi cię poznać – odpowiedziałam. Lukas lekko skinął i odszedł. Wzdychnęłam oraz mimo wszystko lekko się uśmiechnęłam. Może większość to banda idiotów, ale przynajmniej nie będzie nudno.

Po chwili grupka pijących zaczęła nawoływać mnie jako gospodarza,żebym wszystkim polała. No cóż... Chyba nie zaszkodzi. W końcu mamy sylwestra.

- Ale gramy na karne – dodałam i dosiadłam się do nich.

[Time Skip]

Miało być tylko jedno, a wyszło kilka... Naście. Skończyło się na tym, że piłam teraz razem z Francisem. No kto by się spodziewał,że byłabym w stanie to zrobić. Jednak sądząc po tym, poznałam swój limit mocnej głowy i resztę zaczną robić promile we krwi.

Wstałam postanawiając się przewietrzyć i bez słowa, chwiejnym krokiem,zaczęłam opuszczać Francisa. Gdy wyszłam usłyszałam jak drzwi się za mną zamykają oraz poczułam lekkie łaskotanie po mojej szyi. Nim się spostrzegłam, choć mózg pod wpływem szybko nie reaguje, zostałam przyparta do ściany. 

- A idź ty głupi – zaśmiałam się i walnęłam go lekko w ramię. Chłopak nadal nie przerywał. - O kurde, nóg nie czuję...

Spojrzałam w dół i o dziwo uderzenie wszystkich kolejek na raz nie spowodowało mój upadek. Lewitacji też nie.

- Francis, co ty robisz... - zapytałam próbując szybko przeanalizować co się wokół mnie dzieje. Zrozumiałam dopiero kiedy po pijaku zaczął się dobierać do moich spodni. Dopiero wtedy otrzeźwiałam i zyskałam szybkość reakcji.

- Francis, nie rób niczego, czego byś żałował kiedy znów będziesz trzeźwy – powiedziałam do niego, wiedząc, że mimo wszystko normalnie mi tego nie zrobił. Próbowałam go odepchnąć od siebie, jednak to niczym nie skutkowało. Moje kończyny były zbyt słabe na cokolwiek. Wtedy przypomniałam sobie o tej mini szmince, którą podarował mi jeszcze dzisiaj tata. Wyciągnęłam ją i ku mojemu zaskoczeniu okazała się malutkim paralizatorem. Pierwszy raz byłam wdzięczna, że mój ojciec tak się o mnie troszczy.

Chwila, w której myślałam, że będę uratowana, tak naprawdę została zniszczona przez to, że Francis wyrwał mi urządzenie z ręki i wyrzucił gdzieś na bok. Wtedy zrozumiałam, że jestem w kropce. Nie spodziewałam się jednak tego, że zostanę wypuszczona, a blondyn padnie obok nieprzytomny. Spojrzałam przed siebie i rozpoznałam znajomą twarz.

- [Imię], wszystko w porządku? - zapytał Feliks kucając przede mną. W odpowiedzi pokiwałam jedynie głową.

- H-hej, nie płacz. Już wszystko dobrze. - Powiedział i mnie przytulił. Dotknęłam swojego policzka i faktycznie, po prostu się rozpłakałam. Taki wstyd. Nie dość, że musiał widzieć jak nieudolnie próbuję obronić się od pijanego gwałtu, to jeszcze się przed nim rozpłakałam. Choć muszę przyznać, że płaczę pierwszy raz od kilku lat, więc zawsze jakaś nowość dla mnie. - Chodź, wezmę Cię do domu. Nie Twojego, rzecz jasna.

Spróbował postawić mnie na nogi, jednak od tego wszystkiego po prostu czułam,że wszystko mam jak z waty. Postanowił wziąć mnie na ręce. Nie protestowałam, nawet jeśli miałabym jakiś wybór.

- Aż przypomniało mi się jak niosłem Cię do pielęgniarki gdy dostałaś piłką na wuefie. Ciężko było, ale dałem radę – zaśmiał się i nadal patrzył się przed siebie.

- Czy sugerujesz, że jestem gruba? - wymamrotałam.

- Nie, nie. Ale od ostatniego razu schudłaś. Jakoś przyjemniej się Ciebie nosi. - Uśmiechnął się szeroko do mnie na co jedynie zawstydzona spuściłam wzrok i wymamrotałam ciche podziękowanie.

- Przy okazji... Co się stanie z Francisem? - zapytałam nieśmiało.

- Myślałem, że będziesz go teraz nienawidziła za to co próbował zrobić.

- Wiesz... Mimo wszystko, trzeźwy on by raczej nie próbował dotykać mnie tam gdzie nie wolno, oraz nic wkładać tam gdzie nie powinien. Jak raz dostanie po łapach, to je zabiera. Dlatego się jednak martwię. Jestem prawie w stu procentach tego, że by sobie nie wybaczył – sprostowałam.

- Cóż... Jeśli Antonio i ten szwab go znajdą, to zapewne zabiorą go do domu. Eliz tam jest, więc raczej sobie jakoś radzi, żeby nie rozwalili Ci domu.

Przez resztę drogi nic się nie odzywaliśmy. Nadal czułam mocne zażenowanie faktem, że prawie dałam się zgwałcić, a Feliks to zobaczył. Choć gdyby nie on, to jutro leżałabym w szpitalu i robiono by mi mnóstwo, niekoniecznie przyjemnych, badań, a tata miałby sprawę w sądzie za morderstwo. Szczęście w nieszczęściu.

Wkrótce dotarliśmy do jego domu. Zaniósł mnie na górę i o dziwo nie był to ani jakiś pokój gościnny, ani pokój Felicji. Był to po prostu jego pokój. Położył mnie do łóżka i przykrył kołdrą oraz powiedział, żebym poszła już spać. Zignorowałam złotą radę, żeby "nie iść spać kiedy w głowie ma się helikopter, bo inaczej rano się będzie rzygać" i zasnęłam. Mam nadzieję, że Felek zostawił mi chociaż jakąś miskę, bo przeczuwam kaca. I tak zrobił dla mnie dużo, jednak nie chcę zwymiotować mu na podłogę.

Ostatnie co mogę powiedzieć – prawdziwych ziomeczków poznaje się na kacu i przy próbie gwałtu.

--------------------------------------------------

Nie pijcie nigdy Soplicy z pigwą. Serio. Nie polecam.

Lili wprowadziłam świadomie do tego rozdziału. A TO DLATEGO, ŻE MI SIĘ KIEDYŚ PRZYDA.

Usunęłam również prolog. Jest teraz zbędny, zwłaszcza, że pomysł na historię ciągle się zmienia i po prostu zacząłby wprowadzać w błąd.

Dałam też Francisa z krótkimi włosami.

Przy okazji, zachowałam Wam Wasze dziewictwo dla Felka, cieszycie się? Taka dobra Author-San ze mnie, że aż nie wstawiam rozdziałów przez dłuższy czas, a potem się usprawiedliwiam.

No ale muszę. I to zrobię.

Przez dłuuugi okres czasu byłam w takim dołku emocjonalnym, że aż się dziwię, że nie doszło do stadium depresji. Ale ostatnio zakończyłam toksyczną przyjaźń, która po prostu to wszystko powodowała. Szkoda, że dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że to przez tę osobę czułam się jak się czułam.

No ale jednak zakończyłam ten teatr absurdu z tą osobą i od tamtej pory przestałam chodzić z dołkiem i znów się uśmiecham. Jesteście dumne ze mnie, prawda? :<

Mam nadzieję, że wena teraz zacznie powracać bo jednak ona zależy od mojego humoru.

I jak to się mówi: "Nowy rok - nowa ja", więc zapewne teraz zacznie się już tak tootalnie dziać B)

Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam tych co dotrwali do końca też napisów końcowych~

JEŚLI ZNAJDZIECIE JAKIŚ BŁĄD - KRZYCZEĆ!

Do zobaczenia~

*Chowa się z powrotem pod łóżko*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro