Special: Halloween

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akcja dzieje się przed 10 rozdziałem.

To tyle z mojej strony.

Wesołego helołin

i

Enjoy!

----------------------------------------

No, Feliks, pośpiesz się! krzyknęłam z dołu, usadawiając się na kanapie.

Z okazji halloween, prawie cała ekipa zebrała się w domu Feliksa, bo przecież ,,każdy miał do niego najbliżej". Dodatkowo dołączyło do nas kilka osób, takie jak Olena czy Natalia. W planach mieliśmy pójście na jakiś festyn gdzie były różne atrakcje typu nawiedzony dom, straszny labirynt lub diabelski młyn. Szczerze mówiąc nie wiem jak oni ten diabelski młyn tutaj przynieśli, ale nie będę się nad tym zastanawiać.

Wracając, oprócz Oleny i Natalii,nikt już do nas nie dołączył. Standardowo, Alfred musiał się przebrać za jakiegoś superbohatera i wypadło na Batmana, Arthur za czarodzieja, ale trudno ocenić jakiego, ponieważ wygląda jak mieszanka Dumbledora z Gandalfem, a Natalia razem z Oleną za opętane pokojówki.

Mnie przebrano za... Nadal ciężko mi to powiedzieć, ale za... Małego kota... Najlepsze jest to, że wbrew mojej własnej woli. Olena się uparła, żebym była kotem, a Eliz, która sama przebrała się za wiedźmę, poparła jej pomysł i przytrzymała mnie siłą, żeby Ukrainka mogła ubrać mnie w, jak to Kiku ładnie nazwał, kigurumi, bo przecież wyglądam w tym,,słodko". Tak słodko, że dzięki mnie ludzie zaśmieją się na śmierć i będziemy mogli wziąć całą miskę cukierków za darmo. No dziękuję bardzo, przyjaciele.

Oparłam rękę na oparciu kanapy i dalej czekałam, mając również obrażoną minę.

[Imię], ale przyznaj się, że podoba Ci się ten strój~ powiedziała Olena, która nadal podziwiała swoje dzieło.

[Imię] teraz będzie miała ciche dnizaśmiała się Eliz.

Zaraz wy będziecie miały ciche dni do końca swoich dni – odpowiedziałam, starając się przybrać groźny ton, ale jedno przyznam Olenie. Naprawdę podoba mi się ten strój. Odpowiedziały mi jedynie chichotem, na co się uśmiechnęłam.

Trzeba pogonić Feliksa. Miejmy już to z głowy.

Już chcesz szybko ten dzień zakończyć? Przecież sama bardzo chciałaś pójść z nami zbierać cukierki Zapytała zdezorientowana Eliz.

Chciałam, ale... Ten strój kota tak bardzo nie pasuje do tego wszystkiego  odpowiedziałam smutno.

No cóż... Każda wiedźma potrzebuje swojego czarnego kota, prawda? zasugerowała Olena.

W tym samym czasie wreszcie zszedł Felek. Patrząc na jego strój wcale się nie dziwię, że tak długo mu to zeszło. Owijanie się bandażami jest faktycznie czasochłonne, jednak muszę przyznać, że całkiem fajna mumia z niego.

Uśmiechnęłam się do niego i bez zbędnych ceregieli wyszłam z domu. Reszta do mnie szybko dołączyła i skierowaliśmy swoje kroki na festyn. Mieliśmy najpierw odwiedzać domy, ale Alfred uparł się żebyśmy poszli do labiryntu. Mieliśmy dwie odpowiedzi do wyboru, ,,Tak, nie mam nic przeciwko" oraz ,,Nie, nie mam nic przeciwko". Szeroka gama odpowiedzi, ale dajmy się dziecku nacieszyć, choć przy nim to raczej dajmy się mu przestraszyć na śmierć, a reszta dnia pójdzie spokojnie.

Stanęliśmy wreszcie przed labiryntem.Nie wiem czego możemy się spodziewać w tym wielkim buszu korytarzy, ale wiem, że na pewno nie małych kotków. No, może jednego i to wielkiego kotka, ale na więcej bym nie liczyła.

Dobra, Alfred, wchodź do labiryntu powiedziałam popychając go w stronę buszu.

A-a dlaczego ja? zapytał trzęsącym głosem.

Ponieważ to twój pomysł. No już, nie będzie tak tragicznie~ poklepałam go po ramieniu i ponownie popchnęłam go do środka.

Kiedy weszliśmy, rozejrzeliśmy się dookoła. Były trzy różne wejścia, dlatego trzeba było zdecydować, którym najpierw pójdziemy. Podeszłam do najbliższego wejścia po prawej i się rozejrzałam. Moi towarzysze podzielili się i również podeszli do pozostałych dwóch. Arthur oczywiście popilnować braciszka, a Olena do Eliz, bo przecież ,,kobiety powinny trzymać się razem", w takim razie kim ja jestem? Jakiś osobny gatunek, albo płeć? Mimo wszystko towarzystwo Feliksa mi nie przeszkadza, dlatego postanowiłam zrobić im dzień dziecka i nie marudzić.

Po dosyć szybkim upływie czasu usłyszeliśmy krzyk Alfreda. Wszyscy jak jeden mąż obrócili się w jego stronę, by zobaczyć co się stało.

Alfred, o co chodzi? zapytał podirytowany nagłym krzykiem brata, Arthur.

S-spider... odpowiedział szybko.

Takiego małego pajączka się boisz, na dodatek z plastiku i na sznurku zawołałam w jego stronę i ponownie odwróciłam się w stronę wejścia. Nie zwracałam już uwagi na jego biadolenie i postanowiłam poszukać jakiejś mapy, którą mogli ukryć w liściach. W międzyczasie można było usłyszeć jakieś skrzypienie, jednak na to również postanowiłam nie zwracać uwagi.

[I-imię]... odezwał się ponownie Alfred.

Co tym razem? Jakiś nietoperz ułożony z papieru? Albo dynia, która miała służyć za głowę jakiejś maszyny, która nie została naoliwiona? odpowiedziałam nie odwracając się.

N-nope... Odwróć się, [Imię]...

Alfred, nie widzisz, że jestem zaj...nie dokończyłam, zauważając wielką metalową bramę, która rozsunęła się w wszystkich trzech wejściach. Wychodzi na to, że każda grupa jest uwięziona.

Czyli co? Pozostaje nam rozdzielenie się? Świetnie! powiedziałam rozentuzjazmowana, a po chwili ponownie się odwróciłam i pociągnęłam za sobą Feliksa wgłąb labiryntu. Jak tak bawią się z nami organizatorzy, to chociaż pokażmy im, że się nie boimy. Choć z jedną osobą nie będzie to takie proste, zwłaszcza, że ta osoba jest teraz w innej części całej konstrukcji.

Już trochę czasu minęło odkąd się tutaj znaleźliśmy, oraz mam wrażenie, że tak naprawdę mijam te same korytarze. Wcale nie dlatego, że Feliksowi kazałam zostać na miejscu i co jakiś czas znowu obok niego przechodzę. Mam jednak wrażenie, że tej części labiryntu nie da się przejść i jesteśmy po prostu w ślepym zaułku.

[Imię], nie uważasz, że to bezsensu? Ciągle chodzisz w kółko, a i tak nie znalazłaś sensownej drogi powiedział w pewnym momencie Feliks.

Wiesz... ,,Szukajcie, a znajdziecie" czy jak to tam było.

Nie sądzę, żeb...

Cicho! powiedziałam nagle, przystawiając dłoń do ust Felka. Coś się ruszyło, idę sprawdzić dodałam i ruszyłam w stronę dźwięku, widząc, że coś rusza się w krzakach. Podeszłam, jednak nim zdążyłam zareagować, para rąk wciągnęła mnie do środka, przez co wydałam z siebie krzyk przerażenia, próbując się wyrwać.

Ależ spokojnie, ma chérie~ zaśmiał się przyszły kastrat.

Francis, ty głupi żabojadzie!

Ależ nie ma się czego obawiać przecież, nic się nie stało~ ponownie się zaśmiał.

Francis, przy tobie mam wrażenie teatru absurdu, gdzie głównym aktorem, scenarzystą i reżyserem jesteś ty powiedziałam wściekle.

Chodź, Feliks, nie będziemy rozmawiać z tym pajacem. Pociągnęłam blondyna za sobą, jednak nie było nam dane dalej iść.

A nie jesteście ciekawi jak stąd wyjść?

Jak niby mamy stąd wyjść, Francis? Stąd aż takiego wyjścia nie ma pokręciłam głową.

Jesteście ostatnią grupą, która jeszcze stąd nie wyszła, dlatego by ułatwić Wam sprawę, organizatorzy postanowili otworzyć parę przejść. Między innymi tutaj w tych krzakach, ale byłaś tak zajęta obrażaniem mnie, że nie zauważyłaś~ ponownie się zaśmiał. Posłałam mu jedynie groźne spojrzenie, ale odetchnęłam i przemówiłam już normalnym tonem.

Zatem prowadź.

A magiczne słowo~?

Prowadź, albo już nigdy nie ujrzysz światła dziennego.

Magiczne słowo przyjęte...

Poszliśmy za nim i jak się okazało, faktycznie szybciej dotarliśmy do końca. Francuz jednak się na coś przydał. Jestem z niego nawet dumna.

[Imię], nic Ci się nie stało? Słyszałam krzyki. Francis, co żeś jej zrobił? powiedziała na raz Eliz, tuląc mnie i patrząc groźnie na Francuza.

Ależ nic! Ja ją tylko wyprowadziłem.

Ludzie, chodźmy już po te cukierki, ponieważ mam dość tego dnia i chcę do domu...  wyjęczałam nim dyskusja zdążyłaby się na dobre rozwinąć.

[Time Skip]

Wreszcie stanęliśmy przed pierwszym lepszym domem. Oczywiście trzeba było wybrać osobę, która zapuka, zostałam przegłosowana sześcioma głosami. Podeszłam do drzwi i zapukałam mocno z poddenerwowania, a drzwi otworzyła jakaś staruszka.

C-cukierek albo psikus wydukałam.

Szczur! wykrzyczała nagle stara kobiecina.

C-co? Nie jestem szczurem! Na nic jednak zdały się moje krzyki, ponieważ kobieta od razu wzięła miotłę i próbowała zatłuc mnie na śmierć. Przez chwilę się zastanawiałam czy nie dać się zabić, ale uznałam, że jeszcze uwielbiam życie na tyle, żeby być w stanie żyć.

W końcu kiedy uciekłam na tyle, a ekipa zdążyła powstrzymać staruszkę od mojej egzekucji, postanowiliśmy, a raczej oni postanowili, spróbować jeszcze raz.Jak można było się domyśleć, znowu zostałam przegłosowana.Zapukałam do kolejnych drzwi i otwarł nam jakiś młody chłopak.

Cukierek albo psikus – powiedziałam ostro.

P-proszę. A-albo nie! M-masz całą miskę, ale proszę, nie zabijaj mnie! odpowiedział szybko chłopak, dając mi do ręki miskę różnorodnych cukierków i szybko zamknął się w domu.

Nie sądziłem, że wkurzona [Imię], to straszna [Imię]~ zaśmiał się Francuz.

Zamknij się, Bonnefoy. Jeszcze chwila, a pożegnasz się z życiem...

Uch... Powiało chłodem powiedział nagle Arthur, na co wywróciłam oczami.

Wracam do domu... Nim cokolwiek zdążyli zrobić, po prostu szybko odeszłam.

[Time Skip]

Siedziałam na kanapie w salonie jedząc zdobyte cukierki i oglądałam jakiś nudny horror, bo przecież halloween, duchy, zombie i inne takie. Szczerze to tych filmów nawet dziecko się nie przestraszy, ale zdobyłam je od Alfreda, a ruszyć się nie chce do swojego pokoju, to już przecierpię.

Moją ekscytację filmem przerwał dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Pewnie bym to zignorowała i uznała, że rodzice wrócili, jednak stos wysypanych na mnie cukierków zupełnie pokrzyżował moje plany i zmusił do sprawdzenia kto wprosił się do domu.

Włącz to powiedział, jak się okazało, Feliks i podał mi płytę z jakimś innym horrorem. - Jest lepszy niż te bzdety, które teraz oglądasz.

Każdy film będzie lepszy niż to co teraz oglądam, ale dziękuję. Wstałam i zmieniłam płyty w odtwarzaczu.

Tak poza tym, to gdzie reszta?

Poszli szukać Natalii, ale nie chcieli Ciebie samej zostawić, więc przyszedłem~  odpowiedział wesoło i rozwalił się obok na kanapie.

A tak coś mi się zdawało, że od labiryntu kogoś brakuje zaśmiałam się. Jak myślisz, dokąd mogła pójść?

Zapewne zobaczyła Ivana i pogoniła go. W porównaniu z trzydziestym pierwszym września, on ma halloween praktycznie codziennie. Nie tylko w lustrze~

Feliks, nie ładnie tak... Pokręciłam głową, ale muszę przyznać, rozbawił mnie. - Mimo wszystko, dziękuję, że przyszedłeś~.

No cóż, czyli jednak ten dzień nie będzie taki zły.

--------------------------------------------------

Pisałam to dwa dni. Skończyłam wczoraj, a potem nie chciało mi się tego sprawdzać, więc zrobiłam to dopiero teraz, a zapewne i tak jest pięćset błędów, brak odstępów, których nie zauważyłam. Czyli to co zwykle!

Pamiętajcie, że akcja dzieje się przed rozdziałem dziesiątym, więc tak, jest połączony z historią, ale nie wiem czy cokolwiek zmieni.

Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że nie jest aż tak tragicznie i do następnego, już normalnego, rozdziału!

*Chowa się z powrotem pod łóżko*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro