2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mamo – zwróciłem się do kobiety, popatrzyła się na mnie, mówiąc nieme bądź miły i znów wróciła do mieszanie czegoś w garnku.

Usiadłem na parapecie i spojrzałem przez okno, robiło się już ciemno, a lampy zaczynały się zapalać, rozświetlając puste ulice.

- Jestem David – zagadnąłem do blondynki. Podniosła na mnie speszony wzrok, a jej policzki nabrały jasnego odcieniu różu.

- Jo – odpowiedziała cicho, po czym znów zawiesiła wzrok na jednym punkcie, a dłonie zaczęły jej drżeć. Szybko doszedłem do wniosku, żeby dać dziewczynie spokój , bo się biedna jeszcze bardziej zestresuje. Po cichu zakradłem się do garnka z sosem i zacząłem wyjadać go palcem.

- David! – po kuchni rozniósł się krzyk mamy – Jeśli ci życie miłe odsuń się od tego garnka – zagroziła machając łyżką.

Odskoczyłem do tyłu oblizując palce.

- Ja bym tu jeszcze coś dodał – zaśmiałem się i wykorzystując idealny moment zwiałem z kuchni i czym prędzej skierowałem się w stronę swojego pokoju.

Gdy tylko wkroczyłem do środka poczułem znajomą woń, jednak coś mi tu nie pasowało. Zapaliłem światło, a moim oczom ukazało się granatowe pomieszczenie, z małym jedno osobowym łóżkiem stojącym tuż pod dużym oknem skierowanym na las. Na ścianach poprzyklejane były różne fotografie tworzące mozaikę, dwie półki, które musiałem sam sobie powiesić, co kosztowało mnie złamanym palcem i guzem na czole. Jedyne co nie pasowało mi w moim pokoju to małe biurko na środku i dwa zielone krzesła, które w ogóle tu nie pasowały. Powoli wycofałem się z pokoju, jednak nim całkowicie zamknąłem drzwi, zauważyłem leżące na biurku papiery. Rozejrzałem się dookoła i zachowując się jak złodziej zaglądnąłem do środka, szukając czegoś wartościowego. To że moja mama była psychologiem, a czasami terapeutą to nie nowość, ale żeby zostawiła dokumenty swoich pacjentów na widoku, to już całkowicie dziwne. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to duży napis Jo Travis. Czyli ta mała blondynka musiała być jej pacjentką, właśnie otwierałem kopertę gdy usłyszałem wołanie.

- David! Kolacja!

Niepostrzeżenie wymknąłem się z pokoju i ruszyłem do kuchni. Usiadłem za stołem, bacznie obserwując poczynania mamy. Każdemu nałożyła tyle makaronu ile się dało, postawiła na środku sos i starty ser w zielonej misce, po czym usiadła obok Jo.

- Nakładaj sobie kochanie – powiedziała, uśmiechając się miło. Dziewczyna niepewnie sięgnęła po łyżkę, nałożyła trochę sosu, posypała makaron serem i w milczeniu nie patrząc na nikogo zaczęła jeść. Spojrzałem na mamę pytająco, a ona w odpowiedzi pokręciła głową patrząc się na mnie złowrogo. Westchnąłem. Odechciało mi się jeść, czułem się dość nieswojo.

- Smakuje ci Jo? – zapytała nawijając makaron na widelec.

Dziewczyna kiwnęła głową, wciąż na nikogo nie patrząc. A mnie zaczynało to denerwować.

Tak!

Tak! Czułem się zazdrosny.

Wziąłem głęboki wdech i wstałem od stołu.

- Przepraszam was, ale nie jestem głodny – mruknąłem – Idę się przewietrzyć.

Szybko wycofałem się do korytarza, wciągnąłem na nogi buty i z niechcianym trzaskiem wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i od razu uderzyłem pięścią w kierownice próbując wyładować zła energię. Co się ze mną dzieje?

Przekręciłem kluczyki w stacyjce, a BMW cicho zamruczało, włączyłem radio na maxa i przycisnąłem pedał gazu. Ruszyłem z miejsca z cichym piskiem.

Już wiedziałem gdzie pojadę. Szybko nie tracąc z oczu drogi zerknąłem na godzinę w telefonie za dwadzieścia dziewiąta. Czyli miałem jeszcze szansę zdążyć na nielegalne wyścigi w okolicy, to był dobry materiał na zdjęcia. Skręciłem w lewo przed lasem, zmieniłem biegi i przyśpieszyłem do stu czterdziestu, mijałem drzewa z zawrotną prędkością, w końcu po piętnastu minutach dotarłem na miejsce. Stary, opuszczony tor do wyścigów dziś w nocy tętnił nowym życiem. Zaparkowałem na uboczu, zgarnąłem z fotela aparat i ruszyłem na poszukiwanie idealnych ujęć. Mnóstwo ludzi, piękne, wypolerowane, wyścigowe auta i race dymne. Mijałem co chwilę prawie nagie dziewczyny, w poszukiwaniu idealnego auta do roli modela. Czerwone porsche najbardziej przykuwało wzrok, stało centralnie na środku zbiegowiska, gdzie było najwięcej kolorowych rac, które dodatkowo upiększały ten widok.

- E! Panie fotograf – usłyszałem znajomy głos, lecz za Chiny nie mogłem go skojarzyć. Odwróciłem się w stronę mówiącego. Był to wysoki chłopak, prosto z okładki playboya. Czarne włosy, ułożone na żel, kolczyk w wardze i umięśnione ramiona. Spełniał wszystkie zalety dla napalonych nastolatek – David? – zapytał i przyjrzał mi się dokładnie, a ja wciąż próbowałem sobie przypomnieć skąd go znam – Stary ale dawno cię nie widziałem! – wykrzyknął i chlusnął na mnie piwem – Sorry – dopiero teraz zauważyłem uczepioną brunetkę na jego ramieniu. Wyglądała jakby przykleiła się do niego na kropelkę albo ośmiorniczkę, bo jej nogi nawet nie dotykały podłoża.

Skrzywiłem się lekko gdy dotarł do mnie smród piwa. Przetarłem lekko koszulkę, jednak tylko pogorszyłem tym sprawę.

- Co tu robisz, co? To przecież nie dla takich dziwaków jak ty – zaśmiał się, biorąc łyk piwa, kilka kropel spłynęło mu po brodzie, kapiąc na brudny podkoszulek.

Przekrzywiłem głowę. Chłopak nagle zorientował się, że go nie kojarzę i zaśmiał się.

- Axel – powiedział – Szkoła, drużyna koszykarska, macho w szkole? – wymieniał, po kolei.

Nagle przed oczami pojawił mi się obraz sali gimnastycznej i tego idioty, w spoconym stroju koszykarskim, a chwilę później widziałem siebie, jak obrywam piłką w głowę. Skrzywiłem się na to wspomnienie. Nie było miłe, ani przyjemne.

- Przywaliłeś mi piłką do kosza – powiedziałem, Axel zaśmiał się na to wspomnienie – Wiesz czyje jest to porsche? – zapytałem zmieniając temat. Interesowało mnie zdjęcie, a nie ten debil ze szkoły.

- Yep – przytaknął, wyciągając z kieszeni brązowych szortów kluczyki – A co, chcesz się przejechać?

Brunetka jęknęła donośnie dając o sobie znać. Pokręciłem głową z politowaniem. Jak ktoś może być tak pusty?

- Ja pierwsza miałam się przejechać – mruknęła uwodzicielsko, przejeżdżając różowym paznokciem po jego klatce piersiowej – Obiecałeś misiu.

- Nie martw się – przerwałem jej tą gierkę – Nie chcę jechać na żadną przejażdżkę, chcę tylko zrobić zdjęcia.

Brunetka zeskoczyła z Axela i podeszła do mnie. O proszę jednak nie przykleiła się na kropelkę! Jej ogromne usta wydęły się, a powieki zaczęły mrugać jak szalone. Już wiedziałem co to oznacza. Po co żeś się w ogóle odzywał, skarciłem się w myślach.

- Mówisz, że jesteś fotografem? – zagruchała słodko, próbując się mnie uczepić, lecz w porę usunąłem się w bok.

- Tak – burknąłem – Ale nie robie zdjęć ludziom – skłamałem. Uwielbiałem robić zdjęcia ludziom, lecz nie takim pustym lalą jak ona tylko ładnym naturalnym dziewczynom, kiedyś nawet robiłem na imprezie urodzinowej, z czego nawet mam kilka zdjęć na ścianie. Kochałem robić zdjęcia wszystkiemu co naturalne, a nie plastikowe i sztuczne.

- O szkoda – zrobiła smutną minkę, wyginając w dół te swoje botoksowe usta.

Spojrzałem na Axela w oczekiwaniu na odpowiedz, jednak on gapił się na cycki jakiejś dziewczyny obok.

- Halo – machnąłem mu ręką przed oczami – Robie zdjęcia i spadam.

Chłopak bez słowa ruszył w stronę auta, przepychając się przez tłum ludzi, a ja tuż za nim. Po chwili stałem już obok czerwonego cacka i oglądałem go z każdej strony, zastanawiając się jakie ujęcie będzie najlepsze.

- Zrobimy tak – mruknąłem do zamyślonego Axela – Zrobisz kilka driftów, a ta twoja brunetka w tym samym czasie odpali niebieską racę. Ja będę stał na środku – powiedziałem mu cały plan, ten tylko przytaknął, wsiadł do auta wyjął odpowiednią racę ze schowka i podał brunetce, która rozłożyła się wygodnie na fotelu.

Ustawiłem się na idealnym miejscu i czekałem, aż Axel zacznie wykonywać moje polecenia. Po dziesięciu minutach męki miałem swoje upragnione zdjęcie. Spojrzałem na wyświetlacz. Czerwone, lśniące porsche wyłaniało się, jak pantera z niebieskiego dymu, przy asfalcie gdzieniegdzie pojawiały się iskry, a w tle załapało się kilka nawet ładnych dziewczyn. Wyłączyłem aparat, podziękowałem Axelowi i wycofałem się do swojego auta. Właśnie zaczynały się wyścigi, ludzie krzycząc i wiwatując opuszczali betonowe płyty, na których miały się rozpocząć zmagania kierowców. Na chwilę zrobiło się całkowicie cicho, lecz gdy czarno-biała flaga w szachownicę dotknęła ziemi, hałas wznowił się. Auta z piskiem opon ruszyły ze swojego miejsca, walcząc o przetrwanie, wszystkie sunęły do przodu starając się wyjść na prowadzenie lub przyblokować przeciwnika, jednak tylko czerwone porsche miało pole do manewrów zostawiając przeciwników w tyle. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć zza szyby samochodu i wyjechałem na drogę powrotną, rozwijając maksymalną prędkość na opuszczonej szosie. Muzyka dudniła mi w uszach, a ja coraz szybciej zbliżałem się do domu. Zerknąłem na zegarek za dziesięć dwunasta. Szybko zleciało, zatrzymałem auto na parkingu, przyciszając muzykę i spojrzałem w stronę domu, światła jeszcze się świeciły. Zamknąłem mój niezawodny samochód i ruszyłem do drzwi, mijając pod drodze śpiącego Bastera. Otworzyłem drzwi i niepewnie wkroczyłem do środka, rozglądając się dookoła. Cisza jak makiem zasiał, tylko zapalone światło w kuchni nie pasowało do tego obrazka. Najciszej jak mogłem przedostałem się na górę do swojego pokoju i zamknąłem drzwi zapalając światło. Odwróciłem się w stronę łóżka i zamarłem. Na łóżku jak gdyby nigdy nic siedziała mama.

- Czyli to światło w kuchni to zmyłka – stęknąłem, drapiąc się po karku – Mogę wiedzieć jak jest powód twojej obecności w moim pokoju? – zapytałem najgrzeczniej jak potrafiłem.

- Piłeś? – zignorowała moje pytanie.

Popatrzyłem się na nią wzrokiem typu chyba oszalałaś, lecz w tym samym momencie do mojego nosa dostał się odór piwska, którym oblał mnie Axel. Oparłem się o ścianę, przecierając dłonią twarz.

- Nie, nie piłem - jęknąłem – A teraz możesz wyjść? – wskazałem na drzwi – Chciałbym się wyspać, a przede wszystkim przebrać.

- Za chwilę – odpowiedziała, usadawiając się wygodniej na łóżku – Najpierw chciałabym z tobą porozmawiać na temat Jo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro