16. [lovino]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

okej, od tego tygodnia zaczyna mi się lawina sprawdzianów. życzcie mi powodzenia w nie załamaniu się

***

Wlepiłem wzrok w sufit. Uch. To irytujące. Czemu nie mogłem zasnąć? To pewnie przez tego idiotę. Tak. Wszystko, co złe na świecie, było winą Antonio. No, i jeszcze tych głupich Niemców.

To nie tak, że miałem za dużo myśli. Albo jakieś konkretne rzeczy do rozmyślenia czy ogarnięcia. Nie. Ja leżałem sobie tak od ponad godziny i patrzyłem się w sufit. To znaczy - najpierw w ścianę, ale zmieniłem obiekt „zainteresowania“, bo irytował mnie odcień jej zieleni.

Nie mogłem więc spać, ale ruszyć się gdzieś też nie zamierzałem. W końcu sięgnąłem po ostateczność o takiej godzinie, czyli telefon.

Och. Wiadomość od Michelle. Czemu jej wcześniej nie zauważyłem? Pewnie pomyślała, że ją ignoruję... Postanowiłem odpisać jej rano, żeby nie było, że siedzę po nocach.

I wtedy wpadł mi do głowy idiotyczny pomysł. Zależało mi na niej? Naprawdę mnie aż tak obchodziło, co o mnie myśli?

Co prawda, była śliczna. Każda dziewczyna jest, oczywiście, piękna, ale ona była wyjątkowej urody. Jakoś tak... coś w niej mnie przyciągało.

Zacząłem bezmyślnie przeglądać media społecznościowe. Mój Instagram był, jak zwykle, zawalony zdjęciami jedzenia. Jedzenie jest dobre. I ładne. Ale niekoniecznie w takich ilościach. Czas najwyższy, aby cofnąć obserwację Feliciano.

Po przedarciu się przez dwudzieste piąte z rzędu zdjęcie pasty, w końcu natrafiłem na coś normalnego. Wow.

Mmm. Fotografia tak zwanego Bad Touch Trio, owszem, nazwali tak swoje konto, a tak swoją drogą - jakości mikrofalówki. Uśmiechali się tam jak idioci jeszcze bardziej niż zwykle i trzymali jakieś puszki. Świetnie, czyli jutro - czy nawet dzisiaj, skoro było po północy - w szkole będę musiał użerać się nie tylko z Antonio, ale i z jego najokropniejszą wersją. Ze skacowanym Antonio. Zawsze wtedy lepił się bardziej niż zwykle (tak, to, niestety, możliwe).

Jako że zaczęły mi przychodzić do głowy różne dziwne, niefajne myśli, to skończyłem przeglądanie telefonu i rzuciłem nim na drugi koniec pokoju. Wtuliłem się w kołdrę i zmusiłem się do zamknięcia oczu. Głupi Antonio...

*^*^*^*

Pierwszy raz od dawna byłem tak blisko spóźnienia. Czemu wszyscy w mojej durnej rodzince byli takimi leniami i do głowy by im nie przyszło, żeby nie sprawdzić, czy śpię o tak późnej godzinie?

Zatrzymałem się, cały zdyszany. Nigdy więcej nie przebiegnę tak długiej drogi na raz, amen.

  – Loviiiś!

O Boże. Zaczyna się.

Poczułem ręce oplatające mnie wokół pasa. Pomocy?

  – Obiecałeś. Puszczaj! Idiota! – wydarłem się.

  – Nie krzycz na mnieee~. Lovi, głowa mnie boli, proszę...

Co za debil. Było wczoraj nie spotykać się ze swoimi pseudoprzyjaciółmi i do nocy chlać. Oni go demoralizują, a potem on mnie. Tak nie można!

  – Przestań, ja mam lekcje! Muszę iść! Ty też, nie? Spadaj stąd, już.

  – Eeeech, nie chcę. Nie dam radyyy... A co teraz masz?

Ile on ma, przypomnijcie mi, lat? Czasem miałem wrażenie, że był młodszy i musiałem go niańczyć. A gdzie moje pomidory? Nie dał mi!

  – W-f – warknąłem i się odwróciłem. Pewnie wszyscy się już przebrali, tylko ja będę tyle spóźniony i zrobię z siebie idiotę. Przynajmniej, co pocieszające, na pewno nie większego niż Antonio.

*^*

Może powinienem zgłosić nieprzygotowanie, czy coś? Ćwiczenie przy takim zmęczeniu, niewyspaniu, głodzie i wkurzeniu to piekło.

A najbardziej irytujący i przeszkadzający był pewien Hiszpan, który stał przy drzwiach i cały czas się do mnie szczerzył. Dekoncentrował mnie, debil jeden! Mogę się położyć i udawać, że mnie tu nie ma?

W pewnym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie, więc przystanąłem w miejscu, żeby odetchnąć.

Antonio ułożył z dłoni serduszko, na co miałem zamiar pięknie odpowiedzieć środkowym palcem. To był bardzo głupi i nieśmieszny żart z jego strony. Nie widział, że próbowałem się skupić?

I wtedy kolejno usłyszałem czyjeś „uwaga!“, zobaczyłem niebezpiecznie szybko lecącą piłkę i poczułem uderzenie. Wzrok mi się rozmył i chyba upadłem na ziemię.

*^*

Znowu mogłem widzieć, chwała bogom pomidorów. Tylko czemu nagle wszyscy stali nade mną?

  – Lovi, wszystko w porządku? – usłyszałem i tym samym zarejestrowałem delikatny dotyk na swoim policzku.

Czy to był... Zamrugałem. Tak, to definitywnie Antonio. Moje głupie ciało automatycznie zareagowało na to zadrżeniem i rumieńcem na pół twarzy. Nienawidzę tego...

  – Nie – warknąłem. – Dostałem w łeb i za cholerę nie wiem, co się stało, a na dodatek ty tu jesteś, więc nie.

Antonio odetchnął z ulgą i jego zmartwiona mina w ułamek sekundy zmieniła się w szeroki uśmiech. Naprawdę, dziwny człowiek. Czy jakbym mu powiedział, że ma iść się zabić, to też by podziękował z taką radością? Lepiej nie będę próbować.

  – Carriedo, posadź go na ławkę i daj się napić – nakazała nauczycielka – a reszta, wracać do roboty!

Odtrąciłem wystawioną rękę Toniego i sam wstałem. Nieważne, ile trudu z tego wyszło.

Hiszpan objął mnie ramieniem i zaczął powoli iść do ściany, pod którą stały ławki. No bez przesady! Jeszcze nie umierałem!

  – Puść mnie – zacząłem marudzić. – Puszczaj, albo wydłubię ci te durne szmaragdowe oczy. A jak cię skopię, to zniknie ci ten idiotyczny uśmiech. Wkurzasz mnie.

  – Tak, tak~. Nie przemęczaj się tylko.

Przewróciłem oczami. Zabierzcie go ode mnie.

  – Co ty tu w ogóle robisz? Czemu podglądasz jak ćwiczę, jak jakiś chory pedofil?

  – Odwołali mi pierwszą lekcję – odpowiedział Antonio, jakby to wszystko wyjaśniało. Weźcie go stąd, bo zwariuję. – Poczekaj tu, okej? Nie ruszaj się. Przyniosę ci picie. I pomidory.

...Albo nie zabierajcie. Przydaje się czasem.

  – Dziękuję – powiedziałem cicho, gdy wystarczająco się oddalił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro