21. [antonio]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejna strona internetowa zawiodła. Moi przyjaciele też.

Kompletnie nie wiedziałem, co mógłbym podarować Lovino. Oddałbym mu ciało, serce, duszę i obie nerki, gdyby tylko chciał. Problem w tym, że nigdy nie wiedziałem, czego oczekiwał. No, oprócz pomidorów, bo je dostawał codziennie. To raczej słaby prezent.

Odłożyłem telefon ze zrezygnowaniem. Jeszcze trzy tygodnie...

Nadal nic mi nie przychodziło do głowy.

Hmm... Może, z kim przyjaźnił się Lovino? Ze... mną. I mną. I jedzeniem.. Naprawdę musiał nie mieć znajomych? To znacznie utrudniało sprawę...

Dobra, skup się, Antonio. Jego bracia. Feliciano... to zły pomysł. Bez obrazy dla niego, oczywiście. Dalej, gdzie przebywał Romeo, to nie miałem zielonego pojęcia.

No tak! Dziewczyny! Z nimi Lovi miał znacznie lepszy kontakt niż z chłopakami. Z którą tylko najbardziej się przyjaźnił?

Eliza. Mówił coś, że jest trochę jak starsza siostra. Bella, z nią też się kiedyś przyjaźniłem, więc nie powinno być problemu. Tym bardziej, że zazwyczaj spędzały czas razem. Siostry Bragińskie... ja się ich boję, lepiej nie.

No i Michelle. Ostateczna opcja. Westchnąłem.

*^*

Bella i Elizabeta obiecały porozmawiać ze mną na długiej przerwie w czwartek. Ciekawe, czy Lovino zauważy, jak raz do niego nie przyjdę. Pewnie będzie szczęśliwy, że choć raz dam mu spokój...

  – No? – zapytała szatynka ze słodkim uśmiechem, widząc, że przyszedłem. – Co się stało, że opuściłeś swojego ukochanego i postanowiłeś z nami porozmawiać?

Jakby się zastanowić... Wszyscy wiedzą, że podoba mi się Lovino. I myślą, że jesteśmy parą. A on nic. Nie słyszał plotek? Jestem pewien, że zareagowałby jakoś. Zerwałby ze mną kontakt.

  – Ja... Ja w jego sprawie. Lovino.

  – A! Potrzebujesz porady na randkę? – Bella zaśmiała się dźwięcznie. – Przyszedłeś do odpowiedniej osoby~. Co chcesz wiedzieć?

To będzie ciężkie.

  – Wiem, że może wam się to wydawać trudne do zrozumienia, serio, dla mnie też, ale ja i Lovi nie jesteśmy razem. I nie mówcie mu takich rzeczy, bo będzie czuł się niezręcznie. – Wziąłem głęboki oddech. Postanowiłem zignorować dziwne spojrzenia dziewczyn i to, jak przyklejone do siebie były. – Nie mam zielonego pojęcia, co mu dać na święta.

  – Wyznaj mu wszystko – wypaliła Elizabeta. Super, świetny pomysł, żeby to tylko było takie łatwe. – Jestem pewna, że to małe tsundere też cię kocha.

Bella potwierdziła to radośnie, dodając coś o mądrości Elizy.

Gdyby Lovino mnie choć raz tak pochwalił... Chociaż, może lepiej nie. Rozpłynąłbym się ze szczęścia.

  – Ja właśnie nie. To nie wydaje mi się najlepszym momentem... Ostatnio zachowywał się jakoś dziwnie. W sensie: dziwniej niż zwykle. Chociaż może tylko mi się wydawało. Nieważne, lepiej nie – podsumowałem. – Coś innego.

  – Raaany, ale masz problemy – stwierdziła Bella. – Trochę więcej optymizmu! Jesteś tym głupkiem, nierozgarniętym, ale najweselszym Hiszpanem na świecie, którego znam, czy on już zniknął?

Ach tak... Zapomniałem o uśmiechu. Wymusiłem go na sobie.

  – Jasne, że jestem. Ale mogłaś mnie nie obrażać.

  – Mogłam~. Wybacz, jeśli chodzi o coś materialnego, to nie mam pojęcia.

Elizabeta przytaknęła przyjaciółce. No trudno.

*^*

  – A po co ci?

  – Potrzebny.

  – A do czego?

Rany, Francis. Co taki ciekawski? Przecież doskonale wiedział, że kochałem tylko Lovino. Niepotrzebne mi jakieś romanse czy coś. Ten to zawsze o jednym myśli.

  – Jezu, Francis! Dasz mi ten numer czy nie? Muszę z nią pogadać, to tyle.

Francuz z rozmachem wyrwał mi telefon z ręki. To nie był najlepszy pomysł, nie chciałem, żeby mi go przeglądał. Na szczęście on tylko wpisał numer i oddał.

  – Powodzenia. – Mrugnął. Niby w czym?

Zadzwoniłem.

  – Hej, Michelle, to ja, Antonio. Poznajesz mnie?

  – Jasne! – rozległ się głos. – Cześć. Jak tam?

  – Ehmm, dobrze. Mam pytanie.

  – Do mnie, serio? O co chodzi?

  – Co do Lovino...

  – Chwila! _ przerwała mi. – Naprawdę ty, najbliższa mu osoba, będziesz mnie pytać o coś związanego z Lovino? Chwila, chyba nie chodzi o te głupstwa, których mu nagadałam?

  – Jakie głupstwa? – Zaniepokoiłem się. Nie zraniłaby go, prawda?

  – Nie mówił ci? Cóż... Chciał mnie gdzieś zaprosić, a ja go, hm, przypadkiem go wyśmiałam. Po... Powiedziałam, że to głupie, bo przecież jest gejem i ma ciebie...

Zamarłem. To było... Ech... Zabrakło mi słów. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.

  – Jak zareagował? – zapytałem po chwili niezręcznej ciszy.

  – A! Zadziwiająco pozytywnie, jak na niego. W miarę spokojnie. Powiedział, że się przyjaźnicie, kupił ten makaron i wybiegł.

  – Makaron?

  – Ehm. Wiesz, Włosi...

Zaśmiałem się. No tak. Kochany, słodki Lovi.

Poczułem też pewną ulgę. Michelle nie chciała się z nim spotkać, a Lovino nie wyglądał, jakby miał złamane serce.

  – No dobra. Miałem pytanie... Aa, już wiem. Muszę coś mu dać i...

  – Nie, nie. To nie do mnie z tym. Nie znam go za dobrze, nie wiem, co by chciał i o czym marzy. Nie znam się też za dobrze na tutejszych zwyczajach i w ogóle...

No proszę. Ostatnia szansa stracona. Jestem skończony.

  – Dziękuję i tak.

Rozłączyłem się.

  – Takie to trudne?

Wzdrygnąłem się. Zapomniałem, że Francis nadal był w moim mieszkaniu. W sumie to mogłem go nie zapraszać do siebie, tylko zapytać wcześniej. Przecież doskonale wiedziałem, jak trudno może być się go potem pozbyć. No trudno.

  – Nie śmiej się ze mnie, ty też nijak nie pomogłeś.

  – Wybacz mi, Antonio mój kochany~.

  – Nie mów tak do mnie – poprosiłem znudzony, wiedząc, że to nigdy nie działa. – Lepiej powiedz, co dajesz Arthurowi. W ogóle to on ile ci się już podoba? Strasznie długo. Twój rekord.

  – No nie wiem... A to, co mu daję, to moja słodka tajemnica.

  – Przestań brzmieć tak strasznie. Jak zrobisz coś głupiego, to w końcu wniesie o zakaz zbliżania się, czy coś.

Francis oparł głowę na rękach z zamyśloną miną. Niesamowite, czyżby coś dotarło? A to niby ja ten tępy.

  – Mógłbyś wyjść? Chcę jeszcze zadzwonić do Lovino.

  – Chyba żartujesz! Chętnie posłucham.

No cóż. To, że Francis wtrącał się w prywatne sprawy innych, a tym bardziej te miłosne, to nic nowego. Przestało mi to tak przeszkadzać już dawno temu. Czasem bywał nawet pomocny.

  – Czego chcesz o tej godzinie, debilu? – zapytał wkurzony Lovino, kiedy tylko odebrał. Czyli po pięciu sekundach.

  – Wcześnie jeszcze – zauważyłem. – Bo mam problem.

  – C-co jest? Coś się stało?

Ale uroczo, martwił się!

  – Nie. Znaczy, trochę. Myślę nad tym od dłuższego czasu – przerwałem, bo Lovino czymś się zakrztusił – i nadal nie wiem. Muszę, niestety, zapytać ciebie. Co chcesz na Boże Narodzenie?

  – Aha, o to chodziło... Głupi jesteś!

A temu co znowu?

  – No wiem, zrozumiałem po tak długiej znajomości z tobą. Co?

  – Nie, nie rozumiesz, nic nie rozumiesz, idioto. No dobra, niech ci już będzie, powiem w szkole.

  – Ej, czemu nie możesz teraz?

  – Bo nie! Zamknij się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro