30. [milen]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(to bulgaria i rumunia ok
ja wiem ze ich prawie nie znam ale enjoy)

***
Ciekawe, czy by się obraził, jeśli powiem, że jest ładny...

Jeśli tylko kiedykolwiek bym się odważył to zrobić.

To głupie. Czemu chłopacy się obrażają, jeśli ktoś im powie, że są ładni czy uroczy? No dobra, może to pedalskie. Ale sam mówił, że jest...

  – Gotowe!

  – Przerywasz mi wewnętrzne rozmyślania! – warknąłem. – To ważne.

  – Hęę? A myślałem już, że skoro tak się na mnie patrzysz, to myślisz o mnie. Szkoda.

  – Przecież jesteś ważn—

Ups, wyrwało mi się. Wcale nie musiał myśleć, że tak uważam. To tylko moja sprawa.

  – Ooo! Powtórz!

  – Nie, Vlad. – Westchnąłem. – Lepiej powiedz, co tam jest gotowe, że tak się chwalisz.

  – Ja jestem. Na ciebie! – Rumun wydarł się i rzucił się na mnie.

Cierpiałem katusze, nie potrafiąc się wyrwać spod rąk Vlada. Kto wymyślił łaskotki?! Okrutne to!

  – Przestań! – nakazałem. – Wiesz, że n-nie lubię tego!

A ten jego uśmiech z wystawionymi zębami strasznie mi się nie podobał. Znowu wymyślił coś, co mi się nie spodoba. Ile to już mnie czasu męczył?

  – No dobra. To mam inny pomysł.

A nie mówiłem?

FUJ.

  – Ała! Znowu?!

Vlad postanowił mnie ugryźć. W szyję. Ponownie.

  – Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteś wampirem? – odezwałam się zirytowany, próbując go zepchnąć, co sprawiło mi jeszcze więcej bólu. – Sadysta, no.

  – Oj, ale ja mam takie fajne ząbki~. Nie lubisz ich?

Przewróciłem oczami. Jak mam lubić jego przedmiot tortur?

  – Nie. Jesteś obrzydliwy. Ośliniłeś mnie.

  – Pff. Nudny jesteś. – Vlad odwrócił głowę. Obraził się. – Foch. Albo nie, nie chce mi się. Ogólnie to żartowałem, miałem na myśli, że ciasteczka są gotowe.

Ale zaskoczenie.

  – Pieczesz?

  – No tak! A ty będziesz pierwszym, którzy wypróbuje moich własnych, autorskich magicznych ciasteczek.

  – Co jest w środku?

Nie, żebym podejrzewał go o próbę zatrucia. Po prostu... Jednak tak. Nie ufałem mu. Może i przypadkiem, ale zabije mnie. Nie zjem tego.

  – To cała zabawa! Niespodzianka!

No nie. Miał taki rozbrajający uśmiech... Nie zrobię tego. Nie tknę. Chcę jeszcze żyć!

  – Niech ci będzie.

Czekaj, co? Przecież powiedziałem, że nie. Może naprawdę mnie zaczarował? O czym ja w ogóle myślałem. Bzdury.

Z niechęcią złapałem ciastko i włożyłem do buzi. Zacisnąłem oczy.

  – Są normalne – zauważyłem.

  – Noo? A czego się spodziewałeś?

  – Trucizny, magicznej mikstury miłosnej, czekolady o właściwości łysienia... – wyliczałem. Miałem jeszcze trochę pomysłów.

  – Co? Dobre! Szczególnie to ostatnie... A mikstura miłosna mi niepotrzebna, bo osoba, którą lubię, już mnie pokochała. Tak myślę~. – Vlad oparł ręce na stole i spojrzał na mnie. – Tylko nie chce nic powiedzieć.

A po co mi to mówił? Chwila, chyba nie miał na myśli, że...

  – K-kto to? – zapytałem niepewnie.

  – Tak myślałem, że się zaciekawisz.

  – Więc?

  – Ta-je-mni-ca.

Irytujący.

Jakim cudem wytrzymałem z nim prawie całe życie?

  – No cóż. Daj mi więcej.

  – Heeej, miałam nadzieję, że bardziej się zainteresujesz.

  – Musisz być taki dziecinny? – Zaraz żyłka mi pęknie. Jak w bajkach.

  – A ty nudny? – Vlad udał, że ziewa. – Naprawdę, ostatnio stałeś się strasznie sztywny, przez to muszę się bardziej wygłupiać, żeby cię rozbawić.

  – Nie jestem nudny! – zaprzeczyłem. – Ani sztywny.

  – Nie? To udowodnij!

  – Dobra, ale w zamian zrobisz mi więcej tych ciasteczek.

  – Dobra! Mam już nawet wyzwanie – powiedział zadowolony z siebie Vlad.

Jeszcze nie wyjawił pomysłu, ale już zaczynałem żałować.

*^*

Boże, to głupie, zabijcie mnie, ja nie chcę.

Nawet nie chciałem wiedzieć, skąd Vlad to wytrzasnął. Ani tym bardziej - kto produkuje męskie spodnie, rurki, a do tego różowe i z jakimiś głupimi naszywkami.

  – Wszystko w porządku?

Zamknij się, Vlad, sam do tego doprowadziłeś, że ludzie się gapią. Wiem, że mówiłem, że przyjąłem wyzwanie, ale...

  – T-tak, kochanie – powiedziałem przez zęby. – W. Jak. Najlepszym.

  – Weź, aż niedobrze mi od nadmiaru słodkości~. No, daj buzi.

Czekaj, co? O tym nie było mowy!

No dobra, mówił, że w szkole mam się zachowywać jak jego dziewczyna, ale co to miało być? Bez przesady!

  – Och, nie przy ludziach...

Zabijcie mnie, czemu to się dzieje, mam dość... CO.

Vlad złapał mnie w pasie i pociągnął gdzieś.

  – No to gdzie indziej. Toaleta będzie w porządku? Chyba, że wolisz składzik, jak w książkach.

Wdech i wydech... Nie denerwuj się, musisz udowodnić, że nie—

  – Gdzieś to mam! – I nie wytrzymałem. – Przesadzasz! I masz gdzieś moje uczucia!

  – Jakie uczucia?

Właśnie, Milen, jakie uczucia? Skrzywiłem się. Myślałem, że już udało mi się wszystko wyprzeć.

  – Że... – Znowu zamilkłem. – No. Bo... No.

Vlad pokiwał głową, udając, że zrozumiał. Widocznie - nie. Do niego potrzeba niewyobrażalnie dużych pokładów cierpliwości. Brakowało mi ich czasem, ale chyba warto było wytrzymać te cięższe chwile. Vlad był naprawdę kochany i — nie, stop.

Do pustej dotąd łazienki wszedł jakiś chłopak... Chyba. Ciężko stwierdzić.

  – Łaaa. Ale totalnie zafeliście wyglądasz.

  – Feliks! – ucieszył się Vlad (a jednak chłopak!) i wskazał na mnie. – To Milen. I dzięki za pożyczenie spodni.

Więc to od tego knypka wziął to... coś.

  – Nie ma za co. Generalnie to ci pasują, chcesz, to ci pożyczę na dłużej.

  – Nie chcę – burknąłem. – Ale wiem, że wyglądam... – Zawahałem się. – Czarująco.

To żenujące. Najgorsze, co mogłem wymyślić. Idiotyczny suchar.

Vlad popatrzył na mnie niepewnie. Nagle się rozesmiał. Tak ładnie i szczerze, że sam się uśmiechnąłem. Nie wiem, kto miał bardziej beznadziejne poczucie humoru, ja czy on.

  – Faktycznie, moje czary zadziałały – wydusił Vlad, próbując się uspokoić.

  – RUMUN, CYGAN, ZŁODZIEJ BUŁGARSKICH SERC! – wydarł się Feliks i uciekł z łazienki.

Rzeczywiście, romantycznie, z sufitu zwisa mokry papier toaletowy, wszędzie dziwnie śmierdzi, nie chcę nawet wiedzieć, czym zatkany był zlew, a Vlad miał głupawkę przez nieśmieszne teksty. Lepszego momentu nie mogłem wybrać na pocałunki, prawda?

  – M-masz – powiedziałem, kiedy skończyłem. Vlad magicznie (tak, nieśmieszne) się uspokoił i już nie stroił dziwnych min. – Wystarczy? Dostanę ciastka?

  – Ile tylko chcesz, d-do końca życia.

Okej, to zabrzmiało strasznie. Nie wiem, czy tyle z nim wytrzymam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro