4. [lovino]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

sprawdzane, ale ludzie, są wakacje, nie zabijcie, jak jakieś błędy się wkradną

***

Co to miało, kurna, być?
Co ja odwaliłem?

Wygłupiłem się przed Antonio. Boże, on widział, jak płakałem. Jeśli kiedykolwiek miał do mnie jakiś szacunek, to pewnie już się go pozbył. Brawo, Lovino. Gratulacje.

A to potem? "Przypomina mi ciebie"! Powiedziałem mu, że cholerny pomidor przypominał mi o nim!

Ostatnio zachowywałem się przy nim jak największy idiota, a to Toni przecież nim był. Chyba.

Zacząłem nawet podejrzewać, że Feliciano albo któryś z przyjaciół Antonia postanowił zrobić mi bardzo śmieszy dowcip i dorzucić coś do soku.

No bo, cholera! Zaśmiałem się na jego okropny żart, rumeniłem się jak jakaś panienka, a jak już od tego wszystkiego uciekałem, odwróciłem się z jakimś dziwnym uśmiechem i nawet mu pomachałem na pożegnanie! Czy to normalne? Zdecydowanie nie.

Kiedy wszedłem do domu, na dworzu już dawno było ciemno. Ciekawe, czy wszyscy zasnęli.

  – Wróciłem – oznajmiłem, jakby kogoś to interesowało. Zrzuciłem z siebie buty i kurtkę.

Usłyszałem czyjeś kroki. Po szesnastu latach mieszkania w tym domu nauczyłem się je rozpoznawać. Mój brat.

  – Cze-cześć, Feli – przywitałem go, gdy rzucił mi się na szyję. Co ich wszystkich ostatnio tak wzięło na przytulanie?

  – Braciiiszku – powiedział tym swoim płaczliwym głosem. – Czemu dopiero teraz wróciłeś? A wcześniej tak nagle wybiegłeś z domu... Bałem się o ciebie... i...

  – Uspokój się, Feliciano. Jestem przecież. Przepraszam.

Poklepałem mojego głupiego brata po plecach. Co on sobie myślał? Nie mogłem nie wrócić i zostawić go tak samego, tym bardziej bez zapowiedzi. Załamałby się.

  – Musimy porozmawiać – oświadczył. Miałem ochotę parsknąć śmiechem. Feli i powaga, dobre sobie.

Pokiwałem tylko głową i poszedłem za nim do jego pokoju. Usiedliśmy na łóżku. Zauważyłem, że oczy mu się kleiły. No tak, zazwyczaj o tej porze już spał. Pewnie bezsensownie się o mnie martwił i czekał na mój powrót. Kochany braciszek. Nic dziwnego, że to jego wszyscy tak uwielbiali. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Cóż, zasługiwał na całą tą uwagę i mnóstwo miłości od innych.

  – Wiesz co? – zaczął, gdy minął mu atak ziewania. – Ostatnio chyba inaczej się zachowujesz, Lovi. Nie poświęcasz mi tyle czasu, co kiedyś... A do tego więcej się uśmiechasz. I częściej znikasz. Jesteś trochę inny niż normalnie, a-ale to dobrze! Wydajesz się jakby szczęśliwszy...

Co? Przecież przed chwilą myślałem o tym, że mi się pogarszało. Może zależało od punktu widzenia, czy coś. W takim razie mój brat musiał być ślepy.

Jakby tak pomyśleć, to Feliciano też się zmienił. Dobra, tak naprawdę to on zawsze będzie takim dzieckiem. Mimo to, miałem wrażenie, że potrafił czasem powiedzieć coś mądrzejszego i nawet nie rozklejał się przy każdej możliwej okazji. Może jednak ten ziemniaczany łeb miał na niego minimalnie dobry wpływ.

A, właśnie. Może teraz się czegoś dowiem.

  – Hej, Feli, a ty? Skąd ci się wzięła taka przemowa?

  – Bo jak byłem ostatnio u Ludwiga...

  – Czekaj, czekaj. Byłeś u niego? Po jaką cholerę?

Feliciano odwrócił wzrok. Och, czy to rumieńce?

I cisza. No tak. Mogłem się spodziewać. Przecież już dawno było widać jak na dłoni, jakimi spojrzeniami darzył Ludwiga. Przecież ja znałem swojego brata najlepiej, ale wolałem udawać, że tego nie dostrzegałem. Cóż, nie chciałem, żeby Feli zadurzył się w kimś takim. W ogóle wolałbym, żeby mój mały braciszek nikogo sobie nie znalazł, a jak już, to jakąś uroczą dziewczynę. Zdecydowanie nie strasznego, okropnego Niemca.

  – Lovi, jesteś zły? – zmartwił się Feliciano. Jak miałem nie być zły?

  – Dlaczego? – spytałem cicho. – Czemu on?

Wybuch płaczu za trzy, dwa, jeden...

  – Prze-przepraszaaam! W-wybacz, braciszku, wiem, nie powinienem zakochiwać się w chłopaku, prawdaaa? Ale to nie ode mnie zależało... i...

Chwila. Dobrze, mógł mu się podobać, nawet się zauroczyć w tym żywym ziemniaku. Ale zakochać? Nie. Nie.

Miałem ochotę odepchnąć Feliciano z obrzydzeniem. Odruch, no. Jednak to mój brat, nie mógłbym.

Ale czy to, że Ludwig to chłopak, mi przeszkadzało? Zastanowiłem się. Niespecjalnie. Najgorsza była sama jego osoba, a nie płeć. Kto by się przejmował płcią?

Boże, jakie rozmyślania. Zdecydowanie coś ze mną nie tak.

  – A-ale Lovi... Nie możesz mi zabronić ani nawet mówić rodzinie...

Spojrzałem na niego zdziwiony. O co tym razem mu chodziło? Oczywiście, że mogłem. (Co nie znaczyło, że miałem taki zamiar).

  – Co masz na myśli? Ty ko... k-kochasz tego durnego Niemca. Umięśnionego, gburowatego sztywniaka, który nie przejmuje się niczym, tylko sportem i tyle. Jak mogłeś? Jak głupi możesz być?

O nie. Znowu mi się wymsknęło.

Feli spojrzał na mnie ze łzami gęsto spływającymi z oczu. Ciekawe, czy tak samo żałośnie wyglądałem dzisiaj w parku.

  – A ty – podniósł głos – prowadzasz się z jednym z tych z tria zboczeńców! Myślisz, że nie widać?! Wszyscy wiedzą, że skończycie razem! To przez niego tak się zmieniłeś, nie? A Ludwiga wcale nie znasz! I wszędzie są plotki, że to ty się puszczasz!

Kiedy Feliciano zamilkł, byłem już w kompletnym szoku. Zamrugałem powoli. Ciekawych rzeczy się tam dowiadywałem.

Po pierwsze, nie sądziłem, że mój brat tak umiał. Zdarzały nam się kłótnie, ale Feli nigdy nie rzucał tak mocnymi słowami. Nigdy w ten sposób i zawsze szło o jakieś błahostki (głównie jedzenie). Przynajmniej teraz było widać, że to mój bliźniak.

Po drugie, co? Co. Ja i Antonio. Ha, zabawne. Nigdy w życiu. Obydwoje lubiliśmy podrywać dziewczyny. Nasz związek nie miał prawa bytu.

Pomińmy, proszę, fakt, że i Feliciano jak dotąd interesował się dziewczynami.

Mój braciszek zaczął kiwać się na łóżku, głośno łkając i niewyraźnie przepraszając. Zazwyczaj nasze sprzeczki kończyły się na tym, że on się rozklejał (a ja, rzecz jasna, nigdy).

Niechętnie go objąłem i mruknąłem coś chyba pocieszającego.

  – Dobrze już, dobrze. Może lepiej omijajmy ten temat, co? – zaproponowałem. To wcale nie tak, że po prostu nie miałem argumentów.

Feli pokiwał głową. Trochę już się uspokajał.

Przez niego i tę rozmowę zacząłem mieć jeszcze więcej wątpliwości.

***

nie czekajcie za bardzo bo następny rozdział nie skupia się na spamano, mam za dużo shipów okej
ale na jakim to już tajemnica he

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro