44. [lovino]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

boże Lovi przestań być tak dramatyczny
a ja jestem tak zmęczona ze wszystko mi się zamazuje przed oczami, ten rozdział to wielkie poświęcenie

za pomoc dziękuję Hanabira05 i Stefa2234

***

Wiecie, co się dzieje, kiedy wszystko idzie zbyt idealnie?

W końcu jakiś idiota musi to zepsuć.

Toni olał mnie i moje zapotrzebowanie na pomidory na rzecz mojego głupiego brata, więc wepchnąłem się pomiędzy nich.

– O, Lovino! – ucieszył się Antonio. Jakby przed chwilą wcale nie zarywał do Feliciano. A może naprawdę tego nie robił, tylko byłem przewrażliwiony? – Co u ciebie?

– Źle – odparłem. – Nie dostałem porannej porcji pomidorów.

– Nie? Jak to...?

– Jakbyś się nie kleił do Feliciano, to byś zauważył.

Brat aż otworzył oczy ze zdziwienia.

- C-co zrobiłem nie tak...?

O nie, teraz się jeszcze rozbeczy. A wtedy i ja nie będę umiał się powstrzymać i się rozpłaczę. Ze złości, zazdrości i strachu, że przestraszyłem i zraniłem Feliciano.

– Uspokój się, Lovi. – Antonio stwierdził, że uratuje sytuację, chociaż to on ją zepsuł. – Nie wiem, co wymyśliłeś w tej swojej ślicznej glowce – na te słowa złapał mnie za policzki i przyciągnął mnie do siebie – ale my tylko rozmawialiśmy.

– Nie przytulaj mnie teraz – warknąłem. – Coś dużo ostatnio rozmawiacie. Będąc bardzo blisko siebie.

– To urocze, martwisz się! Cieszę się, że tak ci na mnie zależy, ale nie musisz być aż tak zazdrosny, Loviś.

– „Aż tak“? – Chwila na przetrawienie tych słów. W końcu zrozumiałem. – Czyli jednak powinienem?

– Nieee, braciszku! – Feliciano złapał mnie za ramię i przytulił mnie od drugiej strony. Ale to musiało dziwnie wyglądać... Dajcie mi wyjść! – Nawet jakbym chciał, to bym nie potrafił zrobić ci czegoś takiego! Tym bardziej, że chodzi o Antonio, fuj.

Rozśmieszyła mnie ta wypowiedź, ale odpowiedź Hiszpana skutecznie powstrzymała mój śmiech.

– Prosto w serduszko, Feli. To było niemiłe. Ale, pomijając to, Lovino, mógłbyś czasem brać przykład z brata, co?

Wyrwałem się z tych dziwnych podwójnych objęć i stanąłem na własnych nogach.

Spojrzałem na roześmianą twarz Antonio z pogardą i bez słowa wyszedłem z pokoju.

Uciekłem z własnej sypialni. Brawo, Lovino, zawsze byłeś inteligenty. I gdzie ja będę spał? Niech ci zdrajcy zajmą sobie moje łóżko i robią co chcą, ja pójdę do pokoju Feliciano. Brakowało tylko, żeby zaprosili Ludwiga, żeby było zabawniej.

W sumie to nie. Nie miałem ochoty widzieć żadnego z nich w moim domu, a wygonienie chociażby jednego z nich wymagało rozmowy, więc została mi jedna opcja. Przenocuję gdzie indziej, aż im się odwidzi.

Miałem na sobie już kurtkę i buty, poszedłem jeszcze tylko do łazienki po szczoteczkę i coś do przebrania. Byłem gotowy do wyjścia. Tylko gdzie? Może Romeo mnie przyjmie... Chociaż mieszkał na drugim końcu miasta i nadal rzadko rozmawialiśmy, więc to może nie najlepszy pomysł. Do żadnej dziewczyny nie pójdę, bo to niestosowne. Do innych znajomych raczej też nie, wszyscy są gejami i to dość chore.

– Wracasz do nas już? – Antonio wychylił się z pokoju. – Czemu jesteś tak ubrany? Chwila, nie mów, że wziąłeś to na serio…?

– A myślisz, że co? Głupi jesteś i chwilowo ci nie ufam.

– Ale Lovi...

Na dźwięk jego załamanego głosu zmiękło mi serduszko. Może nie powinienem się tak obrażać. Może to naprawdę były niewinne żarciki.

– Przecież wiesz, że cię kocham. – Okej, wybaczę mu. – Ale nic by się nie stało, jakbyś się częściej uśmiechał, jak Feliciano...

Teraz to pożałuje.

No tak, czemu wcześniej na to nie wpadłem? Tylko Gilbert czy Francis? Chyba obydwaj nadal byli samotni, ale Fran był bezpieczniejszy, bo podobno w domu jego uwagę zajmowało młodsze rodzeństwo, no i nie miałem ochoty na konfrontację z Ludwigiem.

– Jak coś to będę u Francisa, durniu – rzuciłem chłodno i zatrzasnąłem za sobą drzwi.

*^*

Nie pobiegł za mną, idiota jeden. Nie, żebym miał nadzieję, że to zrobi, przeprosi i wtedy wszystko będzie w porządku. A w życiu.

Początkowo miałem problemy z odnalezieniem właściwego mieszkania, ale jakoś się udało. Warto było ukraść ten kalendarz Antonio i przepisać z niego wszystkie dane na temat miejsca zamieszkania i kontaktu do jego przyjaciół.

– Lovino? Co tu robisz? – zdziwił się Francis. – Późno się robi... A dzisiaj to Antonio nie miał do ciebie przyjść?

– Lepiej mnie, kurna, wpuść i o nim nie wspominaj.

– Oooch... Rozumiem. Nalać ci wina? – zaproponował, wpuściwszy mnie do środka.

– Nadal jestem niepełnoletni.

– No i? Rozcieńczę ci z wodą, jak chcesz. Wino pomaga na wszystkie smutki i złamane serca.

Wzruszyłem ramionami i poszedłem szukać salonu, żeby móc się tam rozłożyć i narzekać.

Na kanapie leżał i spał Gilbert bez koszulki. O rany... Wolałem nie wiedzieć, co oni robili. Obaj byli samotni i wyglądali na takich, co nie lubią spędzać nocy samotnie. To, co właśnie powstało w mojej wyobraźni, powinno nigdy nie zaistnieć, ohydne.

Francis podał mi kieliszek z czerwonawym płynem i sam wziął drugi, tyle że z ciemniejszym kolorem.

Co mi szkodzi? Pewnie tym bardziej zrobię na złość Antonio, który zawsze mnie pilnował, żebym miał jak najmniejszy kontakt z alkoholem. I dobrze. Wziąłem łyk na spróbowanie.

– Ale mdłe. I kwaśne. – Skrzywiłem się.

– Przesadzasz – stwierdził Francis. – No, opowiesz już, o co chodzi? Albo czekaj, obudzę jeszcze Gilberta, wiesz, razem lepiej się wyśmiewa przyjaciół.

Co za wspaniały człowiek.

Albinos został wybudzony, siedział teraz półżywy, czekając na wyjaśnienia. Postanowiłem wykorzystać miejsce, które zwolnił i usiadłem. Patrzyłem na kieliszek i wino, które w nim pływało pod wpływem ruchu mojej dłoni.

Opowiedziałem im o moich podejrzeniach co do relacji Antonio i Feliciano oraz o tym, jak mnie zraniono przez nieprzyjemne porównania, których od zawsze nienawidziłem, a ten głupek doskonale o tym wiedział. Albo zapomniał, jak zwykle, pieprzony idiota. Nie szczędziłem przekleństw i możliwe, że odrobinkę za bardzo podkoloryzowałem pewne wydarzenia, ale to teraz nie miało znaczenia.

– To prawda, że przez jakiś czas Feliciano mu się podobał – powiedział Gilbert, a ja zakrztusiłem się winem. To chyba ciężko będzie zmyć. Nie mój problem. – Nie dziw się tak! Feli jest bardzo uroczy i kochany.

Ta, tylko nie dla mnie.

– Właśnie. Mi i Gilbertowi też się zdarzyło parę dni słabości na jego punkcie – dodał Francis.

Zdecydowanie nie polepszył swojej sytuacji. Teraz miałem ochotę wydłubać oczy nie tylko Antonio, ale też pozostałej dwójce tego trio.

– Ale ty robisz miny – zaśmiał się Gilbert. – Wiesz? Wcale nie jesteś gorszy od Feliciano, a Antonio nie wie, ile rąk naprawdę traci. Zagilbisty ja mogę cię pocieszyć.

Z jednej strony, to dość miłe. A z drugiej - fuj, cokolwiek mu chodziło po głowie.

– Co ci mówiłem o zarywaniu do kogo popadnie, ty zdesperowany egoisto? – Francis westchnął. – Bez przesady, oni nadal są razem.

– Ta, ta. Lepiej sprawdź, co u twojego braciszka. – Gilbert wystawił mu język, po czym spojrzał na mnie i potargał mi włosy, na co odruchowo uderzyłem go w rękę. – Ał. To co, Lovino?

– A zostaw mnie w spokoju.

– Ale po coś jednak tu przyszedłeś~.

No cóż, to prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro