55. [antonio]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ANKIETA
gdzie wywalic toska po szkole?
×studia
×pomidorowa farma
×inna opcja
×daj spokój i nie rób z tej książki 350rozdzialowej telenoweli

***
– Czy nie możemy choć raz porozmawiać jak ludzie, siedząc obok siebie, nie zwracając uwagi innych?

Zastanowiłem się przez chwilę.

– Nie.

Nie moja wina, że potrzebowałem bliskości i ciepła ukochanej osoby. A że Lovino podobno już się przyzwyczaił do bycia razem w szkole i tego, że praktycznie wszyscy już wiedzą, to pozwoliłem sobie wziąć go na kolana.

Nauczycielka na dyżurze spojrzała na nas krzywo, ale nic nie powiedziała. Pewnie nie takie rzeczy widziała w tej szkole.

– Widzisz? Nie ma się czym martwić.

– Ale i tak się gapią. Poza tym, dziwnie tak jakoś... Nie. Nie mogę, daj mi zejść, debilu.

– Czemu? Przecież to nic takiego. – Trochę sciszyłem głos. – Nie mogę tak posiedzieć, bez żadnego podtekstu, z moim narzeczonym?

Lovino odwrócił głowę, by ukryć rumieńce. Sekundę później rozległ się trzask, jakby ktoś uderzył otwartą dłonią w ścianę.

– Twoim kim?

Obaj znieruchomieliśmy, słysząc Francisa.

– N-no rzeczonym chłopakiem – wypowiedziałem pierwsze, co mi przyszło do głowy, nie mając czasu na przemyślenie.

– Nie, nie, Toni, ja wszystko słyszałem. Kto by się spodziewał... Ale w porządku. Wasza tajemnica jest u mnie bezpieczna. Szkoda tylko, że nic nam nie powiedziałeś. Nie ufasz swoim przyjaciołom?

Uciekłem wzrokiem gdzieś daleko.

– To było bardzo wymowne i bolesne, dzięki. – Francis przysiadł obok nas. – No ale dobra. Jak coś, to ja chętnie wam pomogę. Chciałbym komuś zaplanować ślub, to musi być piękne i niezwykłe przeżycie... Lovino, lubisz róże? Nie wiem, czemu ktoś miałby nie lubić, ale wolę się upewnić.

– Lubię, ale co to ma do rzeczy?

– To świetnie. A ubierzesz suknię ślubną? Jak nie, to dwa garnitury też są ładne. Czarny by ci pasował, wiesz?

– Przestań! – przerwałem. – Doceniam, że chcesz pomóc, ale to bardzo odległe plany. Nie, Lovi nie będzie nosił sukienek, bo nie wydaje mi się, żeby chciał. A czarny ja chcę.

– Ej! – oburzył się Włoszek. – Nie! Ja chcę czarny.

– Jesteś niewinnym aniołkiem, powinieneś mieć biały.

– W-wcale nie…

– Nie możecie mieć obaj? – zaproponował Francis. – Albo kompromis. Obydwaj białe. Mogę wybrać wino? Albo szampan. Nie wiem, co się tam pije, cała moja wiedza pochodzi z filmów...

To po cholerę pierwszy się zgłaszał na organizatora?

Przyciągnąłem Lovino bliżej sobie, żeby mógł ukryć rumieńce w mojej bluzie, czego wyraźnie chciał. A podobno go nie umiem odczytać! Z czasem coraz bardziej go rozumiałem. Chyba.

– Zaprojektuję wam tort – ciągnął swój wywód Francis. – Wiecie, że umiem rysować? Nie wiem tylko, czy będzie was stać na opłacenie wykonania. Wybacz, Toni, ale wszyscy wiemy, że twoje oszczędności są raczej marne.

Tak, tym bardziej po zakupie pierścionka. Właśnie, mam nadzieję, że nie skojarzy tych dwóch faktów i nie dowie się, że teraz ma go Arthur. Potem może to zauważyć... Albo zapomni. Oby.

– Muszę iść – zadecydował Lovi, mimo że do dzwonka zostało jeszcze parę ładnych minut. Odchylił się i spojrzał w ścianę za mną. – Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej rozmowie, nie dzisiaj.

– Coś się stało? – zapytałem.

Trochę mnie zmartwił, wyglądało to, jakby nagle pogorszył mu się humor. Nie, żeby mu się to zdarzało rzadko, ale tego dnia jak dotąd miał wyjątkowo dobry.

– Nic. Tylko on – wskazał na Francisa – mnie wyjątkowo mocno wkurza.

– Ałć. Ja tylko próbuję pomóc! Potem będziecie mnie błagać, żebym wrócił i was wspomógł.

– Aha, może. Nie, Lovi, nie idziesz sobie. Wybacz, Fran, ale ty spadaj. Chcę jeszcze pobyć z moim słoneczkiem.

Francuz wzruszył ramionami i odszedł. Jak dobrze, że się nie przejął, nie miałem ochoty na kolejne dramaty i obrażanie się.

– Dzięki. – Lovino podniósł wzrok do moich oczu. Staje się strasznie uroczy, jak robi się nieśmiały. – Czyli jednak wolisz czas spędzać ze mną niż z przyjaciółmi...

– Co ty mówisz? Serio miałeś jakieś takie wątpliwości? Ej, nie odwracaj teraz wzroku – nakazałem. – Loviś. Przecież wiesz, że cię kocham i mógłbym spędzać czas tylko i wyłącznie z tobą, bez znudzenia się.

– Tak? To dobrze. N-nie, żebym się nad tym zastanawiał.

– Oczywiście, jesteś dzielnym pomidorkiem, na pewno się nie boisz – przyznałem ze śmiechem. – Ale jak coś się będzie działo, to mów. Nie chcę żadnych wątpliwości czy przejmowania się rzeczami, które nie istnieją czy sytuacjami, które nie miały miejsca. Żadnego zamartwiania się bzdurami, tylko wszystko mi mówisz, dobrze?

– Ale ja się nie martwię – zaprzeczył gwałtownie Lovi. – Ja tylko... No… Wolałem się upewnić? Ufam ci.

Te słowa z jego ust były dziesięć razy więcej warte niż wyznanie miłości. Przez nie przepełniła mnie taka radość, że nie zważając na przechodzących obok ludzi, pocałowałem Lovino. Po chwili mnie odepchnął, aż uderzyłem głową w ścianę.

– Przepraszam! Wiem, nie powinienem – powiedziałem szybko. – Ale to bolało.

– Głupi jesteś? Ja powinienem przeprosić. Muszę się oduczyć tych odruchów…

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro