2. The same every year

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wakacje spędziłam z Aberforthem. Sto razy dziennie przekonując go, że dam radę i wszystko będzie dobrze. W końcu nie będę tak do końca sama, zawsze będę mogła zwrócić się do Albusa. Mam nadzieję, że chociaż ten fakt uspokoi sumienie mężczyzny, ponieważ dziś nadszedł wielki dzień. Za pomocą świstoklika przenieśliśmy się do Londynu. Pierwszy raz korzystałam z tego rodzaju transportu i muszę stwierdzić, że podróż była mało komfortowa. Poczułam nagle silne pociągnięcie w okolicy pępka, a po chwili stałam już na jednej z bocznych uliczek Londynu. Wiaderko zniknęło chwile po przeniesieniu nas. Początkowo zdziwiło mnie, że mam złapać jakieś stare wiadro, ale jak się okazuje świstoklik powinien być stworzony ze zwykłego przedmiotu, na który mugole nawet nie zwrócą uwagi i nie zechcą go podnieść. 

Po krótkim, ale bardzo emocjonującym pożegnaniu z kozibrodym ruszyłam w stronę stacji kolejowej. Niestety, ale Aberforth nie mógł mi towarzyszyć z wielu względów. Nikt nie powinien widywać nas razem, a przy gabarytach mężczyzny zauważenie naszego duetu nie byłoby specjalnie trudne. Tak o to krocze pewnie ulicami Londynu przyswajając każdy szczegół, zapach i nowe doświadczenie z nieznanego mi dotąd świata. Trzy razy powtarzaliśmy rano trasę, którą muszę przebyć, aby dostać się na Stacje King's Cross. Na szczęście nie mam za wielu bagaży, które utrudniałyby mi dostanie się do celu. 

Tradycyjnie w czasie lata dostałam dwa listy. Co prawda rozpocznę swoją edukacje na 4 roku – tak, jak moi rówieśnicy – ale wiedząc, że moja rekrutacja była w pewnym sensie uprzywilejowana miło, że zostały dotrzymane takie szczegóły, jak w przypadku normalnych uczniów.

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Dyrektor Hogwartu: Albus Dumbledore (Kawaler Orderu Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czarownik, Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejskiej)

Szanowna panno Lily Goldstein. Mam zaszczyt ogłosić, że zostałaś przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Prosimy o zapoznanie z załączonym listem, wszystkich niezbędnych książek i wyposażenia.

Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora

Od razu widać, że stary, dobry Dumbledore maczał w tym palce. Choć moje nazwisko pięknie brzmi nie jest prawdziwe. Znam doskonale swoje prawdziwe korzenie i posługiwanie się nazwiskiem rodowym nie wchodzi w grę. Goldstein to panieńskie nazwisko mojej zmarłej pra babki i w gruncie rzeczy lubię je. Pozwoli mi pozostać anonimową, a dodatkowo nie występuje za często w tych okolicach, więc moje nagłe pojawianie się w Hogwarcie będzie łatwe do wyjaśnienia. Przeprowadzka z Stanów Zjednoczonych i przeniesienie ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny według naszych ustaleń było wynikiem śmierci mojej matki i ojca na smoczą ospę. Nie ma w tym ani ziarna prawdy, ale nie ma też powodów żeby ktoś podważał tę wersje. 

Drugi kawałek pergaminu zawierał natomiast listę rzeczy, które należy kupić. 

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Umundurowanie

1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedna zwykła spiczasta tiara dzienna (czarna)
3. Jedna para rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)

Podręczniki

1. Standardowa księga zaklęć (4 stopień) – Miranda Goshawk
2. Dzieje magii – Bathilda Bagshot
3. Teoria magii – Adalbert Waffing
4. Wprowadzenie do transmutacji – Emerik Switch
5. Tysiąc magicznych ziół i grzyb – Phyllida Spore
6. Magiczne wzory i napoje – Arsenius Jiggera
7. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć – Newton Scamander
8. Ciemne moce: Poradnik samoobrony – Quentin Trimble

Pozostałe wyposażenie

1 różdżka
1 cynowy kociołek rozmiar 3
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami

Uczniowie mogą również posiadać sowę, kota lub ropuchę .

RODZICOM PRZYPOMINAMY, ŻE NA PIERWSZYM ROKU NIEDOZWOLONA JEST WŁASNA MIOTŁA

Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora

Dzięki capacious extremis, czyli zaklęciu zmniejszająco–zwiększającym moja torba pomieściła zarówno kufer z ubraniami, jak i pokaźną ilość podręczników. Zrezygnowałam natomiast z posiadania zwierzaka, przynajmniej na razie. Jeśli będę chciała wysłać list do Aberfortha mam pójść do Profesora Dumbledore i on się tym zajmie, podobnie będzie to wyglądać z drugiej strony. Próbowałam wcisnąć temu staremu zgredowi jedno z lusterek dwukierunkowych, ale twardo stał przy swoim, że później będzie mi bardziej potrzebne.

Docierając w końcu do celu zerkam na otrzymany od opiekuna bilet na Hogwart Express. To chyba pomyłka. Peron 9 i ¾. 

Gdzie ja niby mam szukać takiego niesłychanego zjawiska? O tym akurat nikt nic nie mówił.

Po krótkim namyśle postanawiam zapytać o pomoc pracownika stacji, przechadzającego się wzdłuż peronów. Mężczyzna na ogół wygląda sympatycznie, ale zaraz się przekonamy jaka jest prawda.

— Przepraszam. Gdzie mam szukać peronu 9 i ¾?

— 9 i ¾? Dobrze się bawisz mała? — mężczyzna kręci z dezaprobatą głową odchodząc — Dzieci w tych czasach...

No i super. Ciekawe, jak mam odnaleźć nieistniejący peron. Powinnam chyba dopytywać o takie szczegóły wcześniej, bo zapewne dla Aberfortha była to informacja oczywista i nie warta wzmianki.

— Co roku to samo. Chore tłumy mugoli... — do moich uszu dochodzi niski głos kobiety wyróżniający się swoją tonacją z tłumu. 

Moją uwagę przykuwają słowa, które wypowiada, jak zakładam do swoich dzieci, a szczególnie jedno – mugole. Z tego co wiem termin ten uważany jest tylko przez czarodziejów i czarownice, więc natknęłam się chyba na odpowiednich ludzi, aby zapytać co dalej.

Podążam wolnym krokiem za rudowłosą rodziną, jak zakładam czarodziei. Szóstka dzieci w różnym wieku z pośpiechem przedziera się przez tłum ludzi, aby w końcu stanąć w rządku przed ceglaną ścianą. Z zaciekawieniem obserwuję, jak pierwsza dwójka chyba najstarszych chłopców, a na dodatek bliźniaków wbiega wprost w mur, po czym po prostu znika. 

Zbieram się na odwagę i podchodzę nieco zawstydzona do niskiej, rudowłosej kobity. W końcu, jak to mówią – Raz kozie śmierć.

— Przepraszam. Chciałam spytać, jak... 

— Jak się dostać na ten peron? 

— Tak... — czuję się nieco nieswojo, ponieważ uprzejmość kobiety wydaje się być nieco wymuszona w czym utwierdzają mnie zdezorientowane i oceniające spojrzenia reszty rodziny.

Ale zemnie gapa. I dziwię się, że obcy ludzie nie witają mnie z otwartymi rękami skoro się nawet nie przedstawiłam.

— Przepraszam, nie przedstawiłam się. Nazywam się Lily... — kobieta momentalnie blednie, a pozostała czwórka na przemian wytrzeszcza oczy i zatraca się we własnych myślach — Coś nie tak? — muszę przyznać, że ich zmiana zachowania mnie delikatnie przeraża. Palnęłam coś głupiego?

Rudowłosy chłopak oraz dziewczyna o podobnym kolorze włosów nie kryją swojego zdziwienia, przez co mało brakuje, żeby ich szczęki dotykały brukowej kostki chodnika. Natomiast czarnowłosy chłopak z okrągłymi okularami na nosie błądzi wzrokiem po bardzo interesującej ziemi, a blondwłosa dziewczyna kładąc mu rękę na ramieniu zdaje się bliska łez.

Wracam wzrokiem do najstarszej kobiety, która nadal z nostalgią wpatruje się w moją twarz. Mam wrażenie, że zapisuje w pamięci każdy najmniejszy szczegół mojego wyglądu, nie pomijając nawet najmniej widocznych niedoskonałości.

— Przypominasz mi kogoś skarbie. Moją przyjaciółkę. — kobieta delikatnie ujmuje mój policzek, a z jej oczu wypływa kilka łez.

Uhg... niezręcznie. Na szczęście kobieta otrząsa się w miarę szybko i wraca do swojego radosnego tonu.

— Na którym roku jesteś, słonko?

— Zaczynam czwarty.

— Ooo... To tak, jak Ron, Harry i Hermiona. Bez obaw na pewno ci pomogą. — wspomniana trójka posyła mi delikatne uśmiechy, który odwzajemniam — A teraz zapamiętaj sobie, że masz iść prosto do ściany między 9 a 10 peronem. Jak się denerwujesz to pobiegnij.

Przytaknęłam przyswajając powoli usłyszane informacje i gotowa do przejścia stanęłam na wprost wspomnianego muru. Postanowiłam, że przejdę normalnie i nie będę robić z siebie przerażonego dziecka, którym tak naprawdę jestem, ale nikt nie musi tego wiedzieć. Spokojnym krokiem i z uniesioną głową zbliżam się do ściany. Oddycham głęboko starając się uspokoić drżenie rąk i nerwowe bicie serca. Przymykam powieki i pewnym krokiem wchodzę wprost w cegły. Nim zdążę w ogóle pomyśleć co robię jestem już na odpowiednim peronie, który wbrew moim obawą naprawdę istnieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro