3. I'm muggle−born

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peron 9 i ¾. Odjeżdżający z niego między innymi Hogwart Express, zawiezie mnie, jak i innych uczniów do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdzie napiszę nowy rozdział swojej historii. Ale puki co to przydałoby się przejść przez tłum dzieciaków żegnających się z rodzicami i dostać się do pociągu. Postanawiam na razie nie zwracać na siebie uwagi i po prostu przeżyć w spokoju tą podróż. A jeśli chodzi o niby poznanych, nowych znajomych – nie jestem pewna, czy w ogóle można powiedzieć, że ich poznałam – to sądzę, że tymczasowo nie mam ochoty na zacieśnianie więzi. Przyjdzie jeszcze na to czas, bardziej odpowiedni.

Staram się przejść zgrabnie przez zbiorowisko ludzi, co wbrew pozorom nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Młodsze roczniki biegają tam i z powrotem, grupki dobrze znających się przyjaciół stoją gdzie popadnie, a niesforne zwierzaki uciekają gdzie pieprz rośnie swoim właścicielą. Nagle któryś z pierwszoroczniaków wpada we mnie z impetem, popychając przy okazji na jakiegoś chłopaka ubranego w czarny garnitur.

— Wowowo... Uważaj trochę ruda. — przed zderzeniem z twardą ziemią ratuje mnie szybka reakcja chłopaka. Znając mnie i moje iście stalowe nerwy zdążyłam już spalić niezłego buraka mimo, że tak naprawdę to nie ja zawiniłam.

— Przepraszam... — szepczę cicho lekko zawstydzona całym zajściem.

Czarnoskórym chłopak z wydatnymi kośćmi policzkowymi i podłużnymi, skośnymi oczami mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów i po jego minie mogę stwierdzić, że raczej nie jest przyjaźnie do mnie nastawiony. Wygląda na członka jakiegoś wysoko postawionego magiczne rodu. Wnioskuję to po jego eleganckim stroju i postawie emanującą pewnością siebie. Czuję się przy nim, jak przysłowiowa szafa myszka ubrana w zwykłe ciemne jeansy, butelkowo zielony sweter i czarny, długi płaszcz chroniący mnie przed jesiennym chłodem. Jedynym aspektem mojego wyglądu, przez który wyróżniam się z tłumu są ogniste włosy, choć jak zdążyłam zauważyć w Hogwarcie nie będzie brakować rudzielców. No coż... Będę chyba jedyną osobą w szkole, która dobrowolnie wybrała właśnie ten kolor.

— Nowa siostra wieprzlejów? — rzuca w moją stronę wysoki chłopak wychodzący z cienia czarnoskórego. W jego głosie ewidentnie wyczuwalna jest pogarda, ale co dziwne nie czuję się przez to obrażona, ani w żaden sposób źle. Wręcz przeciwnie. Na mojej twarzy od razu gości delikatny uśmieszek, ponieważ nie rozumiem nawet o kim mowa, więc nie widzę powodu, aby się przejmować.

— Co jeśli tak? — uśmiecham się zadziornie do platynowego blondyna, nie kryjąc nawet rozbawienia z jego niedorzecznego pytania.

— Nie znasz Weasleyów, bo z pewnością wiedziałabyś, że są zdrajcami krwi. — wtrąca czarnowłosa dziewczyna stając bardzo blisko tlenionego blondyna. Przechylam delikatnie głowę w stronę nowej rozmówczyni, a szeroki uśmiech nie schodzi z moich ust. Dziewczyna jednak, jak i pozostała dwójka nie zdaje się podzielać mojego entuzjazmu. Gdyby nie mój aktualny kolor włosów pasowałabym do nich, jak ulał. Ciemne stroje to coś z czego nigdy nie zrezygnuję.

— Jakiej jesteś krwi? — szarooki przygląda mi się bacznie, jakby zła odpowiedź mogła realnie zadecydować o mojej przyszłości i wiem, że może faktycznie tak być.

To, że nie przebywałam na co dzień z setkami ludzi i nie do końca znam otaczający mnie świat nie oznacza w żadnym stopniu, że jestem głupia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że rozmawiam z potomkami wysoko postawionych magicznych rodów, których krew zapewne od pokoleń jest czysta. Zresztą tak jak moja, ale czy muszą o tym wiedzieć? Od zawsze dużo czytałam i w wielu księgach często powtarzał się motyw czystości krwi, który sporo rodzin pielęgnuje podobno do dziś, odrzucając czarownice i czarodziejów z skazą w historii. Chyba warto sprawdzić z kim tak naprawdę mam do czynienia i czy stereotypy mają jakikolwiek sens.

— Jestem mugolakiem. — słowa wypływające z moich ust przepełnia duma, co chyba zniesmacza moich rozmówców. Ich twarze niepodważalnie wyrażają pogardę i kpinę.

— No, no, no... Ten świat faktycznie schodzi na psy. Kto by pomyślał, że szlama będzie śmiała z nami rozmawiać...

Na usłyszane określenie uśmiech momentalnie znika z mojej twarzy, a zastępuje go przedziwny grymas. Wychodzi na to, że tę trójkę mogę od razu skreślić z listy potencjalnych przyjaciół, ponieważ brak szacunku oraz bezpodstawne przeświadczenie o wyższości nie są w moim życiu potrzebne.

Wychowano mnie w przekonaniu o równości bez względu na rasę, kolor skóry czy krew. Określenie użyte przez mojego rówieśnika świadczy jedynie o niskim poziomie intelektualnym i braku kultury wyniesionym z rodzinnego domu. W skrócie, ich postawa wiele mówi o ich rodzicach.

— No patrzcie, rudej mowę odjęło. — czarnowłosa parska śmiechem podobnie, jak i jej znajomi.

Patrzę przez chwile na stojącą przede mną trójkę młodych czarodziei i mogę tylko im współczuć. Wątpię, że utarte w tak młodym wieku koncepcje świata kiedykolwiek się zmienią, a to na pewno nie pomoże im w dorosłym życiu.

— Nie wchodzę w rozmowy ubliżające mojej godności, a poza tym to najbardziej obraźliwe określenie, jakie mogło przyjść wam do głowy. To, że ktoś urodził się w niemagicznej rodzinie nie oznacza, że jest gorszy.

— Powiedziała szlama.

Dziewczyna posiada surowe rysy twarzy i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jej twarz przypomina trochę pysk mopsa. Pomimo swojej złośliwości odnoszę wrażenie, że w rzeczywistości jest tchórzem o słabej woli, nie zdolnym do myślenia i działania dla samej siebie. Podążała ślepo za blondynem, który bez wątpienia jest liderem bandy, co chyba nie było zbyt owocnym wyborem.

Unoszę prawą brew przyglądając się przeszywająco moim rozmówcą, którzy wydają się być niewzruszeni swoim zachowaniem. Może nie jestem wcale gotowa na ten świat?

— Chodźcie. Nie ma co tracić więcej czasu na to straszydło. — blondyn wymija mnie, specjalnie zahaczając przy tym o moje ramię. Za jego przykładem idzie pozostała dwójka czarodziei, powtarzając czynność.

Czy moja godność ucierpiała? Może trochę, ale zaraz temu zaradzę.

Odwracam się w kierunku odchodzącej trójki i ukradkiem wysuwam różdżkę z rękawa. Subtelnie i niezauważalnie dla przeciętnego oka wykonuję ruch dłonią, szepcząc przy tym ciche Flagrate*. Delikatny wiatr zza moich pleców mknie przez peron w stronę blondasa i jego świty. Przechylam nieznacznie głowę będąc maksymalnie skupiona. Muszę przyznać, że dawno nie rzucałam zaklęcia bardziej skomplikowanego niż Accio, ale chyba nie wyszłam z wprawy. Ruch powietrza formuje powoli feniksa, który z gracją szybuje nad naszymi głowami. Dla dodania dramaturgii i pikanterii zaklęciu wykonuje jeszcze szybkie machniecie lewa ręką, które sprawia, że oczy ptaka żarzą się niczym płonące drewno. Nie jest to trudne, ponieważ różdżka pomaga tylko w ukierunkowaniu magii, która drzemie w nas. Czasem dziwię się, że tak mało europejskich czarodziei praktykuje magię bezróżdżkową, którą nasi zaoceaniczni bracia używają do najprostszych czynności w życiu codziennym.

Magiczna fala powietrza w postaci dumnego feniksa mknie wprost w grupkę zarozumiały czarodziei, którzy z przerażaniem zasłaniają się rękoma. Gdy ptak zderza się z ziemią wprost pomiędzy nimi, rozpływa się w rzadką mgiełkę, aby ponownie uformować się w zwierzę i przeprowadzić nieszkodliwy atak. Nie martwcie się, nie jestem masochistką i nie chcę mieć krwi na rękach. To tylko niewinna zabawa, a patrzenie na przerażoną minę czarnowłosej oraz dwóch chłopaków próbujących uderzyć powietrze bagażami jest najlepszą zemstą. Wątpię, żeby ktokolwiek zorientował się, że to ja tak umiliłam pierwszy dzień szkoły trójce uczniów, co działa chyba na moją korzyść, bo obiecałam zarówno Aberforthowi, jak i Albusowi, że nie będę zwracać na siebie uwagi.

Po chwili patrzenia na niemoc moich rówieśników oraz kilku dorosłych próbujących im nieudolnie pomóc, obracam się o 180° i pewnym krokiem przemierzam peron. Prawy kącik moich ust wędruje ku górze, a ja z uniesioną głową i pełną dumą spowodowaną moimi czynami wkraczam na pokład pociągu. W końcu zostało kilka minut do odjazdu Hogwart Expressu, więc wypada znaleźć jakieś miejsce.

___________________________

* Zaklęcie tworzące w powietrzu promień, który czarodziej może uformować w jakikolwiek kształt. Wikipedia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro