III. Wilk opowiada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczór niebawem zastał wędrowców. Las pogłębiał mrok, który spowijał krainę w miejscu łagodnego światła dnia. Drzewa odcinały swoich mieszkańcow i mijających je stworzeń od ostatnich oznak dnia, toteż pod ich koronami prędko nastała noc.

Nie oznaczało to, że od razu wszyscy pogrążyli się we śnie. Zamiast zebrać siły na kolejny dzień przeprawy zebrali się wokół ogniska i rozmawiali. Przynajmniej większość...

– Nie lubię tego gadania – burknął Jan, gdy skończył jeść i położył się na swoim kocu.

Gretel dostrzegała to, że z każdą kolejną nocą zmniejszał odległość między nimi. Mając jednak za przykład Nehemiasa i Mariannę, nie narzekała. Najwyraźniej ludzcy mężczyźni w ten sposób dawali upust swoim instynktom opiekuńczym. Gretel zaś była samotną kobietką o łagodnym spojrzeniu – nic, tylko ją ratować z opresji.

To, co ceniła w Janie, nie... To, co sprawiało, że aż tak bardzo nie gardziła Janem jako człowiekiem, to jego bezuczuciowość. Przez brak emocji był dla Gretel czytelniejszy niż reszta śmiertelników.

– Dlaczego?

– Bo sprawia radość – odpowiedział Jan, głaszcząc się po wypukłym brzuchu.

Wróżka wstrzymała się z zadaniem następnego pytania, dopóki nie położył się na plecach, a potem obrócił na bok, w jej stronę. Złapała swoją spódnicę, nieco spuszczając głowę, aby wyglądać na delikatniejszą, kiedy powiedziała półtonem:

– Nie lubisz radości?

– Nie lubię. Wtedy zazwyczaj dostajesz kopa w dupę – stwierdził chrypliwie. Nieco obleśnie sprostował: – Wybacz panienko, nie powinienem się tak przy tobie wyrażać.

Gretel zmarszczyła brwi, gdy oderwała na chwilę wzrok od pozostałych towarzyszy i odwzajemniła spojrzenie rozmówcy. Odpowiedziała z chłodem górskiego strumienia o poranku w głosie:

– Nie powinieneś mnie nazywać panienką.

– Ale przecież jesteś niezamężna – zauważył Jan, przeczesując krótką brodę palcami.

– Niemniej tego sobie nie życzę – szepnęła nerwowo wróżka.

Wręcz drżała od magii, którą dusiła w sobie. Na ileż wścibstwa pozwalali sobie ludzie... Naprawdę nie mogli zaakceptować egzystencji skupionej na nich samych?

Nie chcąc popsuć pewnej formy naiwnej ufności Jana swoją stanowczością, Gretel podniosła się ze swojego pledu i podeszła do ogniska. Nie zwracała uwagi na to, że weszła w środek rozmowy i przywitało ją milczenie. Eliot, wspólnik w interesach Jana – cokolwiek by to nie znaczyło – od razu naprężył muskuły, gdy zajęła miejsce obok niego. Naturalnie – na Gretel nie robiło to żadnego wrażenia.

Nie to, co twarz drwala. Stanowiła kwintesencję tego, czym był kiedyś gatunek ludzki. Duże oczy z ciemną oprawą wydawały się należeć do jakiegoś drapieżnika przyczajonego w zagajniku. Błyszczały w ciemnościach, idealnie oddając surowość i niezłomność ducha. Skóra w świetle ognia przypominała odcieniem drewno orzechowe. Po prostu... Ludzie byli kiedyś panami przyrody, a nie jej nieprzyjemnymi sąsiadami. Ich umysły zaś kryły w sobie niespodzianki i przekorę, która kazała im przezwyciężać kruchość, śmiertelność swoich ciał w imię pozostawienia po sobie śladu.

Wróżki pomimo swojej długowieczności były raczej krótkowzroczne. Większość magicznych istot nie wybiegała swoimi pragnieniami poza podstawowe potrzeby i szukania okazji do psot. Gretel natomiast musiała przyznać przed sobą, że przeistoczenie młodego Drwala w drewniany posąg sprawiłoby jej niemałą przyjemność. Ile czasu jednak by podziwiała jego utrwalone oblicze? Rok? Dekadę? A może mniej niż tydzień?

Gdy wróżka próbowała dostrzec w młodzieńcu wszystko to, co różniło go od jej dotychczasowych ofiar, doczekała się tego, nad czym wszyscy dyskutowali. Tematem rozmów okazały się bajki, a raczej to, że gdy Marianna i Eliot opowiedzieli swoje historie, Drwal nie chciał niczego dać od siebie.

– Czemu nic nie powiesz, Nehi? – nalegała dziewczyna, próbując zmusić narzeczonego do podzielenia się jakąś historią.

– Bo to Drwal i wszystkie brednie jego klanu są ściśle tajne – wyjaśnił Eliot, poprawiając plecak przy nodze.

– Nie wszystkie, ale dla takich młotków jak ty nie będę strzępił języka.

No i to mi się podoba – pomyślała Gretel, poprawiając spódnicę. Nie miałaby absolutnie nic przeciwko, gdyby Eliot rzeczywiście się rzucił do walki. W końcu nie po to krew w jego żyłach nabrała biegu, a wokół niego urosła aura gniewu i urażonej dumy, żeby tylko zdradzić jego niezadowolenie. Oczywiście, miał raczej marne szanse w starciu z Drwalem, których szkolono w walce. Nehemias nie mógł dobyć swoich toporków w Wiecznym Lesie, więc musiałby przeciwstawić sile Eliota swoją zwinność i spryt.

Dla wróżki zaś tydzień spokoju dłużył się niemiłosiernie – na pewno malutka bójka urozamiciłaby dręczącą ją monotonię. Skoro jednak Marianna pobladła, a potem gorączkowo próbowała wytłumaczyć zachowanie swojego narzeczonego, aby załagodzić sytuację, Gretel musiała zrobić to samo. A szkoda, bo wreszcie zaczynało się robić ciekawie...

– To może ja coś opowiem – zaproponowała spokojnie wróżka. Nie spotkawszy się z aprobatą mężczyzn, przewróciła oczami i parsknęła: – Nie mam zamiaru karmić leśnych istot swoim ciałem, a wy?

Eliot nadal piorunował wzrokiem Nehemiasa, który ignorował jego istnienie. Marianna prosiła Gretel ze sztuczną ekscytacją, żeby podzieliła się z nimi swoją historią. W końcu wieczory nie służyły niczemu innemu jak wymianie opowieści z różnych krain i czasów.

Wróżce nie zostało zatem nic innego, jak zacząć:

– Tak więc... Zajęczyca wydała na świat dwa młode. Jedno było czarne, a drugie białe. Gdy ich matka umarła, rozdzieliły się. Białego zająca lubiło mnóstwo zwierząt. Wiewiórki, ryjówki, króliki, wróble, dzięcioły, wilgi... Na pewno nie narzekał na brak towarzystwa. – Nim Marianna zdążyła spytać o cokolwiek, Gretel rozwinęła: – Czarnego zająca unikano, ale i tak lubił trzymać się na uboczu. Kiedy nastała zima, drapieżniki coraz zajadlej osaczały roślinożernych mieszkańców lasu. Biały zając nie mógł liczyć na pomoc swoich przyjaciół. Wielu z nich już nie żyło albo prześladował strach przed podzieleniem ich losu. Niezmordowanym prześladowcą białego zająca był lis, który już wielokrotnie wpędził go w sytuacje niemal bez wyjścia. Tym razem także tak było.

– Lis go zjadł? Kompletnie się tego nie spodziewałem – mruknął Nehemias kąśliwie.

– Nim lis zdążył wgryźć się w kark białego zająca, dopadł go wilk – zaznaczyła Gretel, unosząc nieznacznie smukły palec.

Marianna uśmiechnęła się na ten zwrot akcji. Nikt, włącznie z Gretel, nie podzielał jej radości. Za to wszyscy słuchacze wróżki oczekiwali ciągu dalszego. Wszechobecny mrok sprawiał zaś, że łatwiej było się szczerze zainteresować nawet taką prostą bajką.

– Po tym, zając był już bezpieczny – wznowiła swą opowieść Gretel. – Ilekroć w jego pobliżu pojawiał się inny drapieżnik, pojawiał się także samotny wilk, na którego widok rezygnował z zajęczej przekąski. Na wiosnę, biały zając już nie miał przyjaciół, a jedynie wilka, który pomógł mu w potrzebie. Nie miał odwagi się odezwać do wilka ani mu podziękować. Przecież też był drapieżnikiem, nawet jeśli mu pomógł. Na jesieni jednak zdobył się zbliżyć do wilka. W końcu nieczęsto ktoś mu okazał łaskę, a co dopiero wsparcie.

– I zostali najlepszymi przyjaciółmi jak na uroczą bajeczkę dla dzieci przystało – skomentował gburliwie Eliot, podsycając ogień.

Iskry z ogniska pomknęły ku niebu niczym spłoszone ptactwo. Zgasły jeszcze nim mogłyby zderzyć się z barierą liści i gałęzi. Jedyne, co rozrzedzało mrok lasu, to błyszczące oczy nocnych stworzeń oraz ciekawskich przybyszy zza Mgły.

Gretel odchrząknęła nim naprostowała mężczyznę:

– Jak na bajeczkę z morałem przystało, wilk nie czekał na podziękowania zająca i go zjadł. Podtuczonego, wyrośniętego, w pełni sił po pięknej wiośnie i lecie, w czasie których żaden drapieżnik go nie niepokoił – wyjaśniła dobitnie. Z każdym kolejnym słowem z twarzy Marianny uciekał koloryt.

– To... Straszna historia – skwitowała dziewczyna zduszonym głosem.

Wróżka widząc jej szok, spuściła wzrok. Nie znalazła w płomieniach inspiracji, jak powinna zareagować. Pomyślała jedynie o tych wszystkich nieszczęśnikach, którzy wpadli jej pułapkę i rzekomo zniszczyli coś, na czym musiało jej strasznie zależeć. Co wtedy robili?

Gretel spuściła ramiona, a usta ścisnęła w wąską linię. Pozwoliła wyobrazić sobie, jaki los urządziłaby jej Kresenia, gdyby jednak czymś jej podpadła. Jej oczy zaszkliły się od autentycznej skruchy.

– Nie... za często opowiadam bajki – przyznała zdławionym głosem Gretel. – Wybacz.

Nehemias głaskał Mariannę po ramieniu, ale ta nie potrzebowała jego wsparcia. Nie odsuwała się od niego, chociaż nadal była w stanie pokręcić głową i nie obić narzeczonego przy tym warkoczem. Z pewną stanowczością dziewczyna stwierdziła:

– Bajki nie powinny być ponure.

– Ale świat jest ponury – odparła Gretel, ignorując Eliota, który postanowił się pożegnać i odejść ze swoim plecakiem na posłanie.

Nehemias przekrzywił głowę na bok. O dziwo, to właśnie on nie pozwolił udać się Gretel w ślady ich towarzysza. I to po co? By smutna prawda tego świata nie była ostatnim zdaniem, jakie padło tego dnia?

– Naprawdę chciałabyś, aby twoje dzieci patrzyły w ten sposób na świat? – spytał ostrożnie Drwal.

– Nie jesteś dzieckiem – stwierdziła wymijająco Gretel. To, że jakiś śmiertelnik ją pouczał samo w sobie było oburzające. Ale była łaskawa tej nocy, bo jeszcze nie miała zamiaru wracać do Zamgły. Powiedziała jedynie „dobranoc", po czym poszła na swoje posłanie.

W tym świecie nie mogła śnić, toteż jedyne co jej towarzyszyło tej nocy, to pochrapywanie ludzi, gdy pozwolili oddać swą świadomość w objęcia marzeń nie do spełnienia. A przynajmniej z zamkniętymi oczami nie mogła dostrzec złotych błysków nie mających nic wspólnego z płomieniami w ognisku, który obserwowały, jak oddycha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro