IV. Wilk decyduje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z reguły od Wiecznego Lasu było daleko do jakiejkolwiek cywilizacji. Mieszkańcy północno-wschodnich rubieży zdawali sobie jednak sprawę, że magicznym istotom nie robiła różnicy odległość dzieląca matecznik od domostw, które mogłyby nawiedzać.

Dlatego następnego dnia, gdy główny szlak rozdzielał się na dwoje, gromada miała się skurczyć. Nehemias i Marianna może dopuszczali się swoistego skandalu obyczajowego, ale nie musieli się obawiać chłodnego przyjęcia ze strony swoich pobratymców. Przynajmniej do czasu, aż zaczną wnikać, dlaczego para bierze ślub, nie zapraszając żadnych gości.

Eliot i Jan byli ulepieni z innej gliny. Wraz ze swoim kolegą pożartym wcześniej przez kolcowyja – którego Gretel osobiście na nich napuściła – należeli do podlejszych przedstawicieli swojego gatunku. Blizny znaczyły ich ręce i twarze, poświadczając za ich kryminalną przeszłość. Mieli nosy zniekształcone od niezliczonej liczby bójek, które często sami prowokowali.

Choć wróżka nie mogła rozsądzić, kogo oczekiwało więcej stróżów prawa z zarzutami do postawienia, obojgu świeciły się oczy, jak w wieczór przed przyłączeniem się Nehemias i Marianny przeliczali banknoty w plecaku Eliota. Innymi słowy – powinni smakować Kresenii, która znudziła się prostymi, ale z reguły nieszkodliwymi wieśniakami.

Jeszcze nie wybiło południe, kiedy podróżnicy zarządzili przerwę na drugie śniadanie. Kończyły się zapasy, toteż każdy bardzo starannie przeżuwał swój posiłek. Kiedy Gretel podzieliła się z Marianną tym, czego sama i tak nie miała zamiaru zjeść, wszystkim wokół zaświeciły się oczy od nieokreślonego uczucia. Przecież wróżka musiała jakoś pozorować swoje człowieczeństwo! Nie mogła zupełnie zrezygnować ze swojej porcji.

Mężczyźni znowu ruszyli na poszukiwanie opału, którym się mieli potem podzielić. Wróżka czuła konkurencję między nimi, ale też pewnego rodzaju zakłopotanie. Przecież już niedługo mieli liczyć tylko na siebie. Gretel zaś bawiło też wahanie, gdy nawyki wypracowane w ciągu tygodnia nakazywały im współpracę. Gdyby tylko nie musiała czuwać przy Mariannie, z przyjemnością pooglądałaby ich poczynania.

Tymczasem siedziała obok dziewczyny i bawiła się kapelusikiem grzybka, który rósł na poduszeczce mchu. To, że nie zaczynał parzyć, trząść się albo krzyczeć rozwścieklony, jak przystało na pomniejszego magicznego stworka, przyprawiało ją o błogi spokój. Chociaż przez chwilę mogła udawać, że wcale nie czekała jej rychła wizyta u Kresenii.

– Gdzie idziesz w sumie? – przerwała milczenie Marianna, przyglądając się uważnie niewysokiej krzewince przed nią. Po chwili musiała uznać, że miała do czynienia z jadalną rośliną i słusznie zresztą. Przyklęknęła przed nią i zaczęła zbierać owoce do dłoni.

Gretel przestała badać postrzępiony brzeg ciemnej spódnicy. Westchnęła ciężko, nim przypomniała:

– Rozmawiałyśmy już przecież o tym.

– Źle to ujęłam. Czy może przed czymś uciekasz?

– A czy wyglądam, jakbym uciekała? – odparła Gretel.

Wróżka już widziała ludzi, którzy nie zachowywali długo spokoju przy słuchaniu takich wymówek. Marianna nie należała jednak do przeciętnych ludzi. Jej prostoduszność przesłaniała obraz sytuacji. Bo przecież gdyby było inaczej, powinna się krzywić z irytacji, a nie zatroskania, prawda?

– Chodzi mi o to... – Marianna przełknęła ślinę, na chwilę przestając zbierać czerwone jagódki. Sięgała po chusteczkę wetkniętą do kieszeni spodni, gdy powiedziała: – Pójdź z nami.

Gretel uniosła brwi, a magia zaszczypała ją w koniuszki palców. Gdyby miała wtedy skrzydła, zatrzepotałaby nimi tak jak zaskoczone kociaki machały ogonkami.

Wróżka nie liczyła lat, bo czas obchodził się z istotami Zamgły bardzo łaskawie. Jednak takiej propozycji w życiu nie słyszała. A może nie pamiętała? Nie. Coś takiego na pewno wyryłoby się w pamięci.

Wróżka musiała zdradzić po sobie zdziwienie, bo Marianna zbulwersowała się. Oczywiście – objawiło się to u niej przejętym tonem i drżącymi dłońmi przez co potem musiała zbierać rozsypane po ziemi owoce.

– Nie mów mi, że tego nie widzisz. Jan cię rozbiera wzrokiem, odkąd tylko dołączyłaś do nas – szepnęła nerwowo. – Jego przyjaciel też nie wydaje się mieć nic przeciwko...

– Nie wydaje mi się – ukróciła wróżka, wskazując dłonią krzaczek.

Dziewczyna przytaknęła. Kiedy już zebrała wszystkie upuszczone wcześniej jagódki do chustki, znowu zaczęła ogałacać roślinkę z owoców. Nie robiła tego jednak płynnie. Zaczęła się śpieszyć, przez co trzęsła całym krzaczkiem. Błyszczące listki spadały dookoła, a wraz z nimi niedojrzałe jagódki.

– Jak chcesz – stwierdziła Marianna. Ciszej, jakby do siebie, dodała: – Nie zmuszę cię.

– Nie musisz się o mnie martwić – stwierdziła Gretel oczywistość, której tylko ona była świadoma. – Nikt inny, kogo znam, tego nie robi.

– Może jednak powinni?

– Wszyscy powinni się martwić jedynie o siebie – zapewniła wróżka.

Gretel przez chwilę ważyła w sobie, czy to rzeczywiście troska, a nie lęk przed poruszaniem się w małej grupie przemawiał przez Mariannę. Jednak... Jeśli wróżkę nadal postrzegano jako bezbronną kobietę, na dodatek taką wpadającą w kłopoty, to byłaby raczej balastem niż wsparciem, prawda? Nie opłacało się mieć jej za towarzyszkę.

Wróżka na miejscu dziewczyny nie przyłączałaby do grupy kogoś tak nieporadnego.

Marianna rzeczywiście musiała być lekko stuknięta. Nawet bardzo. Kresenia tylko potrułaby się od tej naiwności i pogody ducha. Na Nehemiasie zaś pewnie połamałaby zęby. Nie było sensu ich prowadzić do wiedźmy.

Gretel czuła jednak dziwne ciepło w swoim wnętrzu, gdy wszystko składało się przeciw uczynieniu narzeczonych posiłkiem jej pani. Odbiło się to na jej twarzy w ledwie dostrzegalnym uniesieniu kącików ust i łagodnym spojrzeniu.

– Martw się o siebie, martw się o swojego mężczyznę i swoje dziecko, gdy się go doczekacie. Ale nie za dużo, bo magiczne duchy lgną do ponurych ludzi – poradziła wróżka. Gdy Marianna wstała z kolan, schowawszy jagódki w chusteczce do kieszeni, uścisnęła ją.

Gretel cieszyła się, że wreszcie się rozstawały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro