XLIII. Dyskusje myszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gretel

Wróżka musiała odpracować swoją nieobecność w rezydencji Hektora. Nieszczególnie zależało jej na pensji, z której i tak nie umiała zrobić pożytku w ludzkim świecie. Kiedy jednak była świadkiem, jak pani Świetlińska walczyła zaciekle ze sprzeciwem i oburzeniem kilku zazdrosnych podkomendnych, poczuła się zobowiązana tym razem przyłożyć się do pracy. Zwłaszcza, że staruszka jako jedna z nielicznych okazywała życzliwość jej i Galenowi, co kiedyś mogło im się przydać.

Gretel przeliczyła się jednak ze swoimi możliwościami. Cały czas pilnowana przez inne służki nie mogła wspomóc się magią przy pełnieniu swoich obowiązków. Kiedy skończyła wszystkie sprawunki, było już po zmroku. Dlatego musiała poczekać z wyprawą ze Mgłę do następnego do następnego ranka.

Jako że nie spała na Jawie, łatwo było jej zerwać się z pierwszymi promieniami słońca i polecieć do magicznego świata. Prosto do chatki Mira. Tam przyjął ją jednak Algar, najwyraźniej awansowany z ciekawostki przyrodniczej na sługę.

Nie wyglądał na kelnera czy lokaja. Nosił się niezbyt strojnie, ale też nie ubogo. Na koszulę z obszernymi rękawami miał narzuconą obcisłą kamizelkę, która od pasa w dół spływała luźno niczym w smokingu. Jej materiał – w tak głębokim odcieniu morskiej zieleni, że aż czarnym – podkreślał jego atletyczną sylwetkę. Gretel musiała przyznać, że nie wyglądał na kogoś tak irytująco potulnego, jakim go zapamiętała. Co prawda, wtedy tylko mówił i to zza zamkniętych drzwi, ale to mogło już nasunąć pewne wnioski, prawda?

Gretel musiała przyznać, że patrzenie na to, jak w jednej chwili kroczył wyprostowany pewnym krokiem, a na jej widok czy innych służących w chacie zwalniał i wahał się z przejściem dalej, było nie do zniesienia.

Emanował niepewnością, która mierziła wróżkę, nawet przy sporządzaniu naparu w ogrzewanym imbryku. Jakby ważyły się losy świata od jednej łyżeczki suszonych listków! Wydawał się strasznie zdezorientowany i zagubiony, co można było wytłumaczyć jego niedawnym przejściem do świata Mgły. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Gretel znajdywała w swoim odbiciu z ranka to samo, a nie była świeżo upieczoną Kroczącą.

Doprawdy godna pożałowania sytuacja...

– Czemu przyszłaś do Mira? – spytał mężczyzna, zaserwowawszy filiżankę Gretel.

– Bo mam do niego sprawę.

– To oczywiste – stwierdził kulturalnie. – Nikt nie przychodzi do upiora z sympatii.

Wróżka kiwnęła głową. Ewidentnie Widzący nie nauczył się jeszcze, że niektórych zdań nie należy wypowiadać na głos. Zwłaszcza we Mgle, gdzie niektóre domy same w sobie były bytami z barwną osobowością.

Niemniej był szczery, co w jakiś sposób budziło jej sympatię. Naturalnie, nie zaufanie. Chociaż wróżyło to przyjemnie spędzony czas pomimo planowanej przez Gretel szermierki wykrętów oraz zaowalowanych wyznań.

– Chcę się od niego czegoś dowiedzieć.

– Możesz się spytać Strumień Prawdy – zauważył Kroczący, siadając naprzeciwko wróżki. Kiedy jego miecz zadzwonił, uderzając o nogę fotela, jego rozmówczyni poruszyła nerwowo skrzydłami. Mruknął ciche przeprosiny, a potem przyznając: – Widziałem go niedawno w okolicy.

– Chcę się czegoś od niego dowiedzieć – zaznaczyła.

Algar uniósł brwi na to, opierając się o fotel. Kiedy Gretel upiła łyk owocowego naparu, który wydawał się jej mdły, wciąż nie zniknął z jego twarzy wyraz zdziwienia. Malujący się w jego spojrzeniu sceptycyzm nie wpłynął na uprzejme brzmienie jego głosu.

– Rozumiem. Może wobec starych znajomych jest bardziej wylewny – stwierdził cicho, na co wróżka uśmiechnęła się najszerzej jak dotąd w czasie tej pogawędki.

– Właśnie dlatego, że nie jest wylewny, muszę tu czatować na niego.

Algar oparł głowę na ręce, przyglądając się nienachalnie. Jedynie nieco nienaturalnie unikał wzrokiem skrzydła, ale to akurat wróżce odpowiadało.

– Kiedy przyniósł cię do domu, wydawałaś się inna – mruknął.

– Byłam nieprzytomna.

Gretel zmrużyła oczy, gdy zreflektowała się, co dokładnie powiedział Kroczący.

– A to nie ty mnie przyniosłeś?

Kroczący skrzywił się, jakby zdradził coś, czego nie powinien.

Coś miękkiego w duszy Gretel ucieszyło się na tą rewelację.

– Masz rację, przyniosłem cię, bo byłem bliżej drzwi. Mir cię usłyszał i wybiegł za mną na zewnątrz. Nawet zabił jakiegoś lodowego trolla, który tu przyszedł za twoim zapachem, kiedy cię zabrałem. Podzieliliśmy się obowiązkami na miarę swoich możliwości.

Gretel skinęła głową. Ta wersja zdarzeń wyjaśniała, czemu Mir był taki trudny podczas ich ostatniej rozmowy. Może jej stan i konieczność walki z jakimś stworem uświadomił mu, jak dalekosiężna mogłaby być obietnica ochrony?

Wróżka nie zamierzała usprawiedliwiać upiora. Zmusił Pascala do złożenia obietnicy, ale sam tego uniknął.

Uwalaniająca się ze szponów klątwy intuicja podpowiadała, aby dać mu szansę na złożenie wyjaśnień. Do tego czasu nie mogła jednak w ogóle ufać upiorowi.

– Jak ci się pracuje? – spytała, chcąc zaspokoić ciekawość. – Z Mirem?

Algar przesunął dłonią po podłokietniku. Przez chwilę marszczył mocno zarysowane brwi. Kiedy milczał, pomieszczenie wypełniły łagodne szelesty i syki promieni słońca w kryształach ogrzewających pomieszczenie.

– Nie wiem. Za życia nie pracowałem w zwyczajny sposób – Algar przełknął ślinę, przykładając dłoń na supeł apaszki przylegającej ciasno do szyi. – Byłem... arystokratą.

– Ja... Mam wspomnienia uczonej – odparła Gretel z nie mniejszym trudem co Kroczący.

Pierwszy raz wyznała, z czym wiązała się jej klątwa. Miała nadzieję, że Algar przekaże to później Mirowi, a ten uzna to za wyciągnięcie ręki na zgodę.

Kroczący uniósł brwi, a potem dopił filiżankę herbaty. Podejrzewała, że to nie jej wspomnienia tajemniczego pochodzenia zrobiły na nim wrażenie. Musiał słyszeć o niechęci Gretel do arystokracji, a jej łagodna reakcja zaskoczyć.

Ulatniająca się klątwa zabierała ze sobą wiele emocji, które dawniej wydawały się podstawą osobowości wróżki. A może to wspomnienia, napływające z jakiś odmętów magicznego wymiaru sprawiały, że Gretel odzyskiwała dawno utraconą osobowość?

– Byłem arystokratą, który zarządzał majątkiem i chciał założyć własną gildię kupców – ciągnął dalej Kroczący. – Nie dożyłem tego czasu. Gdyby nie Mir, umarłbym po raz drugi. Czasami muszę zrobić rzeczy, które są co najmniej kontrawersyjne, ale przynajmniej mogę się widzieć z córką.

– Z Widzącą?

– Na moje szczęście tak – powiedział z niejednoznacznym, lekkim uśmiechem.

Zegar wybił szóstą. Za pół godziny Gretel miała sprzątnąć po piekarzu, który wypiekał dla pana Hektora świeży chleb każdego ranka.

Zazgrzytała zębami. Już nie miała czasu czekać na Mira.

– Przekaż mu, że potrzebuję z nim pilnie porozmawiać – powiedziała, wstając. Gestem dłoni powstrzymała Algara przed odprowadzeniem do drzwi. Wiedziała, jak trafić do wyjścia.

Kroczący skinął na to głową.

– Przekażę. Powodzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro