XLIV. Nocne pogaduszki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Galen

Młodzieniec był zniesmaczony tym, że wieczorem nie spotkał nikogo z Messyny. Dał się zrobić w bambuko tak łatwo... Co prawda Pascal zarzekał się, że naprawdę umówił ich z absolwentem konserwatorium. Jak jednak poznać się na kłamstwie? Galen nie umiał tego zrobić.

Za to Gretel towarzyszyła mu w kolacji. Miała melodię, żeby mierzyć się z Pascalem na każdym poziomie. Począwszy od swoich dziwnych, mrocznych komentarzy, a na świdrującym spojrzeniu skończywszy.

W rezultacie Galen wracał do bursy posiniaczony mentalnie jak po bitwie. W swoim pokoju jednak nie odnalazł spokoju. Czekała tam na niego Gretel, choć przecież nawet nie szykowała się do opuszczenia kryjówki handlarza, kiedy wychodził.

Dziewczyna musiała mieć pęd łani i kondycję kamieniarza, żeby przebiec cały dystans dzielący ją od rezydencji albo coś Galenowi umykało. Sądząc po tym, że nie przejawiała nawet cienia zmęczenia, coś bardzo istotnego.

Młodzieniec dopiero po chwili rozmyślań zdał sobie sprawę, że nie tylko patrzył się na Gretel. On się na nią gapił. Jego matka powiedziałaby, że bezwstydnie, niekulturalnie albo też nieprzyzwoity. Nie było to jego intencją, aczkolwiek przypatrywał się dziewczynie ubranej w cienką koszulę.

Miał wrażenie poczerwieniał od stóp po końce uszu, kiedy uświadomił sobie, jak łatwo mu przyszło orzec, że Gretel nie zmęczyła przeprawa do bursy.

– Musimy porozmawiać – powiedziała, poprawiając piżamę.

Galen podniósł wzrok na sufit, ale za późno. Już zarejestrował krągłości, które były nader widoczne przez rozcięcie dekoltu. Jego niezepsuty takimi rzeczami umysł przegrzewał się jak silnik maszyny rolniczej. Palące uczucie zawstydzenia wróżyło rychły koniec w wyniku przegrzania.

– Ale teraz? – sapnął, spuszczając wzrok na stopy. Nie swoje, oczywiście.

Gretel nie miała butów. Smukłe stopy przechodziły w drobne łydki, nieco nierówne kolana ze śladami po obtarciach orac koronkowy brzeg podwiniętej koszuli. Na nogach zaś trzymała rozpinany sweter, dla którego znalazła zastosowanie w formie kocyka.

– Teraz – stwierdziła stanowczo Gretel.

Czy dziewczyna była... doświadczona? Galen wiedział, że powinien się skupić na innych kwestiach. Ale mimowolnie przemknęło mu przez myśl, że nie zdziwiłby się, jeśli miała kiedyś kochanka. Miała zjawiskowe oczy i nieco mniej zjawiskowe cechy urody. Mogła uwieść każdego. Widział też ją w akcji. Była zdolna to zrobić. Podobnie zresztą charakteryzowała ją bezwzględność sprawiająca, że facet mógł służyć jedynie zaspokojeniu jej potrzeb.

Młody Drwal poczerwieniał jeszcze bardziej. Przez swoje wychowanie, a także status, nawet nie dopuszczał możliwości, aby ograniczać się do tak... Przedmiotowego podejścia względem drugiej osoby.

Dziewczyna przypomniała o swoim istnieniu westchnięciem zarówno zniecierpliwienia, jak i rozbawienia. Po tym rozległ się szelest materiału, a ona nakazała usiąść Galenowi obok.

Wtedy młodzieniec nie mógł nie patrzeć na nią. Dlatego też odkrył, że przykryła się kocem do pasa.

Galen poczuł, jak ciśnienie w jego głowie spada, jak poziom wody w porcie po księżycowej nocy. Powoli... Ale z pewną ulgą.

Służka wyjęła kartkę z przyniesionego ze sobą swetra. Podała ją młodzieńcowi, skutecznie nakierowując jego myśli na dobry tor. Było zapisane na niej kilka niewyraźnych słów. Bardziej niż nieprzyjemny charakter pisma, nietypowy dla dziewcząt, uwagę chłopaka przykuły jednak hasła: „Przepowiednia – druga część", „Bakar II", "po kądzieli czy po szabli?".

– Co to ma być? – spytał Galen, przetarłszy oczy.

Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, jakby do tej pory nie chciała wpędzić go w skrępowanie.

Tylko czego innego się spodziewała, przyłażąc prawie taką jak ją Przodkowie stworzyli? Może na północy, w upalnych królestwach, podchodzono do golizny z dystansem, ale nie tu!

Galen musiał jednak przyznać, że jak dziewczyna nie zostawiała suchej nitki na Pascalu przez cały wieczór, tak wobec niego wykazywała się cierpliwością świętej.

– Zaszyfrowane frazy, które miał Pascal w swoim notesie – wyjaśniła, zerkając za okno. W noc... I najprawdopodobniej na Świrka, który się gramolił do pokoju przez szczelinę w okiennicy.

– Miałaś jego notes?

– Nie – przyznała, zarówno nie komentując wysiłku skrzata, jak też szoku na twarzy młodzieńca na samą myśl o rozpatrywanej przez niego możliwości. – Widziałam jak zapisuje słowa.

– Szyfrem – upewnił się, choć nie oczekiwał, że usłyszy coś mniej... Gretelowatego.

– No tak. Napisałam szyfr, a potem go zdeszyfrowałam.

Galen patrzył na służkę oniemiały.

Jeśli mówiła prawdę, tak jak to obiecała sprzed "gościny u Pascala", musiał oddać podziw jej spostrzegawczości. Osobiście widział handlarza z notesem zaledwie kilka razy. Było to te chwile, gdy porozumiewał się ze swoimi ludźmi za pośrednictwem czarodziejskiego kapelusza.

Galen czuł się jednak zbyt zmęczony, aby w to wnikać.

Wstał ze stęknięciem, a potem otworzył okno, wpuszczając do dusznego pokoiku nieco świeżego powietrza. Świrka przy okazji też, bo jego talent do przeciskania się przez nawet najciaśniejsze szparki najwyraźniej uległ stępieniu. Oparł się łokciami o parapet, witając serdecznie chłód owiewający mu twarz. Choć nie było zimno, a jedynie temperatura nieznacznie się obniżyła po palącym wręcz popołudniu, przeszedł go dreszczyk.

Młodzieniec nie mógł się nadziwić, jak ze złudzenia podobne reakcje jego ciała, mogły wiązać się z tak różnymi rzeczami. Drżał raz zimna, a raz z przerażenia przed jakimś potworem. Bywało, że jego ciało czerwieniało od krwi napędzanej przez gniew i frustrację. Albo, tak jak chwilę wcześniej, upodobnił się kolorem do dojrzewającej w słońcu papryki z powodu skromnie ubranej dziewczyny, która groziła mu zdradzeniem światu jego tajemnicy...

Gretel powiedziała nieco łagodniej niż dotąd, dając wybrzmieć swojemu dymnemu głosowi:

– Wiem, że to wyrwane z kontekstu wyrazy, ale chcę, byś miał je na uwadze.

– Dlaczego?

– Bo napisał je Pascal.

Młodzieńcowi zadrżał kącik ust. Nie zdobył się jednak na uśmiech.

Nie tak dawno to Gretel chciał się pozbyć, a teraz cieszył się, że nie lubiła tego samego gościa co on.

Chociaż biorąc pod uwagę, jaki skutek przyniosły jego działania, może powinien dać sobie spokój? Z Gretel? W sumie to już jej obiecał, że tak zrobi. A jednak ciężko było mu się przyzwyczaić do takiego porządku rzeczy.

Za to wyczuwał u szulera coś, co aż prosiło, aby nie robić niczego głupszego niż do tej pory.

– Pascal zaczarował mi talizman – poinformował służkę, odwracając się w jej stronę. Na dowód pokazał wisior. Lekko połyskiwał jedynie w ciemnościach tak głębokich, jak te spowijające w tamtej chwili jego pokój. – Nie wiem jak. A jak przyszedł, tamten dziwny upiór czmychnął bez słowa.

Gretel nie odpowiedziała.

– Jest Widzącym – zasugerował Galen.

– Ale to bogaty Widzący.

Przodkowie! To, po cholerę, to wszystko! Bogaci są nadal bezkarni, a biedni tylko dostają po dupie – przypomniał o sobie ten aspekt osobowości młodzieńca, który wpędził go w to bagno. Postanowił go zignorować.

– To co? – spytał ze słyszalnym niezadowoleniem, krzyżując ręce na piersi. – Odpuszczamy sobie i robimy co nam każe?

– Na razie tak.

– Na razie?

– A myślisz, że Pascal poprzestanie na tym, co obiecał nam, grożąc bronią?

Szczerze mówiąc, Galen nie zastanawiał się nad tym. Może dlatego, że cała ta sytuacja była dziwna i nie wiedział, jak się do niej odnieść. Teraz, kiedy uwziął się na niego jakiś stwór, a szefował mu facet z całym wachlarzem przeróżnych artefaktów, wiedział, że wpadł w wir akcji.

Musiał poszerzyć swoje horyzonty, aby zdecydować, co dalej. O to, co magiczne i starodawne.

Tego jednak nie zamierzał się dowiadywać od Gretel, toteż mruknął niewyraźnie, ziewając:

– Czyli zostaje po staremu?

– Nie. To nie wyszło. Trzeba coś zmienić.

Młodzieniec oparł się łokciami o łóżko w taki sposób, aby nie dotykać dziewczyny.

– Chyba nawet wiem co — mruknął.

Gretel spojrzała na młodzieńca wyczekująco.

– Co byś zrobiła, gdyby nam się jednak udało? — spytał, ignorując Świrka, który sam wślizgnął się do skrzyni, gdzie przechowywał ciastka dla niego. — Tylko szczerze.

Służka nie zastanawiała się długo nad udzieleniem odpowiedzi.

– Nie wiem. Desperacko potrzebowałam współpracy z tobą. Ten artefakt byłby bardzo pożytecznym dodatkiem.

– Chyba żartujesz? — parsknął Galen.

Skrzat aż podskoczył z całym pudłem na ten dźwięk, gdy obił się o jego wieko od środka.

– Nie wydaje mi się — odparła Gretel beznamiętnie, bawiąc się końcówką warkocza.

– I dlatego groziłaś mi?

– Nie miałam zamiaru o tobie donieść — przyznała to z lekkim znużeniem. To nie było tak oczywiste! — Byłeś jednak pierwszym Widzącym, jakiego spotkałam od lat. Ostatniemu chciałam pomóc, a stałam się niewolnicą sił wyższych. A jak się ktoś boi, to jest posłuszny.

Młodzieniec spojrzał na Gretel. Nie była dumna. Zdawała się raczej bezsilna. Jej wyznanie przypominało czytanie depeszy z wojska w oczekiwaniu na kondolencje po zaginionym żołnierzu. To była ponura refleksja, która sprawiała, że zieleń jej oczu przygasała.

– Trzymałaś w garści nie tylko mnie, ale całą moją rodzinę — powiedział cicho. Zaskakiwało go to, że jednak nie wywarczał tego z nienawiścią.

– Gratuluję.

Na żarty teraz cię wzięło?! — pomyślał. Nie dał się jednak wytrącić z rytmu.

– Wiesz jak to jest? Gdy wszyscy, na których ci zależy mogą zginąć?

– Nie. Nie mam rodziny — przyznała beznamiętnie. — A przynajmniej nie pamiętam, abym ją miała.

– Czy to możliwe?

Dziewczyna przesunęła palcami po brzegu kraciaste go koca. Jej palce były tak smukłe, że przywodziły na myśl palce wróżki. Oczywiście, nie była tak słodka, jak w bajkach. Jednak... mogła być taka, jak istota z opowoeści rodziców.

– Wiem troszkę więcej o magii i stworach niż wielu — powiedziała. — Nie zdziwiłabym się, gdybym w zamian za te ciekawostki sprzedała kilka wspomnień za dużo.

– Przyznam, że jak cię znam, to byłabyś do tego zdolna — stwierdził Galen z lekkim westchnieniem.

– A znasz mnie?

– Tak się tylko mówi, dzikusko — zastrzegł, gdy znowu zaczął dostawać wypieków na twarzy.

Gretel zaśmiała się cicho. Jej głos przypominał w tamtej chwili mgłę. Okalał postać Galena swoim ciepłym tembrem.

– We Mgle nie ma czegoś takiego. Takiego gadania dla samego gadania — stwierdziła, mrużąc oczy. — Każde słowo traktuje się śmiertelnie poważnie, bo może kryć się za tym podstęp. Jak tak sobie myślę, to czasami jak zaglądanie pod każdy kamień na deptaku w poszukiwaniu miny. No, ale jeśli możesz zapłacić życiem, to chyba należy być czujnym. Wybacz. Teraz ja gadam dla gadania.

– Nie szkodzi — wtrącił się chłopak. — Przyjemnie się ciebie słucha.

– Ale musisz iść spać.

– A ty nie musisz? – spytał z uśmieszkiem. Tak, słuchał jej...

Gretel pokręciła głową. Powoli wstała z łóżka, po czym narzuciła na siebie sweter. Wtedy też, gdy już znalazła się dwa kroki od wyjścia z lokum Galena, zaczęła:

– Podejrzewam, że Pascal będzie chciał cię mieć blisko siebie. Lepiej, żebyś zrobił na nim dobre wrażenie.

Raczej już zdążył wyrobić sobie o mnie zdanie – pomyślał.

— A dlaczego?

— Może to przez urok początkującego? A może chcę mieć widownię, przed którą będzie mógł się pochwalić swoim dorobkiem?

Brzmiało to bardzo naciągnie. Galen jednak zachował to stwierdzenie dla siebie i zapewnił dziewczynę, że da z siebie wszystko. Gretel stała się wtedy spokojniejsza. Odprowadzona do drzwi udała się od razu do swojego pokoju.

Kiedy młodzieniec położył się na łóżku, przez chwilę myślał o Gretel. Intuicja podpowiadała mu, że była szczera tego wieczora. Nawet jeśli rozsądek kazał traktować jej wyznania ze sporym dystansem, nie mógł nie zastanawiać się nad tym, jakby zachował się pozbawiony wspomnień.

Czy jeżeli jedynym, co zostałoby z jego osobowości, byłaby wiedza o istotach magicznych, nie zacząłby się zachowywać jak jedna z nich? Czy potrafiłby się dogadać z własnym gatunkiem? Kontakt z Krysią, Świrkiem i Peonią nasuwał mu trafne skojarzenia – Gretel zachowywała się jak jedna z nich. Pewnie więc i ona traktowała go, jak na jakiegoś skrzata przystało.

Galen myślał, że większe kłopoty z tożsamością miałby już jednak nieśmiertelny z duszą śmiertelnika. Byłby za miękki na realia, w których przyszłoby mu żyć. A może właśnie nie? W końcu Gretel była twardzielką, a jednak była w tarapatach takich sam jak on.

Nadszedł świt, a młodzieniec nadal nie mógł rozstrzygnąć, jak to rzeczywiście było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro